Kapelan wszystkich kapelanów

WIARA.PL |

publikacja 01.08.2018 05:40

22 września 1944 roku. Powstanie upadnie dopiero za dziesięć dni, ale nikt nie ma już złudzeń, że klęska jest nieuchronna. Ksiądz pułkownik Stefan Kowalczyk, pseudonim „Biblia”, wierzy jednak, że to tylko przegrana bitwa...

Kapelan wszystkich kapelanów wydawnictwowam.pl Eugeniusz Lokajski "Brok". Zdjęcie ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Fragment książki "Duch 44" Stanisława Zasady publikujemy za zgodą wydawnictwa WAM.

„Kończy się, Żołnierzu Polski, jedna karta historii Twoich walk i zmagań – karta powstańczej walki o Stolicę Państwa, pisana Twoją bohaterską odwagą, serdeczną krwią i twardym, pełnym zaparcia trudem”. Patetycznie. Ale moment jest wyjątkowy: mamy 22 września 1944 roku. Powstanie upadnie dopiero za dziesięć dni, ale nikt nie ma już złudzeń, że klęska jest nieuchronna.

Ksiądz pułkownik Stefan Kowalczyk, pseudonim „Biblia”, wierzy jednak, że to tylko przegrana bitwa. Że wojna trwa nadal. I że zwycięstwo i tak przyjdzie. A nawet gdyby sam w to nie wierzył, musi dodać otuchy innym. Wszak jest naczelnym kapelanem Armii Krajowej.

Kapelan wszystkich kapelanów   wydawnictwowam.pl Stanisław Zasada: Duch'44. Wydawnictwo WAM Narada

1 sierpnia 1944 roku na jedenastą zwołuje naradę. Polecenie takie dostał od swojego przełożonego – księdza Tadeusza Jachimowskiego, naczelnego kapelana i szefa służby duszpasterskiej Polskich Sił Zbrojnych w Kraju. „Biblia” jest jeszcze dziekanem okręgu warszawskiego Armii Krajowej. Czternastu kapelanów (miało być więcej) zbiera się w budynku kurii niedaleko katedry polowej przy ulicy Długiej w Śródmieściu. Choć niektórzy spierają się, że odprawa była w pobliskim klasztorze Pallotynów.

– Miejsce trudno dziś ustalić – mówi ksiądz pułkownik Zbigniew Kępa, rzecznik prasowy Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego. – Ale na pewno taka narada się odbyła. W każdym razie ksiądz Kowalczyk wydaje kapelanom ostatnie dyrektywy przed wybuchem Powstania. Że wybuchnie, wszyscy liczyli się z tym od jakiegoś czasu. Teraz od księdza „Biblii” słyszą, że to dziś, o siedemnastej.

Zostało kilka godzin, więc narada jest krótka. Ostatnie dyspozycje. Że muszą zawiadomić kapelanów rejonowych.

Że w oddziałach dzień należy zaczynać od Ojcze nasz, Zdrowaś Mario i Wierzę w Boga. Że wieczorem odmawiać Anioł Pański i trzy razy Wieczny odpoczynek. Spotkanie kończą modlitwą: o pomyślny przebieg Powstania. Na więcej nie ma czasu.

Sanitariusz

1 sierpnia to dzień jego urodzin – przyszedł na świat w 1897 roku, w chłopskiej rodzinie. Polska odzyskuje niepodległość, a pięć miesięcy wcześniej Stefan Kowalczyk przynosi do domu świadectwo dojrzałości – chodził do warszawskiego gimnazjum Mikołaja Reja. Plany na przyszłość ma od dawna sprecyzowane: zaraz po maturze wstępuje do warszawskiego seminarium duchownego.

Dwa lata później, razem z innymi alumnami, zaciąga się jako ochotnik do armii generała Józefa Hallera, który broni Warszawy przed Armią Czerwoną. Jest sanitariuszem: pływa na płaskodennych statkach (berlinki), które przewożą Wisłą rannych żołnierzy do szpitali na lewobrzeżnej części miasta. Za udział w walce z bolszewikami dostanie Miecze Hallerowskie i Medal Pamiątkowy za Wojnę 1920 roku.

22 stycznia 1923 roku zostaje wyświęcony na księdza. Pierwsza placówka: wikariat w Grodzisku Mazowieckim. Potem działa w Akcji Katolickiej, zajmuje się młodzieżą.

Na zdjęciach z tamtych lat wygląda jak klasowy prymus: starannie zaczesany, w cienkich okularkach.

Major

Trzeba mieć polskie obywatelstwo, nie więcej niż 35 lat, cieszyć się dobrym zdrowiem, co najmniej od trzech lat być kapłanem i mieć dobrą opinię swojego biskupa. Ksiądz Stefan Kowalczyk nadaje się w sam raz – w 1926 roku zostaje proboszczem wojskowej parafii Świętego Klemensa w Warszawie.

Kilka lat wcześniej powstał Ordynariat Polowy Wojska Polskiego. Biskup polowy Stanisław Gall zna dobrze księdza Kowalczyka – kilka lat wcześniej jeszcze jako pomocniczy biskup warszawski wyświęcił go na kapłana. Musiał mieć o nim dobrą opinię.

Garnizonowa parafia księdza Stefana to: stołeczna Praga, część powiatu warszawskiego i cały radzymiński, Tarchomin, Marki, Józefów i Otwock. Potem zamieni ją na parafię Świętego Jerzego na stołecznej Cytadeli na lewym brzegu Wisły. Jest też kapelanem trzech jednostek wojskowych: przyjmuje przysięgi od rekrutów, wygłasza religijne pogadanki, odprawia żołnierskie pogrzeby.

W 1937 roku prezydent Mościcki awansuje go na stopień starszego kapelana – to odpowiednik majora. Duszpasterstwo wojskowe stanie się jego pasją. Ksiądz major Stefan Kowalczyk pracuje już wtedy w Kurii Polowej. I ma nowego zwierzchnika – od kilku lat nowym ordynariuszem polowym Wojska Polskiego jest biskup Józef Gawlina.

Wojna

Wrzesień 1939. Warszawa przygotowuje się do obrony, a ksiądz major Kowalczyk ma oczy czerwone ze zmęczenia, nogi opuchnięte. To z nadmiaru obowiązków – przed opuszczeniem stolicy biskup Gawlina mianował go swoim wikariuszem generalnym, czyli swoim zastępcą. Pracy co niemiara, do tego – w wojennych warunkach.

Wymyślił „duszpasterstwo lotne” – po każdym nalocie kapelani wybiegają na ulice i udzielają pomocy rannym i umierającym. Czasem chodzi o ostatnie namaszczenie, czasem o przeniesienie ciężko rannego do szpitala. On też jest wszędzie: wizytuje kapelanów, chodzi na barykady.

28 września Warszawa kapituluje. Kapelani, którzy służą na stałe w wojsku, mają iść z żołnierzami do obozów jenieckich – to w zgodzie z konwencją genewską o jeńcach wojennych. Księża rezerwiści mają wrócić do normalnej pracy duszpasterskiej.

Ksiądz Kowalczyk zostaje w Warszawie. Jest jedynym przedstawicielem Kurii Polowej, z urzędu wikariusza generalnego nikt go nie zwolnił.

Pawiak

Siedzi na Pawiaku – gestapo aresztowało go przypadkowo z 20 innymi księżmi zaraz po kapitulacji Warszawy. Wyjdzie po miesiącu, bo niemieccy śledczy nie wiedzą, że to zastępca biskupa polowego. Choć szukali go wcześniej w jego mieszkaniu na Marymoncie.

Na wolności od razu zabiera się do konspiracyjnej roboty. Duszpasterstwo wojskowe rozbite: arcybiskup Gawlina we Francji, część kapelanów nie żyje, niektórzy przedostali się za granicę. Trzeba wszystko organizować od nowa – tym razem w konspiracji.

Ksiądz Kowalczyk ma teraz pseudonim „Biblia”.

Polityka

Jest problem. Do Polskiego Państwa Podziemnego wdzierają się przedwojenne polityczne podziały: generał Władysław Sikorski, premier emigracyjnego rządu, nie ufa sanacyjnym politykom. Na eksponowane stanowiska mianuje swoich ludzi.

Niesnaski polityków odbijają się też na duszpasterstwie wojskowym. Nominację księdza Kowalczyka na wikariusza generalnego środowisko związane z Sikorskim uważa za decyzję starej ekipy – arcybiskup Gawlina był przecież związany z piłsudczykami.

Dlatego Stefan Rowecki „Grot”, dowódca Armii Krajowej, mianuje jej naczelnym kapelanem i szefem służby duszpasterskiej Sił Zbrojnych w Kraju księdza Tadeusza Jachimowskiego (pracował w Kurii Polowej od początku, ale po niesnaskach z piłsudczykami odwołano go z funkcji).

W tym momencie ksiądz Kowalczyk jest nadal wikariuszem generalnym Kurii Polowej. Na szczęście konflikt zostaje zażegnany: Kowalczyk i Jachimowski dochodzą do porozumienia.

Walka

Wybuchło Powstanie, a tu wszystko w rozsypce. Budowane misternie duszpasterstwo wojskowe nie zadziałało tak jak trzeba – tylko kilkunastu kapelanów przyszło 1 sierpnia na naradę, którą zwołał w Śródmieściu. Większość nie zdołała dotrzeć.

Problemów jest więcej. I tak: naczelny kapelan Armii Krajowej, ksiądz Tadeusz Jachimowski, nie zdołał skontaktować się z naczelnym dowództwem; nie wszyscy kapelani zdążą dotrzeć w wyznaczonym czasie na miejsce zbiórki.

7 lub 8 sierpnia (data nie jest pewna) kolejny cios. Na Ochocie zostaje rozstrzelany ksiądz Jachimowski. Tak jak we wrześniu 1939 roku, ksiądz Kowalczyk odpowiada teraz za duszpasterstwo wojskowe w stolicy. W wojennych warunkach znów radzi sobie świetnie. Pierwszą siedzibę ma przy Świętokrzyskiej. Później zmienia kwatery. W ostrzeliwanym bez przerwy mieście odwiedza kapelanów, chce mieć z nimi kontakt, wiedzieć o trudnościach, z jakimi się zmagają. Gdy dostaje wiadomość, że któryś poległ, musi wyznaczyć następcę. Jego cel: każdy, nawet najmniejszy oddział powinien mieć kapłana.

Stanisław Krasucki pisze w książce Duszpasterstwo w Powstaniu Warszawskim 1944: „Pomimo stale rwącej się łączności, urywanych kontaktów i ciągłych zmian z niezwykłą energią i inicjatywą potrafi ł do końca utrzymywać łączność ze swymi kapelanami. Kiedy zawodziła normalna łączność, ujawniał jakiś cudowny dar improwizacji, przywracając na nowo opiekę duszpasterską nad rozproszonymi i doraźnie tworzącymi się na nowo oddziałami”.

Dzień

„Szef mój «Biblia» miał tego dnia nawał pracy. Po załatwieniu spraw formalnych zostałem u szefa około godziny szesnastej na obiedzie (zupa jarzynowa z konserwami, u nas jeszcze nie było ograniczeń)” – opisuje jeden z powstańczych dni księdza Kowalczyka jego przyjaciel i zastępca, ksiądz Mieczysław Paszkiewicz.

Dalej było tak: „Ledwie tylko wyszliśmy z gmachu, zaczęło się gwałtowne ostrzeliwanie obiektu i przyległości przez artylerię niemiecką. Ogromne pociski padały co chwila, rozwalając sąsiednie budynki i podnosząc ogromne tumany kurzu. Z trudem dotarliśmy do przeskoku w Alejach Jerozolimskich, szczęśliwie go przeszliśmy i dopiero na Kruczej odetchnęliśmy. Jeden z naszych dowódców przy tej przeprawie utracił prawie całą rękę”.

Dusza

Stara się podnieść morale akowców prowadzących nierówną walkę z wrogiem. Nadarza się świetna okazja, bo zbliża się święto Matki Boskiej Częstochowskiej. Wychowanej na Potopie akowskiej młodzieży Jasna Góra kojarzy się ze zwycięstwem w, wydawałoby się, beznadziejnej sytuacji.

Święto przypada 26 sierpnia. Ale awansowany z majora na pułkownika „Biblia” w porozumieniu z pułkownikiem Antonim Chruścielem „Monterem” (to on jest faktycznym dowódcą Powstania) zarządza, żeby tydzień poprzedzający uroczystość był „czasem wzmożonego korzystania z sakramentów”. Zaleca spowiedź i komunię świętą.

„Tydzień ten niech będzie zapoczątkowaniem powszechnego odrodzenia moralnego naszych szeregów i wkraczania na wielkie szlaki naszych praojców, którym przewodniczą duchy Żółkiewskich, Chodkiewiczów, Trauguttów” – pisze w apelu z 21 sierpnia.

Wie, że w powstańczych szeregach nie zawsze dzieje się najlepiej. Docierają do niego sygnały o piciu, kradzieżach, niemoralnym prowadzeniu się młodych akowców. Ksiądz pułkownik Kowalczyk przypomina więc: „Nie ten jest Żołnierzem Polski, nie ten walczy o Jej wolność, kto tylko z bronią w ręku krwawi na szańcach, ale ten, który walcząc i krwawiąc, daje jednocześnie Ojczyźnie swojej duszę jasną i czystą”.

Ostrzega: „Ofiary zanieczyszczonej brudem zmysłów, splamionych grabieżą dobra ogólnego, obniżonej pijaństwem – Bóg nie przyjmie”.

Kanał

Połowa sierpnia. Niemcy zacieśniają pierścień wokół Starego Miasta. Nie sposób się już przedostać z dzielnicy do dzielnicy. Do łączności, transportu broni i amunicji oraz ewakuacji powstańców z zajętych części miasta dowództwo Armii Krajowej wykorzystuje sieć kanałów.

Teresa Wilska, pseudonimy: „Bożenka”, „Bożena Czarna”, jest łączniczką. Ma osiemnaście lat, ale warszawskie kanały zna jak mało kto. 1 września z upadającej Starówki wyprowadzi kilkudziesięciu żołnierzy ze Zgrupowania „Wigry” do Śródmieścia.

To ona w połowie sierpnia przeprowadzi „Biblię” kanałami na Stare Miasto. Ksiądz pułkownik Kowalczyk chce zwizytować służących tam kapelanów. Powinien spotkać tam między innymi księdza Wacława Karłowicza „Andrzeja Bobolę”, twórcę największego szpitala powstańczego przy ulicy Długiej.

Ksiądz Paszkiewicz: „Kontakt z podwładnymi utrzymywał żywy, żądał stałych sprawozdań, zatwierdzania każdej sprawy duszpasterskiej, dyspensy, ślubów (formalnie, przeważnie na piśmie). A kiedy ludność cywilna i niektórzy księża zaczęli opuszczać Warszawę, czuwał, by żadna formacja, a łącznie z tym i dzielnica, nie była pozbawiona opieki duszpasterskiej”.

Duch

„U bram Stolicy stoi zwycięska Armia Czerwona, z chwilą wyzwolenia Miasta z barbarzyńskich rąk wroga otworzy się nowa karta dziejów naszych walk. W braterstwie broni z żołnierzami Armii Czerwonej walczyć nam przyjdzie o wolność całego Kraju i o sprawiedliwą karę nad wrogiem za jego niespotykane w dziejach ludzkości okrucieństwo, nic niemające wspólnego ze szlachetną walką przeciwników”.

To jego kolejny apel do żołnierzy. Jest 22 września, nie ma już złudzeń, że powstańców czeka klęska. Ale chce im dodać ducha: „Żołnierzu polski, polecam Cię gorąco opiece Najświętszej Pani, Królowej Polski, abyś za Jej przemożną opieką wywalczył jak najrychlej wolność i wielkość Ojczyzny i wyniósł ze zwycięskich walk nieskalany, jasny honor żołnierski”.

Sam też szykuje się do kapitulacji. Pod koniec września papiery Kurii Polowej każe zamurować w piwnicy spalonego domu przy Koszykowej.

Kapitulacja

3 października. Już po kapitulacji. Znów zarządza odprawę – jak dwa miesiące temu, gdy szykowali się do Powstania. Wtedy życzyli sobie zwycięstwa. Teraz trzeba ustalić, kto z kapelanów pójdzie z powstańcami do obozów jenieckich, a kto zostanie z ludnością cywilną. Ledwo udało mu się przekonać podwładnych, że nie ma sensu, by wszyscy szli do niewoli. Że ktoś musi też zostać na miejscu. Ostatecznie do obozów pójdzie pięciu księży. On z żołnierzami Armii Krajowej też idzie do obozu. W końcu jest naczelnym kapelanem.

Przed poddaniem się Niemcom obowiązki naczelnego kapelana przekazuje zastępcy. Tym, którzy przyłączają się do cywilów, wystawia zaświadczenia – nie chce, żeby posądzono ich o dezercję.

5 października 1944, czwartek. Stoi w Śródmieściu na placu Napoleona (dziś Powstańców Warszawy). Razem z nim dowódca sił powstańczych pułkownik Antoni Chruściel „Monter”, oficerowie sztabowi i długa kolumna żołnierzy. Stąd pójdą do niewoli.

Obóz

Dobiegniew koło Gorzowa Wielkopolskiego do 1945 roku nazywa się Woldenberg. Niemcy mają tu obóz jeniecki dla oficerów. Jesienią 1944 roku trafi a tu ponad stu uczestników Powstania Warszawskiego. Wśród nich ksiądz Stefan Kowalczyk z innymi kapelanami.

„Biblia” wciąż czuje się przywódcą. U władz oflagu wystarał się o zgodę na odprawianie co niedziela mszy świętej. Na koniec śpiewają Boże, coś Polskę.

Stąd zostaje przewieziony do obozu Fallingbostel w Dolnej Saksonii. Niemieckie władze przetrzymują tu oficerów z Powstania Warszawskiego, jest wiele kobiet – wśród nich Jadwiga Chruściel, córka pułkownika Antoniego Chruściela „Montera”, komendanta okręgu warszawskiego Armii Krajowej.

Warunki ciężkie: obóz położony jest w lasach, na bagnistym terenie. Na początku kwietnia 1945 roku Fallingbostel wyzwolą alianci.

Wikary

Ksiądz Kowalczyk wraca do ruin Warszawy, którą opuścił kilka miesięcy wcześniej, gdy z placu Napoleona szedł z żołnierzami Armii Krajowej do jenieckiego obozu.

Teraz zostaje wikariuszem w pokarmelickim kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i Świętego Oblubieńca na Krakowskim Przedmieściu. Katedra Świętego Jana zburzona, więc barokowa świątynia po karmelitach jest na razie prokatedrą. Przy kościele utworzono seminarium duchowne. Były powstańczy kapelan będzie tu bibliotekarzem.

Gotycki kościół Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny na warszawskim Nowym Mieście – jedna z najstarszych świątyń stolicy – to ostatnia placówka księdza Kowalczyka. Był tu wikariuszem, komuniści nie zgodzili się, żeby kierował parafią.

Kościół stoi na skarpie nad Wisłą, dobry stąd widok na drugi brzeg. W niedzielny poranek ludzie schodzą się na mszę. Pytam starszych ludzi o księdza Kowalczyka. Nikt sobie go nie przypomina. Po mszy dzwonię domofonem do proboszcza. – Nie znam takiego nazwiska.

Nagrobek

Gdy 16 czerwca 1957 roku umiera – ma 60 lat. Spoczywa na cmentarzu Wawrzyszewskim. Nagrobek z czerwonego piaskowca, tablica z wypisanym zasługami, na krzyżu znak Polski Walczącej. Ksiądz Wacław Karłowicz, jeden z najdłużej żyjących kapelanów Powstania, tak zapamiętał naczelnego kapelana Armii Krajowej: „Był wspaniałym organizatorem, wiele pracował w organizacjach związanych z Kościołem, całkowicie dla dobra Kościoła bez przywilejów, czysty charakter niezwiązany z partiami i stronnictwami politycznymi. Był wymagający dla siebie i innych, sprawiedliwy”.

TAGI: