Czas błogosławieństwa

Justyna Jarosińska; Gość lubelski 02/2018

publikacja 17.01.2018 04:45

Rozpoczyna się zwykle po świętach Bożego Narodzenia i co roku wzbudza różne emocje, zarówno wśród księży, jak i parafian przez nich odwiedzanych.

Kolęda. Bez wątpienia daje kapłanowi szeroki ogląd sytuacji parafii. Jest sposobnością poznania konkretnych ludzi z ich przeróżnymi doświadczeniami i historiami.

Różnorodność potrzeb

– Chyba najtrudniejsze w czasie kolędy jest to, że idąc od mieszkania do mieszkania, przemierza się również intelektualnie i duchowo te ludzkie egzystencje – stwierdza kapucyn o. Andrzej Cebula. – Raz trafi się na liczną rodzinę, gdzie jest hałas dzieci i radość spotkania, za chwilę spotyka się z matką, która straciła dziecko, po czym przechodzi się do mieszkania pełnych energii studentów, by znów za chwilę przejść do domu absolutnej ciszy, gdzie mieszka samotna od kilkunastu lat staruszka. Niemal z minuty na minutę trzeba kapłanowi odnaleźć się w każdej z tych sytuacji, wejść w życiowy problem domowników, współczuć z cierpiącymi, cieszyć się z radującymi, pocieszyć smutnych.

– Do kolejnego mieszkania trzeba wchodzić, zupełnie zapominając, co się przeżyło w poprzednim. Raz trafi się rodzina, która zna księdza od dawna, chodzi na odprawiane przez niego Msze Święte i niewymownie cieszy się z jego przyjścia, a zaraz przyjmie ktoś, kto tylko chce z siebie wyrzucić niezrozumienie i poczucie krzywdy, bo nie chodzi do kościoła i nie mógł zostać chrzestnym w swojej rodzinie – opowiada o. Andrzej. – Trudne jest też słuchanie propozycji parafian, gdy są one sprzeczne ze sobą. Byłem na przykład w mieszkaniu, w którym rodzina z dziećmi dziękowała za przeżyty właśnie festyn parafialny, po czym w mieszkaniu obok starsze małżeństwo złożyło skargę na festyn, że jest za głośno i w ogóle nikomu nie jest on potrzebny.

Zobaczyć zwyczajność

O radościach i trudnościach kolędowania mówi także ks. Damian Dorot, duszpasterz kościoła rektoralnego św. Piotra w Lublinie.

– Lubię kolędę, bo lubię poznawać historie ludzi. Być może ktoś powie, że przez te kilka minut za wiele o drugim człowieku się nie można dowiedzieć. Mimo wszystko takie odwiedziny mogą okazać się początkiem kolejnych spotkań i rozmów. Ostatnio miałem taką sytuację: otwiera młoda dziewczyna i mówi: „Dziękuję za wizytę, nie jestem przygotowana”. Odpowiadam: „Ale ja jestem przygotowany, jeśli tylko pani zechce mnie zaprosić”. Zaprosiła mnie i porozmawialiśmy sobie bardzo sympatycznie.

Pojawiają się głosy, że lepiej byłoby kolędę rozłożyć na cały rok i posiedzieć dłużej z konkretną rodziną, bardziej ich poznać. – Na razie jednak złotym środkiem jest cudowna okazja, że kolęda jest na samym początku kolejnego roku naszego życia, do którego zapraszamy Chrystusa z Jego błogosławieństwem – stwierdza ks. Damian.

– Zawsze można zaprosić księdza po skończonej kolędzie, aby z nim dłużej porozmawiać na spokojnie, kiedy już minie gorący kolędowy czas. Zdaniem ks. Dorota kolęda dla kapłana to niesamowity czas, bo może spotkać wielu różnych ludzi, także tych z pierwszych stron gazet, w ich zwyczajności. Bywa też tak, że ksiądz chodzący po kolędzie jest tylko powiernikiem ludzkich losów, często trudnych i poplątanych. I w to ludzkie życie wchodzi z błogosławieństwem od Boga.

– Kiedyś wszedłem do domu, gdzie rodzina opłakiwała śmierć męża i ojca. Za wiele nie mówiliśmy, po prostu byliśmy ze sobą – wspomina ks. Damian. Ale jak zaznacza duszpasterz, ksiądz to też człowiek i można z nim porozmawiać naprawdę o wszystkim. – Mogę się też pobawić klockami z dziećmi, chociaż są i takie momenty, wobec których wypada tylko zamilknąć.

Komunikacja to podstawa

Czasami pojawiają się kontrowersje związane z kolędą. Wielu ludzi widzi w wizycie duszpasterskiej jedynie okazję do zebrania przez księży pieniędzy. – Wierni muszą być przekonani, że nie chodzę tylko po to, by zbierać pieniądze, lecz by porozmawiać z ludźmi, dowiedzieć się, czy mają jakieś potrzeby, przede wszystkim duchowe, ale i materialne – podkreśla ks. Jerzy Poręba, proboszcz parafii Narodzenia NMP w Dąbrowicy. – Ludzie muszą rozumieć też, że bez ich ofiary parafia nie mogłaby funkcjonować. Często taca z jednej niedzieli starcza zaledwie na ogrzewanie. To, czy rozumieją te sprawy, zależy głównie od tego, jaka jest komunikacja między proboszczem a parafianami. Jeśli parafianie widzą, że ksiądz robi coś pozytywnego, pomogą mu – dodaje ksiądz.

Zdaniem ks. Poręby kapłan, który informuje o tym, co dzieje się finansowo w parafii, nie będzie mierzył się z wypominaniem, że „zbiera po kolędzie”.