Ociosać i ocalić

ks. Wojciech Parfianowicz

publikacja 11.07.2018 05:45

Żeby nim zostać, nie wystarczy po prostu chcieć. Poza tym nie każdy musi stać się piłkarzem, żeby być dobrym sportowcem. Ten dom jest po to, żeby dobrze zacząć.

Ważnym czynnikiem formacyjnym jest przebywanie ze sobą. – Wspólnota wiele komunikuje – mówi  ks. Suchorab. ks. Wojciech Parfianowicz Ważnym czynnikiem formacyjnym jest przebywanie ze sobą. – Wspólnota wiele komunikuje – mówi ks. Suchorab.

Co mówią jego mieszkańcy? – Po raz pierwszy karmiłem chorego człowieka. – Nigdy wcześniej nie miałem na nogach nart. – Wcale nie tęskniłem za komórką w kieszeni. – Na studiach tego nie było. – Po 20 latach zaczynam poznawać siebie.

Co te wypowiedzi mają wspólnego z kapłaństwem? Bardzo wiele. Ksiądz nie jest bowiem unoszącą się lekko nad ziemią duchową istotą, ale człowiekiem z krwi i kości. Dom Formacyjny św. Jana Pawła II w Szczecinku, w którym kandydaci zgłaszający się do seminarium duchownego przeżywają rok propedeutyczny, pomaga położyć solidne fundamenty pod formację do kapłaństwa. W Polsce to pionierski projekt. O co w nim chodzi?

Między światami

Kończy się 6. rok działalności domu. Pierwsi jego absolwenci właśnie przyjęli święcenia diakonatu. W koszalińskim seminarium nie ma już więc kleryków, którzy by nie przeszli przez rok propedeutyczny. To dobry moment na pierwsze podsumowanie. Dlaczego przed sześciu laty biskup koszalińsko-kołobrzeski zdecydował się zmienić reguły formacji, dodając jeden rok? Przecież księży jest coraz mniej. Czy nie potrzeba więc uproszczenia i przyśpieszenia formacji zamiast jej rozbudowywania i wydłużania? Kiedyś kurs wstępny trwał 3 tygodnie. Tyle wystarczało. Co się zmieniło?

– To znak czasów. Przeskok, jaki dzisiaj obserwujemy między światem a rzeczywistością seminaryjną jest większy niż przed laty. Dlatego potrzeba aż roku, żeby stopniowo w nią wejść – mówi ks. dr Radosław Suchorab, moderator roku propedeutycznego. Wśród przyczyn powiększającego się rozdźwięku „między światami” kapłan wymienia m.in. wpływ rzeczywistości wirtualnej, deficyty rodzinne i mniejszą niż kiedyś wychowawczą rolę szkoły.

Wyrównywanie różnic

– Nigdy nie byłem ministrantem – mówi Michał Hejduk, kleryk kończącego się roku propedeutycznego 2017/18. Jego dwaj koledzy Szymon i Karol mają w tym względzie kilkunastoletnie doświadczenie. Przygotowanie kielicha do Mszy św., czyli to, co dla ministranta jest oczywistością, dla Michała było czymś nowym.

– Może niektórzy myślą, że tu przychodzą sami eksperci, a ktoś, kto nie był jakoś bardziej związany z Kościołem, nie ma co tutaj szukać. Rok propedeutyczny jest właśnie po to, żeby się nie przestraszyć choćby ministrantury – mówi Michał. To tylko jeden prosty przykład na to, jak różni ludzie odkrywają powołanie do kapłaństwa. Pochodzą z różnych domów, są na różnych etapach w relacji z Bogiem, ukończyli różne typy szkół, czasami są w czymś wyjątkowo uzdolnieni, a w innych dziedzinach przejawiają braki. Niektórzy przychodzą świeżo po maturze, inni mają za sobą studia, pracowali. – Dlatego formacja wstępna obejmuje trzy ważne sfery: ludzką, intelektualną i duchową – wylicza ks. Suchorab. Rozwija myślenie, wiarę, kulturę. Daje szanse na wyrównanie różnic.

Cztery dni w tygodniu do południa klerycy mają różne zajęcia: z języka polskiego, z języków obcych, poznają Katechizm Kościoła Katolickiego, zasady savoir vivre’u, podstawowe pojęcia teologiczne i filozoficzne, biorą udział w ćwiczeniach z emisji głosu, jeśli trzeba spotykają się z logopedą, odkrywają tajemnice liturgii. W prowadzenie zajęć zaangażowanych jest ok. 20 osób, głównie świeckich.

Kim jestem?

To ważne pytanie, na które trzeba sobie odpowiedzieć u progu formacji. Dlatego klerycy, oprócz towarzyszenia moderatora i ojca duchownego, mają możliwość pracy także z psychologiem. Biorą udział w testach i warsztatach. Jeśli trzeba, mogą rozpocząć odpowiednią terapię. – To może dziwnie zabrzmi, ale po 20 latach życia zacząłem poznawać siebie – mówi Michał Hejduk. – Zauważyłem w sobie rzeczy, których może bałbym się dotknąć. Nigdy wcześniej od nikogo nie usłyszałem tyle o sobie, nawet po latach znajomości – cieszy się Szymon Pawlaczuk. – Widziałem na własne oczy przemianę osób, które na początku możne nawet nie rokowały. Jestem przekonany, że niektórzy nie byliby dziś w seminarium, gdyby nie pobyt tutaj. Rok propedeutyczny ocalił niejedno powołanie – mówi ks. Suchorab. Z drugiej strony formacja wstępna pomaga niektórym w odkryciu zawczasu, że kapłaństwo nie jest ich drogą. Jak mówi moderator: – Nie każdy musi grać w piłkę, żeby uprawiać sport. Podobnie nie każdy, żeby być dobrym chrześcijaninem, musi być księdzem. Odkrycie tego i zaakceptowanie jest też przejawem dojrzałości, o którą chodzi w formacji.

Nic na siłę

– Na początku było to dla mnie doświadczenie obce. Na studiach tego nie było – mówi Karol Adamuszek, magister historii. – Szybko się w tym odnalazłem, bo należę do cichych osób – przyznaje Szymon Pawlaczuk. – Nie jestem cichym człowiekiem. Bywało, że chodziło się spać dość późno – uśmiecha się Michał Hejduk. Mowa o silentium religiosum, czyli wieczornej ciszy, kiedy nikt już ze sobą nie rozmawia i nie korzysta z mediów. W seminarium to norma. Na roku propedeutycznym ten punkt regulaminu pojawia się po pewnym czasie.

– Klerycy sami decydują kiedy. Najwcześniej udało się po miesiącu. Dla mnie to dzień, w którym to miejsce z internatu przemienia się w dom formacji – przyznaje ks. Radosław. – Taka jest logika naszego działania, żeby kleryk sam pewne rzeczy odkrył i wybrał. Chcemy go pod nie podprowadzić, a nie narzucić – dodaje moderator.

Podobnie jest z telefonami komórkowymi. Klerycy sami dochodzą do tego, że warto się od nich oderwać w ciągu dnia, a w Adwencie i w Wielkim Poście całkowicie je zostawić. – Już nie tęsknię za telefonem ciągle w kieszeni – przyznaje Michał. Prawdopodobnie konieczność przyjęcia choćby tych dwóch zasad natychmiast po przyjściu do seminarium byłaby dzisiaj trudna do zaakceptowania.

Z Jezusem pod jednym dachem

– Nowością dla naszych kleryków jest mieszkanie w domu, w którym jest kaplica. Obecność Boga jest tutaj na wyciągnięcie ręki – wskazuje ks. Suchorab. Miesiące spędzone na roku propedeutycznym są też swego rodzaju rekolekcjami. Klerycy mają stały kontakt z ojcem duchownym. Słuchają konferencji, wyjeżdżają do różnych ośrodków, uczą się modlitwy, np. liturgii godzin, medytacji słowa Bożego, poznają historię duchowości. – Jak żyję, nie miałem tak, żeby codziennie być na Mszy św. Jakie to jest ożywcze! Dopiero teraz widzę, że rok liturgiczny jest sensownie ułożony – dzieli się Michał Hejduk. – Największą wartością pobytu tutaj jest wystarczająco dużo czasu na modlitwę – podkreśla Szymon Pawlaczuk.

Gary, narty, wózek

Zanim przyszły kleryk założy sutannę, na roku propedeutycznym zakłada fartuch, strój kąpielowy czy narty. – Klerycy uczą się tutaj rzeczy, które mogę im się przydać po prostu w życiu, ale także później w duszpasterstwie – zapewnia ks. Suchorab. Dlatego dyżury w kuchni to w Szczecinku codzienność. Nie chodzi tylko o zmywanie i nakrywanie do stołu. Pani Jadwiga Onufrowicz dzieli się z klerykami tajnikami gotowania. Jest też obowiązkowy basen z nauką pływania, jeśli ktoś nie posiadł tej umiejętności. Są zajęcia na sali gimnastycznej i obozy narciarskie, na których niektórzy szusują po raz pierwszy w życiu. W razie potrzeby można też zrobić prawo jazdy. Klerycy bardzo sobie cenią wolontariat w DPS w Bornem Sulinowie. Spotykają tam ludzi starszych i chorych. – Po raz pierwszy karmiłem chorego człowieka. Nauczyłem się tak prostej rzeczy, jak choćby przeprowadzenie przez ulicę osoby na wózku – mówi Michał Hejduk.

Uczą się od nas

Rok propedeutyczny jako roczna formacja, która nie odbywa się w ramach studiów, zorganizowana w oddzielnym domu przy parafii to pionierskie działanie diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. – Byliśmy pierwsi w Polsce. Inni nas podpatrują. Przedstawiliśmy nasz projekt na spotkaniu rektorów. Ostatnio byli u nas przełożeni z Poznania, ponieważ chcą coś takiego wprowadzić u siebie. Wielu dzwoni i pyta, jak to się u nas sprawdza – mówi ks. Suchorab. Co sądzą sami klerycy, którzy kończą tegoroczną edycję? – Nawet jeśli miałbym odejść z seminarium, nigdy nie będę żałował tego roku tutaj w Szczecinku – mówi jeden z nich.

TAGI: