Spalam się

Michał „Pax” Bukowski

GN 13/2018 |

publikacja 30.04.2018 06:00

Gdy na dworcu kobieta zapytała, czy mam ogień, odpowiedziałem: „Jasne! Duch Święty jest we mnie”.

Spalam się Łukasz Czechyra /Foto Gość

Wychowałem się na krakowskim Podgórzu. Sporo czasu spędzałem na ulicy. To była naturalna ucieczka. Miałem bardzo niską samoocenę, nie myślałem o sobie dobrze. Potwierdzenia swojej wartości szukałem wśród kumpli na ulicy.

Bardzo wcześnie zacząłem palić, a w wieku dziesięciu lat zetknąłem się z pornografią. Pamiętam, jak z kolegami dorwaliśmy jakieś pisemko i oglądaliśmy je pod drzewem. Wiesz, co to oznaczało dla takiego dzieciaka? Gdy miałem dwanaście lat, dorwałem się do internetu i… przepadłem. Wszedłem po uszy w bagno nieczystości. Uzależniłem się. Nie walczyłem z tym, myślałem, że to normalne. Dopiero katecheta w gimnazjum powiedział mi, że jest to grzech. Świetny facet: nie bombardował nas hasłami o moralności. Graliśmy w piłkarzyki, a on od czasu do czasu opowiadał o miłości Boga. To były ziarna, które wpadały głęboko w pamięć.

Zaproponował mi wyjazd z grupą młodych. Nie użył słowa „rekolekcje”, ale „wyjazd za miasto”. „By palić ognisko, nie muszę wyjeżdżać z Krakowa” – rzuciłem. „Po za tym nie mam kasy”. Powiedział, że będzie się modlił, by pieniądze się znalazły. I… znalazły się. Poszedłem z tatą do second handu i w kurtce znalazłem 500 koron norweskich. To było 250 złotych. Miałem kasę na wyjazd. (śmiech) Pojechałem do Dursztyna i tam usłyszałem o miłości Boga.

Był to wyjazd organizowany przez młodzieżowy klub środowiskowy Grupka, prowadzony przez Pawła Zegartowskiego i gromadzący młodych, którzy przez talenty i pasje zarażają innych kreatywnością i opowiadają o Bogu. Znajdziesz tam i żonglerów, i aktorów. Byłem wiernym fanem rapu, ale przez myśl mi nie przeszło, że będę kiedyś na scenie.

Przychodziłem do wspólnoty przez całe gimnazjum po to, by… jeść. (śmiech) Między chipsem a batonikiem słyszałem o tym, że Bóg mnie kocha. Nastawiłem się jednak bardziej na fajnych ludzi i atmosferę niż na Boga. Żyłem zanurzony w grzechu. Jako szesnastolatek poznałem dziewczynę. Powiedziałem jej, że największym wyrazem miłości jest seks, i poszliśmy do łóżka. Okradałem babcię, by mieć pieniądze na antykoncepcję. Piłem, paliłem trawę. Żyłem w totalnym kłamstwie. Kiedyś powiedziałem Bogu: „Mam plan na swoje życie. Odwal się”. Raz chciałem się ogarnąć i poszedłem do spowiedzi, ale nie dostałem rozgrzeszenia. To dobrze, bo nie miałem motywacji, by zerwać z grzechem. Moje zmagania przypominały walkę z wiatrakami. Zdarzało się, że szedłem ulicą i ryczałem jak bóbr. Płakałem, bo docierało do mnie, w jakim bagnie żyję. Kiedyś wieczorem desperacko waliłem w drzwi kościoła. Nikt mi nie otworzył, bo było po 21.

Po maturze mieliśmy z dziewczyną zamieszkać razem. Wspólnota wyjeżdżała na rekolekcje. Pojechałem, by się z nimi pożegnać. Na wyjeździe usłyszałem o. Piotrka Dąbka, franciszkanina. Głosił Słowo z takim ogniem, że zachwyciłem się tym. Chciałem żyć tak jak on. Spalać się dla Boga. Pierwszy raz od dwóch lat poszedłem do szczerej spowiedzi. Poczułem się lekki. Kamień spadł mi z serca. W kaplicy powiedziałem: „Nie mam już siły, teraz walcz Ty. Widzę, ile osób krzywdzę, w jakim kłamstwie żyję. Oddaję się Tobie”. To była modlitwa, która zmieniła moje życie. Od czterech lat jestem wolny.

Zacząłem chłonąć słowa Biblii. Przeczytałem: „Synu, jeśli chcesz iść za mną, przygotuj swą duszę na doświadczenia”. Nie wiedziałem, o co chodzi. Wróciłem do Krakowa, poszedłem do dziewczyny. Otworzyła mi ubrana jedynie w ręcznik. Do tej pory takie sytuacje kończyły się grzechem. Tym razem powiedziałem: „Słuchaj, ja już nie chcę żyć tak jak do tej pory. Chcę żyć z tobą w czystości”. Nie rozumiała tego. Nasz związek oparty był jedynie na seksie. A ponieważ nazywałem ją „całym swoim życiem”, zacząłem… tracić życie. Tak jak zapowiada Biblia. To był strasznie trudny czas. Czas przepłakanych nocy.

Podjąłem jednak decyzję: idę za Jezusem. Otwierałem Biblię i czytałem: „Ci, którzy sieją w płaczu, żąć będą w radości”. Zerwaliśmy ze sobą. Usłyszałem, że nie jestem prawdziwym mężczyzną. Bóg dał mi słowo: „Raduj się, duszo moja, bo Bóg uwolnił cię od ludzi idących do Szeolu”, a potem: „Ustanawiam cię światłością dla pogan, wysyłam cię, abyś szedł i głosił moje światło”.

Koleżanka zaprosiła mnie do Lednicy (dla mnie był to koniec świata) i tam po raz pierwszy powiedziałem świadectwo.

Zacząłem jeździć i głosić Dobrą Nowinę. Płonąłem. Byłem tak „nakręcony” na Boga, że gdy na dworcu jedna kobieta zapytała, czy mam ogień, odpowiedziałem: „Jasne! Duch Święty jest we mnie. Bóg mnie kocha”. A ona chciała po prostu zapalić. (śmiech) Chodziłem w Bożym namaszczeniu. Zostałem uwolniony od pornografii.

Kiedyś po modlitwie zacząłem freestylować na chwałę Boga. Wszedłem w rap. Usłyszał mnie Hiob i powiedział, że mam wielki talent. Powstał zespół Muode Koty. Poznałem Zuzię, piękną wierzącą kobietę, i zakochałem się po uszy. Dziś jest moją żoną.

Kiedyś usłyszałem: „Będziesz wyznawać grzech przed ludźmi, a oni będą się nawracać”. I tak się dzieje. Dzielę się tym, co przeżyłem, a Bóg dotyka przez to ludzi. Bóg postawił mnie niedawno przed kamerą. Prowadzę program „Studio Raban” w telewizji. On spełnia marzenia, wierzę w to.

Marcin Jakimowicz

Dostępne jest 25% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.