Z dawna Śląska Tyś Królową

Przemysław Kucharczak

publikacja 14.05.2018 06:00

W maju, najpiękniejszym ze wszystkich miesięcy w roku, przypominamy cztery śląskie wizerunki najpiękniejszej ze wszystkich kobiet.

Z dawna Śląska Tyś Królową Archiwum parafii

Z dawna Śląska Tyś Królową   Archiwum parafii Matka Boża Uśmiechnięta

Jak nie kochać Tej, której wizerunek jest czczony w Pszowie? Malarz przedstawił Ją pięknie, może nawet najpiękniej z obrazów we wszystkich sanktuariach: z jasną twarzą i delikatnym uśmiechem.

Nie każdy i nie zawsze ten uśmiech widzi. Stare pszowiki twierdzą, że dostrzega go ten, kto na to zasłużył. Pytanie, kto z czytelników teraz się przyzna, że tego uśmiechu nie widzi... Bywa, że można go dostrzec dopiero po dłuższej modlitwie w pszowskim kościele. Czasem wydaje się bardziej radosny, czasem współczujący. Zawsze jest mądry. Ten obraz jest kopią wizerunku z... Jasnej Góry. Pszowikom, którzy wracali z nim w 1722 r. z pielgrzymki z Częstochowy, obraz zamókł. Częściowo przemalował go malarz Fryderyk Siedlecki z Wodzisławia. A że nie mógł sprawdzić w internecie, jak wygląda Czarna Madonna, dał Maryi jasną twarz i subtelny uśmiech. To jednak ta sama Matka Boża i tak samo jak w Częstochowie wskazuje na swojego Syna. Z tym, że w Pszowie mówi o Nim ludziom innymi słowami. Sanktuarium powstało tutaj, bo ludzie zaczęli świadczyć o uzdrowieniach. Jedną z pierwszych takich osób była niewidoma Helena z Beneszowa na Morawach. Szła z pielgrzymką na Jasną Górę. Jednak inni pielgrzymi, którzy ją z początku prowadzili, zostawili ją w leżącym po drodze Pszowie, „gdyż im się przykrzyła”. Porzucona Helena poszła więc do spowiedzi i Komunii św. w Pszowie. I wtedy niespodziewanie... odzyskała wzrok, „nad czym się cała procesja z Częstochowy wracająca dziwuje”. Wielu Ślązaków i Morawian składało tu pod przysięgą świadectwa o uzdrowieniach. Twierdzili, że dzięki wstawiennictwu Maryi odzyskali słuch, wzrok, władzę w nogach; do życia wracali nawet ludzie uznani za zmarłych.

Przemysław Kucharczak

Z dawna Śląska Tyś Królową   Henryk Przondziono /Foto Gość Matka Boża od męża i żony

Ten wizerunek Maryi znaleźć można w sercu najstarszej dzielnicy Katowic, w pierwszej polskiej bazylice papieża Franciszka. To tu młodzi modlą się o dobrego współmałżonka, a małżonkowie – o dzieci.

Mowa o sanktuarium Matki Boskiej Boguckiej w Katowicach-Bogucicach.
– Tu przede wszystkim przybywali młodzi ludzie modlić się o dobrą żonę, o dobrego męża. Kiedyś w starych rodzinach katowickich głównym prezentem na ślub była kopia obrazu MB Boguckiej – opowiada ks. Jan Morcinek, proboszcz i kustosz sanktuarium.
Te kopie, które do dziś znaleźć można w bogucickich rodzinach, potwierdzają tajemniczość wizerunku Maryi i Dzieciątka Jezus. Widać na nich podobieństwo zarówno do obrazu piekarskiego, jak i jasnogórskiego. Obraz pochodzący prawdopodobnie z XV wieku na przestrzeni lat był przemalowywany. Po jednym z takich przemalowań, z 1930 r., okazało się, że do otworów w sukience Maryi pasują jedynie… twarze i dłonie.
Madonna, choć nie widać tego pod jej srebrną suknią, na obrazie ubrana jest w ciemnozielony płaszcz. Na głowie trzyma koronę wzorowaną na koronie ufundowanej w 1635 r. przez króla Władysława IV Czarnej Madonnie z Jasnej Góry. Pani Bogucka patrzy w stronę modlących się ludzi. Prawą ręką wskazuje na swojego Syna, lewą – podtrzymuje Dzieciątko Jezus. Jezus prawą ręką błogosławi patrzących na Niego ludzi, w lewej trzyma Ewangeliarz. Jego głowa zwrócona jest w stronę Mamy, oczy patrzą na odbiorców. – Dowodem na to, że Maryja działa w tym miejscu, są dziękczynne wota – zauważa ks. Morcinek. Wota pielgrzymów znaleźć można na koronach Maryi i Dzieciątka oraz w specjalnych gablotach w prezbiterium kościoła. Papieskie korony obraz otrzymał w 2000 roku.

Joanna Juroszek

Z dawna Śląska Tyś Królową   Henryk Przondziono /Foto Gość Matka Boża Ludzi Pracy

Przed piekarskim obrazem modlił się nawet sam król Jan III Sobieski w drodze na odsiecz Wiedniowi.

Cudowny obraz Piekarskiej Pani był obecny w parafii od początku. W pierwszym drewnianym kościółku św. Bartłomieja Apostoła znajdował się w bocznym ołtarzu, a ludzie „zaraz gromadzić się tłumnie zaczęli”, jak podaje ks. Janusz Wycisło w „Kronice dziejów sanktuarium maryjnego i Piekar na Śląsku”. Ciekawe jest, że podobno każdy, kto się modlił przed obrazem piekarskiej Maryi, inaczej go widział. „Jeżeli przyszedł człowiek poczciwy, a nieszczęśliwy, (...) to widział dobrotliwy, miłosierny wyraz w oczach tego Oblicza (...), a zawsze pocieszony odchodził. (...) Gdy przyszedł inny z nienawiścią w sercu, (...) obraz tak surowo, a smutno wyglądał, że człowiek aż oczy spuszczać musiał (...) i z bliźnim się swym pogodził”. Podania ludowe potwierdzały, że w Piekarach wzrastał kult Matki Bożej. Ludzie tłumnie przybywali przed obraz, nieraz z bardzo odległych stron, i coraz częściej opowiadali o cudach, których doświadczyli za pośrednictwem Maryi. Nastały jednak lata „chude” dla cudownego obrazu. Księstwem opolskim, do którego należały Piekary, zaczęli zarządzać protestanci. Narzucali poddanym wyznanie i obsadzali kościoły swoimi duchownymi. Kult Matki Bożej popadł w niełaskę, a obraz w zdewastowanym i rozkradzionym kościele św. Bartłomieja stopniowo pokrywał się kurzem. Dopiero gdy w 1659 r. piekarską parafię objął młody, energiczny ks. Jakub Roczkowski, nastąpił znów wybuch pobożności maryjnej. Proboszcz, odprawiając Mszę, poczuł, że od bocznego ołtarza dochodzi zapach róż. Tak jakby Maryja sama, w najbardziej subtelny i delikatny sposób, przypomniała o swojej obecności. Gdy ks. Roczkowski odkrył zakurzony obraz, kazał go oczyścić i poddać renowacji, a potem przeniósł do głównego ołtarza. Niestety, w czasie licznych wojen, które przetaczały się przez Europę w XVII w., obraz dla bezpieczeństwa został przewieziony do Opola i nigdy już do Piekar nie powrócił. Choć jednak oryginał zastąpiła kopia, kult Matki Bożej trwał, a ludzie modląc się przed obrazem, wypraszali łaski i cuda.

Aleksandra Pietryga

Z dawna Śląska Tyś Królową   ks. Rafał Skitek /Foto Gość Matka Boża od ekologii

Cztery lata po koronacji figurę skradziono. Złodzieja zaczęły dręczyć wyrzuty sumienia. Figurę i koronę zwrócił po czterech tygodniach. Nienaruszone. Dołożył coś jeszcze...

W Bujakowie nie ma wizerunku Matki Bożej. Ale sanktuarium dedykowane jest właśnie Jej. W kościele znajduje się za to drewniana figura maryjna. Trochę nietypowa. Przedstawia Maryję z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Na jej brunatnej twarzy widać ból i cierpienie.

Ta drewniana, pochodząca z 1420 r. figura do obecnej świątyni trafiła dopiero w grudniu 1982 roku. – Wielce prawdopodobne, że pochodzi ona z pierwszego drewnianego kościoła, który uległ całkowitemu zniszczeniu – uważa ówczesny proboszcz, ks. kan. Jerzy Kempa. – Maryja obok św. Jana Apostoła mogła stać pod krzyżem na tzw. belce tęczowej – dodaje. Nie wiadomo, jak to się stało, że ocalała. W zabytkowej kaplicy na tzw. mogile szwedzkiej natrafił na nią ks. Kempa. Zabrał do domu. Codziennie przy niej się modlił, a wkrótce potem figurę, pokrytą jedenastoma warstwami farby, postanowił odnowić. Dziś jej złocista szata nawiązuje do pierwotnej kolorystyki. Gdy w 1982 r. figurę umieszczono w prezbiterium, nazwano ją Matką Boską Bujakowską. A w dniu koronacji, 9 września 2000 roku, abp Damian Zimoń powiedział o Niej: „na uprzemysłowionym Śląsku Matka Boża w Bujakowie będzie Patronką Środowiska Naturalnego”. I tak już zostało.

Złoto, z którego została wykonana korona, pochodzi z kilku krajów, m.in. z Polski, Niemiec, Austrii i byłego Związku Radzieckiego. Gdy zaledwie cztery lata po koronacji figurę skradziono, sprawcę zaczęły dręczyć wyrzuty sumienia. Do proboszcza, ks. Jerzego Waliski, złodziej po raz pierwszy zadzwonił w Wigilię Świąt Bożego Narodzenia. Później rozmawiali jeszcze dwukrotnie. To była kradzież na zamówienie. Figura miała zostać wywieziona za granicę. Tak się nie stało. Sprawca oddał ją nienaruszoną 4 tygodnie po zdarzeniu. Do maryjnej figury i złotej korony owiniętych w koc dołączył jeszcze osobiste wotum – różaniec. Wisi on na dłoniach Maryi. Sprawca przysiągł też, że już nigdy nie popełni podobnego świętokradztwa. Proboszcza poprosił o modlitwę, a parafian o przebaczenie.

ks. Rafał Skitek