Nawróceni

Justyna Zbroja

publikacja 28.04.2018 06:00

Nie wychowali się w katolickich rodzinach. Nie słyszeli o Panu Bogu od pobożnej babci. Nie chodzili na katechezę. Dziś Bóg zajmuje centralne miejsce w ich życiu, a Kościół katolicki kochają całym sercem.

Deborah i Peter Hansen z dziećmi (od lewej Jonah, Leah, Martin). archiwum rodzinne Deborah i Peter Hansen z dziećmi (od lewej Jonah, Leah, Martin).

Stefan, Henrik, Peter i Deborah znaleźli Boga w świecie, gdzie ukrywa się Jego istnienie. Albo inaczej – to Bóg ich odnalazł, wyciągnął z ponurej samotności i sprowadził na właściwe ścieżki. Wciąż zastanawiają się, dlaczego właśnie ich.

Grzech to cierpienie

Z pozoru banalna historia. Ewa i Stefan Wengenowie poznali się nad polskim morzem. On, Niemiec, był wtedy w krytycznym punkcie swojego życia. Właściwie miał wszystko: pieniądze, powodzenie u kobiet, sukces... Ale odczuwał kompletny bezsens swojego życia. Ewa miała wówczas 26 lat, od 6 lat była związana ze wspólnotą neokatechumenalną. Zastanawiała się nad wstąpieniem do zakonu.

Stefan urodził się w rodzinie ewangielickiej, praktykującej jedynie od święta. Kiedy stał się dorosły i musiał płacić podatek na Kościół, zwyczajnie się z niego wypisał. I chociaż wszystko, co oferował świat, miał na wyciągnięcie ręki, odczuwał pustkę. – Po tym spotkaniu nad morzem pisywaliśmy do siebie – opowiada Ewa. – Starałam się wytłumaczyć Stefanowi, dlaczego jest nieszczęśliwy. Mówiłam mu o skutkach grzechu. Tak nawiązała się głębsza znajomość.

– Im więcej Ewa mówiła mi o Bogu, tym bardziej otwierały mi się oczy... – mówi Stefan. – Przed spotkaniem z Kościołem katolickim i wejściem na drogę neokatechumenalną byłem bardzo skoncentrowany na sobie, egoistyczny. I nie widziałem sensu życia.

Daty 14 lutego 2004 roku nie zapomni. Tego dnia został oficjalnie przyjęty do Kościoła katolickiego, przyjął Pierwszą Komunię św. i bierzmowanie. Co wtedy czuł? Nieopisaną wdzięczność za swoje życie, za Boże miłosierdzie, za Kościół.

Na początku drogi najbardziej zachwyciło go w wierze odkrycie, że Pan Bóg ma konkretny związek z jego życiem oraz jasne i logiczne odpowiedzi na pytania związane z seksualnością. Dostał nareszcie wyjaśnienie i zobaczył związek między grzechem i cierpieniem. Zrozumiał, że cierpiał, bo jego grzechy związane były z seksualnością.

Dziś Ewa i Stefan są katechistami oraz odpowiedzialnymi za swoją wspólnotę w Offenbach nad Menem. Mieszkają w niewielkiej miejscowości niedaleko Aschaffenburga. Każdego roku w okresie Wielkiego Postu prowadzą katechezy, a po Wielkanocy wychodzą na ulicę i głoszą słowo Boże. Co miesiąc uczestniczą też w dniu wspólnoty. – Trudno wyjść z domu, kiedy ma się piątkę dzieci – mówi Ewa. – Ale wiele razy doświadczyliśmy tego, że im większy trud się podejmuje, tym lepsze są potem owoce. Pan Bóg wynagradza to, że się Go wybiera.

– Wspólnota nadaje sens naszemu życiu, daje siłę do codzienności – przyznaje Stefan. – Doświadczamy w niej braterstwa i miłości. A przede wszystkim obecności Chrystusa. Dzięki Drodze Neokatechumenalnej i dzięki słowu, które tam usłyszeliśmy, otworzyliśmy się na życie – mamy pięcioro dzieci tu, na ziemi, i czworo w niebie.

Smakować słowo Boże

Henrik Mikkelsen (muzyk, gitarzysta), Duńczyk, urodził się w protestanckiej rodzinie. Jako dziecko widywał modlącą się wieczorami matkę. Wierzył więc w Boga, bo wierzyła jego matka. Do momentu bierzmowania. Potem jego wiara przestała się rozwijać. Przez wiele lat nie miał żadnej relacji z Bogiem. Jako dwudziestoparoletni mężczyzna zainteresował się buddyzmem, medytował. Natknął się na książkę o Dalajlamie, który powiedział, że jeśli ma się wiarę, to trzeba ją praktykować na 100 procent. I olśniło go, że on na 100 proc. nie praktykuje buddyzmu, że nie jest do niego przekonany. Cały tydzień czekał na weekend, żeby alkoholem zabić pustkę, która w nim narastała. Wtedy zaczął interesować się chrześcijańskimi mistykami, św. Janem od Krzyża, św. Teresą z Avila. W takiej sytuacji – co, jak twierdzi, nie jest przypadkiem – w roku 2002 poznał Pol­kę, Basię. Zabrała go do swojej ojczyzny. – A tam pełne kościoły, ludzie aktywnie uczestniczący w Mszy św. – opowiada Henryk. – Zrobiło to na mnie duże wrażenie, nie znałem tego z Danii, z dzieciństwa.

Po tym doświadczeniu Basia zabierała Henrika do kościoła katolickiego w Aalborgu. Chodził z nią na Mszę św. przez 5 lat. W końcu ksiądz zapytał, czy nie chciałby zostać katolikiem. I zmienił wiarę, przyjął saktamenty, pobrali się. Jego życie diametralnie się zmieniło. Nie potrzebował alkoholu, potrzebował Boga. Dwa lata później w Aalborgu powstała wspólnota neokatechumenalna. – Świadomym katolikiem, właśnie takim na 100 procent, stałem się dzięki wspólnocie. Eucharystia jest centrum mojego życia, bo jestem wówczas zjednoczony z Chrystusem. W domu modlimy się jutrznią. Wspaniałe jest to, że we wspólnocie, kiedy przygotowujemy się do liturgii słowa albo do Eucharystii, wchodzimy w słowo Boże. Smakujemy je, medytujemy nad nim, przeżwamy i doświadczamy jego aktualności oraz działania w naszym życiu.

Henrik wyznaje, że jak się jest na Drodze, to człowiek jest zmuszony do ciągłej walki duchowej. I fizycznej też, bo czasem zwyczajnie się nie chce. – Człowiek ma największe problemy z pokorą i posłuszeństwem – mówi. – Wspólnota pomaga być i pokornym, i posłusznym. I uczy miłości. Ale to ciągła walka.

Chrystus na ból duszy

Amerykankę Deborah i jej męża Petera Hansena, Duńczyka, oraz ich trójkę dzieci poznałam 10 lat temu, kiedy zamieszkałam w Thisted, niewielkim mieście na północy Danii. On 70-letni psycholog, szanowany w mieście, ma gabinet również w Kopenhadze, prowadzi konsultacje telefoniczne z pacjentami z USA. Deborah jest malarką. Ponieważ ksiądz przyjeżdża do Thisted odprawiać Mszę św. raz na dwa tygodnie, Deborah i Peter opiekują się kościołem, prowadzą liturgię słowa w te niedziele, kiedy ksiądz jest nieobecny.

Od 10 lat podziwiam ich wierność Kościołowi katolickiemu, gorliwość i zaangażowanie w głoszenie Chrystusa. Ale nie zawsze tak było. W przeszłości Peter był wrogiem Kościoła, a Deborah obojętną w wierze protestantką. Spotkali się ponad 30 lat temu w Oslo na spotkaniu New Age. – To był wynik naszych poszukiwań sensu życia. Ja przyjechałam tam ze Stanów, Peter z Danii – opowiada Deborah. Na tym spotkaniu dostali materiały na temat różnych religii. – Mnie w rękę wpadła książka o Medjugorju – relacjonuje Peter. – I nawróciłem się. Przez Maryję. To musiało być Jej działanie, bo wtedy uzmysłowiłem sobie, że Jezus Chrystus narodzony z Maryi jest jedynym prawdziwym Bogiem. To było olśnienie, które nie minęło, ale umacnia się z upływem lat. Do tej pory religijność katolików wpatrzonych w Maryję wydawała mi się śmieszna. Protestanci nie mogą przyjąć i zrozumieć niepokalanego poczęcia Maryi. Ja w nie uwierzyłem całym sercem. Przecież Jezus bez Maryi nie byłby człowiekiem. Co by było, gdyby powiedzała NIE Gabrielowi? Przecież miała wolną wolę. Wtedy dotarło to do mnie z ogromną siłą. Od tej pory mam wyjątkowe nabożeństwo do Maryi.

Deborah i Peter pokochali się, przyjęli wiarę katolicką i pobrali się. Na początku zamieszkali w Stanach, potem przeprowadzili się do Danii. – Trudno nam było być katolikami – wyznaje Peter. – Ale odkrywaliśmy nowe fakty naszej wiary i zachwycaliśmy się nimi. Najbardziej tym, że nasz Bóg cierpiał za nas i dla nas, byśmy mieli życie wieczne. Że stał się człowiekiem. Ale też tym, że Bóg się nami interesuje, że jest obok. Mieliśmy też szczęście, że zostaliśmy katolikami za pontyfikatu Jan Pawła II. Oczarował nas swoją świętością. Był dla nas ogromnym wsparciem. Kiedy miałem jakieś wątpliwości w wierze, patrzyłem na Jana Pawła II i wątpliwości przechodziły. Taki człowiek nie może się mylić, myślałem.

Pytam Petera, czy przenosi swoją wiarę na pracę. – Jako psycholog, terapeuta par w psychologiczny sposób udowadniam, że psychologia nie działa – śmieje się. – Często bowiem mam pacjentów, którzy cierpią na ból duszy, a tego żadnymi metodami psychologicznymi nie da się ukoić. Dzięki tradycyjnej terapii może im się poprawić na chwilę humor, ale taka terapia nie wyleczy bólu duszy. Jeśli pacjent jest wierzący, rozmawiam z nim o Bogu, pokazuję krzyż i mówię: „Nie jesteś sam. Cierpisz z Chrystusem”. Niewierzącym wskazuję istnienie innej rzeczywistości niż ta tu, na ziemi. I zawsze jestem gotów rozmawiać o Chrystusie, jeśli tego chcą.