Mów do mnie gestem

ks. Piotr Sroga

publikacja 27.12.2017 04:45

Pan Artur przesuwa prawą rękę, jakby kreślił w powietrzu zamaszysty łuk, a potem przy twarzy zatacza dłonią okrąg, który oznacza Boga... Właśnie powiedział: „Szczęść Boże”.

Język migowy jest językiem symboli. ks. Piotr Sroga Język migowy jest językiem symboli.

Wyobraźmy sobie taką sytuację: przychodzimy do kościoła, siadamy w ławce i... zatykamy sobie uszy na cały czas trwania Mszy św. Jaki będziemy mieć pożytek z celebracji? Niewielki. A teraz wyobraźmy sobie, że są ludzie, którzy żeby poczuć się tak samo, nie muszą zatykać sobie uszu.

Migany ślub

W ostatnim czasie abp Józef Górzyński powołał nowy ośrodek duszpasterski osób głuchoniemych w Ostródzie. Jego duszpasterzem został ks. prał. Władysław Szmul, proboszcz parafii pw. św. Faustyny. Odbyły się już pierwsze spotkania, a ich uczestników nieustannie przybywa. – Kiedyś przyszli do mnie parafianie, którzy chcieli, aby ich głuchoniema córka zawarła sakrament małżeństwa ze swoim głuchoniemym narzeczonym. Było to po wielu latach od czasu mojego zaangażowania się w duszpasterstwo głuchoniemych. Od pierwszego spotkania z młodą parą czułem, że mogę im pomóc pięknie przeżyć całą ceremonię – mówi ks. Szmul. Tak też się stało.

Ku zaskoczeniu młodych i gości, kapłan migał nie tylko Mszę św. i liturgię sakramentu małżeństwa, ale również kazanie. – To było natchnienie od Pana Boga. Usłyszałem: „Mów do nich tak, jak potrafisz”. Bardzo to przeżyli i kiwali głowami, że rozumieją. Podczas wesela podeszła do mnie pewna kobieta, mówiąc: „Dzięki księdzu wszystko rozumiałam, zamiast patrzeć na ceremonię jak na malowany obraz. Niech ksiądz to kontynuuje” – wspomina kapłan. Wieść o migającym księdzu rozeszła się po mieście i po kilku latach sytuacja dojrzała do tego, aby można było rozpocząć spotkania z osobami niesłyszącymi. Środowisko osób głuchych z Ostródy jest bardzo zadowolone z odprawianych przy parafii św. Faustyny Mszy św. Na początku przychodziło na nie kilka osób, potem – kilkanaście, a zanosi się na to, że wkrótce będzie ich jeszcze więcej.

Tak się mówi: „Witaj”

– Księża, którzy znają język migowy, są potrzebni. Ta umiejętność przydaje się podczas sakramentu spowiedzi czy odprawiania Mszy św., ale również podczas rozmowy, kontaktu osobistego. Na szczęście mamy w Ostródzie księdza, który prowadził dawniej duszpasterstwo osób głuchych i potrafi posługiwać się językiem migowym. Spotkaliśmy się i zaproponowałem mu pomoc w odświeżeniu sobie tej umiejętności – mówi Artur Moskalik, który cierpi na niedosłuch od urodzenia. Z tej okazji wymyślił swój autoryzowany znak pozdrowienia „Szczęść Boże”. Podaje również przykład gestu św. Jana Pawła II zrozumiałego dla głuchych – wyciągnięta do góry prawa ręka w znaku pozdrowienia oznacza: „Witaj”. Tak właśnie papież Polak używał języka migowego – twierdzi ostródzianin.

Ksiądz Władysław musi sobie odświeżyć umiejętność posługiwania się językiem migowym. Minęło wiele lat od momentu, gdy zajmował się w Malborku duszpasterstwem głuchych. Jego przygoda ze światem ciszy rozpoczęła się jeszcze w seminarium. Kolega z pokoju wciągnął go do grupy kleryków, którzy posługiwali w olsztyńskiej szkole i przygotowywali liturgię w języku migowym w Kaplicy Jerozolimskiej. – Wiele zawdzięczam ks. Józefowi Gruszkiewiczowi, mojemu koledze kursowemu. Jeszcze dzisiaj spotykam ludzi z tego środowiska, wychowanych przez niego. Pamiętam wizyty w szkole podstawowej dla głuchych. Józef załatwił nam książki do nauki języka migowego i tak ćwiczyliśmy. Najważniejsza jednak była konwersacja. Czytania liturgiczne migałem już od IV roku seminarium – wspomina ks. Władysław.

Drzwi do innego świata

– Głusi mają inne podejście do języka niż ludzie słyszący. Muszą myśleć abstrakcyjnie, przestrzennie. Na przykład zdanie: „Długopis leży na stole” w języku migowym będzie przekazane znakami „stół”, „leży”, „długopis”. Język migowy nie jest językiem gramatycznym – mówi Artur Moskalik. Jego mama wyjaśniła mu, że kiedy lekarze ratowali mu życie tuż po narodzeniu, wystąpiła u niego zamartwica, która uszkodziła narządy słuchu. – Moi rodzice walczyli o jakość mojego życia. Były to lata, kiedy nie można było jeszcze tak łatwo dostać aparatu słuchowego. Zbierali dokumentację i z determinacją starali się o odpowiednie urządzenie dla mnie. Takie aparaty sprowadzano wtedy z zagranicy i były trudno dostępne. Chodziłem do logopedy i ćwiczyłem artykulację bezdźwięczną, ale był to wielki trud. Cztery lata ćwiczyłem bez słyszenia czegokolwiek – mówi ostródzianin.

Kiedy wreszcie udało się wygrać prowadzoną z urzędnikami walkę, mały Artur założył na uszy swój pierwszy aparat, który otworzył przed nim świat dźwięków. – Pamiętam ten moment. Zacząłem słyszeć ptaki, samochody i rozmowy. To było niesamowite. Z ciszy przeszedłem do innego świata. Zacząłem wtedy też ćwiczyć swoją wymowę poprzez naśladowanie dźwięków – mówi pan Artur. To jednak nie był koniec walki z ograniczeniami. Następnym etapem były próby umieszczenia Artura w szkole publicznej, bo chciano go wysłać do specjalnej. Jego ojciec był nauczycielem z dużym doświadczeniem pedagogicznym, co pomogło w staraniach. Zresztą cała rodzina, łącznie z kochaną babcią, wspierała go nieustannie.

– Musiałem zrobić badania w poradni psychologicznej. Bardzo dobrze to pamiętam. Poddano mnie testom na iloraz inteligencji. Uzyskałem 90 proc. punktów i to pokazało mój potencjał oraz zdolność radzenia sobie w różnych sytuacjach. Kiedy dyrektor Dąbrowski przeczytał tę opinię, stwierdził, że nadaję się do jego szkoły. Potem okazało się, że z nauką nie miałem problemów – wspomina Artur Moskalik.

Z czasu szkolnego pamięta bariery natury społecznej. Uprzedzenia innych uczniów spowodowały, że nie miał zbyt wielu kolegów w szkole. A właściwie – tylko jednego. Rówieśnicy z klasy nie zdali egzaminu z koleżeństwa i wrażliwości na los bliźniego. Na szczęście nauczyciele wykazali się dużą empatią i służyli zawsze pomocą. – Miałem jednego kolegę, do którego chodziłem się bawić i spędzaliśmy ze sobą czas. Niestety, potem kontakt się urwał, bo jego rodzice się przeprowadzili – wspomina. Pan Artur skończył szkołę zawodową, technikum i studia politologiczne.

Ręce zamiast języka

Dziś pan Artur jest szczęśliwym mężem i ojcem trójki dzieci. Jego żona też jest głuchoniema, ale ich dzieci słyszą. – Rozmawiamy w języku migowym. Nie mogę oczywiście zmuszać dzieci do nauki tego języka, muszą same do tego dojrzeć. Na szczęście najmłodsza córka, Wiktoria, która ma 6 lat, dobrze już miga. Pozostała dwójka też potrafi się z nami porozumieć – mówi A. Moskalik.

Mężczyzna sam włączył się w propagowanie języka migowego i uczy go dzieci na fakultatywnych zajęciach w ostródzkich szkołach. Jest to, według ostródzianina, nie tylko nauka pewnej umiejętności, ale również sposób na przełamanie barier społecznych. Zresztą jedną z takich barier jest ograniczenie dostępu do wiedzy – po prostu brakuje właściwej komunikacji.

– Jest to jednocześnie wykluczenie społeczne i zawodowe. Przeprowadziłem wywiad z osobami z naszego środowiska, które były w szkole w latach 1945–1970. Dowiedziałem się, że w tym czasie nie używano tam języka migowego. Skutki tego są bardzo poważne. Wiele osób nie potrafi pisać i czytać. Zdarzyło mi się, że przychodziły do mnie osoby, które prosiły, abym przetłumaczył im pisma urzędowe na język migowy – mówi Artur Moskalik.

Dziś są już fachowe ośrodki, które kształcą wszechstronnie osoby głuche. Wiodące znajdują się w Warszawie, Łodzi i Krakowie. Sytuacja poprawiła się i młodsze pokolenia zdobywają więcej umiejętności i gruntowną wiedzę. Dzięki temu sytuacja izolacji społecznej z przeszłości zmienia się. Coraz bardziej osoby z problemami ze słuchem znajdują swoje miejsce w społeczeństwie. Także w archidiecezji warmińskiej nastąpiła w ostatnim czasie pewna zmiana, która wzmocniła duszpasterstwo osób głuchoniemych. Ks. Krzysztof Laska został skierowany do pracy w tym środowisku. W tej chwili uczy się języka migowego i pod opieką ks. Wanago wchodzi w nową posługę.

– Są dwa systemy: Polski Język Migowy i System Języka Migowego. Różnią się one od siebie. Pierwszy jest językiem naturalnym, czyli tym, którym porozumiewają się osoby głuche. Drugi jest kalką naszego języka i chyba nie jest zbyt lubiany przez te osoby – mówi warmiński kapłan.

Przed nim wielkie wyzwanie dotarcia do osób głuchych z Dobrą Nowiną, co nie jest takie łatwe. Najpierw trzeba zrozumieć ich świat, oczekiwania i nadzieje.

TAGI: