Walczący z diabłem

ks. Tomasz Jaklewicz

GOSC.PL |

publikacja 29.03.2018 04:45

„Czuję, że znajduję się w szponach szatana, który chce mnie wyrwać z objęć Jezusa. Mój Boże, jak straszliwa to walka”. Ta walka była jednym z ważnych wątków życia o. Pio.

Walczący z diabłem Po święceniach kapłańskich o. Pio przez kilka lat chorował. Był tak słaby fizycznie, że przełożeni nie bardzo wiedzieli, jak mu pomóc. W 1911 roku przebywał razem z o. Agostino w klasztorze w Venfaro. Właśnie tam o. Agostino zdał sobie sprawę, że choroba o. Pio wiąże się z jego nadzwyczajnymi przeżyciami mistycznymi Roman Koszowski /Foto Gość

Walka duchowa, zmaganie z diabłem. To tematy budzące w polskim Kościele spore emocje. Nie pamiętam, by ktoś mówił nam o egzorcyzmie w seminarium, czyli już ponad 25 lat temu. Dziś w polskich diecezjach jest po kilku egzorcystów. Coś się wyraźnie zmieniło. Czy wzmogło się działanie złego ducha? Być może. A może rozumiemy dziś lepiej niż w latach posoborowego optymizmu, że tematu walki z diabłem nie można tak po prostu wyrzucić z katechizmu i życia Kościoła tylko dlatego, że domaga się tego postoświeceniowa mentalność.

Pojawiają się dziś dwa skrajne stanowiska. Pierwsze to racjonalistyczna negacja istnienia szatana. Uważa się diabła za figurę retoryczną oznaczającą zło. Druga skrajność to przypisywanie demonom zbyt wielkiej mocy, prawie równej Bogu, i nadmierna koncentracja na zjawiskach demonicznych, zwłaszcza tych nadzwyczajnych. Prawda nie leży pośrodku. Biblia i nauczanie Kościoła mówią wyraźnie, że za złem stoi tajemnicza osobowa istota, diabeł. Nie chodzi o to, by „wszędzie widzieć diabła”, ale widzieć go tam, gdzie działa, i stanąć z nim do walki.

Zmagania o. Pio z diabłem były, jak całe jego życie wiary, dramatyczne i spektakularne. Ani koncentrowanie się na aurze nadzwyczajności, ani lekceważenie demonicznych sił nie jest dobrą drogą. Duchowa walka o. Pio zwraca naszą uwagę na sprawy najważniejsze, na walkę o zbawienie, o które ostatecznie chodzi w Kościele i w wierze. Życie chrześcijanina jest bojowaniem z diabłem, z pokusami, i tak będzie aż do śmierci. Heroiczne zmagania świętego zakonnika są przykładem zwycięstwa, które i my możemy odnieść, jeśli tak jak on przyobleczemy się w moc Chrystusa.

Bóg jest mocniejszy

„Dopóki będzie choć jedna kropelka krwi w naszym ciele, dopóty będzie trwała walka między dobrem a złem” – pisze o. Pio. Jako kierownik duchowy radzi: „Próby, jakim cię poddaje Pan, są wyróżniającym znakiem Jego szczególnego umiłowania i jakby drogocenną perłą dla twej duszy”. Pierwsza ważna lekcja. Musimy zgodzić się z tym, że życie chrześcijanina jest stałą walką. Skoro Jezus był kuszony, nie dziwmy się, że kuszeni byli święci oraz kuszeni są ci, którzy próbują iść za Jezusem. Jeśli w naszym życiu nie doświadczamy mocnych pokus, to jest tak być może dlatego, że zawarliśmy zbyt wiele kompromisów ze złem. Mówiąc dosadnie: diabeł już nas ma i dlatego jest o nas spokojny. Ale może też być tak, że Bóg daje nam łaskę wytchnienia w walce. Jeśli tak jest, gotujmy się na przyszłe próby. Im bliżej jesteśmy Boga, tym większego kuszenia możemy się spodziewać. Oczywiście nic nie dzieje się bez Jego wiedzy. Szatan jest tylko stworzeniem. Bóg jest mocniejszy, ale dopuszcza, byśmy byli kuszeni.

„Nieprzyjaciel jest bardzo mocny” – podkreśla stygmatyk. „Nie trzeba się łudzić: trzeba się z tym liczyć, jeśli nie chce się mu ulec”. To kolejny ważny punkt. Nie lekceważyć przeciwnika. „Jeśli dusza nie czuwa, to zawsze naraża się na niebezpieczeństwo”. Ale siła do walki pochodzi nie od nas. „Wiem, że nasi nieprzyjaciele są mocni, i to bardzo mocni; jednakże dusza, która wraz z Jezusem walczy, czy może wątpić w odniesienie zwycięstwa? Czyż nasz Bóg nie jest mocniejszy od wszystkich? (…) Czyż On nie przyrzekł każdej duszy, że nie dozwoli, by była kuszona ponad siły? Czyż On nie jest wierny i czy nie dochowuje obietnic? Czyż nie myśli On o każdej z nich? (…) A więc coraz bardziej pokładaj ufność w Bożym miłosierdziu, jedynej ucieczce duszy, wystawionej na nawałnice wzburzonego morza. Upokarzaj się przed dobrocią naszego Boga, który zawsze jest gotów przyjąć i udzielić pomocy duszy, która ze szczerością serca przed Nim wyznaje swoją nędzę”. „Szatan jest podobny do psa na łańcuchu” – powtarzał o. Pio. „Trzymaj się od niego z daleka, a cię nie ugryzie” – radził.

Ojciec Pio nie tylko wspierał kuszonych modlitwą, dobrą radą, towarzyszeniem. Są też świadectwa mówiące o przypadkach uwolnienia od diabła za sprawą modlitwy o. Pio.

Zobacz, z kim będziesz walczył

W radach, które o. Pio kieruje do swoich duchowych dzieci, uderzają spokój i mądrość. Kiedy jednak stygmatyk z San Giovanni Rotondo zwierza się swoim duchowym przewodnikom z własnych przeżyć, ton jego wypowiedzi staje się o wiele dramatyczniejszy. To jeden wielki krzyk bólu człowieka doświadczanego do granic wytrzymałości. Intensywność jego zmagań wręcz poraża. Ta walka o. Pio z demonami była czymś wyjątkowym. On nie walczył tylko o swoją świętość, ale również za innych. Jego udział w krzyżu Jezusa przekraczał miarę wyznaczoną zwykłym śmiertelnikom. Ojciec Pio należy do tych świętych, których Pan Jezus poprosił o większą miłość. Cierpienia związane z walką z diabłem były częścią jego misji, ofiary, którą składał ze swojego życia każdego dnia.

Ojciec Agostino przez wiele lat był przyjacielem i kierownikiem duchowym przyszłego świętego. Poznali się, gdy Pio był jeszcze klerykiem, a Agostino – wykładowcą homiletyki. Później ich drogi życiowe wielokrotnie się przecinały. Oprócz ich korespondencji zachował się „Dziennik”, w którym o. Agostino opisał mistyczne ekstazy o. Pio.

Święty już w wieku 5 lat zapragnął oddać swoje życie Jezusowi i od tego czasu doświadczał mistycznych wizji. Długo był przekonany, że takie rzeczy są czymś normalnym i zdarzają się wszystkim. Od dziecka doświadczał też obecności diabła. W przeddzień wstąpienia do nowicjatu miał wizję szatana pod postacią bestii, która chciała go pożreć. Obok siebie jednak ujrzał Jezusa, który dodając mu otuchy, powiedział: „Zobacz, przeciwko komu będziesz musiał walczyć”.

Po święceniach kapłańskich o. Pio przez kilka lat chorował. Był tak słaby fizycznie, że przełożeni nie bardzo wiedzieli, jak mu pomóc. W 1911 roku przebywał razem z o. Agostino w klasztorze w Venfaro. Właśnie tam o. Agostino zdał sobie sprawę, że choroba o. Pio wiąże się z jego nadzwyczajnymi przeżyciami mistycznymi, i potraktował sprawę poważnie. W „Dzienniku” notował słowa stygmatyka wypowiadane podczas wizji mistycznych. Widzenia Maryi czy innych świętych były poprzedzane wizjami szatana. Ukazywał mu się pod postaciami czarnego kota lub mężczyzny, kobiety czy zakonnika. Czasami ukrywał się pod postaciami świętego Franciszka, Matki Bożej czy Ukrzyżowanego. Kierownik duchowy o. Pio wspomina, że ten bywał opluty, doświadczał też często fizycznej przemocy ze strony szatana, który go bił i poniżał.

Sprawdzonym sposobem wykrywania diabelskiego oszustwa było odwołanie się do imienia Jezus. Ojciec Pio nakazywał diabelskim zjawom wypowiedzieć słowa: „Niech żyje Jezus!”. Pewnego dnia, gdy o. Agostino odwiedził go w celi, o. Pio kazał mu powiedzieć: „Niech żyje Jezus”. „Niech żyje Jezus! I to tysiąc razy! Co się stało?” – odpowiedział zakonnik. Okazało się, że chwilę przedtem szatan ukazał się o. Pio pod postacią o. Agostino.

Moja dusza jest w ciemności

„Szatan nie chce mi dać spokoju i stara się pozbawić mą duszę nadziei i ufności, którą pokładam w Bożym miłosierdziu” – zwierzał się o. Pio. „Stara się ten podły cel osiągnąć przez ciągłe pokusy przeciwko świętej czystości i nawet spojrzenie na rzeczy skądinąd obojętne wzbudza w mej wyobraźni okropne obrazy”. Walka demonów z o. Pio była tak zaciekła, że często brakowało mu sił. „Są takie chwile – wyznaje – że niewiele brakuje, abym stracił głowę. Gwałt sobie muszę zadać, aby do tego nie dopuścić. Ileż łez wylałem, ileż westchnień skierowałem ku niebu z błaganiem o wyzwolenie. I jak na razie bez rezultatu. Mimo to nie ustanę i będę błagał Jezusa”.

Walczący z diabłem

Korzystałem m.in. z ksiażki: Agostino da San Marco In LamisDziennik. Zapiski Kierownika DuchowegoWyd. SerafinKraków 2017ss. 358

Gdy czytamy wyznania o. Pio, na myśl przychodzą podobne w tonie zwierzenia innych świętych, np. Matki Teresy z Kalkuty. Ona także przez prawie 50 lat doświadczała wewnętrznych ciemności. Czuła się osamotniona, porzucona przez Boga, nieraz pisała, że nie ma w niej wiary, miłości, zaufania, lecz tylko sam ból tęsknoty, ból bycia niechcianą. Ojciec Pio pisze: „Nieustannie przychodzą mi do głowy bluźniercze myśli, pokusy, niewierności i niewiary. Odnoszę wrażenie, że to przenika niczym miecz moją duszę i w każdej chwili mego życia przeżywam umieranie. Moja dusza nie zaznaje żadnego spokoju, bo mam świadomość, że Bóg dopuszcza to na mnie, gdyż jest ze mnie bardzo niezadowolony. (…) Szatan nieustannie atakuje i czyni zamieszanie w mojej słabej woli. W tej sytuacji nie mogę nic innego powiedzieć, jak tylko stanowczo wyznać, choć nie mam na to sił: »Niech żyje Jezus! Ja wierzę…«. Któż jednak potrafi Go zapewnić, że z takim przekonaniem wypowiadam te święte akty strzeliste? Wypowiadam je przecież z lękiem, bez silnego przekonania, i muszę się bardzo zmuszać do nich. A tymczasem moją duszę napełniają coraz większe ciemności”.

Trudno porównywać nasze duchowe walki z tymi, które toczyli o. Pio, Matka Teresa czy Teresa od Dzieciątka Jezus. To byli giganci życia duchowego, do których nam daleko. Ale świadectwo o. Pio i innych Bożych bojowników jest dla nas światłem. Jakie płyną stąd wnioski dla nas? Nie lekceważmy diabła, zła i grzechu. Siły ciemności są realnym zagrożeniem dla naszego życia. Nie dezerterujmy z duchowej walki. Pogódźmy się z tym, że wierność Bogu ma swoją cenę. Cenę, którą warto płacić. Gdy ktoś próbuje żyć na serio wiarą, doświadcza oporu w sobie i z zewnątrz, a nawet w samym Kościele. Ciemności duchowe bywają bardzo gęste, ale doświadczając ich, tym mocniej musimy trzymać się Chrystusa. Tzw. święty spokój tu, na ziemi, jest nieosiągalny i duchowo niebezpieczny. Bo jak napominał o. Pio: „Jeśli coś ma nas napawać trwogą, to pokój i harmonia panujące między naszą duszą i diabłem”.