Boże Narodzenie

Nadia Miazhevich, O. Jan P. Strumiłowski OCist

WIARA.PL |

publikacja 24.12.2017 12:00

Na początku był chaos…

Boże Narodzenie

Historia Zbawienia przedstawiona w ikonach posiada swoją dynamikę, która bynajmniej nie jest liniowa, nieuchronnie zmierzająca do sielankowej, coraz to bardziej oczywistej rekonstrukcji zdeformowanego świata. Ikona Błogosławionego Milczenia wskazywała na pewną walkę rozgrywającą się już w Wielkiej Radzie i na niejednoznaczność historii Zbawienia, a wręcz na podjęcie ciężaru ratowania stwarzanego i upadającego w grzech świata od samego początku. Ikona Poczęcia Maryi wydaje się być w odniesieniu do tego pierwszego akcentu jasnym kontrastem, pełną światła – tam wszystko jest już jakby spełnione i skąpane w blasku nowego dnia. Ale jest to przecież ikona o przyjściu na świat Tej, która jest nazywana Jutrzenką lepszej przyszłości. Jest ona zatem proroctwem o nieuchronnym, aczkolwiek jeszcze niezrealizowanym zwycięstwie. Zwiastowanie, co ciekawe, przedstawiające pierwszy konkretny akt realizacji dzieła zbawienia, pokazuje również pewien cień kładący się na tym pierwszym blasku. Na scenę wkracza trwoga, świadomość cierpienia, milcząca zgoda i przyzwolenie. Natomiast pierwsze spojrzenie na ikonę Bożego Narodzenia wprawia w tym zestawieniu w zdumienie i zakłopotanie, bo pierwsze wrażenie, jakie można odnieść, patrząc na tę wielowątkową, splątaną ikonę, to po prostu chaos. Drugie wrażenie mówi o jakimś radykalnie antysentymentalnym charakterze, tak niepodobnym do przedstawień znanych nam z zachodnich stajenek betlejemskich. Na ikonie wszystko wydaje się przeczyć naszym powszechnym skojarzeniom ze świętami Bożego Narodzenia: Maryja, zamiast z czułością pochylać się nad Dzieciątkiem, leży odwrócona do Niego plecami. Jezus spoczywa w żłobie przypominającym grób, owinięty jest pieluszkami niczym pogrzebowym całunem. Co ta ikona chce przez to powiedzieć? Rodzi się przecież Bóg, a my tu mamy chaos, zmartwienia, dezintegrację i obcość?

Boże Narodzenie  

Boże Narodzenie   Nad całą ikoną niewątpliwie dominuje postać Maryi. Efekt ten jest dodatkowo wzmocniony plamą czerwieni wokół Jej ciała. Maryja leży jakby wyczerpana połogiem – przynajmniej takie jest pierwsze skojarzenie. Tak naprawdę jednak nie o wyczerpanie tutaj chodzi, ale o wewnętrzną kontemplację. Czerwone posłanie, na którym spoczywa Matka Boża, zdaje się tworzyć jakby ognistą otoczkę wokół Jej postaci. Maryja jest zanurzona w Duchu Świętym, jest rozświetlona Bożym ogniem niczym gorejący krzew, w którym Bóg ukazał się Mojżeszowi. Pogrążona jest w rozmyślaniu nad tym, co właśnie się dokonało. A więc jej oddzielenie od Syna nie może być separacją pełną awersji. Jej zanurzenie w Duchu oraz umysł skierowany do wnętrza (do serca) wyraźnie mówi, że całą swoją istotą Maryja kontempluje Syna, z tym zastrzeżeniem jednak, że nie skupia się na Jego cielesnej postaci i historycznym życiu, ale na Jego obecności w Jej sercu. On się narodził nie tylko na świecie, ale nade wszystko w Niej, a ta prawda wprawia Maryję w osłupienie i rozpala ją ogniem Ducha Świętego. Takie ustawienie narracji ikony nie oznacza jednak lekceważenia historycznego aktu Wcielenia. Wręcz przeciwnie – ikona uwypukla tę prawdę przez swoją geometrię. W samym centrum przedstawienia, dokładnie w miejscu przecięcia się jej przekątnych, znajduje się łono Maryi, co jest oczywistą sugestią podkreślającą ważkość Wcielenia. W prostej linii poprowadzonej pionowo w górę (w kierunku Ojca) od łona, znajduje się główka Jezusa. A więc wcielenie jest tutaj centralnym aktem. Natomiast Maryja rozpłomienia się kontemplacją istotowych skutków Wcielenia, czyli Synem nie tylko zrodzonym w ciele, ale Synem zrodzonym w Jej sercu.

Postać Jezusa w porównaniu do sylwetki Maryi i ogólnego „zgiełku” scen przedstawionych na ikonie wydaje się jakby ginąć. Czy oznacza to, że jest ona mało ważna? A może Rublow (bo jego ikonę tutaj odczytujemy) na długo przed Bruegelem odkrył ewangeliczną prawdę, że największe dzieła dokonują się w ukryciu, jakby na marginesie życia, oraz estetyczną zasadę ekspozycji znaczenia przez pozorne pomniejszenie ekspresji? Może geniusz ikon jest większy, niż nam się wydaje? Ten trop wydaje się być właściwy. Wskazuje na to silne nagromadzenie największych kontrastów skupionych na samej osobie Jezusa. Mamy tutaj kontrasty zarówno kolorystyczne, jak i znaczeniowe. Jezus, jak zostało to już wspomniane, owinięty jest w pieluszki, które kojarzą się wyraźnie z pogrzebowym całunem. Złożony jest w żłobie przypominającym grób. Jego spowita bielą postać osadzona jest w ciemnej grocie. A więc w narodzeniu Jezusa spotyka się światłość z ciemnością, życie ze śmiercią. Jezus jest światłością rozbłyskującą pośród ciemności. Jego narodzenie jest zstąpieniem do otchłani ludzkiego grzechu. Niegdyś człowiek został stworzony po to, aby żył i to żeby żył wiecznie. Przez grzech sam człowiek zniszczył ten pierwszy zamysł Boga, przez co życie ludzkie zaczęło zmierzać w kierunku śmierci, chociaż ludzkie serce i ludzkie pragnienia wyrywają się, powodowane tęsknotą, w kierunku wiecznego życia. Jezus rodząc się, z pełną świadomością od początku zmierza ku śmierci i jednocześnie swoim życiem dokonuje pewnego przełamania. Swoją osobą, swoją ludzką istotą zanurzoną w rwącym prądzie historii zmierzającej ku otchłani, idąc świadomie pod jej prąd, próbuje zawrócić jej bieg. Już w swoim narodzeniu, w punkcie absolutnej intensyfikacji życia, rzuca się w przepaść śmierci, by to ciemne jądro grzesznego świata rozbić i rozproszyć swoim światłem. I z tego względu ta najmniejsza na ikonie postać, a jednocześnie najbardziej naznaczona paradoksami i sprzecznościami, staje się centrum zespalającym całą ikonę. Chrystus na ikonie Narodzenia jest punktem geometrycznym, kamieniem węgielnym i zasadą hermeneutyczną scalającą rozbity świat w jedną, doskonałą całość. Wszystko na ikonie należy zatem czytać przez pryzmat Jego osoby.

Popatrzmy więc jeszcze raz na Maryję. Już wiemy, że Jej odwrócenie się od Jezusa jest tylko pozorne, że jest rozpalona Duchem i pogrążona w kontemplacji Syna w swoim sercu, przez co między tymi dwiema postaciami istnieje tak naprawdę ogromne porozumienie. Ikona rozbitego świata w ten sposób zaczyna zrastać się w spójną całość. Ale to nie wszystko: łoże Maryi przywodzi skojarzenie z tym, które możemy zobaczyć na ikonie Zaśnięcia. Jest to zatem nie tylko łoże płomiennego Ducha, ale także śmierci i przejścia do wieczności. Maryja zatem w pełni identyfikuje się z Synem i doskonale przeżywa od początku do końca Jego misję. Przez to przedstawiony na Bożym Narodzeniu związek między Matką a Jezusem przewyższa więź, którą mogłoby wyrazić najczulsze przytulenie dzieciątka przez matkę. Ponadto ikona w ten sposób pokazuje, jak Narodzenie zbawia (scala) rozbity świat.

Boże Narodzenie   Najbliżej Jezusa znajdują się nie ludzie i nawet nie aniołowie, ale zwierzęta. Z jednej strony, jest to nawiązanie do proroctwa z Księgi Izajasza: Niebiosa, słuchajcie, ziemio, nadstaw uszu, bo Pan przemawia: „Wykarmiłem i wychowałem synów, lecz oni wystąpili przeciw Mnie. Wół rozpoznaje swego pana i osioł żłób swego właściciela, Izrael na niczym się nie zna, lud mój niczego nie rozumie” (Iz 1,2–3). Z drugiej strony, są to jednak istoty (zwierzęta), które najmniej są obarczone grzechem (bo nieświadome) i spontanicznie ukierunkowane na źródło wszelkiego dobra, jakim jest Bóg. Zaraz za nimi znajduje się grupa trzech aniołów adorujących cud Narodzenia Pańskiego. W prawym górnym rogu umieszczona jest również grupa aniołów zwiastujących ludziom Dobrą Nowinę o Narodzeniu Jezusa. Co ciekawe, niektóre anioły skierowane są ku pasterzom, a niektóre ku trzem Mędrcom. Trzecia kategoria czcicieli nowonarodzonego Króla to ludzie: pasterze i Mędrcy ze Wschodu. Reprezentują oni dwa różne podejścia do cudu. Pasterze wpatrzeni są w aniołów (Objawienie) i, co ciekawe, przychodzą do Jezusa przez Maryję, czyli przez Niewiastę, która jest Kościołem. Mędrcy natomiast wpatrują się w gwiazdę, przez co utożsamiani są z poszukiwaniami ludzkiego umysłu, z badaczami stworzonego świata i poszukiwaczami prawdy. Gwiazda swoim promieniem wskazuje im najpierw Jezusa, który jest Panem całego świata, a następnie łono Maryi, podkreślając w ten sposób, że ten Pan i Bóg stał się człowiekiem za sprawą Niewiasty, przemieniając całą ludzkość i całe człowieczeństwo. Warto zwrócić uwagę, że i tymi dwiema parami postaci (ludzi i anioły) rządzi zasada geometrycznego piękna. Ustawione są one chiastycznie (krzyżowo), a punkt przecięcia łączących te grupy linii znajduje się w ciemniej grocie (grzesznym świecie), w którym rodzi się Bóg-Światłość. Ikona wydaje się zatem coraz bardziej zespalać w Chrystusie rozbity świat. Pierwsze zespolenie serc i misji Jezusa i Maryi promieniuje i jednoczy rozdarty świat aniołów, ludzi i zwierząt. Zespala świat adoracji (pierwsza grupa aniołów), poszukiwania (mędrcy i pasterze) i aktywnej pomocy (aniołowie wskazujący drogę). Jednoczy w jednej misji świat naturalny (gwiazda wskazująca drogę) i nadprzyrodzony (aniołowie głoszący Dobrą Nowinę). W końcu zespala światło rozumu (mędrcy) ze światłem wiary rodzącej się w sercu (pasterze). Ponadto to totalne zespolenie świata podkreślone jest przez scenerię, w której wszystko się rozgrywa. Kiedy spojrzymy na kształt góry, która jest tłem wszystkich wydarzeń, trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to Góra Przemienienia, na której przecież także doszło do spotkania i objawienia jedności świata ziemskiego i niebieskiego.

W dolnej części ikony mamy jeszcze dwie korespondujące ze sobą sceny: z prawej strony obmycie Dzieciątka przez położne Salome i Maję, natomiast z lewej – zafrasowanego Józefa.

W postaciach położnych obmywających Jezusa można odnaleźć kolejnych kilka aspektów historii zbawienia. Po pierwsze, scena obmycia nawiązuje do ikony chrztu w Jordanie, co już jest antycypacją rozpoczęcia misji głoszenia, wejścia w pełni w kondycję ludzką oraz publicznego objawienia Zbawiciela. Po drugie, scena ta wskazuje na prawdziwe człowieczeństwo Jezusa. Pomimo że jest On prawdziwym Bogiem, to jednak jest też prawdziwym człowiekiem i wymaga zwyczajnej ludzkiej opieki. To zjednoczenie natur w Jezusie jest oczywiście zawsze aktualnym wyzwaniem dla ludzkiego rozumu mierzącego się z ogromem wiary. Czy jest możliwe, żeby Wszechmogący Bóg stał się tak kruchy? Czy jest możliwe, żeby Pan Świata stał się tak bezbronny, że nie tylko najsłabszy człowiek jest w stanie Go uśmiercić, ale że może umrzeć, jeśli człowiek się Nim nie zaopiekuje? Czy to jest możliwe, żeby taki był Bóg? Bóg jako dzieciątko, które samo nie potrafi utrzymać główki prosto? Które nie potrafi w najbardziej podstawowy sposób o siebie zadbać? Salome patrzy na Nie i wątpi, co wyraża jej siedząca postawa. Walczy z własnym rozumem, starając się pojąć, jak to jest możliwe? Jak możliwe jest takie zjednoczenie?

Na przeciwległym krańcu ikony w takiej samej, siedzącej postawie widzimy Józefa. I tutaj znowu dostrzegamy ogromny kontrast z tym, co przywykliśmy oglądać w bożonarodzeniowych stajenkach. Józef walczy sam ze sobą. Czy to możliwe, żeby jego Małżonka poczęła z Ducha Świętego? Przecież to dziecko, które się narodziło, nie jest jego, dlatego zresztą sam Józef jest oddalony od centralnej sceny ikony. Dotyka go normalny ludzki ból i ludzkie wątpliwości. Do tego stoi przed nim szatan przebrany za pasterza (wilk w owczej skórze), który zasiewa w nim wątpliwości. Zatem walka, którą toczy Józef, jest bardzo trudna. Jest to dosłownie walka dobra ze złem, światłości z ciemnością. A więc, chociaż fizycznie oddalony, to w sercu Józef odczuwa dokładnie to samo, co dzieje się w grocie Narodzenia. I co jest godne podkreślenia, nie tylko to wskazuje na powiązanie tych dwóch umieszczonych niżej scen z centralnym wydarzeniem Narodzenia. Kiedy spojrzymy na postać Józefa i postać Maryi, dostrzeżemy, że są one w swoich postawach łudząco podobne: niemal identyczne ułożenie głowy, podobne ułożenie ciała, podobny gest rąk. Dostrzeżenie tej symetrii robi piorunujące wrażenie. Przecież Maryja zanurzona jest w Duchu Świętym i pogrążona w kontemplacji Syna, Józef zaś zanurzony jest w pokusach i pogrążony w dręczących go wątpliwościach. A jednak żona wydaje się idealnie współprzeżywać wszystko, co mąż. Podobieństwo ułożenia Jej sylwetki świadczy o ogromnym utożsamieniu się, jedności, współodczuwaniu z Józefem we wszystkim, co się w nim dzieje. Czy to jest możliwe, żeby dwa tak skrajnie różne światy tak bardzo ze sobą harmonizowały? Czy miłość naprawdę jest tak ogromną potęgą, że nie istnieją dla niej żadne granice? Jeśli będziemy myśleć tylko po ludzku, może to rodzić zdumienie. Logika Boża jest jednak inna. Z czysto ludzkiego punktu widzenia, ikona przedstawia chaos. Według logiki Bożej przedstawia ona zjednoczenie wszystkiego w miłości. Na tej ikonie bowiem nie istnieją granice. Nie istnieją skrajności tak odległe, której nie potrafiłaby przełamać miłość Boga do człowieka, która przekroczyła próg Boskiej transcendencji, śmierci, cierpienia, zwątpienia, ciemności, strachu czy czegokolwiek innego.

Ikona Bożego Narodzenia jest więc podobna do tygla, w którym wszystko się kotłuje w odwiecznym buncie przeciwko Bogu, ale jednocześnie jest też obrazem powszechnego zjednoczenia wszystkiego w Chrystusie – i to zjednoczenia według innej miary jedności niż znany nam uniformizm i ujednolicenie. Miłość jest jedynym sposobem pojednania, który potrafi połączyć wszystko na nowo. A rodzący się Jezus od samego początku, całym swoim istnieniem, wydaje się prosić nieustannie Ojca: „Spraw, aby byli jedno jak Ty we Mnie, a Ja w Tobie” (zob. J 17,21).

Boże Narodzenie   Nadia Miazhevich, O. Jan P. Strumiłowski OCist: Ikony Zbawienia. Słowo, światło, kontemplacja. Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC

TAGI: