Złap rodzica

Aleksandra Pietryga

Gość Katowicki 16/2018 |

publikacja 04.05.2018 04:44

O budzeniu rodziców dzieci pierwszokomunijnych i zmianie dobrych nawyków w jeszcze lepsze mówi ks. Zdzisław Brzezinka, dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Rodzin w Katowicach.

Złap rodzica Henryk Przondziono /Foto Gość Ks. Zdzisław Brzezinka jest dyrektorem Wydziału Duszpasterstwa Rodzin Archidiecezji Katowickiej, współautorem programu formacyjnego dla rodziców dzieci przygotowujących się do Pierwszej i Wczesnej Komunii Świętej „O radości życia w przyjaźni z Chrystusem w naszej rodzinie”. Proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa i św. Jana Bosko w Katowicach-Piotrowicach. W latach 2004–2014 był proboszczem w parafii św. Wincentego à Paulo w diecezji Nicea.

Aleksandra Pietryga: Znajomy ksiądz opowiadał o sytuacji, której był świadkiem w Niemczech. W jednej z parafii miała się odbyć Pierwsza Komunia Święta. Ponieważ większość tych dzieci po raz ostatni była w kościele w dniu swojego chrztu, tamtejszy proboszcz w ramach „oswojenia ich” z przestrzenią sakralną zorganizował w kościele... bal z balonikami. Czy grozi nam podobna tendencja? Być może polskie dzieci, przed całkowitą utratą kontaktu z Kościołem, ratuje jeszcze tradycja wielkosobotniej święconki?

Ks. Zdzisław Brzezinka: Myślę, że obecnie nastąpiła duża polaryzacja postaw. Są rodzice, którzy bardzo świadomie przeżywają swoją wiarę, mają autentyczną relację z Panem Bogiem i tym doświadczeniem dzielą się ze swoimi dziećmi. Tak od początku je wychowują. Nie tylko przy okazji Pierwszej Komunii Świętej. Dla tych dzieci modlitwa, Msza czy Pierwsza Komunia są czymś naturalnym.

Nie potrzebują baloników w kościele?

Nie, ponieważ nie jest to dla nich obca przestrzeń, nieznane im miejsce. One tu były już wielokrotnie. Jako malutkie berbecie być może biegały pomiędzy ławkami. Czego można było dotknąć, już dotknęły. To się pięknie nazywa budzeniem wiary. Rozbudzaniem ciekawości religijnej.

U podstaw stoi jednak żywa i osobista relacja z Bogiem. Co z tymi, którzy takiego doświadczenia jeszcze nie mają?

Dla nich sakramenty są jedynie tradycją. Ślub, chrzest czy Komunia... Idą, bo wypada, bo co powiedzą dziadkowie, bo to ładne uroczystości. Nie rozumieją, czym naprawdę jest sakrament. Ale nigdy nie jest za późno, by im to pokazać, zaprosić ich do odkrycia tej prawdy. Nawet jeśli rodzice prześpią czas przygotowania dziecka do Pierwszej Komunii, to po Komunii też jest czas, żeby pomóc im rozwijać się w wierze.

O ile nie stracimy ich znów na dobre parę lat. Powiedzmy do bierzmowania dziecka.

Dlatego trzeba wykorzystać maksymalnie ten czas przed Pierwszą Komunią. To jedyny raz, kiedy w parafii mamy tak wielu rodziców przychodzących systematycznie na spotkania. I absolutnym błędem jest ograniczanie się jedynie do spotkań organizacyjno-technicznych. Szkoda czasu! Nie będzie już lepszej okazji, żeby ich „złapać” dla Pana Boga.

Jeśli po roku przygotowania do Komunii Świętej w parafii nie będziemy mieć duchowo obudzonych rodziców, to znaczy, że ten czas został zmarnowany. Tu potrzeba kerygmatu, ewangelizacji. Nie nazywajmy tych spotkań katechezą. To raczej towarzyszenie rodzicom, nie tylko w samych przygotowaniach dziecka do Komunii, ale i w relacji z Bogiem, i w tych zwyczajnych ludzkich relacjach. Pokazanie im, że wiara ma sens, że jest źródłem, z którego mogą czerpać. Pierwsza Komunia jest tylko jednym z etapów na drodze wiary, ale nie jest celem. Spotkania z rodzicami muszą być wręcz celebrowane. Niech oni zobaczą, że nam na nich naprawdę zależy, że cieszymy się z ich obecności.

Być może wielu z nich na takim spotkaniu po raz pierwszy w życiu usłyszy, że Bóg ich kocha, że jest dobrym Ojcem, że są cenni w Jego oczach. Nie tylko ich dzieci, które przygotowują się do Komunii. Ale właśnie oni sami. To dla nich rewolucja.

Dla wielu właśnie Pierwsza Komunia dziecka jest przełomem w życiu wiary. Znam takich rodziców, którzy w tym momencie podjęli decyzję o przystąpieniu do sakramentu bierzmowania czy wejściu w sakramentalny związek małżeński. Do tej pory wiara nie była dla nich jakąś atrakcyjną propozycją na życie. Teraz patrzą zafascynowani na swoje dziecko, które autentycznie przeżywa spotkanie z Bogiem, jest świetnie dostrojone do Niego. I nagle okazuje się, że w rodzicach budzi się tęsknota za takim doświadczeniem. Zaczyna się odkurzanie wiary albo budowanie jej na nowo, od podstaw.

Co z dzieckiem, które w Komunii doświadczy osobistego spotkania z Jezusem, a w domu napotka mur niezrozumienia?

Albo ośmieszenia. Wycofa się. Nie jest jeszcze na tyle ugruntowane duchowo i emocjonalnie, żeby obronić to doświadczenie w sobie. Dlatego tak ważna jest najpierw praca z rodzicami, owo towarzyszenie im. Na drodze do spotkania z Bogiem trzeba towarzyszyć całej rodzinie, nie tylko dziecku. W naszej parafii, po takim roku przygotowania do Komunii Świętej, powstają na przykład nowe kręgi Domowego Kościoła. Bo tworzą się relacje pomiędzy rodzicami. Nawet przyjaźnie. Uważam, że wszystko zaczyna się od relacji.

Taki model przygotowania do sakramentów wymaga sporego zaangażowania księży. Papież Franciszek często powtarza, że trzeba zmienić kierunek myślenia duszpasterskiego. Zmienić pewne nawyki duszpasterskie. Nawet jeśli były to dobre nawyki 20 lat temu, dziś może się okazać, że to już nie wystarcza.

Ktoś powiedział kiedyś, że zdanie: „Tak zawsze u nas było” podcina skrzydła Duchowi Świętemu...

Na pewno usypia świadomość wiary, usypia ducha. Mówię nieraz moim kolegom: „Po co remontujecie mury kościoła, skoro za 10, 20 lat może już nikt nie będzie do niego przychodził?”. Trzeba zacząć od duchowej odnowy parafii. Od relacji, od ludzi. Oczywiście, że Pan Bóg ma pomysł na człowieka i do każdego jest w stanie dotrzeć swoimi sposobami, ale my jesteśmy wezwani do tego, by z Nim współpracować, by mógł się nami posługiwać.

Jeśli jednak rozbudzimy duchowo ludzi, musimy mieć dla nich jakąś propozycję dalszego towarzyszenia w wierze.

Oczywiście! Taka jest logika duszpasterska. Nie wolno nam rozbudzić w ludziach duchowej tęsknoty, a potem ich zostawić samym sobie. Konsekwencje takiego postępowania mogą być dramatyczne, ponieważ ci ludzie już więcej nie zaryzykują. Poczują się zwiedzeni, a potem zostawieni. Będą rozczarowani. Po etapie ewangelizacji trzeba ich zaprosić do wspólnot religijnych, dać im dalsze narzędzia i pokazać, jak się nimi posługiwać. Ale te wspólnoty muszą istnieć w parafii. Żywe wspólnoty, które tworzą ludzie wierzący, żyjący doświadczeniem spotkania z Bogiem.

Jeśli parafia jest duchowo rozbudzona, wtedy emanuje na zewnątrz, przyciąga ludzi. Oni będą mówić innym: „Przyjdź na spotkanie, na Mszę, na modlitwę”. Będą świadkami na zewnątrz. Przecież ostatecznym celem jest doprowadzenie człowieka do osobistego spotkania z Bogiem. Jeśli on doświadczy takiej żywej relacji, łatwo z niej nie zrezygnuje, nie odejdzie z Kościoła, by wrócić dopiero za parę lat, przy okazji bierzmowania swojego dziecka.

Dostępne jest 17% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.