Zawód: kierownik duchowy

Maciej Kalbarczyk

publikacja 02.12.2017 04:45

Lista sióstr zakonnych, które o. Józef Andrasz poprowadził do świętości, jest długa. Znajduje się na niej także nazwisko największej polskiej mistyczki: św. Faustyny Kowalskiej.

Zawód: kierownik duchowy zasoby internetu

Stanisława Bogdańska
Ojciec Józef Andrasz SJ. Spowiednik świętych
Wydawnictwo WAM, 
Kraków 2017   Stanisława Bogdańska Ojciec Józef Andrasz SJ. Spowiednik świętych Wydawnictwo WAM, Kraków 2017
Na pierwszy rzut oka kapłan intelektualista, mający na swoim koncie 280 publikacji (książek, broszur, artykułów itd.), nie wydaje się dobrym kandydatem na kierownika duchowego. Mądrość dobrych spowiedników zazwyczaj nie bierze się z książek, ale z doświadczenia i wielu godzin przesiedzianych w konfesjonale. Ojciec Andrasz był jednak tytanem pracy i potrafił połączyć te dwie aktywności: nieustannie pisał i równie dużo czasu poświęcał na rozmowy z wiernymi, potrzebującymi jego duchowego wsparcia.

Miał dar słowa, jeździł po całym kraju i głosił rekolekcje. Często bywał w zakonach żeńskich, gdzie do jego konfesjonału ustawiała się długa kolejka. Regularnie spowiadały się u niego przyszła błogosławiona, prosta służąca Aniela Salawa, świetnie wykształcona i utalentowana muzycznie s. Paula Zofia Tajber, mistrzyni nowicjatu s. Kaliksta Piekarczyk ZMBM, a także męczennica II wojny światowej s. Klemensa Staszewska OSU. Należały do różnych zgromadzeń (bł. Aniela była franciszkanką świecką), miały różne charaktery, ale wszystkie odnalazły w osobie o. Andrasza świetnego kierownika duchowego.

Spowiednik dany z Góry

Podczas długich rozmów z kobietami jezuita wykazywał się nie tylko dużą wiedzą teologiczną, ale także ogromną intuicją, która pozwalała mu prowadzić dusze do zjednoczenia z Bogiem. Dzięki niemu swoje powołanie zrozumiała także Faustyna Kowalska: „Na wszystkie moje pytania odpowiadał z taką jasnością i stanowczością, jakby sam to wszystko przeżywał. O mój Jezu, gdyby więcej było takich wodzów duchowych, dusze pod takim kierownictwem w krótkim czasie dochodziłyby do szczytów świętości i nie marnowałyby tak wielkich łask” – pisała w „Dzienniczku” święta.

Zbliżał się dzień ślubów wieczystych. Faustyna intensywnie modliła się o kogoś, kto pomógłby jej w rozeznaniu wizji i objawień, których zaczęła doświadczać. Podczas rozmowy z Bogiem otrzymała obietnicę spotkania na swojej drodze kierownika duchowego, który da jej spokój duszy. Tą osobą już wkrótce okazał się o. Józef Andrasz.

Przyszła święta po raz pierwszy wyspowiadała się u jezuity w kwietniu 1933 r., w czasie rekolekcji w Łagiewnikach. Jakiś czas później ponownie przystąpiła do sakramentu pokuty. „Po tych dwóch spowiedziach czuję, że mam rozwiązane skrzydła do lotu, czuję się silną i odważną. Nie lękam się ani cierpień, ani upokorzeń, nie tylko że się nie lękam, ale znajduję w cierpieniu i upokorzeniu radość i zadowolenie” – pisała o spotkaniach z kapłanem, które, niestety, bardzo szybko musiała przerwać.

W maju s. Faustyna wyjechała do Wilna, gdzie korzystała z pomocy duchowej ks. Sopoćki. Nie zapomniała jednak o poznanym w Krakowie spowiedniku. W 1936 r., po powrocie siostry do stolicy Małopolski, stał się jej głównym kierownikiem duchowym, aż do ostatniej spowiedzi i śmierci, która nastąpiła dwa lata później.

„Czuję się wewnętrznie wobec tego świątobliwego kapłana tak jak dziecko, i mam tę wewnętrzną swobodę wypowiadania się przed nim tak, jako i przed Tobą, Ojcze” – pisała do bł. ks. Michała Sopoćki krótko po powrocie do Krakowa. Kapłan, który dał podstawy teologiczne kultu Miłosierdzia Bożego, jest najbardziej znanym kierownikiem duchowym s. Faustyny, ale w „Dzienniczku” częściej pojawia się nazwisko jezuity. Między duchownymi nie było jednak rywalizacji o prowadzenie duszy przyszłej świętej. Ks. Sopoćko wręcz nakazał zakonnicy posłuszeństwo wobec nowego spowiednika: „Siostra ściśle zależy od ojca Andrasza, ja się całkowicie z nim zgadzam. Niech siostra nic na swoją rękę nie robi, ale we wszystkim niech się zawsze porozumie ze swoim kierownikiem” – pisał błogosławiony.

Studził emocje

Po powrocie do Krakowa, podczas jednej z pierwszych spowiedzi, w grudniu 1936 r., Faustyna jako pokutę otrzymała odmówienie Koronki do Miłosierdzia Bożego. Zaaprobowanie przez o. Andrasza powstałej zaledwie rok wcześniej modlitwy, którą zakonnica otrzymała od Jezusa w jednym z objawień, było wyraźnym sygnałem: jezuita nie miał żadnych wątpliwości dotyczących prawdziwości wizji Faustyny. Powtarzał jej, że nie może uchylać się przed Bożymi natchnieniami, ale jednocześnie starał się studzić emocje swojej penitentki. Kazał jej ćwiczyć się w pokorze i drobnych rzeczach.

Decydującą rolę w kształtowaniu losu przyszłej świętej o. Andrasz odegrał przy okazji rozmów o zgromadzeniu, które chciała ona założyć, odpowiadając na słowa Chrystusa ze swoich objawień. Kapłan stwierdził, że powinna to rozeznać w modlitwie i omówić z przełożonymi swojego zakonu, czyli Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Jezuita powtarzał: „Trzeba być bardzo w tych rzeczach ostrożnym, ponieważ siostra tu ma wolę Bożą pewną i wyraźną, bo jest złączona z tym Zakonem ślubami, i to wieczystymi, a więc wątpliwości być nie powinno”.

Mistyczka, przekonana, że musi jak najszybciej wypełnić Bożą wolę, paliła się jednak do realizacji pomysłu. Wbrew zaleceniom spowiednika chciała opuścić zakon, ale w ostatniej chwili zrezygnowała z tego pomysłu. Później podczas Mszy św. ujrzała Jezusa, który potwierdził to, co usłyszała od jezuity: „Żaden uczynek samowolny, chociażbyś w niego wiele wysiłków włożyła, nie podoba mi się”. Wtedy zrozumiała, że musi słuchać spowiednika we wszystkim.

Twarda postawa o. Andrasza prawdopodobnie uratowała przyszłą świętą przed niebezpiecznymi konsekwencjami. Gdyby nie zachowała posłuszeństwa wobec zakonu, Kościół mógłby zacząć odnosić się negatywnie do jej objawień, które zostały uznane dopiero wiele lat później. Kto wie, czy jedna nieostrożna decyzja przyszłej świętej nie przekreśliłaby orędzia miłosierdzia Bożego, które miało rozprzestrzenić się na cały świat.

Urodzony PR-owiec

Ojciec Andrasz, wierząc w prawdziwość objawień, czuł, że w jakiś sposób powinien przyczynić się do szerzenia kultu Miłosierdzia Bożego. Pisał o nim tak: „Na nas, żyjących czcicielach Miłosierdzia Bożego, spoczywa zatem wielkie i zaszczytne zadanie, żeby to nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego obejmowało coraz to nowe serca, coraz to inne miejscowości w Ojczyźnie naszej, by ją wypełniło po brzegi”. Swoje zaangażowanie w promowanie przesłania, które Jezus pozostawił Faustynie, rozpoczął od pomocy w namalowaniu obrazu Chrystusa. Zakonnica, opowiadając spowiednikowi o swojej wizji, stwierdziła, że Zbawiciel określił swoje spojrzenie, które powinno zostać uwiecznione na obrazie, jako „spojrzenie z krzyża”. Ojciec Andrasz uważał, że powinno ono zatem wyrażać miłość miłosierną wobec wszystkich ludzi. Na kanwie tej interpretacji powstał obraz namalowany przez Adolfa Hyłę: Jezus idzie na nim przez świat jako niebieski lekarz, chcący uleczyć całą ludzkość. W marcu 1943 r. poświęcony wizerunek zawieszono na bocznej ścianie kaplicy w Łagiewnikach, gdzie później złożono szczątki s. Faustyny. Wkrótce dzieło zyskało większą popularność od namalowanego wcześniej obrazu pędzla Eugeniusza Kazimirowskiego, na którym w spojrzeniu Jezusa czegoś zabrakło.

Propagowanie Bożego miłosierdzia przez o. Andrasza wiązało się także z publikowaniem artykułów i wydawaniem książek. Kapłan napisał m.in. „Życiorys świętej Faustyny”, „Miłosierdzie Boże” oraz „Poświęć się Sercu Bożemu”. Od 1921 r. jezuita zajmował się wydawaniem serii „Biblioteka Życia Wewnętrznego”, dzięki której na rynku pojawiały się przekłady wybitnych światowych dzieł dotyczących duchowości. Rozległe kontakty w tej branży okazały się bezcenne w kontekście szerzenia kultu Bożego Miłosierdzia.

Być może gdyby nie o. Andrasz i ks. Sopoćko, świat nie poznałby orędzia przekazanego polskiej mistyczce. Wspólne wysiłki obydwu kapłanów w tej ważnej sprawie już w sierpniu 1936 r. dostrzegła sama Faustyna: „Kiedy otrzymałam ten artykuł o miłosierdziu Bożym z tym obrazkiem, dziwnie przeniknęła mnie obecność Boga. Kiedy się pogrążyłam w modlitwie dziękczynnej, nagle ujrzałam Pana Jezusa w jasności wielkiej, tak jako jest namalowany, i u stóp Jezusa widziałam ojca Andrasza i ks. Sopoćkę”.