Po co to wszystko?

O co nam chodzi, gdy przygotowujemy młodego człowieka do bierzmowania? Co właściwie w tym momencie się dzieje? Co powinno się dziać później?

Po co to wszystko?

Bardzo niewiele, nawet w kościelnych mediach, słychać było w ostatnich dniach na temat IV Ogólnopolskiego Kongresu Nowej Ewangelizacji, który pod koniec ubiegłego tygodnia odbywał się na Jasnej Górze. Temat jest jednak zbyt ważny, by go przegapić.

Dyskusje wokół bierzmowania toczą się zwykle w trybie: wcześniej czy później oraz na ile konieczne jest potwierdzanie podpisem obecności na wszystkich elementach przygotowania. Tymczasem to są szczegóły, które "same się ułożą", jeśli odpowiemy sobie na pytanie zasadnicze: po co to wszystko?

O co nam chodzi, gdy przygotowujemy młodego człowieka do bierzmowania? Co właściwie w tym momencie się dzieje? Co powinno się dziać później?

To ważne pytania. Pierwsze wydaje się kluczowe: w bierzmowaniu nie chodzi o bierzmowanie. Nie chodzi o papierek, który będzie potrzebny do małżeństwa. To nieprawda, że bierzmowanie jest do małżeństwa konieczne. Nie chodzi o odhaczenie rubryczki. Chodzi o życie wypełnione Duchem Świętym. Chodzi o to, na ile Duch Święty, którego ten człowiek otrzymuje, podda go sobie. Ważniejsze jest to, co wydarzy się po przyjęciu tego sakramentu niż to, co przed nim - mówił abp Ryś.

Chodzi o to, by człowiek przygotowywany do bierzmowania odkrył swoją tożsamość chrześcijanina, który karmi się sakramentami. By odkrył swoją tożsamość namaszczonego, by być świadkiem Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego.

W tej perspektywie nie jest ważne, czy będzie miał lat 13, 15 czy 18. Dar Ducha Świętego nie jest darem martwym. Duch Święty, którego otrzyma, będzie w nim działał, będzie go nieustannie napełniał i przemieniał... jeśli tylko on sam mu na to pozwoli.

Jeśli przygotowujemy ludzi "do sakramentu", to go przyjmują i sobie idą. Przecież o to chodziło: przyjęli, wszyscy są zadowoleni, problem z głowy. O to nam chodzi? Jeśli tak, to wszystko jest w porządku.

Jeśli jednak nie, trzeba zastanowić się jak wprowadzić człowieka w doświadczenie wiary, by chciał poddać się Duchowi, którego otrzyma. I zastanowić się, jak pokierować nim dalej, aby ten dar mógł w nim żyć. A także: by mógł owocować dla dobra Kościoła i świata.

To ostatnie wydaje mi się elementem do szczególnego przemyślenia. Mówimy o ludziach młodych. O nastolatkach. Bierzmowanie jest sakramentem inicjacji chrześcijańskiej, psychologowie podpowiadają, że inicjacja powinna wyprzedzać rzeczywistość. Zatem na pytanie o czas należy odpowiedzieć: raczej wcześniej niż później. Nie wolno nam jednak zapomnieć o rzeczywistości tego, co się wydarza. Ten młody człowiek, którego skłonni jesteśmy prowadzić za rączkę i traktować mało poważnie, został namaszczony Duchem Świętym by być świadkiem Chrystusa. Teraz, nie za kolejne dziesięć lat.

To nasze prowadzenie musi uwzględnić tę rzeczywistość. Musi dawać mu szansę, by stawał się tym, kim jest. Z pewnością będzie potrzebował wsparcia czy ukierunkowania. Z pewnością nie może zostać sam. Ale jednak jego droga musi prowadzić ku dorosłości.

Nawet jeśli świat jeszcze długo będzie go traktował jak dziecko, Kościołowi tego zrobić nie wolno. To wbrew podstawowej logice tego, co robimy udzielając mu sakramentu.

Młody człowiek nie jest dojrzały. Dojrzewać będzie do śmierci. Ale rozpoczyna drogę dojrzałości, drogę swojego podstawowego posłania, by świadczyć o Chrystusie życiem. Do tego go mamy przygotować. W tym mamy mu pomóc.

  • Więcej informacji na temat Kongresu znajdziesz TUTAJ