Z dala od zgiełku świata

Klaudia Cwołek; Gość Gliwicki 46/2017

publikacja 23.11.2017 04:45

O mistyce i emocjach w liturgii, „Barce” śpiewanej podczas Mszy oraz wysiłku wyciszenia mówi ks. Adam Kozak, referent diecezji gliwickiej ds. muzyki kościelnej.

Ks. mgr lic. Adam Kozak jest wykładowcą w Diecezjalnej Szkole Organistowskiej II stopnia i Studium Muzyki Kościelnej w Gliwicach. Święcenia kapłańskie przyjął w 2007 roku  w Gliwicach. W latach 2010–2015 studiował muzykologię i liturgikę na KUL. Jest członkiem komisji synodalnej ds. liturgii. Klaudia Cwołek /Foto Gość Ks. mgr lic. Adam Kozak jest wykładowcą w Diecezjalnej Szkole Organistowskiej II stopnia i Studium Muzyki Kościelnej w Gliwicach. Święcenia kapłańskie przyjął w 2007 roku w Gliwicach. W latach 2010–2015 studiował muzykologię i liturgikę na KUL. Jest członkiem komisji synodalnej ds. liturgii.

Klaudia Cwołek: Liturgia jest pełna treści, znaków i symboli. Zacznijmy może od skupienia podczas niej. W jakich momentach liturgii moglibyśmy bardziej zawalczyć o ciszę?

Ks. Adam Kozak: Takim momentem jest na pewno czas po odczytaniu Ewangelii, gdy – jeśli nie ma homilii – powinno nastąpić milczenie, przynajmniej kilkudziesięciosekundowe, na rozważenie słowa Bożego, które dopiero co usłyszeliśmy. Również po Komunii św. powinien być taki czas. Śpiew na Komunię powinien trwać tak długo, jak długo wierni przystępują do stołu Pańskiego. Potem kapłan zanosi Najświętszy Sakrament do tabernakulum, oczyszcza kielich, by później wspólnie z ludźmi rozpocząć śpiew pieśni uwielbienia. Szczególnie rażące jest to, gdy celebrans intonuje „Te Deum”, po czym nadal puryfikuje kielich. To tak, jakbyśmy zmywali naczynia w momencie, gdy goście śpiewają na cześć solenizanta. Jeśli zadbamy o przestrzeń milczenia w liturgii, to nie pozostanie ona obojętna dla naszego życia, lecz stanie się przestrzenią mistycznego spotkania z Panem, w którym czas przemienia się w wieczność. I tu pojawia się również problem pośpiechu, zagonienia w liturgii. Gdy Msza niedzielna się przedłuża, słyszymy komentarze, że skoro trwała godzinę, a w sąsiedniej parafii tylko 45 minut, to może lepiej następnym razem pójść tam. Musimy wyzwolić się z takiego myślenia i ofiarować Bogu podczas liturgii nasz czas.

Należy Ksiądz do komisji synodalnej ds. liturgii. W jakim kierunku zmierzają jej prace?

Komisja przygotowała projekt dokumentu na temat kształtu liturgii i muzyki w diecezji gliwickiej z załącznikami dotyczącymi różnych kwestii szczegółowych. Dokument ten przekazaliśmy do dyskusji w parafialnych zespołach synodalnych, które zgłosiły swoje uwagi i przemyślenia. Można powiedzieć, że idą one w dwóch kierunkach. Z jednej strony wybrzmiał postulat uatrakcyjnienia liturgii, dopasowania jej do indywidualnych potrzeb i gustów, a z drugiej widać głęboką troskę o jej sakralny charakter i potrzebę większego skupienia, które pomogłoby w osobistym spotkaniu z Panem Bogiem. Nasza komisja omówiła i oceniła te uwagi. Poprawiony dokument będzie głosowany na sesji plenarnej 18 listopada.

Te dwa postulaty: uatrakcyjnienie i troska o skupienie wydają się jednak rozbieżne.

Rzeczywiście, te postulaty ścierają się. Dlatego widzimy, że podstawową kwestią jest potrzeba lepszej formacji duchownych i świeckich w dziedzinie liturgii, która niestety rzadko bywa wyjaśniana i pogłębiana. Stąd opinie na jej temat kształtowane są na przykład na podstawie internetu, w którym publikowane są przeróżne „eksperymenty liturgiczne”, na przykład scenki z tańczącymi podczas Mszy Świętej księżmi, którzy śpiewają dziwne rzeczy, rapują itd. Niektórym to się podoba, bo to takie miłe i przyjemne, stąd z czasem powstaje przekonanie, a nawet presja, że podczas liturgii musi być „fajnie”. Ale są także tacy, którzy pragną liturgii, w czasie której chcą w sposób intymny spotkać Pana Boga. Liturgia, która jest rzeczywistością obiektywną, ustaloną przez Kościół, ma umożliwić każdemu wiernemu, niezależnie od jego wrażliwości, spotkanie z Bogiem. Dlatego przez wieki została tak ukształtowana, aby unikać skrajnych emocji i dać możliwość wejścia w głąb jej treści. Emocje mogą w tym pomóc, dlatego na przykład wykorzystujemy w liturgii muzykę, ale też na emocjach nie możemy się zatrzymywać. Liturgia nie jest też miejscem, w którym koniecznie musimy coś „robić”. Dlatego też milczenie w jej trakcie jest momentem bardzo ważnym. Bo żeby się naprawdę wewnętrznie wyciszyć, potrzeba niejednokrotnie większego wysiłku, niż tylko przy mechanicznym powtarzaniu jakiś słów.

Czy nie jest tak, że w ramach tego uatrakcyjniania wkradają się do liturgii różne elementy popkultury, odzierając ją z sakralnego charakteru?

Niestety, obecnie często panuje przekonanie, że kościół jest jednym z miejsc, które odwiedzamy, jak teatr, kino czy galeria. Doświadczamy tam różnych bodźców i idziemy dalej. Tymczasem liturgia ma nas oddzielić od tego, co zewnętrzne, od zgiełku tego świata, od nadmiaru emocji, od skupiania się tylko na sobie. Wchodząc w liturgię, w pewnym sensie to wszystko zostawiamy po to, żeby się spotkać z Panem Bogiem, żeby On sam stał się odpowiedzią na nasze egzystencjalne dylematy.

Chętnie powołuje się Ksiądz na kard. Józefa Ratzingera, który w odniesieniu do liturgii zwrócił uwagę na niebezpieczeństwo „prostytucji uprawianej z antykulturą”. To mocne określenie…

To sformułowanie pochodzi z jego książki „Nowa pieśń dla Pana”. J. Ratzinger podkreśla, że banalizacja wiary, zaśmiecanie liturgii muzyką popularną lub uprawianie elitarnego estetyzmu nie jest w zgodzie z kulturą Ewangelii, lecz jest zaprzeczeniem kultury i prostytucją uprawianą z antykulturą. Dyktatura kiczu i tandety, która wkrada się do liturgii, czyni ją pustą i banalną. Tymczasem to właśnie w liturgii decyduje się przyszłość wiary i Kościoła.

Kiedy możemy stwierdzić, że mamy już do czynienia z kiczem? Chorał gregoriański jest piękny, ale przecież nie dla każdego.

A szkoda. Śpiew gregoriański, jako własny śpiew Kościoła katolickiego, został praktycznie całkowicie z niego wyrugowany na rzecz muzyki użytkowej, często na niskim poziomie artystycznym czy wręcz kiczowatej.

Trudno sobie jednak wyobrazić nasze kościoły bez popularnych piosenek oazowych i innych ruchów religijnych. Wśród nich jest wiele wartościowych utworów, które ukształtowały pobożność kolejnych pokoleń.

Piosenka ma swoje miejsce w Kościele, ale nie w liturgii. Ona oddziałuje przede wszystkim na sferę emocji i dlatego bardziej przemawia na przykład do dzieci. Kościół to przewidział i dlatego w dyrektorium o Mszach z udziałem dzieci z 1973 roku pozwala na dopasowanie takiej liturgii do zdolności i percepcji dzieci. Można więc stosować specjalnie dla nich dobrane czytania, modlitwy eucharystyczne, a także śpiewy. Trzeba jednak pamiętać, że Msza z udziałem dzieci jest wtedy, gdy uczestniczą w niej dzieci i nieliczni dorośli, a nie wtedy, gdy jest nawet setka dzieci, ale dorosłych osób jest kilka razy więcej.

Czy według tego prawodawstwa jest w liturgii miejsce na „Barkę” albo „Czarną Madonnę”?

Św. Jan Paweł II o „Barce” mówił, że jest pieśnią oazową. A oaza w najgłębszej swej istocie jest ruchem głęboko liturgicznym. Świadectwem tego jest chociażby śpiewnik „Exultate Deo”. To świetny dorobek ruchu oazowego, owoc umiłowania liturgii. W październiku wyszła nowa instrukcja Episkopatu Polski o muzyce kościelnej, gdzie przypomniano, że mamy cztery rodzaje tej muzyki: religijną, kościelną, sakralną i liturgiczną. O ile każda muzyka sakralna, kościelna i liturgiczna jest religijna, to już nie każda muzyka religijna jest liturgiczna. „Barka” jest pieśnią religijną, ale nie liturgiczną. Można ją jednak zaśpiewać po Mszy św., którą kończy błogosławieństwo i rozesłanie. Warto przy tym pamiętać, że poza liturgią eucharystyczną czy sprawowaniem sakramentów mamy jeszcze wiele innych miejsc, gdzie można wykorzystać piosenki religijne – np. podczas okresowych nabożeństw, katechez, pielgrzymek. Tymczasem wytworzył się niedobry zwyczaj, że wszystko łączymy z Mszą św. i wprowadzamy jakikolwiek repertuar. Trzeba dostosować repertuar do okoliczności: czy to jest liturgia, czy inna forma pobożności.

Kto tak naprawdę jest odpowiedzialny za kształt liturgii w parafii, bo przyglądając się różnym praktykom można mieć wątpliwości: proboszcz, organista czy ten, kto ma mikrofon?

Ostatecznie odpowiedzialny jest celebrans. Ta odpowiedzialność obejmuje cały przebieg liturgii, przygotowanie śpiewów, służby liturgicznej i homilii, którą powinien on sam wygłosić, a nie ksiądz przychodzący w tym momencie z zakrystii. Proboszcz ma prawo dostosować pewne elementy liturgii do okoliczności duszpasterskich, ale zawsze w odpowiednim miejscu i w zgodzie z prawem liturgicznym. Proboszcz powinien być strażnikiem jego przestrzegania w parafii.

Na linii ksiądz–organista–wierni nieraz dochodzi jednak do napięć. Z czego one mogą wynikać?

Po pierwsze także do Kościoła wkradła się mentalność roszczeniowa. Można się z nią spotkać w kancelarii parafialnej, przy okazji udzielania sakramentów, przy ustalaniu kształtu liturgii. Bywa tak, że ludzie sobie czegoś życzą, argumentując także tym, że skoro płacą, to im się należy.

Naprawdę tak jest?

Osobiście w posłudze kapłańskiej się z tym nie spotkałem, ale organiści mogą to potwierdzić. A dzieje się tak – i to jest druga przyczyna – ponieważ są parafie, gdzie liturgia jest kształtowana „po swojemu” lub z nadużyciem możliwości wprowadzania pewnych zmian „ze względów duszpasterskich”. Potem trudno komuś wytłumaczyć, że tak być nie powinno, skoro gdzieś indziej tak można.

Czyli jeżeli narzeczeni zażyczą sobie, by podczas Mszy ślubnej wykonano „Alleluja” Cohena, to powinni spotkać się z odmową?

Oczywiście. Organista ma obowiązek powiedzieć, że to nie jest repertuar liturgiczny ani religijny, nawet jeżeli utwór w polskim tłumaczeniu został opatrzony pobożnym tekstem. Dlaczego? Bo powstał w zupełnie innym kontekście. To tak, jakbyśmy do melodii „Sto lat!” podłożyli jakiś inny, pobożny tekst i powiedzieli, że to pieśń religijna. To nigdy nie będzie utwór liturgiczny. Warto przy tej okazji przypomnieć, że również organizowanie koncertów w naszych kościołach jest uregulowane instrukcjami Kongregacji Kultu Bożego z 1987 roku oraz biskupa gliwickiego z 2006 roku. Na koncercie w kościele może być wykonywana tylko muzyka religijna, a podczas liturgii tylko muzyka liturgiczna. Jeżeli w mediach czy w naszej rzeczywistości spotykamy się z innymi praktykami, musimy mieć świadomość, że to jest poważne naruszenie prawa i świętości liturgii. Bo wtedy stawiamy Pana Boga na marginesie, a celebrujemy samych siebie i swoje dobre samopoczucie, a nie o to przecież chodzi.