To Jezus uzdrawia

Alina Świeży-Sobel

publikacja 27.02.2018 04:45

Każdy szpital może być miejscem największych rekolekcji. – Pamiętam pacjentkę, która miała problemy ze słuchem. Po leczeniu przyszła się pożegnać i podziękować za to, że tutaj usłyszała Pana Boga – wspomina ks. Michał Nowak, kapelan szpitalny.

Ks. M. Nowak sprawuje Mszę św. w kaplicy Szpitala Wojewódzkiego. Alina Świeży-Sobel Ks. M. Nowak sprawuje Mszę św. w kaplicy Szpitala Wojewódzkiego.

Widok kapłanów, którzy z Najświętszym Sakramentem przychodzą do pacjentów, rozmawiają z nimi, spowiadają, sprawują w szpitalnych kaplicach codzienną Eucharystię i udzielają sakramentu chorych, jest dziś codziennością. I dowodzi, że w leczeniu zauważa się całego człowieka, z jego sferą fizyczną, psychiczną i duchową. – Nawet jeśli nie zmienia się stan fizyczny pacjenta i choroba nie ustępuje, to gdy w jego duchowej sferze zapanują pokój, pojednanie z Bogiem, on o wiele lepiej znosi cierpienie – zauważają zgodnie kapelani. Właśnie im dziś oddajemy głos...

Kapelan jest narzędziem

Ks. Szczepan Kobielus trzeci rok pracuje w Beskidzkim Centrum Onkologicznym (wraz z ks. Łukaszem Jończym) oraz w Szpitalu Pediatrycznym w Bielsku-Białej.

– Z posługą kapelana wiąże się z jednej strony radość, kiedy obserwuje się, że ktoś, nieraz po wielu latach, wraca do Boga. Towarzyszy jej z drugiej strony trudne doświadczenie spotkań z tymi, którzy obojętne albo z niechęcią patrzą na obecność księdza w szpitalu. Choroba to czas, kiedy wielu ludzi stawia sobie pytanie o sens życia; o to, do czego ono prowadzi. Choroba odkrywa też przed człowiekiem podstawową prawdę o tym, że przemijamy, że jesteśmy na tym świecie gośćmi. To odkrycie wywołuje dwie reakcje: można się buntować i popaść w rozpacz albo otworzyć się na Tego, który naszemu przemijaniu nadaje sens. Często u ludzi chorych występują obie te postawy. Zwłaszcza, kiedy diagnoza jest trudna, na początku pojawia się bunt, a po nim – poszukiwanie Boga – wyjaśnia ks. Kobielus.

Najważniejsza w codziennym kontakcie z pacjentami jest zwykła ludzka życzliwość. – Rozmowa o samopoczuciu chorego, jego rodzinie czy nawet pogodzie jest niejednokrotnie wstępem do podjęcia tematów wiary, sakramentów. To, jak Pan Bóg przychodzi do chorego, jest tajemnicą. Kapelan jest tu tylko narzędziem. Wiele razy doświadczałem już tego, że własnymi siłami i mądrością niewiele się zdziałało – mówi ks. Szczepan. Jak podkreśla, bez otwarcia się pacjenta na łaskę Bożą nic się nie uda, a do tego trzeba modlitwy, pokory i cierpliwości.

– Pamiętam pacjenta, u którego zdiagnozowano złośliwy nowotwór z przerzutami. Dobrze znał swoją sytuację, wiedział, jak będzie wyglądać przebieg choroby. Przy pierwszej rozmowie był bardzo zbuntowany. Pokazując na krzyż, mówił: „Wygrał ze mną”. Odwiedzałem go codziennie, choć byłem już zniechęcony jego postawą. Dużo rozmawialiśmy na temat wiary, o tym, co człowieka czeka po śmierci. Długo jeszcze postrzegał Pana Boga jako kogoś, kto nie jest po jego stronie. Przy każdych odwiedzinach starałem się mu przeczytać wybrany dla niego kawałek „Dzienniczka” św. Faustyny. Powoli zmieniał się jego obraz Boga i w końcu stwierdził, że jeżeli Bóg jest rzeczywiście taki, jak o Nim słyszy, to chce się wyspowiadać. Przyjął Komunię Świętą i sakrament chorych. Zmarł pogodzony z Bogiem.

Jego historia potwierdza, że często chorzy, którzy odtrącają Pana Boga, odrzucają raczej wykrzywiony Jego obraz, przedstawiający Go jako bardzo srogiego, obojętnego lub oddalonego od człowieka. Dlatego tak ważne jest, by ksiądz swoją postawą próbował pokazywać, że Bóg jest miłością, jest blisko człowieka cierpiącego i stoi po jego stronie. To nie Bóg daje chorobę czy ściąga na człowieka krzyże, ale to On pomaga je człowiekowi nieść, towarzyszy w chorobie. Tym jest dla mnie posługa kapelana: znakiem tego Bożego towarzyszenia człowiekowi cierpiącemu – zaznacza ks. Szczepan.

Każdy chory to inna historia. Kiedyś pacjentowi przykutemu do łóżka, zaproponował duchową adopcję dziecka poczętego. – Modlił się żarliwie, nadawał każdemu z nich imię i z dumą podkreślał, że jest już ojcem całej gromadki dzieci. To także jemu pomagało znieść ciężar choroby – wspomina kapłan.

– Pacjenci często po przyjęciu sakramentu chorych powtarzają: „wszystko w rękach Boga” i ta świadomość pomaga z odwagą i pokojem iść na operację, poddać się leczeniu. Wiele osób wraca ze szpitala zdrowych na ciele, ale i na duszy, bo pojednali się z Bogiem, sobą i innymi – mówi ks. Szczepan. Kapelan w szpitalu otacza opieką duszpasterską także pracowników służby zdrowia. – Wierzący personel dla kapelana szpitalnego jest wielkim skarbem i dziękuję wszystkim pracownikom, którzy poprzez swoje świadectwo wiary pomagają chorym przybliżyć się do Pana Boga –dodaje z wdzięcznością w głosie.

Tu się dzieją cuda!

Ks. Michał Nowak posługę kapelana w bielskim Szpitalu Wojewódzkim pełni blisko trzy lata. – Szpital to szczególne miejsce. Jest przepełnione bólem i cierpieniem. Często zadaje się tu pytania o to, gdzie jest Pan Bóg, dlaczego spotyka nas cierpienie. Ja z kolei często widzę, jak Pan Bóg daje tu odpowiedzi. Doświadczam Jego bliskości i łaski; mocy i działania Bożego miłosierdzia. Widzę wiele uzdrowień duchowych, nawróceń, przemian życia. Niemal każdego dnia mam łaskę towarzyszyć komuś w powrocie do Boga po wielu latach, spowiedziach z całego życia. Za szczególny „bonus” od Pana Boga uznaję to, że rozpocząłem pracę kapelana tuż przed Rokiem Miłosierdzia i mogłem zobaczyć, jak Pan jest miłosierny, jak uzdrawia z największych zranień. Tu na nowo odkryłem Boże Miłosierdzie – przyznaje ks. Michał.

Kolejnym znakiem stał się dar dla szpitalnej kaplicy: obraz Jezusa Miłosiernego namalowany przez bielskiego malarza Bogumiła Bobę, brata pracującej w szpitalu lekarki. Od razu trafił do prezbiterium, zaraz obok tabernakulum. Ktoś inny na półeczce z katolickimi lekturami położył parę płyt z nagranym „Dzienniczkiem”. Pewnego pacjenta ks. Michał widywał często z różańcem w ręku. Raz zastał go w kaplicy przed obrazem MB Nieustającej Pomocy, gdy stał, trzymając dłonie na obrazie. Na pytanie, co robi, pacjent odpowiedział: – Przyszedłem podziękować Matce Bożej za wysłuchane prośby. Wczoraj z powodu stwierdzonej martwicy palca dostałem skierowanie na amputację. Dziś okazało się, że krążenie wróciło i nie trzeba operacji...

W pamięci ks. Michała została też pacjentka, do której wezwano go w środku nocy, by udzielił sakramentu namaszczenia chorych. Wychodząc, pożegnał się i zapowiedział, że rano przyjdzie z Panem Jezusem. Już na korytarzu dowiedział się, że pacjentka nie ma szans, by doczekać poranka. Poszedł więc do kaplicy i wrócił do niej, by mogła przyjąć ostatni raz Komunię. – A następnego dnia dowiedziałem się, że z nieznanych lekarzom powodów jej stan zdrowia się poprawił i wyzdrowiała. Podobnie było z pacjentem, którego odwiedziłem tuż przed operacją guza krtani. Uznał, że chyba nie powinien w tym momencie przyjmować Komunii. Po moich słowach, że to przecież nie jest zwykły pokarm, ale Ciało Boże, które może uzdrowić, przyjął jednak Pana Jezusa. Jeszcze tego samego dnia przyszedł uradowany, bo ani guza, ani operacji nie było, a lekarze wypisali go do domu – opowiada ks. Michał.

Kapłan odwiedzał też pacjenta, który przez kilka miesięcy konsekwentnie odmawiał rozmowy o sakramentach. – Codziennie zaglądałem jednak do niego, życzyłem dobrego dnia. Pewnej niedzieli pod jego drzwiami zawahałem się, czy warto wchodzić, skoro zawsze odmawia. Pomyślałem, że to, jak odpowie, przecież nie ode mnie zależy, bo to Pan Bóg otwiera serce i sam wybiera moment, w którym się to dzieje. Wszedłem i... usłyszałem po raz kolejny „nie”. A kilka godzin później zadzwonił telefon. Kobieta prosiła o spowiedź dla męża. Kiedy stanąłem pod salą ze wskazanym numerem, okazało się, że to ten sam pacjent. Już myślałem, że się pomyliłem, a tymczasem pacjent mówił, że chce się wyspowiadać z całego życia. Wcześniej poprosił żonę o przebaczenie. To była jedna z tych najpiękniejszych chwil. I zarazem lekcja pokory, że wszystko zależy od Boga, a nie od mojej mocy, zdolności, talentów i starań.

Ksiądz Michał wiele razy był świadkiem, jak Bóg uzdrawia z choroby ducha, ciała, jak leczy relacje w rodzinie. I nigdy się nie zraża obojętnością, odmową, bo wie, że może kolejna rozmowa będzie tą decydującą.

TAGI: