Droga jest w człowieku

Mira FiutaK

publikacja 18.07.2018 05:45

– To jest mój znak, że chodzę na Camino – mówi 7-letni Tymoteusz, pokazując zawieszoną na szyi muszlę św. Jakuba.

Rodziny zabierają ze sobą wózki terenowe, rowerki i hulajnogi. viaregia.notochodzmy.pl Rodziny zabierają ze sobą wózki terenowe, rowerki i hulajnogi.

Spotykamy się w Zbrosławicach. Właśnie około południa zrobili sobie przerwę i rozłożyli się na schodach prowadzących na plac kościelny. Grupa wyruszyła rano z Radzionkowa, przed wieczorem dotrą do Łubia – szlakiem wyznaczonym muszlami św. Jakuba. Jutro rano ruszają dalej do Kotulina.

To już 14. odcinek ich rodzinnego Camino. Wyruszyli w tę drogę w październiku 2016 roku z Medyki, gdzie rozpoczyna się polski ponad 900-kilometrowy odcinek Via Regia. Pokonali już ponad połowę tej drogi. Liczą, że do Zgorzelca, który jest jego ostatnim punktem w naszym kraju, dotrą za półtora roku. Grupa liczy średnio około 20 osób. Idą w niej trzy pokolenia – dzieci, rodzice i dziadkowie. Najmłodsza – roczna Faustynka na Camino była jeszcze przed urodzeniem, bo jej mama, będąc w ciąży, nie rezygnowała z pielgrzymowania.

Mieszkają w Gliwicach-Sośnicy, Knurowie, Wieszowej i Tarnowskich Górach. Część znała się już wcześniej z Sośnickiej Ślubowanej Pieszej Pielgrzymki na Górę św. Anny. – Chcieliśmy stworzyć taką formę pielgrzymowania, gdzie dzieci będą podmiotem, a wózek nie będzie dodatkiem na końcu grupy, który spowalnia tempo – mówią Barbara i Marcin, którzy zainicjowali to rodzinne Camino. Razem z nimi chodzą ich trzy córki – 9-letnia Marysia, 6-letnia Dorotka i 4-letnia Agnieszka.

W podróży poślubnej do Santiago

Od początku wiedzieli, że chcą iść Szlakiem św. Jakuba, bo to bardzo ważna dla nich droga. W swoją podróż poślubną poszli na Camino, z Burgos do Santiago de Compostela, a wyruszyli zaraz po ślubie. – Droga jest w człowieku. Od początku po prostu wiedzieliśmy, że pójdziemy razem na Camino – wspomina Barbara. – Uważamy, że to był piękny początek małżeństwa. Takie odcięcie się na trzy tygodnie od świata, bo wtedy połączenia komórkowe były jeszcze drogie, więc nikt do nas nie dzwonił. Czas tylko dla nas, tylko we dwoje. Mieliśmy poczucie, że z tej drogi naprawdę wróciliśmy już jako małżeństwo – dodaje.

Obiecali sobie, że na 25. rocznicę ślubu znowu pójdą do Santiago de Compostela, a wyruszą z progu swojego domu. – Najpierw pojawił się pomysł, żeby przejść Nyską Drogę św. Jakuba, taki łącznik do Via Regia od granicy czeskiej, przez Nysę do Skorogoszczy – mówi Marcin o początkach weekendowego Camino. – Ale potem pomyśleliśmy, co będziemy się ograniczać, przejdziemy całą Via Regia w Polsce, czyli 926 kilometrów.

Plan jest taki. W ciągu weekendu robią średnio około 40 kilometrów. Zgodnie z zasadą Camino zaczynają wędrówkę tam, gdzie poprzednio ją zakończyli. Do najdalszych punktów szlaku ze Śląska to maksymalnie 3, 4 godziny jazdy samochodem, możliwe do pokonania w ciągu sobotnio-niedzielnego wypadu. Planują średnio jeden weekend w miesiącu z przerwą na zimę. Chociaż w tym roku, kiedy pierwszy raz wyszli po zimie, powitały ich 17-stopniowe mrozy. A że połowa grupy to dzieci, więc zabierają ze sobą przyczepki rowerowe, wózki terenowe, rowerki i hulajnogi.

Początkowo noclegi rezerwowali w schroniskach. Teraz Marcin, który przygotowuje trasę, szuka innych rozwiązań, bo na ich szlakach, mniej popularnych turystycznie, często trudno coś znaleźć. – Biorę mapę, odliczam 20 kilometrów i sprawdzam, gdzie w okolicy jest jakaś miejscowość. Zwykle dzwonię do parafii i pytam o możliwość noclegu. Kiedy nie ma takiej możliwości, bardzo często ksiądz proboszcz wskazuje nam jakieś inne miejsce. I na przykład dostajemy do dyspozycji szkołę – wyjaśnia.

– Nasze młodsze córki przez długi czas uważały, że do szkoły chodzi się po to, żeby się przespać. Pamiętam, jak kiedyś najmłodsza Agusia dziwiła się: „Marysia była w szkole, ale tam nie spała. To po co ona tam poszła?” – wspomina ze śmiechem Barbara.

Kosz pełen ciasteczek

Co daje taka wspólna droga? – Na pewno poczucie wspólnoty. Na początku nie wiedzieliśmy, jak to będzie wyglądało, jaka grupa się zbierze. Nie wiedzieliśmy, co uda nam się stworzyć, czy będziemy chodzić razem, czy tak jak na Camino – każdy pójdzie sam – opowiada.

Już na pierwszej wyprawie bardzo naturalnie wyszło, że ruszyli razem i do dziś chodzą w grupie. – Cieszymy się też tymi wspólnotami, do których idziemy. Uczestniczymy z nimi w Mszy św., kiedyś zostaliśmy poproszeni o włączenie się w liturgię i służenie do Mszy. Cieszymy się, że możemy też coś z siebie dać Kościołom, do których przychodzimy. Na pewno dajemy im naszą modlitwę – mówi Barbara.

Po drodze spotykają się z dużą życzliwością. W parafii w Sosnowcu-Maczkach spali w prywatnych domach. – Ksiądz nie miał możliwości noclegowych, żeby przyjąć taką grupę, więc poprosił parafian i kilka rodzin gościło nas u siebie. Zrobiliśmy im kolejne małe Światowe Dni Młodzieży – śmieje się Marcin.

W wiosce Zagórzyce na Podkarpaciu, kiedy zatrzymali się na odpoczynek, pojawiła się pani z wielkim koszem świeżo upieczonych ciasteczek. – Widzimy, jaki świat jest dobry. Ale też to nasze pielgrzymowanie daje nam możliwość zachwytu przyrodą. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jak ładny i zielony jest Śląsk oraz jego bliskie okolice. Znamy popularne turystyczne miejsca, a tu mamy możliwość dotrzeć do tych mniej uczęszczanych, jak np. Sławków czy piękna Dolina Sztoły – wymienia Marcin.

Wszyscy podkreślają, że te weekendy to ważny czas dla ich rodzin. – Mówi się, że dzisiaj dzieci żyją w wirtualnym świecie, nie mają prawdziwych znajomych. A nasze co miesiąc mają biwak z koleżankami i kolegami, z którymi bawią się, biegają, a jak mamy nocleg na szkolnej sali gimnastycznej, to grają w piłkę i wspinają się na drabinki. Cieszymy się, że one też mają tu swoją wspólnotę, z realnymi, a nie wirtualnymi dziećmi – podkreśla Barbara.

– Dobre jest też to, że są w różnym wieku, od Faustynki do Marcina, który skończył gimnazjum i jest autorytetem dla młodszych. Przekrój wiekowy jest duży, a dzieci dogadują się między sobą – dodaje mąż.

Taka moja przygoda

Tymoteusz 21 lipca skończy siedem lat. Na szyi ma zawieszoną muszlę św. Jakuba. – To jest mój znak, że chodzę na Camino. Dostałem ją na urodziny, bo akurat wtedy szliśmy – wyjaśnia. Czym z jego perspektywy są te weekendowe wyprawy? – To jest taka moja przygoda. Wędrujemy wszyscy razem z kolegami i koleżankami, dziadkiem, babcią i ze znajomymi. Najczęściej chodzę z moim kolegą Łukaszem – opowiada.

Razem z rodzicami pielgrzymuje też jego rodzeństwo, najmłodsza w grupie Faustyna i 4-letni Wojtek. Pytany o zmęczenie w drodze, Tymoteusz odpowiada krótko: – Jak jestem zmęczony, to jadę na hulajnodze. – Staramy się być w tej naszej wspólnocie prawdziwą rodziną. I jak to bywa w wielopokoleniowej i poszerzonej rodzinie, zdarzają się ważne rozmowy z tymi dalszymi „krewnymi”. Bo czasem łatwiej coś powiedzieć nie swoim dzieciom albo zapytać o coś nie swoich rodziców – zauważa Barbara.

– Mamy wspólnotowego dziadka Benka, który mówi, że wszystkie nasze dzieci są jego prawdziwymi wnuczętami, nie przyszywanymi. Poza tym jest też naszym nieformalnym „duszpasterzem”, prowadzi modlitwę wieczorną – mówią o 67-letnim Benedykcie. Wieczorami jest również czas na wspólne robienie różańców z muszelek, które potem rozdają po drodze albo zostawiają gospodarzom w zamian za darmowe noclegi. Wysyłają też pocztówki z podziękowaniem ze zdjęciami z ich rodzinnego Camino.

Na piątym wyjeździe w Pilźnie przypadał 200. kilometr pielgrzymki, więc postanowili zabrać ze sobą „200 pierogów na 200 kilometrów”. Na miejscu okazało się, że zrobili ich znacznie więcej. Na tym samym wyjeździe spotkała ich też niecodzienna niespodzianka. Jeden z dębickich radnych, gdy dowiedział się, że idą Szlakiem św. Jakuba i będą w Słotowej, czekał na nich przy kapliczce. A kiedy okazało się, że jednak tam nie dotrą, znalazł ich na obrzeżach Pilzna i poczęstował swojską kiełbasą.

Przekroczyli już połowę polskiego odcinka Szlaku św. Jakuba – Via Regia. Kiedy dotrą do Zgorzelca, nie zamierzają zakończyć drogi. – Już teraz zastanawiamy się, jak dojdziemy do Hiszpanii. Trzeba będzie zmienić tryb, bo weekendowo może być trudno – śmieje się Marcin. – Ale teraz nie pytamy już „czy pójdziemy?”, tylko „w jaki sposób to zrobimy?”. Bo że pójdziemy do Hiszpanii, to już jest dla nas oczywiste – dodaje jego żona.

Relacje z ich wypraw można śledzić na: viaregia.notochodzmy.pl.

TAGI: