PIN do młodych

Marcin Jakimowicz

publikacja 19.07.2018 05:45

Czy z terenu, który nie jest duszpasterską sielanką, można wysyłać na oazę ponad 70 młodych? Jak dotrzeć z Ewangelią do najbardziej samotnego pokolenia w historii?

Najważniejsze są relacje – nie ma wątpliwości ks. Adrian Lejta. – To pokolenie, do którego trzeba podchodzić indywidualnie.   HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ Najważniejsze są relacje – nie ma wątpliwości ks. Adrian Lejta. – To pokolenie, do którego trzeba podchodzić indywidualnie.
Od lat szukam sposobu na skuteczne dotarcie z Ewangelią do ludzi w wieku moich dzieci. Do pokolenia, które socjologowie określają jako najbardziej samotne w historii. Ponieważ nie chciałem pisać teoretycznego tekstu o ewangelizacji, ruszyłem do praktyków. Do kapłanów, którzy pracują z młodymi na co dzień i których praca przynosi konkretne owoce.

Face to face

Katowickie Szopienice nie są duszpasterską sielanką. „To widać, słychać i czuć”. Sporo zaniedbanych familoków, na których graffiti nie pozostawiają złudzeń, że wjeżdżamy na teren chorzowskiego Ruchu. Znam młodych z tej dzielnicy i doskonale wiem, w jakich klimatach obracają się ich rówieśnicy. Gdy przed dziesięciu laty do jednej z parafii trafił ks. Adrian Lejta, zastał niewielką grupkę oazową. Niebawem odpowiedzialni za Ruch Światło–Życie w diecezji nie mogli się nadziwić, że na letnie rekolekcje wyjechało z tej parafii ponad 70 młodych.

– Od czego się zaczęło? Do kościoła przyszli bierzmowańcy. Byłem ich nauczycielem w szkole i doskonale wiedziałem, jakie jest moje zadanie: mam wejść z nimi w relacje. Nie relacje kumpelskie, nie o to chodzi. Relacje oparte na autorytecie. Najważniejsze jest złapanie kontaktu. Bierzmowanie jest sytuacją, w której młodzi sami przychodzą do kościoła, czyli 50 proc. roboty mamy za sobą, bo najtrudniej jest dziś zachęcić ludzi, by przyszli do świątyni. (śmiech) Ci już przyszli. Znajdywałem dla nich czas, często chodziłem z nimi grać w piłkę, proponowałem im różne formy spędzania wolnego czasu. Jedną z nich była oaza. Część przyszła na spotkania. W jednym roku posłaliśmy na letnie rekolekcje ponad 70 osób. Załatwiałem im dofinansowanie, proboszcz bardzo wspierał tę inicjatywę.

Najważniejsze są relacje – nie ma wątpliwości ks. Adrian. – To pokolenie, do którego trzeba podchodzić indywidualnie. Zagadać, zaprosić. Mówię animatorom: zacznijcie od relacji, nie od wymagań. Nie mówcie młodym, jak mają żyć, jak mają się modlić, jak się ubierać. Na to przyjdzie czas. Wejdźcie w relacje, budujcie autorytet, bo jeśli go będziecie mieli, cokolwiek powiecie młodym, oni to przyjmą i to bez żadnej formy nakazu. Często, niestety, zaczynamy od końca. Mówimy: „Nie możesz się tak zachowywać, nie możesz się tak ubierać…”. Zaniedbujemy element relacji, który jest kluczowy! Animatorzy, którzy jadą ze mną na rekolekcje, wiedzą, że dla nich nie ma takiego punktu dnia jak czas wolny. Mają siedzieć z młodymi, gadać, grać w piłkę… Bez relacji nie ma duszpasterstwa.

Kiedyś jeden z uczniów nabroił tak, że miał zostać wyrzucony ze szkoły – wspomina ks. Lejta. – Poprosiłem radę pedagogiczną: „Dajcie mu czas do końca roku. Jeżeli się nie poprawi, to ja się zwalniam”. Pogadałem z nim, wiedziałem, że jest za Górnikiem, więc bezpiecznie wziąłem go na mecz Gieksy. (śmiech) Nawiązaliśmy relacje, wszystko zaczęło normalnie funkcjonować. Naszym zadaniem, jako księży, jest formowanie ludzi. Same eventy ewangelizacyjne, choć są bardzo ważne, nie wystarczą. Są jedynie impulsem, zachętą, by pójść dalej. Młodzi muszą mieć miejsce wzrostu. Synod archidiecezji katowickiej zaleca, by młodzież uczestniczyła w rekolekcjach. Zacząłem spotykać się z rodzicami młodych i tłumaczyć: „Gramy w tej samej drużynie, nie jestem przeciwko waszym dzieciom, bo stawiam im wymagania. Ja z wami chcę grać dla nich! Będziemy im razem podawali piłkę, by to oni strzelali gole”. Zależy mi na tym, by rodzice popierali udział młodzieży w letnich rekolekcjach.

Jak zachęcam młodych? Mówię: „Jeźdźcie. Będzie fajnie”. Słyszę: „Nie wierzę! Na rekolekcjach nie może być fajnie”. To słowo 15-latkowi naprawdę nie kojarzy się dobrze. Powiedz takiemu chłopakowi, że są to rekolekcje zamknięte, trwające 15 dni (plus dwa dni na dojazd), na których życie płynie w rytmie Różańca, a w czasie tajemnic bolesnych śpiewa się „Wisi na krzyżu”. Sukces murowany. (śmiech) Mówię: „Będzie fajnie. Wytrzymajcie trzy dni, dobra? Potem możecie przyjść i powiedzieć: chcemy wracać do domu”. Nie przychodzą. Trzeciego dnia rekolekcji jest akurat oazowe Boże Narodzenie, kolęda, choinka, życzenia. Zawiązują się relacje i młodzi nie chcą wracać. Jeden z chłopaków powiedział mi kiedyś przed rekolekcjami: „Muszę wcześniej wyjechać do domu”. „OK” – odparłem. Podszedł w trakcie rekolekcji: „Kłamałem, nie muszę wyjechać. Chciałem znaleźć sobie taki wentyl bezpieczeństwa”. Dla wielu z nich zaporą nie do przeskoczenia jest 17 dni oazy. „Zbyt długo” – słyszę coraz częściej. Oni nie są przyzwyczajeni do długiego dystansu. Myślimy w ruchu o tym, by stworzyć model preoazy, letnich rekolekcji tygodniowych…

Wstydzę się!

– To pokolenie indywidualistów – dopowiada ks. Waldemar Maciejewski, odpowiedzialny w archidiecezji katowickiej za Ruch Światło–Życie. – Słowo Boże ma moc, wierzę w to. Dlatego na rekolekcjach pytam młodych: „Chcesz otrzymywać słowo Boże? Wyślij SMS-a o treści »Czekam na słowo« na numer…”. Kiedy przychodzi najwięcej odpowiedzi? Między 21.00 a 23.00, gdy młodzi są sami w domach. Bez klasy, kumpli. Odpowiadają na poruszenie serca. Bywały rekolekcje, na których 90 młodych prosiło SMS-ami o słowo Boże. Oni odpowiedzą często na twoje zaproszenie, ale indywidualnie. Nie przy klasie. Za bardzo się wstydzą wyjść przed szereg.

Trzeba zejść do młodych, na płaszczyznę ich pasji, do ich świata. Co wcale nie znaczy, że mam udawać ich kumpla – mówi ks. Adrian Chojnicki.   henryk przondziono /foto gość Trzeba zejść do młodych, na płaszczyznę ich pasji, do ich świata. Co wcale nie znaczy, że mam udawać ich kumpla – mówi ks. Adrian Chojnicki.
– Prowadziłem rekolekcje dla pewnej szkoły – wspomina ks. Adrian Chojnicki (wikary w Katowicach-Piotrowicach). – Na 55 osób do spowiedzi poszły dwie, w tym jeden oazowicz. Trzeciego dnia wziąłem ich na wycieczkę do krakowskich Łagiewnik. W autokarze… wyspowiadałem kilkanaście osób. Dlaczego? Bo rozmawiałem z nimi indywidualnie, proponowałem: „Chcesz doświadczyć Bożego miłosierdzia? Pan Bóg chce ci wszystko przebaczyć”. Głoszenie Dobrej Nowiny młodym skutkuje w chwili, gdy zaczynam z nimi indywidualnie rozmawiać. Kiedyś na spotkaniu dla bierzmowańców zaczepiłem pięciu chłopaków. „Chodźcie, spowiadamy się. Jedziemy po kolei”. Wyspowiadali się. Oni są w swych domach bardzo samotni i czekają na to, aż ktoś ich zauważy i do nich wyjdzie.

Jeden na jeden

Gdy głoszę w szkole Ewangelię i dostrzegam, że coś się w kimś dzieje, wyłapuję tę osobę, podchodzę i zaczynam rozmawiać – opowiada ks. Chojnicki. – Zagaduję ich, a oni często otwierają przede mną serce. Trzeba zejść do młodych, na płaszczyznę ich pasji, do ich świata. Co wcale nie znaczy, że jako ksiądz mam poklepywać ich familiarnie po ramieniu i udawać ich kumpla. Na oazie mamy kilkadziesiąt osób. Przyszły przede wszystkim dlatego, że szukały relacji. Same o tym mówią. Na tym zresztą polega duszpasterski fenomen kursów Alpha. To budowanie relacji przy stoliku przez 10 tygodni. Ludzie tak się ze sobą związują, że sami szukają potem wspólnoty. Mamy ośmiu animatorów. Przez pierwszy rok spotykaliśmy się tydzień w tydzień. Na formacji, budowaniu relacji, modlitwie. Staraliśmy się stworzyć sieć, ekipę ludzi, na których można polegać. Po latach widać, że przynosi to owoce.

Jestem pewien, że kluczem do pracy z młodymi są relacje. Oni sami przyciągają na oazę swoich rówieśników. Konkretny przykład? Mam zastępstwo w trudnej klasie. Niemal nikt nie uważa. Widzę jedną osobę, która reaguje inaczej. Podchodzę: „Przyjdziesz na oazę?”. „Chętnie”. Przyszła. Przyciągnęła kolejne cztery osoby. Gdybym zapytał klasę: „Kto chciałby przyjść na oazę?”, nie byłoby żadnego odzewu. Podobnie jest z wezwaniem do spowiedzi na wielkich ewangelizacyjnych imprezach. Młodzi wstydzą się kolegów, boją się klasowego linczu (szyderka, ironia na Facebooku). Wszystko zmienia się, gdy podejdziemy do nich indywidualnie.

Teraz ja!

– Niebezpieczny stan, w którym znajduje się dziś młodzież? Oni nie szukają w tekście biblijnym prawdy. Szukają siebie – podsumowuje Josh McDowell. – Uważają, że prawda jest tylko osobistą opinią. „Jeśli coś jest prawdą dla ciebie, to świetnie, ale to nie jest prawdą dla mnie” – mówią. Aż 89 proc. młodych chrześcijan w USA twierdzi, że jedynym sposobem na poznanie prawdy jest sprawdzenie, czy „to działa”. Nie dlatego, że tak mówi Biblia czy Kościół. Oni pytają: jaki to ma wpływ na moje życie? – Gdy uczyłem w szkole muzycznej, a uczniowie grali koncert, jechałem do nich. Chwaliłem: „Świetnie wam idzie!”. I zanim oni po koncercie podeszli do kumpli, szli do mnie i mówili: „Dziękuję, że ksiądz przyszedł” – opowiada ks. Michał Misiak z Łodzi. – Gdy uczyłem w zawodówce, jeździłem na zawody, w których brali udział moi uczniowie. Siedziałem na trybunach, czasem jako jedyny dorosły, i gorąco im kibicowałem.

Daj mi pić!

Aż 66 proc. amerykańskich nastolatków rozmawia ze swoim ojcem mniej niż godzinę w tygodniu. Nad Wisłą nie jest inaczej. Młodzi szukają relacji. To wielka szansa do wykorzystania przez Kościół! Był to zresztą jeden z najważniejszych wniosków IV Ogólnopolskiego Kongresu Nowej Ewangelizacji.

– Sukces ks. Jana Bosko polegał na tym, że ten człowiek wchodził do świata młodych. To była jego metoda – nie ma wątpliwości salezjanin ks. Przemysław Kawecki. – Zaczynał od pierwszego kontaktu – od tego, by być na ulicy, tam, gdzie po szkole włóczą się dzieciaki. Znana jest historia Bartłomieja Garellego, chłopaka, który chciał przespać się w zakrystii. Dorwał go zakrystian i chciał go potraktować jak połowa świata, która na dzieciaki z problemami reaguje agresją. Wtedy wszedł do zakrystii ks. Bosko. Zaczął rozmawiać z przerażonym chłopakiem. „Masz matkę?” „Nie”. „Masz ojca?” „Nie”. „Masz dom?” „Nie”. „Potrafisz czytać i pisać?” „Nie”. „Umiesz gwizdać?” „Tak!” „To pogwiżdżmy razem”… Młodzi nie szukają kolejnej opowieści, informacji. Mają ich dość, w szkole, w sieci. Szukają relacji.

– Są bombardowani tysiącami newsów. „Sobotnio-niedzielne wydanie „New York Timesa” dostarcza więcej informacji, niż otrzymywał przez całe życie człowiek żyjący w połowie XIX wieku” – opowiada bp Edward Dajczak. – Nie meblujmy im więcej głowy! Oni są atakowani pojęciami, informacjami. Mają ich dość! Muszą doświadczyć relacji, żywej obecności! Często powtarzamy, że młodzi nie szukają Boga. Nieprawda! To my nie potrafimy im Go pokazać.

– Dziś jak nigdy sprawdza się metoda duszpasterska samego Jezusa – uśmiecha się ks. Chojnicki. – Nieprzypadkowo papież Franciszek wzywa nas do nawrócenia pastoralnego. Co robił Jezus? Podchodził do ludzi indywidualnie, szukał kontaktu, relacji. „Daj mi pić” – zagadnął Samarytankę. Zostawiał 99 owieczek i szedł do jednej, zagubionej.

TAGI: