Jeszua wraca do swoich

Jacek Dziedzina

publikacja 11.02.2018 04:45

Rosnąca liczba Żydów mesjanistycznych jest znakiem czasu i dla narodu Izraela, i dla Kościoła. To sprawa rodzinna.

Eyal Friedman w Christ Church w Jerozolimie. Na ołtarzu napisy po hebrajsku: „To czyńcie na Moją pamiątkę” oraz „Emmanuel”. Roman Koszowski /Foto Gość Eyal Friedman w Christ Church w Jerozolimie. Na ołtarzu napisy po hebrajsku: „To czyńcie na Moją pamiątkę” oraz „Emmanuel”.

Zacząłem czytać Nowy Testament i byłem zdumiony, że to wszystko działo się tutaj, w moim mieście Jerozolimie – mówi Eyal Friedman, Żyd, który uwierzył w Jezusa.

Nowo narodzony

Spotykamy się w Me’a Sze’arim, dzielnicy Jerozolimy zamieszkanej niemal wyłącznie przez ortodoksyjnych chasydów i ultraortodoksyjnych charedim. Nazwa dzielnicy odnosi się do plonu stokrotnego, jaki Bóg obiecał Izaakowi: „Przebywając w tym kraju, zasiał Izaak ziarno i doczekał się w owym roku stokrotnego plonu, gdyż Pan mu pobłogosławił” (Rdz 26,12). Eyal urodził się i dorastał w rodzinie niewierzącej. Judaizm odkrył tak naprawdę dopiero wraz z Ewangelią.

– Miałem bardzo dobrą rodzinę, Bóg dał mi dobre dzieciństwo, ale w pewnym momencie poczułem, że to za mało. Nie miałem żadnego pojęcia o Bogu, nie mówiło się o Nim w domu. – zaczyna opowieść o swoim nawróceniu. W tle słychać coraz głośniejszą muzykę i śpiew, trzecia świeca chanukowa zapalona…

– U mnie to był proces, który zaczął się pewnego dnia w czasie służby w wojsku. Nie modliłem się, niczego nie oczekiwałem. Po prostu nagle, w jednym momencie, stałem się wierzący. Chociaż nie wiedziałem jeszcze, w co, czy w kogo wierzę. Bóg był bardzo dyskretny. Nie przedstawił się, więc nie wiedziałem, co właściwie się stało. Wiedziałem tylko, że stałem się nową osobą. Czułem się jak nowo narodzony. Byłem okropnie głodny, a kiedy dziecko jest głodne, nie rozumie niczego, chce jeść. Ja byłem głodny duchowości. Połykałem więc wszystko, ale to wywoływało niestrawności, bo nie wybierałem najlepszego pożywienia, błądziłem po różnych nurtach duchowych. Minęło jeszcze parę lat, zanim tak naprawdę pomodliłem się po raz pierwszy w życiu. Nie wiedziałem, do kogo wołam, ale wołałem o pomoc, żeby zrozumieć. I Bóg chyba czekał na ten moment. Nagle bowiem spotkałem Benjamina Bergera [również Żyda mesjanistycznego]. Dziś to mój duchowy ojciec. Zaczęliśmy razem czytać Nowy Testament, patrzyłem na krzyż i czułem, że osoba Jezusa fascynuje mnie, a to, co czytam, jest prawdą. I ze zdumieniem odkryłem, że to wszystko działo się tutaj, w Jerozolimie! – Eyal ciągnie swoją opowieść.

Nawet nie zauważyliśmy, że gwar świętowania na ulicy już dawno ucichł. Eyal wspomina, że kiedy czytał starotestamentowe zapowiedzi o Mesjaszu, poczuł, że nie może zaprzeczać temu, że to jest prawda. – Kiedy dotarłem do słów: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem”, musiałem podjąć decyzję, czy przyjmuję to za prawdę, czy uznaję Go za kłamcę. Czułem, że z mojego serca spadła zasłona, ta, o której pisze św. Paweł. Musiałem przyznać, że Jezus jest tym, kim mówi, że jest. I musiałem wykonać konkretny krok, wiedziałem, że jeśli w tym momencie nie uznam Jezusa za Mesjasza, to już nigdzie dalej nie pójdę. To okazało się najtrudniejsze. Bo chociaż wyrosłem w rodzinie niewierzącej, nie miałem żadnych problemów z Jezusem, blokowała mnie w sercu jakaś bariera. Żeby to zrozumieć, musisz wiedzieć, że w Izraelu na Jezusa mówi się „Jeszu”, zamiast właściwego imienia Jeszua. „Jeszu” to jest coś w rodzaju przekleństwa i oznacza życzenie, by Jego imię i pamięć o Nim była wymazana. Odkryłem, że to duchowe dziedzictwo Żydów jest też we mnie. Ale dzięki długiej modlitwie moich przewodników oddałem życie Jezusowi i wypowiedziałem to imię: Jeszua. I to był początek procesu mojego uzdrowienia – Eyal nie spogląda już na zegarek.

W Me’a Sze’arim robi się coraz ciszej. Następnego dnia sąsiedzi zapalą czwartą świecę chanukową.

Rok 1967

Eyal jest przekonany, że Bóg w ostatnich dekadach dokonuje czegoś niezwykłego wśród Żydów na całym świecie, nie tylko w Izraelu. Sam jest przykładem osoby, której nikt nie głosił Ewangelii, a która jednak doświadczyła nadprzyrodzonej interwencji Ducha Świętego. W podobny sposób wiarę w Jeszuę Mesjasza odkrył jego duchowy przewodnik Beniamin Berger. W pobliżu bramy Jafskiej w Jerozolimie znajduje się Christ Church, założony w XIX wieku przez anglikanów, którzy przyjechali do Palestyny z rozeznaniem, że będą wśród Żydów masowe nawrócenia.

W praktyce niewiele wspólnot kościelnych głosi Ewangelię wśród Żydów. – Robię wszystko, by Żydzi, którzy do mnie przychodzą w czasie Bożego Narodzenia, nie poczuli, że ich ewangelizuję, i żeby wyszli stąd nadal jako wyznawcy judaizmu – usłyszałem od jednego z duchownych w Jerozolimie. Z jednej strony to zrozumiała delikatność i szacunek dla gości. Zrozumiała jest też wrażliwość na doświadczenia historyczne: niestety, znak krzyża ma prawo kojarzyć się Żydom również z aktami przemocy oraz przypadkami zmuszania do chrztu. Z drugiej jednak strony – ci, którzy już odkryli Jeszuę jako Mesjasza, pytają chrześcijan: dlaczego nie głosicie Go nam tak, jak robili to Jego pierwsi uczniowie… Żydzi, którzy jednak najpierw głosili Ewangelię wśród swoich.

Eyal Friedman nikogo nie oskarża. Dostrzega tylko, że Bóg daje namacalne znaki, że zbliża się czas wypełnienia obietnic. – Tu nic nie jest przypadkiem. Popatrz: właśnie mieliśmy 50 lat odnowy charyzmatycznej w Kościele katolickim. To był rok 1967. Ten sam, w którym Żydzi zdobyli wschodnią Jerozolimę. Było w tym coś proroczego. Tego nie było przecież od ponad 2000 lat, bo nawet w czasach Jezusa Jerozolima znajdowała się pod rzymską okupacją. I ja wierzę, że w 1967 roku Bóg wylewał swojego Ducha nie tylko na Kościół, ale również na Żydów, objawiając im Mesjasza. To jest coś, co Bóg robi w naszych czasach. Działa z mocą i wypełnia obietnice. Nie da się inaczej wytłumaczyć tego, że w samym Izraelu, ale też w innych krajach, rośnie liczba Żydów przyjmujących Jezusa. To jest trudne dla obu stron: dla Żydów i dla Kościoła. Bo nagle po długiej przerwie, po 16 wiekach, pojawia się znowu część żydowska Kościoła. I łączy się z nieżydowską częścią w jedno ciało Chrystusa. A tak przecież było na początku, tylko proces odbywał się w drugą stronę – mówi Eyal.

– Żydzi mesjanistyczni to jest duże wyzwanie dla Kościoła, który nie bardzo jeszcze wie, co z nami zrobić. I ja to rozumiem. Ale tak samo było z pierwszymi chrześcijanami. Pierwsi wyznawcy Jezusa byli przecież Żydami i trudno było im zrozumieć, co mają zrobić z poganami, którzy przychodzili i mówili, że oni też wierzą w Jezusa i też mają pytania – na przykład, czy mają się obrzezać, czy tylko ochrzcić. I pierwszy Kościół też miał wiele pytań – mówi z pasją.

Pamiętamy, że w odpowiedzi na to napięcie między światem żydowskim a pogańskim zwołano spotkanie, które dziś nazywamy Soborem Jerozolimskim. Nie bez powodu dzisiaj na całym świecie (również w Polsce) umacnia się inicjatywa na rzecz II Soboru Jerozolimskiego (TJCII). Jego celem byłoby m.in. ponowne zjednoczenie „Kościoła narodów” i odradzającego się na naszych oczach „Kościoła żydowskiego”.

– W naszym spotkaniu nie może chodzić tylko o dialog żydowsko-chrześcijański dla samego dialogu. Jeśli jesteśmy zjednoczeni w Jezusie [chodzi o Żydów, którzy już przyjęli Jezusa], to znaczy, że należymy do siebie i że to jest sprawa rodzinna – dodaje. Przez kilkanaście wieków nie było nas w Kościele. Teraz wracamy do niego. I musimy wspólnie nazwać tę rzeczywistość i poradzić sobie z nią – dodaje.

„Cały Izrael będzie zbawiony” (Rz 11,26a)

Trudno powiedzieć, ilu tak naprawdę jest dzisiaj Żydów mesjanistycznych. Ostrożne szacunki mówią nawet o 1,5 mln osób, z czego w samym Izraelu tylko 20 tys. Bardzo silne są organizacje mesjanistyczne w USA, ale też w innych krajach (m.in. w Etiopii, gdzie istnieje duża diaspora żydowska). W Izraelu ta liczba może wydawać się mała, ale zdaje się to wynikać m.in. z ukrywania faktu nawrócenia z obawy przed problemami. – Mamy tu różne radykalne organizacje wśród Żydów ortodoksyjnych, które starają się robić wiele problemów Żydom mesjanistycznym. W najlepszym przypadku próbują tylko wykazać błędy w Nowym Testamencie, ale zdarzają się również fizyczne ataki – opowiada Eyal. Mesjańscy pastorzy nie mogą też udzielać ślubów, pogrzebów, bo nie mają legalnego statusu religijnego w Izraelu.

– Żydowskie rozumienie jest takie: ci, którzy wierzą w Jezusa i zostali ochrzczeni, nie są już Żydami. Niedawno zorganizowano wielką konferencję Żydów mesjanistycznych. Szukając na nią miejsca, znaleziono jeden hotel, gdzie każdego roku odbywa się wiele konferencji chrześcijańskich, ale kiedy ortodoksyjni dowiedzieli się, że spotkanie jest organizowane przez Żydów mesjanistycznych, zagrozili hotelowi, że jeśli zgodzi się na organizację, to wycofają dla niego certyfikat koszerności. Wtedy zarząd przeprosił tych mesjanistycznych i poprosił o zrozumienie, że niestety, ale mają za dużo eventów, potrzebują tego certyfikatu, więc nie mogą ich przyjąć. W końcu konferencja odbyła się poza Jerozolimą… w arabskiej wiosce.

Żydzi, którzy chcą emigrować do Izraela, są pytani przez urzędników, czy wierzą w Jezusa. Jeśli powiesz „tak”, mogą powiedzieć: „więc nie jesteś Żydem i nie masz prawa się osiedlić” – wymienia problemy Eyal. Daleki jest jednak od oskarżania swoich rodaków, widzi w tym raczej proces, w którym wszystko ma swoje miejsce i czas. – Ja dobrze rozumiem tę postawę współczesnych Żydów. Sam przychodzę z punktu, w którym Jezus był kimś obcym. Rozumiem też, że mają zbyt wiele skojarzeń ze złymi rzeczami, które nas jako naród spotkały ze strony ludzi pod znakiem krzyża. Ale widzę też, że coraz więcej Żydów ma takie objawienie i wierzy w Jezusa. Wierzę, że ruch mesjanistyczny jest pierwszym owocem tego procesu. Pierwsze owoce nie zawsze są najlepsze. Ale są zapowiedzią większych żniw, które nadchodzą.