To nie by-pass spod czwórki

Barbara Gruszka-Zych

publikacja 23.07.2018 05:45

Chory przez sam fakt, że zachorował, nie przestaje być człowiekiem. – Dlatego nie powinien być traktowany jak przypadek, „wieńcówka z trójki” – podkreśla prof. Danuta Krzyżyk, lingwistka z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

To nie by-pass spod czwórki istockphoto

Językoznawca potrafi zdiagnozować jakość relacji pacjent–pracownik służby zdrowia za pomocą interpretacji używanych przez nich słów, konstrukcji składniowych, głosu. To niezwykle istotne, bo dialog lekarza z chorym jest podstawą terapii niezbędnej człowiekowi, który nagle znalazł się na innej planecie - bólu, beznadziei, cierpienia. Dziś, kiedy medycy mają coraz mniej czasu na rozmowę, bo kolejki czekających są bardzo długie, a wizytę skracają powinności administracyjne, warto przypomnieć, że to jednak chory wciąż pozostaje w centrum działań służby zdrowia. To, jak lekarze go traktują, świadczy o poziomie moralności społeczeństwa, z którego wyszli. Bo każda społeczność składa się ze zdrowych i chorych, między którymi zachodzi nieustanna wymiana pozornie niewidzialnych, ale istotnych dóbr: wzajemnej uwagi, troski, życzliwości.

– Zdrowie oznacza nie tylko osobistą i zawodową sprawność, ale także gotowość znoszenia nieuniknionego cierpienia i uczestnictwa w cierpieniu innych – mówi profesor Uniwersytetu Opolskiego ks. dr hab. Konrad Glombik. – Posługa wobec chorych jest posługą miłosiernego Samarytanina, postawą naśladowania Chrystusa i uczynkiem miłości. Kiedy choremu brakuje miłości i czułości, czuje się załamany, traci siły potrzebne do zdrowienia. Odkrycie, że jest się kochanym pomimo słabości i cierpienia, otwiera pacjenta na życie i jego sens – przypomina ks. prof. Glombik.

Niebezpieczne zdrowie

Dopiero na początku lat 70. medycyna zwróciła uwagę na to, że pacjent jest osobą, która ma nie tylko ciało, ale też psychikę i ducha. – Dotarło to do powszechnej świadomości po publikacji słynnej książki P. Ramseya „Pacjent jest osobą” – przypomina prof. Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach ks. dr hab. Antoni Bartoszek. Od tego czasu mówi się o medycynie holistycznej, mającej na względzie całościową opiekę nad pacjentem, który składa się z ciała, duszy i umysłu. Sferą cielesną zajmują się medycyna i biologia, a duchową – psychologia, etyka i religia. Teologia chrześcijańska zwraca uwagę, że choroba nie pochodzi od Boga, dlatego powinniśmy z nią walczyć, ale też w ostateczności przyjąć ją. – Brak zrozumienia sensu choroby prowadzi do braku zrozumienia sensu życia, które nierozdzielnie związane jest z akceptacją cierpienia i ograniczeń – mówi ks. prof. Glombik. – Zdrowie i choroba to zazębiające się odcinki drogi ziemskiej egzystencji człowieka, które w różny sposób wskazują na jego przeznaczenie i ostateczny cel.

Kiedy mowa o chorobie, muszę przypomnieć to, czego jako dziennikarka doświadczyłam, opisując na łamach GN przypadki dziesiątek chorych i cierpiących. Wiele osób przyznawało, że choroba była dla nich ważnym momentem gwałtownego rozwoju duchowego, nazywali ją wręcz darem. W „czasie próby” ważna była dla nich postawa otoczenia – zarówno rodziny, jak i personelu medycznego, który dostrzegał nie tylko ich cierpienie ciała, ale także ducha. W Śląskim Centrum Chorób Serca widziałam, jak dzięki modlitwom różańcowym, które odmawiają lekarze i pielęgniarki, po wielu latach kilku pacjentów przystąpiło do spowiedzi i Komunii św. – Medycyna antropologiczna powraca do starych określeń: perniciosa sanitas – niebezpieczne zdrowie i salubris infirmitas – zbawienna choroba, które wskazują na wyzwania związane z chorobą, mogące prowadzić do przemiany życia – zauważa ks. prof. Glombik. – Zdrowie nie jest w tym kontekście niezakłóconym stanem zdolności do przyjemności, ale siłą, by z zakłóceniami żyć.

Medyczny savoir-vivre

O skutecznym leczeniu pacjenta, a nawet o jego życiu decyduje trafna diagnoza zawarta w słowach lekarza – wypowiedzianych i niewypowiedzianych. – W szpitalu czy w gabinecie lekarskim mamy do czynienia z sytuacją oficjalną, z rozmową, w której uczestniczą osoby o nierównoważnych rolach społecznych – zwraca uwagę prof. Danuta Krzyżyk z Katedry Dydaktyki Języka i Literatury Polskiej UŚ. Lekarz występuje jako przedstawiciel swojego zawodu. Używa wyrazów neutralnych typu: duszności, ból, ale też nacechowanych, charakterystycznych dla oficjalnej sytuacji zawodowej: zaburzenia rytmu serca, tachikardia, bradykardia. Pacjent jako osoba prywatna jest kimś, kto szuka pomocy w trudnej sytuacji, i w stresie może używać języka potocznego. – Osobą dominującą jest zawsze lekarz. Dlatego powinien wyrażać słownie i pozasłownie – gestem, mimiką, postawą ciała – zainteresowanie potrzebującym pomocy – dodaje.

Nawiązywanie i podtrzymywanie życzliwego kontaktu z pacjentem powinno opierać się na dwóch zasadach: takim prowadzeniu rozmowy, aby współrozmówcy czuli się bezpiecznie, dobrze i mieli świadomość akceptacji, oraz na budowaniu wypowiedzi w taki sposób, aby odbiorca miał możność wyboru postawy i zachowania. Dobrze by było, gdyby lekarze przestrzegali zasad savoir-vivre’u, niezbędnych, by nawiązać jak najlepszy kontakt z chorymi.

Na przykład w wywiadzie medycznym wskazane jest stosowanie pytań otwartych, które pomagają pacjentowi się otworzyć. Dobra jest formuła: „Jak się pan/pani czuje?”, która sugeruje, że jest traktowany jako partner w rozmowie. Niestety, zdarza się, że to pytanie bywa zastępowane przez dwa inne: „Jak się czuje?” czy „Jak się czujemy?”. – W pierwszym przypadku, gdy użyto czasownika w trzeciej osobie liczby pojedynczej, chory jest sprowadzany do roli pozbawionego głosu przedmiotu – stwierdza prof. Krzyżyk. – W drugiej formule intencje są zapewne dobre – lekarz chce zmniejszyć dystans, zbudować poczucie wspólnoty, jednak efekt może być inny od oczekiwanego. Pacjent może się poczuć traktowany protekcjonalnie, a nawet lekceważąco. „Nie wiem, jak pan doktor się czuje. Ja źle” – miał na takie pytanie odpowiedzieć chory w anegdocie przytoczonej przez ks. prof. Wiesława Przyczynę, zajmującego się opisem relacji pacjent–lekarz.

Numer osiem

Profesor Danuta Krzyżyk wylicza zwroty, których lekarze powinni unikać w kontakcie z pacjentem. Niedopuszczalne jest zwracanie się do niego per „pani starsza”, „panie starszy” ani tym bardziej „babciu”, „dziadku” czy do młodszej pacjentki: „panienko”. Oprócz standardowego „proszę pana/pani” (nie: proszę panią) w praktyce wielu lekarzy używa podobnych zwrotów z nazwiskiem pacjenta, np. „Pani Kowalska!”. Nie jest to forma uprzejma, choć uniwersalna, dopuszczalna na przykład wtedy, gdy lekarz ma wywołać z pokoju szpitalnego jednego z pacjentów.

Innym sposobem zwracania się do chorego jest użycie formy „pan/pani” z jego imieniem. Jednak podczas pierwszego kontaktu z pacjentem może to być odebrane przez niego jako zbytnie spoufalanie się, a nawet lekceważenie, zwłaszcza kiedy w zwrocie pojawi się jego imię w formie zdrobniałej, np. „panie Edziu”. By chronić dane pacjenta, coraz częściej w przychodniach, szpitalach, laboratoriach przydziela się mu numerek zastępujący imię i nazwisko. – Słyszymy: „Pani 8, proszę” – to wersja dopuszczalna – mówi prof. Krzyżyk. – Lepsza, elegancka jest formuła: „Pani z numerem 8, proszę”. Wersja niedopuszczalna to samo „8”. Ten ostatni sposób zapraszania pacjenta do gabinetu odczłowiecza go i zaburza komunikację. To samo odnosi się do zwrotów typu: „By-pass spod czwórki”, chodzi oczywiście o salę szpitalną o tym numerze, w której leży chory.

Kanony komunikacji z pacjentem zaproponowała Roberta L. Messner. Tworzy je zestaw próśb chorego: „Słuchaj i wysłuchaj mnie”; „Zapytaj mnie, co myślę na dany temat”; „Zauważ moje obawy”; „Nie traktuj mnie przez pryzmat choroby, ale jak osobę”; „Mów do mnie, a nie przy mnie”; „Zachowaj dyskrecję”; „Nie każ mi czekać”; „Nie mów mi, co mam zrobić, zanim nie powiesz, jak to mam zrobić”; „Informuj mnie”; „Daj mi poczuć twoją troskę o mnie”. Bardzo istotne jest też, aby lekarz nigdy nie przekazywał leczonemu jednoznacznie negatywnych opinii typu: „Nie widzę szans na poprawę”.

– Z rozwagą należy posługiwać się metaforami, zwłaszcza wtedy, gdy chce się przekazać informację niekorzystną dla chorego. Na pewno nie należy mówić tak jak pewien onkolog, który pacjentce z nowotworem złośliwym w zaawansowanym stadium powiedział: „Proszę pani, wszyscy jedziemy pociągiem w jednym kierunku. Ale pani to wsiadła do superekspresu…” – mówi prof. Krzyżyk.

Sumienie bardzo potrzebne

Poważną kwestią są problemy etyczne związane z rozwojem medycyny i przedłużeniem życia pacjentów. – Brakuje jasnych regulacji prawnych, które pomogłyby lekarzowi w mierzeniu się z nimi, np. rozwiązań dotyczących życia pacjentów, którzy nie są w stanie w danym momencie uczestniczyć w podejmowaniu decyzji – mówi profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu dr hab. Małgorzata Krajnik, specjalista chorób wewnętrznych i medycyny paliatywnej.

Ks. prof. Andrzej Muszala z UPJPII w Krakowie, dyrektor Międzywydziałowego Instytutu Bioetyki tej uczelni, podkreśla, że pewne decyzje, które muszą być podjęte przez lekarzy, zwłaszcza kardiologów, zapadają nie tylko w ich sumieniu, ale wymagają konsultacji specjalnych gremiów. W ich podejmowaniu pomagają poradnie bioetyczne, a także komitety bioetyczne, które powinny składać się z lekarza, specjalisty z danej dziedziny, pielęgniarki, przedstawiciela prawa (prawnika, adwokata, sędziego), psychologa, etyka – filozofa, kapelana wyznania pacjenta. Ksiądz profesor Muszala zwraca uwagę: – Nieraz lekarze muszą odpowiedzieć na pytania: W którym momencie wyłączyć kardiowerter? Któremu pacjentowi przeszczepić serce? Czy przeszczep serca nie zmienia tożsamości człowieka? Jak postąpić w przypadku niejasności co do wyrażenia zgody dawcy? Czy korzystanie z terapii komórkami macierzystymi jest godziwe? Czy godziwe jest korzystanie z narządów zwierzęcych lub ludzkich hodowanych w organizmach zwierząt? Czy kryterium śmierci mózgowej jest wystarczające? We wszystkich tych przypadkach występuje napięcie pomiędzy potrzebą terapii konkretnego pacjenta a prawami innych osób – dawcy serca, embrionów ludzkich, zwierząt. Uczestniczący w dokonywaniu wyboru lekarz musi wtedy odwoływać się do swojego sumienia.

W dzisiejszych czasach, kiedy prawda jest zastąpiona presją społeczną, dobre i odpowiednie wydaje się to, co pasuje do społecznych oczekiwań. Dlatego tym istotniejsze jest odwoływanie się przez lekarzy w codziennej praktyce do sumienia, a dla wierzących – do Dekalogu. Żeby nikt z korzystających z ich pomocy nie musiał apelować: „Lekarzu, bądź człowiekiem, miej sumienie”.

Wykorzystałam wypowiedzi prelegentów sesji etyczno-prawnej „Bliżej w stronę chorego. Słuchać, by usłyszeć…”. Zainaugurowała ona XXV Międzynarodową Konferencję Kardiologiczną, która z inicjatywy prof. Mariana Zembali odbywa się w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu.

TAGI: