Kim przyjmuje chrzest

Jakub Jałowiczor

publikacja 03.03.2018 04:45

Gdy w 1984 r. Koreę Południową odwiedzał Jan Paweł II, na jednej z uroczystości zebrało się 300 tys. osób. Liczbę członków Kościoła katolickiego szacowano na 1,5 mln w całej Korei. Dziś stanowią oni 5,3 mln z 51 mln mieszkańców tego azjatyckiego kraju.

Kościół w Korei to jedna z najprężniej rozwijających się katolickich wspólnot na świecie. YONHAP /epa/pap Kościół w Korei to jedna z najprężniej rozwijających się katolickich wspólnot na świecie.

Protestantów jest 8,6 mln. Chrzest przyjmuje wielu dorosłych. Wyznawcami Chrystusa zostają politycy i celebryci.

Celebryci od Jezusa

Jednym z nowo ochrzczonych Koreańczyków jest piosenkarz Rain, próbujący także kariery aktorskiej w Stanach Zjednoczonych. W 2014 r. agencja reprezentująca 32-letniego wówczas gwiazdora potwierdziła informację o jego chrzcie. Autor płyt wydawanych przez słynnego Psy’a (twórcy hitu „Gangnam style”) od pewnego czasu spotykał się z aktorką Kim Tae-hee, praktykującą katoliczką. Jak jednak zapewniał, decyzja o przyjęciu chrztu wyniknęła z jego wewnętrznego przekonania, a nie z chęci wzięcia ślubu. Rain i Kim pobrali się dopiero w 2017 r.

Katoliczką jest także koleżanka po fachu Raina, Kwon Boa. Artystka, która debiutowała w 2000 r., wychowała się w katolickiej rodzinie. W jej twórczości (podobnie jak w piosenkach Raina) trudno doszukać się chrześcijańskich wątków, ale piosenkarka nigdy nie ukrywała swojej wiary. Boa była ambasadorką Azjatyckich Dni Młodzieży, które odbyły się w 2014 r. Wzięła też udział w obiedzie, na który papież Franciszek zaprosił dwudziestu młodych katolickich liderów z Azji.

Z Chrystusem na lodzie

Do Kościoła katolickiego należy była łyżwiarka figurowa Kim Yu-Na. Jako 18-latka zaczęła się widywać z zakonnicami, z którymi skontaktował ją fizjoterapeuta będący katolikiem. Kim została wtedy ochrzczona, podobnie jak jej matka. Starsza siostra łyżwiarki oraz jej ojciec pozostali ateistami.

Kim przyjęła imię Stella na cześć Matki Boskiej. Teraz nosi na palcu różaniec, a podczas olimpiady w Vancouver w 2010 roku znakiem krzyża rozpoczynała występy. Wygrała, zdobywając rekordową liczbę punktów w obu programach – krótkim i dowolnym. „Stella Kim poruszyła wszystkich Koreańczyków i dała im radość, pokonując liczne trudności i dając z siebie wszystko” – napisał w liście gratulacyjnym kard. Nicholas Cheong Jin-suk z Seulu. „Wielu młodych ludzi zyska wiarę i nadzieję dzięki osiągnięciom Kim”.

Łyżwiarka nie wystąpi na olimpiadzie w rodzinnym kraju. Choć w oficjalnych zawodach nie spadała poniżej trzeciego miejsca i zarabiała ok. 10 mln dolarów rocznie, w 2014 roku nieoczekiwanie zakończyła karierę. Miała zaledwie 23 lata. Nie straciła z tego powodu statusu celebrytki. Reklamuje wszystko – od mleka po smartfony. Angażuje się też w promowanie swojej ojczyzny za granicą. Nagrała ponadto spot, w którym witała w Korei Południowej papieża Franciszka. Cytowany przez telewizję UCA News o. Ignatius Kim Min-soo nie ma wątpliwości, że postawa Stelli Kim ma znaczenie dla Koreańczyków. – Wielkie gwiazdy jak Kim, czyniące publicznie znak krzyża, pośrednio wspierają ewangelizację – stwierdził zakonnik.

Tajemnica sukcesu

Ewangelizacja Azji, którą w trzecim tysiącleciu zapowiadał św. Jan Paweł II, nie zawsze przebiega sprawnie. Japończycy czy Tajlandczycy niechętnie przyjmują wiarę w Chrystusa. Korea natomiast jest, obok Chin i Wietnamu, jednym z tych krajów, w których chrześcijaństwo rozwija się bardzo szybko. Część misjonarzy uważa, że to paradoksalny efekt komunizmu. Chrześcijaństwo trudno jest pogodzić z azjatyckimi kulturami, przyjmuje się natomiast w tych państwach, których kultura została zniszczona przez czerwony totalitaryzm. Jednak Korea Południowa nie pasuje do tego schematu, ponieważ nie doświadczyła komunizmu. Zdaniem o. Jacka Norkowskiego, dominikanina, który przez kilka lat posługiwał wspólnocie koreańskiej w Polsce, misje w Azji utrudnia istnienie monarchii. – W Tajlandii monarcha tradycyjnie jest opiekunem buddyzmu. Przejście na inną religię jest traktowane jako rodzaj nielojalności wobec ojca, którym jest król lub cesarz – tłumaczy zakonnik. – Natomiast Korea miała powikłaną historię: podboje, utrata niepodległości, podział kraju. Po II wojnie światowej musiała się odbudować w nowy sposób.

W przeciwieństwie do Chin czy Japonii, do których chrześcijaństwo dotarło dzięki jezuickim misjonarzom, Koreańczycy sami sprowadzili do siebie wiarę w Chrystusa. Pod koniec XVIII w. koreańscy dyplomaci przebywający w Pekinie zetknęli się z religią, która dotarła z Europy. Jeden z nich, Yi Sung-Hun, przez pewien czas zapoznawał się z chrześcijańskimi pismami, po czym w 1784 r. został ochrzczony jako pierwszy w historii członek koreańskiej elity. Po powrocie do kraju sam ochrzcił kolejne osoby. Wierni, których liczba osiągnęła 4 tys., spotykali się w Seulu, w miejscu, gdzie dziś stoi katedra. Zaniepokojone władze jednak szybko zakazały wyznawania chrześcijaństwa, uznając je za zagrożenie dla bazującego na konfucjanizmie porządku społecznego. W 1791 r. zaczęły się prześladowania, a w 1801 r. doszło do pierwszej egzekucji. Ścięto 300 osób, w tym Yi Sung-Huna. W XIX w. miało miejsce jeszcze kilka fal prześladowań. Najbardziej krwawe były represje z lat 1866–1872. Męczeńską śmierć poniosło wtedy ponad 10 tys. katolików. Wielu koreańskich męczenników wyniesiono później na ołtarze.

Aby byli jedno

W 1882 r. Korea wprowadziła wolność religijną, pozwalając działać misjonarzom. Chrześcijaństwo zmieszało się z ruchem narodowym, walczącym o niezależność od wielkich sąsiadów. Stało się to bardzo widoczne po aneksji Korei przez Japonię w 1910 r. Wyznawcy Chrystusa mieszkali głównie na północy kraju. Jednak w połowie ubiegłego stulecia tereny te opanowali komuniści i chrześcijanie znowu stali się obiektem prześladowań. Nie wiadomo, ilu wiernych zginęło, bo po ostatecznym podziale Korei w 1953 r. zachodni świat stracił dostęp do wiarygodnych informacji. Szacunki mówią o 300 tys. chrześcijan zamordowanych tylko w latach 1949–1952. Wielu wyznawców Chrystusa uciekło wtedy na południe, wzmacniając tamtejszy Kościół. W 1958 r. w Korei Południowej żyło ok. 800 tys. chrześcijan. Przyjeżdżali do nich europejscy misjonarze, tacy jak franciszkanin Francesco Faldani, wydalony z komunistycznych Chin. Razem ze współbraćmi o. Francesco zbudował klasztor i dom misyjny. Później do Korei dotarł jego siostrzeniec, Giancarlo, który także jest franciszkaninem. W 2005 r. dostał on honorowe obywatelstwo Seulu, co odebrał jako uznanie dla pracy całego zakonu.

Oprócz Kościoła katolickiego w latach powojennych rozrastały się wspólnoty protestanckie, zwłaszcza kalwińskie. Powstało także wiele sekt łączących elementy różnych religii. W XXI w. rozwój protestantyzmu nieco zahamował, m.in. z powodu skandali, do jakich doszło wśród członków tych grup. W efekcie tego ateiści, którzy stanowią 56 proc. mieszkańców kraju (buddystów jest tylko 16 proc.), na ogół nie darzą protestantów sympatią. Za to według badań z 2015 r. katolicyzm jest religią, której ufa najwięcej – 39 proc. – mieszkańców kraju. Wielu ateistów z radością witało Jana Pawła II, który podczas pielgrzymki w 1984 r. krytykował działania południowokoreańskiego reżimu. Władze kraju walczyły z komunistyczną infiltracją, dopuszczały się jednak przy tym nadużyć, a niekiedy zbrodni.

Koreańczycy z Północy nie mają szans poznać papieża. Komunistyczna Korea od lat prowadzi w niechlubnym rankingu państw prześladujących chrześcijan. Według różnych danych, w Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej żyje od kilkuset do kilku tysięcy wyznawców Jezusa. Organizacje pomocowe donoszą o wyrokach śmierci za posiadanie Biblii. W 2010 r. miała mieć miejsce fala aresztowań. Katolicy z Południa są wśród osób dążących do zjednoczenia kraju. Gdyby to marzenie zostało zrealizowane, chrześcijaństwo mogłoby wrócić na koreańskie ziemie, które kiedyś były jego ostoją.

Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.