Tego nie oddam za skarby świata

Grzegorz Brożek

publikacja 18.12.2017 04:45

Jedną ręką trzymam się Boga, a drugą Krucjaty. Dzięki temu nie mam wolnej ręki, by sięgnąć po kieliszek – mówi Adam.

Siostra Justyna Papież wśród członków dębickiej wspólnoty Krucjaty Wyzwolenia Człowieka Grzegorz Brożek /Foto Gość Siostra Justyna Papież wśród członków dębickiej wspólnoty Krucjaty Wyzwolenia Człowieka

Zaczęło się ćwierć wieku temu. – Zajmowałam się w dębickiej par. św. Jadwigi grupą młodzieżową. Wspólnie odkrywaliśmy potrzeby wspólnotowe, które istnieją. Organizowaliśmy spotkania trzeźwościowe – opowiada s. Justyna Papież, służebniczka dębicka.

Kiedyś przyjechali do parafii przedstawiciele Diakonii Wyzwolenia z Tarnowa z ks. Janem Mikulskim. Zgłosili się do ks. Fiołka z prośbą, aby Krucjata Wyzwolenia Człowieka mogła zaistnieć w parafii. Dowiedzieli się, że właściwie coś podobnego już jest, że siostra prowadzi grupę, więc może siostra by się zajęła.

Pierwsze spotkanie odbyło się 30 listopada 1992 roku. Spotkania odbywają się raz w tygodniu. Najpierw w sali parafialnej ma miejsce rozważanie słowa Bożego, dzielenie świadectwem, a potem uczestnicy spotkań idą do kościoła na adorację Najświętszego Sakramentu i zostają na Eucharystii. I tak co tydzień. We wspólnocie jest bardzo wielu ludzi, którzy dobrowolnie ofiarowują swoją abstynencję w intencji pijących czy członków rodzin osób z problemem alkoholowym, którzy w Krucjacie i z Krucjatą modlą się o trzeźwość. Niemało jest też trzeźwych alkoholików, mających w Krucjacie wsparcie, środowisko wzrostu duchowego, płaszczyznę apostolstwa.

Wspólnota liczy ok. 200 osób. – Na początku naszej działalności, na rekolekcjach usłyszeliśmy coś, co odczytaliśmy jako potwierdzenie tej drogi. Kapłan przypomniał, że w każdym człowieku, także narkomanie, alkoholiku, jest obecny Chrystus, tylko że sponiewierany, poniżony, ubłocony. Trzeba takich ludzi odnaleźć, spotkać i zaprosić na ucztę miłości, bo Jezus ich też zaprasza, Jezus szuka także ich – tłumaczy s. Justyna.

Andrzej

Od ponad 20 lat w dębickiej grupie Krucjaty jest Andrzej. – Mam wspaniałą żonę, która się bardzo gorąco modliła wraz z dziećmi w mojej intencji. Pewnie dzięki temu Bóg dał mi łaskę trzeźwości. Piłem ponad 20 lat. Ostatnie 5 zupełnie bez pamięci. Straciłem kontrolę. Miałem przebłyski niepicia i wtedy wydawało mi się, że robię źle, ale nie mogłem się z tego wyzwolić – mówi. Nie sądził, że w życiu zostanie kiedykolwiek abstynentem. Dał się nakłonić żonie, by pójść z nią do kościoła. Wzięła go za rękę i przyprowadziła. Był Różaniec.

– Coś dostałem wtedy, jakieś światło. Poszedłem na spotkanie Krucjaty. Grupa liczyła 30–40 osób. Pierwszy raz w życiu przyznałem się przed wszystkimi, że jestem alkoholikiem. Ośmielili mnie ludzie z podobnymi problemami. Jeden powiedział, że 2 lata jest trzeźwy, inny – że 5 lat, inny – 10. Pomyślałem, że może i mnie się uda.

Jestem człowiekiem dość ambitnym. Gdy mnie ktoś wcześniej poniżał, to bolało. Zacząłem wychodzić z alkoholizmu i widziałem, że ludzie zaczęli to dostrzegać. Dźwigało mnie to do góry. Krucjata podnosiła mnie z upodlenia, wyzwalała – twierdzi Andrzej. Po roku podpisał Krucjatę na całe życie.

– Moje dzieci dość naoglądały się biedy, napatrzyły na moje pijaństwo, demoralizację. Teraz mam pięciu wspaniałych wnuków i nie chciałbym nigdy, żeby kiedykolwiek zobaczyły pijanego dziadka. One widzą mnie zawsze trzeźwego, staram się być uśmiechnięty, serdeczny, miły i chcę żeby tylko takiego mnie zapamiętały. Nie leczyłem się, nie byłem na terapii, mnie uleczył Bóg. To łaska. Sam jestem zdumiony, choć to już ponad 20 lat, i nie wiem, jak to się dzieje, że Bóg może człowieka w jednej chwili uleczyć, ocalić – opowiada.

Adam

– O tym, że jestem alkoholikiem, dowiedziałem się na samym końcu. Wszyscy widzieli dookoła, tylko ja miałem wątpliwości – opowiada Adam. – Moje picie zaczęło mi przeszkadzać. Rozpadała mi się rodzina, chcieli wyrzucić mnie z pracy. To było 13 lat temu. Chciałem coś zmienić, a nie wiedziałem jak. Pogadałem z kolegą, o którym wiedziałem, że jakiś czas nie pije. Trafiłem na mityng AA. Moje pierwsze spotkanie z trzeźwymi ludźmi. Kolega zaproponował, żebym przyszedł na rekolekcje Krucjaty tu, w Dębicy. Usłyszałem słowa, które zapadły mi w sercu: „Pan Bóg cię kocha takim, jakim jesteś. Bez względu na to, jak nisko upadłeś, jesteś w stanie swoje życie przemienić, jeśli tego będziesz chciał, jeżeli będziesz chciał z Nim współpracować”. Tak zaczęła się moja droga. W 2005 roku. To był początek, podpisałem pierwszą Krucjatę – snuje opowieść Adam.

Wartość Krucjaty, która poprowadziła go do Boga, widzi też w sile wspólnoty. – Mogę zadzwonić do kolegi, poprosić o modlitwę. Mamy takie pogotowie esemesowe, że jak ktoś potrzebuje modlitwy, jak jest ciężko, uruchamia się łańcuszek i modli się za niego wiele osób – mówi.

Trzeźwość nazywa talentem, który Bóg mu dał. – Ja się nim mogę dziś podzielić, dlatego chętnie pomagamy przez świadectwo, prelekcje. Staramy się mówić, apostołować – opowiada. Do picia go nie ciągnie. – Jedną ręką trzymam się Pana Boga, drugą Krucjaty, nie mam już trzeciej, żeby sięgnąć po kieliszek. To jest zabezpieczenie – uśmiecha się.

Rysiek

– Syn chodził do szkoły i przyniósł z niej raz ulotkę o AA, jak szukać pomocy w alkoholizmie. Ulotka leżała na lodówce z miesiąc. Denerwowała mnie. Nawet bałem się wyrzucić, obracałem na drugą stronę, żeby nie czytać. Poszedłem na pierwsze spotkanie AA, ale właściwie tylko po to, żeby sobie udowodnić, że nie powinienem chodzić, że jestem lepszy, że dam sobie radę. Poszedłem i zobaczyłem, że to jest moje miejsce. Koledzy wiedzieli, co robić, powoli zaproponowali Krucjatę. Na pieszą pielgrzymkę trzeźwościową do Zawady poszedłem w 18. urodziny mojego syna, który przyniósł tę ulotkę. Na następnej pielgrzymce podpisałem Krucjatę do końca życia. We wspólnocie Krucjaty jestem 7 lat – opowiada.

– Zajrzałem raz na taką młodzieżową imprezę. Co niepokoi? Dużo dziewczyn z piwem widziałem. Że piwo nie alkohol? Ja głównie piłem piwo i to mnie doprowadziło do złego miejsca. Teraz jednak jestem szczęśliwym człowiekiem. Wiadomo, problemy dalej są, ale zdarza się że 13-letnia córka podejdzie do mnie, powie „tato, kocham cię”, weźmie mnie pod rękę na ulicy, nie wstydzi się mnie. Tego nie oddam za żadne skarby świata. Warto widzieć radość, uśmiech dziecka – opowiada.