Po której jesteśmy stronie?

Joanna M. Kociszewska

publikacja 29.05.2018 05:45

Pytania o wolność i sumienie nie chcą we mnie umilknąć. Czy ci, którzy przyjdą po nas, będą zmuszeni nadpłacać?

Po której jesteśmy stronie? Alina Świeży-Sobel, Henryk Przondziono /Foto Gość

W roku 100-lecia niepodległości Polski temat narodu, patriotyzmu i państwa podejmowany jest w różnych debatach i przez różne środowiska. Część osób powraca do myśli Prymasa Tysiąclecia i Jana Pawła II. Niedawno odbyły się dwie takie debaty: „Myśląc Ojczyzna… Obywatelskość i patriotyzm w setną rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę” (Katowice, 14 maja 2018) i ogólnopolska konferencja naukowa: “Prymas Wyszyński a niepodległa. Naród – patriotyzm - państwo w myśli i nauczaniu Prymasa Tysiąclecia” zorganizowana przez Uniwersytet im. kard. Stefana Wyszyńskiego i Instytut Pamięci Narodowej (Warszawa, 25 maja 2018).

Warto zastanowić się, co z myśli tych ważnych ludzi warto dziś wziąć dla siebie. Warto więc przyjrzeć się ich poglądom.

Naród czyli tożsamość

Pierwsze z cyklu ważnych dziś zagadnień jest pytanie o to, czym jest naród. Zarówno Prymas, jak i Jan Paweł II mówią jasno: jest społecznością, wspólnotą osób. Pojawiają się dziś opinie i komentarze, według których naród staje się tworem w pewien sposób wyższym, ponad-ludzkim, posiadającym w dodatku Boże umocowanie. Dla kard. Stefana Wyszyńskiego i Karola Wojtyły /papieża Jana Pawła II to człowiek jest zawsze podmiotem. Człowiek obdarzony wolnością i sumieniem.

W książce "Pamięć i tożsamość" znajdujemy takie rozważanie papieża: "Zdaje się, że tak jak rodzina, również naród i ojczyzna pozostają rzeczywistościami nie do zastąpienia. Katolicka nauka społeczna mówi w tym przypadku o społecznościach "naturalnych", aby wskazać na szczególny związek zarówno rodziny, jak i narodu z naturą człowieka, która ma charakter społeczny. Podstawowe drogi wszelkich społeczności prowadzą przez rodzinę i co do tego nie można mieć żadnych wątpliwości. Wydaje się, że coś podobnego można powiedzieć o narodzie." Dla wielu stało się ono inspiracją. Trzeba jednak podkreślić: papież nie wypowiada się autorytatywnie, jasno stwierdza: uprawnione są także pytania o to, czy małe narody, by przetrwać, nie powinny się dać ogarnąć większym tworom politycznym. Nie wydarzyło się nic, co by tę sytuację zmieniło.

Spoiwem narodu jest... tu jest między papieżem i prymasem różnica. Prymas wskazywał na historię. W Polsce splecioną od samego początku z chrześcijaństwem. Uważał, że historia pokoleń i wzór tych, którzy byli przede mną mogą być źródłem mojej tożsamości i zarazem rezerwuarem wartości, z których można czerpać. Do tego źródła się odwoływał, by naród okaleczony, zniszczony przez dramat wojny, ponownie uczynić chrześcijańskim. Wydaje się, że w tamtym momencie skutecznie.

Dla papieża kluczowe znaczenie miała szeroko pojęta kultura. Język, myśl, ale także wszystko, co sprawia, że żyjemy jak ludzie, nasz sposób bycia człowiekiem. "Człowiek bytuje zawsze na sposób jakiejś kultury sobie właściwej, która z kolei stwarza pomiędzy ludźmi właściwą dla nich więź, stanowiąc o międzyludzkim i społecznym charakterze ludzkiego bytowania." - mówił w przemówieniu na forum UNESCO (1980). Ta więź tworzy naród. Naród według Jana Pawła II istnieje "z kultury" i "dla kultury"."

Różnica wydaje się tylko rozłożeniem akcentów, osobistym wyborem najważniejszego z elementów. Naród jest ostatecznie społecznością złożoną z ludzi, którzy mają wspólne korzenie, język, historię i kulturę, którzy to wszystko, co otrzymali od poprzednich pokoleń przyjęli jako swoje i podjęli za to dziedzictwo odpowiedzialność. Pytanie o spoiwo staje się jednak bardzo ważne, gdy uświadomimy sobie, że Polska to nie tylko Warszawa i Kraków. Polacy to także ludzie, których historia przez wieki biegła inaczej. To ludzie niekoniecznie przyznający się do katolicyzmu, tradycji Kościoła zachodniego, a nawet chrześcijaństwa. To ludzie, którzy w sobie łączą elementy różnych tożsamości, także narodowościowych czy religijnych.

Jeśli spoiwem ma być historia, to czyja? Czy główny jej nurt zechce zobaczyć, że nie jest jedynym? Czy zechce uznać to, co może nieznane, za część swojej historii? Czy raczej zażąda od innych porzucenia ich tożsamości? W imię czego zażąda?

W myśli Prymasa Tysiąclecia i Jana Pawła II naród, do którego należę, mówi o mnie. To nie jest pojęcie używane przeciw komukolwiek. Sięga się do źródeł własnej tożsamości, by podejmować odpowiedzialność za wspólną teraźniejszość. Dziś odnosi się czasem wrażenie, że w pytaniu o naród chodzi nie tyle o moją tożsamość ale o wskazanie palcem tych spoza wspólnoty. To zupełnie inna intuicja. Dla nich przynależność do narodu określa, ale nie oddziela od innych. Naród nie jest, nie musi być wspólnotą zamkniętą na innych, wywyższającą  się czy odgradzającą. Wręcz przeciwnie: papież pisząc o Europie pisze o wspólnocie wielu narodów, o wielogłosie kultur.

Ten wielogłos jest możliwy, potrzebny i dobry. Także w jednym kraju, w którym mogą żyć razem ludzie o różnych tożsamościach i przynależności narodowej, ludzie utożsamiający się bardziej z małą, niż wielką ojczyzną, wyrośli w innej tradycji chrześcijańskiej albo i niechrześcijanie. Bez konieczności ujednolicania. Pytanie, czy potrafimy się na nich otworzyć?

Na myśl przychodzi tutaj gorzka refleksja z poematu “Myśląc Ojczyzna”:

"(...) na wielkim zgromadzeniu ludów mówimy nie swoim językiem. Język własny zamyka nas w sobie: zawiera, a nie otwiera. Tak zwarci wśród siebie jedną mową, istniejemy wgłąb własnych korzeni (...) Czy nie żywimy pragnienia głębszej jeszcze wymiany?

Lud żyjący w sercu własnej mowy pozostaje poprzez pokolenia tajemnicą myśli nieprzejrzanej do końca."

Myśl zamknięta pozostaje nieprzejrzana do końca... Pozostaje więc nieużyteczna, a przynajmniej nie w pełni użyteczna. Czy może także chorować...?

Historia, ale jaka?

Patriotyzm jest dobrze pojętą miłością do Ojczyzny. Ale ta miłość w oczach Prymasa nie jest ani głupia, ani ślepa, ani naiwna. Głębokie przywiązanie do tego, co ojczyste, nie oznacza gloryfikacji. Ani narodu, ani kraju. Także historii. “Nie wyrwiemy z dziejów Polski ani jednej karty” – mówił. A jeśli nie chciał krytykować, to uzasadniał to stwierdzeniem, że nie stworzyliśmy dziś czegoś lepszego, by krytykować. Trudno odmówić mu w tej sprawie racji.

Nie sposób w tym miejscu oprzeć się bieżącej refleksji. Coraz częściej dzieli nas właśnie historia, a dokładniej jej interpretacja. Nierzadkie są też próby usuwania osób z pamięci historycznej. Najpierw własnej, potem cudzej. Można usłyszeć pytania, kto jest w naszym (polskim) łańcuchu pokoleń: rotmistrz Pilecki czy generał Jaruzelski? Nie widzę możliwości innej odpowiedzi niż: obaj. Nawet jeśli tylko z jednego jestem dumna.

Nie da się zostawić w pamięci narodowej tylko bohaterów. To nie byłaby historia, tylko kłamstwo.

Patriotyzm, czyli dobro wspólne

Patriotyzm Prymasa Tysiąclecia ma wymiar praktyczny. To postawa odpowiedzialności za państwo (mówimy o nie o państwie idealnym, więc nieobecnym, ale tym, w którym żyli: polskim choć niesuwerennym). Do woli państwa powinna dołączyć wola obywateli, świadomych odpowiedzialności i wypełniających swoje zadania – podkreślał prymas, zauważając, że długoletnia niewola obniżyła świadomość konieczności wypełniania zadań. Zasadą porządkującą powinno być dobro państwa jako całości czyli dobro wspólne. To bardzo ogólne stwierdzenie konkretnie oznacza np. płacenie podatków (uchylanie się od tego obowiązku podlega ocenie moralnej), kontrolowanie władzy państwowej, służbę wojskową czy obywatelskie nieposłuszeństwo.

Odpowiedzialność oznacza napięcie: z jednej strony sumienie powinno zobowiązywać do ponoszenia ciężarów i świadczeń na rzecz wszystkich, z drugiej może wymagać jasnego sprzeciwu, także wtedy, gdy niesie to poważne konsekwencje. To napięcie bywa trudno zachować, ale trzeba je koniecznie zachować.

Prymas podkreślał także szacunek dla prawa stanowionego: ludzie są zdolni obejść każde prawo, ale prowadzi to do nieładu, a życie w społeczności państwowej staje się udręką.

W katowickiej konferencji uczestniczył m.in. bp Marian Niemiec. Mówił o patriotyzmie, który jest najbliższy ewangelikom: o społeczeństwie wolnych, świadomych obywateli, podejmujących pracę dla kraju. To przecież ta sama, chrześcijańska nauka społeczna, która wie, że prawdziwą ojczyznę mamy w niebie, ale wie też, że naszym zadaniem jest praca dla dobra tej doczesnej, ziemskiej. Dla dobra nas wszystkich.

Pojawia się czasem pytanie, czy pozytywiści będą bronić kraju w razie zagrożenia? Bp Niemiec odpowiadał prosto: tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono. Nie więcej. Prof. Jacek Kowalski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu mówił z kolei, że jeśli spojrzeć na wielkich polskich pozytywistów, to wszyscy w którymś momencie siedzieli za Ojczyznę w więzieniu. Być może w Polsce jedno bez drugiego nie funkcjonuje? - pytał. Może to jednak znacznie prostsze: jeśli patriotyzm to miłość, to miłość widzi braki i stara się im zaradzić. Jest jakiś fałsz (niedojrzałość?) w miłości, która mówi, że byłaby gotowa oddać życie, ale odmawia uczciwej pracy czy udziału w ponoszeniu wspólnych ciężarów.

Prymas Wyszyński cenił ofiarę powstańców aż tak, że ją sakralizował. Ta ofiara w żadnym razie nie była - jego zdaniem - niepotrzebna. Jednocześnie jednak jedną z jego większych obaw było by nie doszło w Polsce do przelewu krwi. Przyszedł czas pracy. Nadal trwa.

Trzeba jeszcze zauważyć list Episkopatu Polski, opublikowany w rocznicę pierwszego rozbioru Polski (1972), który mówił o chrześcijańskim patriotyzmie również w bardzo praktycznym (i aktualnym) wymiarze. Miłość do Ojczyzny nie oznacza przekreślenia tego, co na zewnątrz – przypominali biskupi. Wręcz przeciwnie, nauka miłości, jaką pozostawił nam Jezus, wymaga uznania wszelkiego dobra poza nami i doskonalenia się w oparciu o to, co na zewnątrz. To wskazanie także nie przestało być aktualne.

Podobne wątki znajdujemy u Jana Pawła II. Tak, patriotyzm oznacza umiłowanie tego co ojczyste: historii, tradycji, języka, krajobrazu, także dzieł rodaków.  Tak, miłość to także namiętność. Ale nie tylko. Miłość nie istnieje bez zaangażowania. "Ojczyzna jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli i jako taka jest też wielkim obowiązkiem" - pisał papież w książce "Pamięć i tożsamość". "Ojczyzna: wyzwanie tej ziemi rzucone przodkom i nam, by stanowić o wspólnym dobru (...)" - stwierdzał znacznie wcześniej w poemacie “Myśląc Ojczyzna”. Nie możemy uciec od myślenia o wspólnym dobru. To sprawa sumienia.

Wolności, której nie można posiadać, trzeba ją stale zdobywać – pisze przyszły papież w 1974 r.. Trzeba za nią płacić całym sobą. Całym sobą nie znaczy tylko: krwią. Całym sobą może oznaczać wybór raczej wspólnego, nie własnego dobra.

"Którędy przebiega dział pokoleń między tymi, co nie dopłacili, a tymi, co musieli nadpłacać? - pyta. - Po której jesteśmy stronie?"

Przyznam, że te pytania: pytania o wolność i sumienie nie chcą we mnie umilknąć. Po której jesteśmy stronie? Czy ci, którzy przyjdą po nas, będą zmuszeni nadpłacać?

TAGI: