Poza murami

Jacek Dziedzina

publikacja 01.05.2018 06:00

Pół wieku temu grupa włoskich licealistów… wstała z kanapy i poszła w świat. Z ośmioma błogosławieństwami odczytanymi dosłownie. Wspólnota Sant’Egidio świętuje 50-lecie brania Ewangelii na serio.

Wspólnota Sant’Egidio mocno zaangażowała się w pomoc uchodźcom. Michael Kappeler /dpa/pap Wspólnota Sant’Egidio mocno zaangażowała się w pomoc uchodźcom.

Rok 1968. Symboliczny, obrosły legendami. Zanim w Polsce dojdzie do „antysyjonistycznej” nagonki, a do Czechosłowacji wkroczą wojska Układu Warszawskiego, zanim we Francji studenci wyjdą na ulice, a protesty przerodzą się w ruch, który zaowocuje rewolucją obyczajową, i zanim Paweł VI podpisze encyklikę „Humanae vitae”, w Rzymie niewielka grupa licealistów, z Andreą Riccardim na czele, postanawia zrobić „coś” z tym światem. Czytają Ewangelię, Dzieje Apostolskie, św. Franciszka, rozglądają się dokoła i robią pierwszy krok: na peryferiach Wiecznego Miasta zakładają szkołę dla najuboższych.

W latach 70. znajdują dom dla siebie – kościół św. Idziego (Sant’Egidio) w samym sercu rzymskiego Zatybrza. Ewangeliczne szaleństwo lat młodzieńczych zaowocuje szaleństwem kolejnych kroków: w tym także mediacjami w międzynarodowych konfliktach – z doprowadzeniem do zawarcia pokoju w Mozambiku, ze sprawną akcją korytarzy humanitarnych i z tysiącami mniej spektakularnych, ale konkretnych działań. Poza murami bezpiecznego i dostatniego świata.

Ubodzy są skarbem

„Macie świadomość, że człowiek (…) cierpi z różnych powodów. (...) cierpi też wewnętrznie, w zaciszu swojej duszy, czując swego rodzaju rezygnację, brak sensu życia. Wy odnaleźliście bardzo prostą i czysto ewangeliczną drogę, pozwalającą na przezwyciężenie tego poczucia braku sensu i braku punktu odniesienia dla życia ludzkiego. Zrozumieliście, że trzeba znaleźć drugiego człowieka, że trzeba znaleźć wspólnotę, w której królują nadzieja i solidarność”. Tak mówił do członków rzymskiej wspólnoty Jan Paweł II w lipcu 1980 roku. A prawie 8 lat później podkreślał: „Wasza z początku mała wspólnota nie wyznaczała sobie żadnych granic, oprócz granic miłości”. To chyba najlepsza definicja duchowości, która zbudowała tożsamość Sant’Egidio. „Z początku mała wspólnota” dziś jest już rozpoznawalnym na całym świecie znakiem i dowodem na to, że Ewangelii nie da się czytać tylko symbolicznie, że trzeba brać ją dosłownie i że wtedy dopiero widać jej owoce.

Wspólnota obecna na wszystkich kontynentach w 73 krajach, z ponad 65 tysiącami zaangażowanych osób, jest jednym z bezpośrednich owoców Soboru Watykańskiego II. Obok zaangażowania na rzecz pokoju, ubogich i wykluczonych w samym sercu życia Sant’Egidio jest zarówno ekumenizm, jak i dialog z przedstawicielami innych religii. Ta podwójna wrażliwość współgra z tym, co bliskie jest również papieżowi Franciszkowi. W czasie niedawnego spotkania z okazji 50-lecia wspólnoty powiedział im m.in.: „Nasze czasy doświadczają wielkiego lęku (…). A strach często zwraca się przeciwko ludziom, którzy są obcy, odmienni, ubodzy, jak gdyby byli wrogami. Zatem bronimy się przed tymi ludźmi i wierzymy, że zachowujemy to, co mamy i czym jesteśmy. Atmosfera strachu może zarazić także tych chrześcijan, którzy ukrywają otrzymany dar, jak sługa w przypowieści. Nie inwestują go w przyszłość, nie dzielą się nim z innymi, zachowują go dla siebie”. I dodał: „Nadal stawajcie po stronie dzieci z peryferii, ze Szkołami Pokoju, które odwiedziłem. Nadal stawajcie u boku osób starszych: czasami są odrzucani, ale dla was są przyjaciółmi. Nadal otwierajcie nowe korytarze humanitarne dla uchodźców z powodu wojen i głodu. Ubodzy są waszym skarbem!”.

Bez rozczulania

Prof. Massimiliano Signifredi, włoski historyk i zarazem rzecznik prasowy wspólnoty Sant’Egidio, w rozmowie z GN tak mówi o swoim spotkaniu z tym środowiskiem: – W czasach licealnych usłyszałem o zawarciu pokoju w Mozambiku (październik 1992) i że porozumienie to zostało osiągnięte w Rzymie dzięki Sant’Egidio. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem tę nazwę. Później na spotkaniu w liceum jeden z uczniów, który należał do tej wspólnoty, powiedział: „Pokój możemy wprowadzać również w Rzymie”. I zostałem zaproszony na peryferie miasta, gdzie uczniowie w moim wieku pomagali ubogim dzieciom odrabiać lekcje w tzw. Scuola Popolare, dziś Scuola della Pace. Od tamtego czasu jestem we wspólnocie – wspomina.

Prof. Signifredi zna od środka cały proces tworzenia tzw. korytarzy humanitarnych. W czasie gdy część Europy otworzyła drzwi wszystkim imigrantom, bez weryfikacji, kto jest kim, a druga część – w odpowiedzi na tę nieodpowiedzialną politykę – całkowicie odmówiła przyjmowania uchodźców, wspólnota ­Sant’Egidio zaproponowała sensowną i bezpieczną, a przede wszystkim godną dla samych zainteresowanych alternatywę. – Po pierwsze, zapraszamy do Włoch najbardziej potrzebujących uchodźców: najczęściej są to rodziny bez ojca, osoby niepełnosprawne, ludzie, którzy byli szykanowani z powodów politycznych. Po drugie, istotne jest bezpieczeństwo – wszystkie te osoby są bardzo dobrze kontrolowane, sprawdzane. Weryfikacja trwa miesiąc. Wszystkie dokumenty, zdjęcia i odciski palców są wysyłane z Konsulatu Generalnego Ambasady Włoch w Libanie do włoskiego MSW i wszystkie te dane są następnie sprawdzane przez policję w całej Europie. To nie jest patrzenie z rozczuleniem na to, co dzieje się na świecie, i mówienie: róbmy coś. To jest projekt, który daje Europie bezpieczeństwo, a samym uchodźcom poczucie, że są traktowani z godnością, bo osoby przez nas przyjęte nie czują się wykluczone – opowiadał mi z entuzjazmem o projekcie, w którym sam uczestniczy.

Serce rośnie

Wspólnota jest obecna także w Polsce, m.in. w Warszawie, Poznaniu, Krakowie, Chojnie i Szczecinie. Agnieszka Nosowska, z wykształcenia socjolog, zaangażowana m.in. w pomoc syryjskim uchodźcom w ramach misji Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej w Libanie, od paru lat związana jest również z warszawską wspólnotą Sant’Egidio, która regularnie spotyka się z osobami bezdomnymi i ubogimi. – Pierwsze spotkania przy kanapce i gorącej herbacie na ulicy w czwartkowe wieczory z czasem przeradzają się w relacje, powstaje zaufanie między osobami bezdomnymi a nami, życiowymi szczęściarzami – zaczyna opowieść. – Doświadczyłam we wspólnocie swego rodzaju poszerzenia serca, w którym, jak się okazało, jest miejsce dla osób bezdomnych. Wspólnota Sant’Egidio jest dla mnie przestrzenią żywej Ewangelii, Dobrej Nowiny wziętej całkowicie na poważnie. Usłyszałam kiedyś określenie, że to jest wspólnota „mistyki otwartych oczu”, i to według mnie dobrze oddaje jej charyzmat. Widzimy bardzo wiele ran współczesnego świata – wojny, głód, uchodźców, dzieci ulicy, prześladowania za wiarę, wykluczenie z powodu chorób, starości, biedy. I chcemy tych ran dotykać, być bliżej nich, zarówno poprzez modlitwę, jak i konkretne działanie – dodaje Agnieszka Nosowska.

Klientów nie obsługujemy

Prof. Massimiliano Signifredi: – Wierzymy – jak powiedział papież – że „ubodzy są naszym skarbem”. Nie „klientami” świadczonych przez wspólnotę dobroczynnych „usług”, ale naszymi przyjaciółmi – zaznacza rzecznik. Z końcem lutego minęły 2 lata od momentu, kiedy do Włoch w ramach projektu korytarzy humanitarnych przyjechała pierwsza grupa syryjskich uchodźców. W sumie od tamtego czasu do Włoch dzięki korytarzom dotarło już ponad tysiąc uchodźców. Massimiliano, podsumowując dotychczasowe operacje z tym związane, zauważa głównie dobre strony przedsięwzięcia.

– Osoby z pierwszej grupy mówią po włosku, wszyscy pracują: w rolnictwie, w szpitalach, przy sprzątaniu, niektórzy – ponieważ znają język arabski, włoski, angielski – pomagają jako mediatorzy międzykulturowi. Dzieci chodzą do szkół. Młodszym jest oczywiście łatwiej, ale również osoby dojrzałe się integrują – mówi.

Prof. Andrea Riccardi, założyciel wspólnoty, w czasie ubiegłorocznej wizyty w Polsce mówił m.in. o Janie Pawle II, dla którego migranci nie stanowili zagadnienia wyłącznie socjologicznego i dla którego katolickość Kościoła wyrażała się nie tylko w braterstwie wspólnoty ochrzczonych, ale także w gościnności okazanej cudzoziemcowi, niezależnie od wyznawanej przez niego religii.

– Czy dzisiejsza Europa zapomniała o Janie Pawle II? – pytał retorycznie Riccardi. – Częściowo tak, lub pamięta go fragmentarycznie, jeden aspekt tak, ale drugiego już nie, a przecież był to papież, który poprzez rozległość swego spojrzenia był prawdziwie katolicki, powszechny. Dziedzictwo, które pozostawił, jest obszerne i złożone: to dziedzictwo mocnej wiary, która nie czuje potrzeby chronienia się za murami, aby uniknąć kontaktu z innymi, o odmiennej wierze czy historii.