Plan dla Afryki

Mówienie o walce z przemytnikami więcej ma wspólnego z próbą wybicia komarów niż z realną propozycją rozwiązania problemu.

ks. Włodzimierz Lewandowski xwl ks. Włodzimierz Lewandowski

Afrykę niszczą wojny i głód. To wiemy wszyscy. Ale mało kto pyta o przyczyny obecnego kryzysu humanitarnego. Patrząc wstecz, na minione stulecie, niewątpliwie możemy wskazać przynajmniej trzy. Pierwszą jest rabunkowa gospodarka epoki kolonialnej i to, co działo się bezpośrednio po uzyskaniu niepodległości. Drugą podtrzymywanie i podsycanie lokalnych konfliktów, dzięki którym łatwiej było sprawować władzę. Wreszcie zmiany klimatyczne. W tym kontekście wielki exodus mieszkańców Czarnego Lądu nie powinien dziwić. Jeśli już to bierność, z jaką patrzono w Europie na rozwój sytuacji licząc na naturalną barierę, jaką jest Morze Śródziemne.

O konieczności wdrożenia planów długofalowej pomocy mówiono od dawna. Przed dwoma laty podpisano nawet stosowne porozumienie, sygnowane przez Caritas Italiana, Wspólnotę Sant’Egidio i rząd włoski. Bardzo szybko powołano specjalną ekipę, która wyjechała na rekonesans, by po powrocie zaproponować rozwiązania. Warto przy okazji przypomnieć, że w projekt bardzo mocno zaangażował się ówczesny sekretarz generalny CEI, abp Nunzio Galantino. To były początki planu dla Afryki, o jakim od dawna mówi Franciszek, czy obecnie przewodniczący Parlamentu Europejskiego, Antonio Tajani.

Zanim jednak plan zostanie wdrożony nadal będziemy świadkami tragedii na morzu, zaś mówienie o walce z przemytnikami więcej będzie miało wspólnego z próbą wybicia wszystkich komarów w okolicy, niż z rzeczywistym rozwiązaniem problemu. Wielu zwolenników wszelkiego rodzaju barier nie przyjmuje do wiadomości jednego faktu. W płynących łodziach (a raczej pontonach) nie ma organizujących proceder. Oni działają po afrykańskiej stronie, oferując łódź, silnik i zapas paliwa. Nie ma fizycznej możliwości obstawienia całego wybrzeża libijskiego. Zatem wiedzący, że w Europie jest chleb płynąć będą w dalszym ciągu. To logiczne.

Natomiast dla nas, z tej strony morza, otwartym pozostaje pytanie o reakcję, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z dość częstym zagrożeniem życia. Nie ma co ukrywać. Statystyki ostatnich miesięcy są porażające. Próbując zmierzyć się z problemem warto zestawić go z inną, szczęśliwie zakończoną historią. W ostatnich dniach oczy świata zwrócone były na akcję ratowniczą w tajlandzkiej jaskini. Z wielu krajów jechali specjaliści, zaangażowano najnowocześniejszy sprzęt, na miejscu pojawiły się ekipy telewizyjne z całego świata. Niestety, tonące na morzu dzieci nie mają takiego szczęścia. Poza grupą zapaleńców (niektórzy mówią fanatyków, lub co gorsza „współpracowników” przemytników), reszta patrzy z obojętnością na rozgrywającą się na ich oczach tragedię. Gdy w ubiegłym tygodniu wyłowiono z wody trzy dziecięce ciała, Pietro Bartolo, słynny lekarz z Lampedusy, napisał na Twitterze:

Nie wiem, czy ten wpis wywołał poruszenie. Sądząc po ilości polubień, podań i komentarzy, raczej niewielkie. To zły znak, zdaniem Enzo Bianchi świadczący o głębokim kryzysie europejskiego humanizmu.

Jak przeżywająca ten kryzys Europa zareaguje na plan Marschalla dla Afryki nie wiemy. Jedno jest pewne. Będzie wielkim testem dla deklarujących gotowość pomocy, ale jedynie tam, na miejscu.