Nie jątrzyć ran

publikacja 27.04.2018 04:45

Arcybiskup większy kijowsko-halicki Światosław Szewczuk o roli Kościoła greckokatolickiego w dialogu z Polską.

Arcybiskup większy Światosław Szewczuk podczas promocji książki „Dialog leczy rany” w Warszawie. agata ślusarczyk /foto gość Arcybiskup większy Światosław Szewczuk podczas promocji książki „Dialog leczy rany” w Warszawie.

Andrzej Grajewski: Czytając książkę – rozmowę z Księdzem Arcybiskupem – zatytułowaną „Dialog leczy rany”, pomyślałem, że w relacjach polsko-ukraińskich, pomimo prowadzonego od lat dialogu, nie udało się uleczyć ran, przede wszystkim w sferze pamięci, co przekłada się na inne dziedziny. Dlaczego tak się dzieje?

Abp Światosław Szewczuk: Musimy pamiętać, że dialog jest procesem. Byłoby iluzją sądzić, że wszystko uda się załatwić kilkoma spotkaniami i podjętymi na nich ustaleniami czy zobowiązaniami. Wspólnie podpisane orędzie nie uleczy wszystkich ran. Dialog tak nie działa, zwłaszcza gdy dotyczy przeżyć i emocji, wreszcie bólu konkretnych ludzi. Chodzi też o pamięć narodową, która nas na co dzień kształtuje i daje motywację do działań. Dialog nie jest panaceum na całe zło. Ale jest on niezbędny i wymaga ogromnej cierpliwości, gdyż jest to proces długotrwały. Każdy z nas szuka prawdy o sobie, o swoim narodzie. Jednak czasem ta prawda może być subiektywna lub nawet egoistyczna. Dialog pozwala nam zaś dotrzeć do prawdy obiektywnej, wolnej od emocji i fałszywej optyki. W istocie zaś chodzi w tym procesie o to, aby stanąć przed obliczem Jezusa Chrystusa i zobaczyć w nim siebie, ale też swojego bliźniego. Chciałbym przypomnieć pytanie Pana Boga skierowane do Kaina po zabójstwie Abla: „Gdzie jest twój brat?”. Nie możemy stanąć przed obliczem Pana Boga samotnie, gdyż On zawsze będzie pytał nas o naszych braci.

O jeszcze jednej sprawie warto także w tym kontekście powiedzieć. Przywołam tutaj swoje doświadczenie pielęgniarza. Medycyna uczy goić rany, ale zdarza się, że jest bezradna, gdy ktoś próbuje leczyć rany, ale inny stale je jątrzy. Dotyczy to także ran naszej pamięci. Święty Jan Paweł II mówił w tym kontekście o jej uzdrawianiu. Przestrzegał nas, aby nie być zakładnikami ran i negatywnej pamięci, jak o tym zjawisku mówi papież Franciszek. Przede wszystkim zaś chodzi o to, aby tych ran nie jątrzyć.

Jeśli Polacy słyszą, że nie będą mogli dokonywać ekshumacji na Wołyniu i w innych miejscach na Ukrainie, gdzie leżą szczątki naszych pomordowanych rodaków, to nie odbierają tego jako zachęty do dialogu.

Każda ofiara, z jednej i drugiej strony granicy, musi być uszanowana oraz pogrzebana z należytym szacunkiem. To sprawa o fundamentalnym znaczeniu. Jeśli ten warunek nie zostanie spełniony, będzie to stale pretekst, aby używać historii do zadawania dalszych ran.

Być może Kościoły powinny zaapelować do polityków, aby sprawa ta została wreszcie załatwiona?

Dążymy do tego, aby wspólnie uszanować ofiary z udziałem przedstawicieli obu państw. Musimy także pamiętać o naszych braciach prawosławnych. Na Wołyniu grekokatolików jest niewielu. Najważniejsze, abyśmy razem dokonywali ekshumacji i wspólnie uczcili pamięć tamtych ofiar. W ten sposób powiemy światu, że nie ma tutaj „obcych” ofiar. Wszystkie są nasze.

Czy jednak w lokalnych społecznościach, gdzie żyją potomkowie tych, którzy popełniali te straszne zbrodnie, jest zrozumienie dla takiej postawy?

Myślę, że tak. Jeśli w przeszłości dochodziło do ekshumacji, zawsze uczestniczyli w tym nasi księża oraz wierni z parafii greckokatolickich. Z tego, co wiem, podobnie zachowywali się kapłani prawosławni oraz wierni z ich parafii. Świadomość tego, że w takich momentach należy być razem, jest w naszych ludziach. Oni szanują pamięć tych, którzy zginęli. I ten szacunek jest naszym wielkim skarbem. Nie możemy dopuścić do tego, aby politycy zniszczyli to, co udało się nam stworzyć na poziomie stosunków międzyludzkich. Naprawdę wśród Ukraińców jest znacznie większy szacunek do Polaków, aniżeli sądzicie.

To dlaczego mamy z tym tyle problemów?

Gdyż w obu krajach są środowiska skrajnie nacjonalistyczne, które oddziaływają na opinię publiczną i wpływają na polityków. To oni jątrzą rany i stwarzają przeszkody do tego, aby można było iść razem dalej.

Jest pewna kategoria ofiar, o których pamięć powinniśmy się szczególnie zatroszczyć – myślę o Ukraińcach zamordowanych za to, że ratowali polskich sąsiadów.

Dodałbym także Polaków, którzy ratowali Ukraińców i nieraz ponosili za to konsekwencje. Nie ma narodów świętych ani narodów zbrodniarzy. I po polskiej, i po ukraińskiej stronie mamy heroiczne świadectwa, ale także grzechy i zbrodnie.

Myślę, że dla większości Polaków taka konstatacja jest oczywista. Problemem jest to, że po Majdanie nastąpiła bezkrytyczna heroizacja UPA, także dowódców, którzy mają krew Polaków na rękach.

Kościół zawsze krytycznie oceniał skrajnie nacjonalistyczne ideologie. Jesteśmy uczniami Chrystusa i naszym zadaniem jest głoszenie Ewangelii, a nie jakichkolwiek programów politycznych. Faktem jest, że po Majdanie mamy do czynienia z nowym etapem historii Ukrainy, ale przede wszystkim z wielkim bólem tego kraju, ponieważ toczy się wojna, na co odpowiedzią było przebudzenie ukraińskiego patriotyzmu.

Wielokrotnie tego doświadczyłem, jeżdżąc na tereny wschodniej Ukrainy, gdzie toczyły się walki zbrojne.

Możemy więc apelować do tego autentycznego, chrześcijańskiego patriotyzmu, gdyż on wzrasta na glebie miłości do własnego narodu i gotowości ofiarowania mu nawet własnego życia. Po Majdanie mamy do czynienia z nowym etapem kształtowania się naszej świadomości narodowej, która nie jest ekskluzywna, ale inkluzywna.

Co to znaczy?

Nie mamy do czynienia z hasłem „Ukraina dla Ukraińców”. Wręcz przeciwnie. Jeśli był pan na linii frontu, z pewnością zauważył pan, że żołnierze nie zawsze rozmawiają tam po ukraińsku.

W okopach pod Mariupolem częściej słyszałem język rosyjski aniżeli ukraiński.

To znaczy, że mamy do czynienia z nową jakością ukraińskiej świadomości, która utrwaliła się po Majdanie. Świadomością obywatelską, a nie tworzoną na bazie ideologicznej. Ona nie reanimuje starych ideologii, lecz porusza najszlachetniejsze struny w sercach naszych ludzi. Ukraińcami z wyboru są nie tylko Ukraińcy z pochodzenia, ale także Rosjanie, Polacy, Żydzi, krymscy Tatarzy, Węgrzy. Wszyscy, którzy traktują państwo ukraińskie jako wspólne dobro. To dzięki tej wielkiej solidarności zdołaliśmy w 2014 r. zahamować rosyjską agresję na wschodniej Ukrainie. Towarzyszył temu wybuch społeczeństwa obywatelskiego i wielu oddolnych inicjatyw. Naprawdę nie ma na Ukrainie odrodzenia demonów starego skrajnego nacjonalizmu. Dostrzegam jednak inne niebezpieczeństwo. My nie znamy własnej historii. Polacy po upadku komunizmu inwestowali w badania historyczne, na Ukrainie do 2014 r. tego nie było. Tymczasem bez poważnych studiów historycznych istnieje niebezpieczeństwo tworzenia nowych mitów narodowych, bazujących na różnych uproszczeniach. Dlatego tak ważny jest dialog między historykami z Polski i Ukrainy. Powinni wspólnie badać nawet najbardziej skomplikowane i tragiczne karty naszej historii.

Jak wygląda kwestia opieki duszpasterskiej nad Ukraińcami pracującymi w Polsce?

Rozmawiałem o tym z polskimi biskupami, którzy zadeklarowali pomoc w organizacji duszpasterstwa dla Ukraińców pracujących w Polsce. Chodzi o to, aby dać im możliwość spotkania się, zorganizowania, ale także większej integracji.

Będzie to robione w oparciu o parafie rzymskokatolickie czy greckokatolickie?

Jedne i drugie. Struktury greckokatolickie, które mamy w Polsce, nie wystarczają w kontekście zupełnie nowych wyzwań, jakie pojawiły się wraz z masowym napływem pracowników z Ukrainy. Dlatego jestem bardzo wdzięczny biskupom rzymskokatolickim w Polsce za to, że otworzyli swoje kościoły, aby księża greckokatoliccy mogli w nich sprawować Liturgię oraz organizować centra duszpasterskie dla naszych wiernych z Ukrainy. To jest przykład tego, jak tworzyć, ale także ujawniać dobrą pamięć w relacjach polsko-ukraińskich.

Co stało się z parafiami greckokatolickimi na anektowanym przez Rosję Krymie i na opanowanych przez separatystów terenach w Donbasie?

Na Krymie istnieje 5 parafii greckokatolickich. Dzięki wsparciu Stolicy Apostolskiej udało się je zachować. Bardziej skomplikowana sytuacja jest w Donbasie, gdyż nikt nie uznaje separatystycznych władz i trudniej zorganizować w tym miejscu międzynarodową ochronę. Obecnie działa tam 11 parafii, ale ostatnio władze samozwańczych republik w Doniecku i Ługańsku zażądały od nich ponownej rejestracji. W praktyce sprowadza się to do zanegowania ukraińskiej suwerenności na tym terytorium i akceptacji okupacyjnej władzy. Dla nas jest to wielki problem moralny. W mojej ocenie są to działania zmierzające do likwidacji Kościoła greckokatolickiego na terenach opanowanych przez separatystów. Apeluję do społeczności międzynarodowej o pomoc w tej sprawie, gdyż grozi nam likwidacja naszego duszpasterstwa na tym terytorium.

W tym roku będziemy obchodzić 40. rocznicę wyboru Jana Pawła II na papieża. Ukraina była ważnym punktem jego pontyfikatu. Czy będziecie organizowali obchody tej rocznicy?

Jest przygotowywany cały program obchodów, zarówno przez Kościół greckokatolicki, jak i obrządku łacińskiego. Biskupi z Ukrainy, jak i biskupi z Polski od 3 do 28 października będą w Rzymie, gdzie będzie trwał synod nt. młodzieży. Myślę, że najlepszą formą uczczenia 40. rocznicy byłoby ogłoszenie w tym czasie, w dniu wyboru kard. Wojtyły na papieża, św. Jana Pawła II patronem pojednania polsko-ukraińskiego.