Jak w czasach Jezusa

Justyna Zbroja

GN 42/2017 |

publikacja 19.11.2017 04:45

7000 osób ze wspólnot neokatechumenalnych zostało w minione wakacje rozesłanych na cały świat, by przypadkowo spotkanym ludziom głosić Dobrą Nowinę. Wyruszyli bez pieniędzy, karty kredytowej, telefonu… Tak jak stali.

Ks. Mikołaj Kęcik i Hiszpan Isac Gomez zostali posłani do miasteczka Savonlinna na wschodzie Finlandii. Na zdjęciu zamek św. Olafa na jeziorze Savonlinna. Andrea Innocenti /epa/pap Ks. Mikołaj Kęcik i Hiszpan Isac Gomez zostali posłani do miasteczka Savonlinna na wschodzie Finlandii. Na zdjęciu zamek św. Olafa na jeziorze Savonlinna.

Uwierzyli w słowa Ewangelii, że Bóg się o nich zatroszczy. Nie mieli żadnego planu działania, byli w różnych miejscach, ich przeżycia były inne. Ale wszyscy dochodzili do podobnych wniosków. Dopóki liczyli na siebie, ponosili fiasko. Kiedy zdali się zupełnie na Boga, otrzymywali wszystko, co było im potrzebne. Bóg naprawdę o nich się troszczył. 130 misjonarzy, wśród których byli księża, klerycy z seminariów Redemptoris Mater, małżeństwa, osoby samotne, starsi i młodzi, zostało posłanych po dwóch w różne miejsca Skandynawii.

Wystarczyło zaufać

Ante Ljulj, kleryk pochodzący z Chorwacji, trafił do Finlandii. Pierwszą noc spędził w lesie, bo nie mógł znaleźć innego miejsca. Siąpił deszcz, było jakieś 7 stopni. Nad ranem w przesiąkniętym od deszczu ubraniu wyszedł na ulicę, by głosić Ewangelię. Opowiadał o Chrystusie człowiekowi, który w parku gier przegrywał swoje pieniądze. Spotkał satanistów. Następną noc spędził na dworcu. Tam się trochę przespał. Kiedy pomyślał, że jest mu bardzo ciężko, gorąco prosił Boga o pomoc. Protestant, z którym rozmawiał na ulicy, zaprosił go na nocleg i kolację. Innego dnia uchodźca z Iraku, który przeszedł na prawosławie, zaproponował mu mieszkanie u siebie. Sam przeniósł się do przyjaciela.

– Pukałem też do wielu domów bogatych ludzi. Nie chcieli mnie słuchać, nie zaoferowali pomocy. To było upokarzające. Ale Bóg pokazał, że nie zginę, choćbym nie miał żadnego zabezpieczenia, a upokorzenie... widać było mi potrzebne – mówi Ante.

Ksiądz Davide de Nigris jest wikarym w północnej Danii. Wraz z klerykiem z Litwy został posłany do 40-tysięcznego miasta w Szwecji. Po męczącym dniu bez jedzenia udali się do protestanckiego kościoła z pytaniem o jakąś noclegownię dla bezdomnych, mając nadzieję, że pastorowa zaprosi ich do siebie. Powiedziała, że nie zna żadnego takiego miejsca i po prostu ich przegoniła. Poszli do kościoła katolickiego, jedynego w mieście. Chłopiec, który właśnie zamykał drzwi, pozwolił im się tam przespać. Potem przyjęła ich kobieta z dwojgiem dzieci, parafianka. Na niedzielnej Mszy Świętej proboszcz poprosił ks. Davide, aby opowiedział o swojej misji w czasie kazania. Z kościoła misjonarze wyszli z kieszeniami pełnymi pieniędzy. Na mapie znaleźli klasztor. Jakieś 10 kilometrów od miasta. Poszli pieszo. Oddali siostrom brygidkom pieniądze. Rodziny z Kościoła katolickiego zapraszały ich do siebie. Pod koniec ewangelizacji nie dość, że nie cierpieli ani głodu, ani zimna, to jeszcze wszystkiego mieli w nadmiarze. Wystarczyło zaufać Panu Bogu.

Ksiądz Davide, zapytany, w którym momencie swojej misji najbardziej poczuł działanie Boga, odpowiedział: – Wtedy, kiedy jednemu spotkanemu na ulicy człowiekowi obwieściłem Dobrą Nowinę, a on zaczął mnie wyzywać, przeklinać. Nie czułem wtedy żadnej urazy, mówiłem dalej, błogosławiłem go. Spotkałem też wielu chrześcijan z krajów Bliskiego Wschodu: Iraku, Libanu, Syrii. Oni byli wylewni i wdzięczni za każde słowo. Po prostu głodni Boga.

Boży posłańcy

Księdzu Mikołajowi Kęcikowi, Polakowi na co dzień pracującemu na Islandii, w drodze losowania trafiło się towarzystwo Isaca Gomeza, 19-letniego Hiszpana z rodziny neokatechumenalnej, która mieszka w Danii. – Zostaliśmy posłani do miasteczka Savonlinna na wschodzie Finlandii. Przepiękne miejsce. Właśnie odbywał się tam festiwal opery, były więc filharmonie z Moskwy i Madrytu, tysiące turystów. Samo miasto ma około 20 tys. mieszkańców. Położone jest między jeziorami, małymi wyspami porośniętymi lasami. Cudo – opowiada ks. Mikołaj.

– Dwie pierwsze noce spędziliśmy na małej wysepce w obudowanym miejscu na ognisko. Pierwszego wieczoru udało się nam porozmawiać z kilkoma młodymi ludźmi, którzy zostawili nam trochę jedzenia na śniadanie. Drugiej nocy przyszedł strażnik leśny i kazał nam się wynosić.

Kiedy próbowali zasnąć, na wyspie pojawili się młodzi Rosjanie, hałasowali, rzucali kamieniami w ich stronę. – Długo musiałem się modlić, żeby się nie dać sprowokować. Komary, zimno i hałas. A rano jeszcze poślizgnąłem się i wpadłem do wody – wspomina. Nie widząc innego wyjścia, udali się do protestanckiej opieki społecznej, odpowiednika Caritas. – Tam nas wyśmiali, powiedzieli, że nie jesteśmy w systemie, więc nic dla nas nie zrobią. Dodali, że to, co robimy, jest głupie i nieodpowiedzialne. Że nikt nas tu nie potrzebuje. Potem przekonywali Isaca, żeby nie dawał się wrabiać takim głupim ludziom jak ja. Żeby uciekał. To był jedyny moment podczas tej ewangelizacji, kiedy Isac mógł bronić swojej wiary. Nigdzie nas nie chcieli, nie jedliśmy dwa dni. Jedyne, co nam zostało, to chodzenie ulicami i modlitwa – wspomina ks. Michał.

Isac załamał się. Modlił się do Boga: „Jeśli w ciągu 5 godzin nam nie pomożesz, odpadam”. Przed kościołem należącym do zielonoświątkowców jakiś mężczyzna kosił trawę. Podeszli do niego, przedstawili się. Zaprosił ich na posiłek, i tak pół godziny przed upływem ultimatum, które Isac postawił Bogu, jedli obiad. – Dostaliśmy klucze do tego kościółka, materace i śpiwory, i tam w biurze mogliśmy spać. Spędziliśmy tak dwie noce. Potem spotkaliśmy Fina i Filipinkę, małżeństwo. Zaprosili nas na obiad i na nocleg. Kolejny znak czułości Bożej – mówi ks. Mikołaj.

Pytam ks. Mikołaja, jakie było najważniejsze doświadczenie z tego rozesłania. – Branie na siebie odrzucenia, wyśmiania, braku zainteresowania. Byłem odrzucany. To była lekcja pokory. Pan Bóg uczył mnie jej także w inny sposób. Finlandia to jedyny kraj skandynawski, w którym nie mogłem się dogadać (ks. Mikołaj mówi płynnie po duńsku, szwedzku, islandzku, angielsku, hiszpańsku i włosku). W regionie, który wylosowałem, ludzie nie mówili albo nie chcieli mówić po angielsku. Moja mocna strona, znajomość języków, łatwość nawiązywania kontaktów, chęć spowiadania zawsze i wszędzie na nic się nie zdały. Zrozumiałem, że moje umiejętności stają się zupełnie nieprzydatne, jeśli Bóg nie jest na pierwszym miejscu. Doświadczyłem, że to On prowadzi moją posługę i posyła do ludzi, których sam wybiera. Pan Bóg powiedział mi: – Zamknij gębę! Słuchaj i pozwól Mi mówić do ciebie i do innych.

Księdzu Mikołajowi bardzo pomogły świadectwa braci ze wspólnoty, którzy opowiadali, że podczas ewangelizacji spotykali ludzi, którzy spowiadali się po 40 latach, lub o tym, że gdy głosili słowo Boże, inni mieli łzy w oczach czy rezygnowali z samobójstwa, które chcieli popełnić. Albo przestawali pić z dnia na dzień.

Wszystko w nadmiarze

Mauro, ksiądz z Włoch, i Edwards Santana, świecki misjonarz z Dominikany, mieli najlepsze doświadczenia. Udali się do Aalborga w Danii, o którym praktycznie nic nie wiedzieli. – Przyzwyczajony byłem do tego, że wszystko, czego potrzebowałem, miałem pod ręką. Teraz nie miałem niczego. Bałem się. Ale strach pochodzi od szatana – mówi Edwards.

Po całym dniu głoszenia Ewangelii zapukali na plebanię kościoła protestanckiego. Pastorowa poczęstowała ich ciasteczkiem i życzyła miłego dnia. Znaleźli jedyny w Aalborgu kościół katolicki. Akurat zaczynała się wieczorna Msza Święta. Potem był Różaniec. Wyszli z kościoła, za nimi szedł chłopak. – Obejrzałem się i zapytałem, w czym mogę pomóc – relacjonuje Edwards. – Odpowiedział, że poczuł, że musi nas zaprosić na kolację. Poszli do restauracji, długo rozmawiali. Przenocował ich.

Dowiedzieli się, że przy parafii działa wspólnota neokatechumanalna. – Całe dnie chodziliśmy po mieście i mówiliśmy napotkanym ludziom o Bogu. Wieczorem jedliśmy kolację u rodzin ze wspólnoty, spaliśmy albo u nich, albo na plebanii. Bóg bardzo troskliwie się nami zaopiekował. Nie dość, że nie byliśmy głodni, to jeszcze wszystkiego mieliśmy w nadmiarze – wspomina Edwards. 

Dostępne jest 7% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.