Lekarstwo dla Kościoła

GN 41/2017 |

publikacja 13.11.2017 04:45

O znaczeniu objawień fatimskich dla Kościoła mówi Wincenty Łaszewski.

Fatima przypomina o tym, że w świecie trwa duchowa walka. Naszą bronią w niej jest pokuta. jakub szymczuk /foto gość Fatima przypomina o tym, że w świecie trwa duchowa walka. Naszą bronią w niej jest pokuta.

Ks. Tomasz Jaklewicz: Objawień prywatnych jest mnóstwo, ale Fatima jest czymś wyjątkowym. Dlaczego?

Lekarstwo dla Kościoła   ks. Tomasz jaklewicz/foto gość Wincenty Łaszewski: W objawieniach widać Bożą pedagogikę oraz logikę. Interwencja Boża pojawia się w konkretnym miejscu i czasie oraz dotyczy konkretnego problemu czy sytuacji. Więc zwykle jest tak, że kiedy pojawia się kolejne objawienie, poprzednie zostają jakby „przykryte”. Nowy sygnał z nieba jest ważniejszy. Fatima to rok 1917, ale po niej przez cały wiek XX było mnóstwo innych objawień, które powinny być dla nas ważniejsze. Przykładowo: Beauraing, Banneux, Akita, Finca Betania, Kibeho…

Słyszałem o niektórych objawieniach, ale nie znam ich treści.

No właśnie. A Fatima ciągle przykuwa uwagę wiernych, mimo że te nowsze objawienia są barwniejsze, powiedzmy, bardziej „sensacyjne”. Fatima jakby przykryła inne objawienia, kolejne pokolenia wracają do niej. Treść tego orędzia idzie z nami. Być może do czasu, gdy wezwania Maryi zostaną przez nas podjęte. Co więcej, to sam Kościół wciąż zwraca uwagę na Fatimę. Wszyscy kolejni papieże odwoływali się do objawień fatimskich, a najbardziej Jan Paweł II. Nie ma też objawień, w których jest aż tyle treści o misji papieża i wezwania do modlitwy za niego. Kościół spojrzał uważnie na Fatimę i rozeznał, że to objawienia nie tylko autentyczne, ale i ważne dla całego Kościoła. Dlatego orędzie fatimskie jest nam wciąż zadane.

Po co objawienia prywatne, skoro mamy Biblię, Kościół, jego nauczanie i Tradycję?

Nie mamy obowiązku uznawania objawień prywatnych. W Kościele jest ogromna różnorodność kultur, duchowości, wrażliwości. Mnie może Fatima imponować, nawrócić, zmienić moje życie, ale komuś innemu nie da nic. Ale jeśli ktoś mówi mi, że sama Ewangelia mu wystarcza, to odpowiadam, że objawienia nie byłyby potrzebne, gdybyśmy wszyscy naprawdę żyli Ewangelią. Po drugie, potrzeba odrobinkę pokory. Święty Jan Paweł II jest na pewno mądrzejszy i bardziej święty niż ja, a on uznaje objawienia fatimskie. Więc czy ja wiem lepiej niż on? Po trzecie, objawienia nie mają w ogóle sensu, jeśli ich treść nie dotyka jakoś mojego życia.

W objawieniach często szukamy bardziej sensacji niż nawrócenia...

Siostra Łucja zatytułowała swoją ostatnią książkę „Apele orędzia fatimskiego”. Wydaje się, że ten tytuł to masło maślane. Ale s. Łucja chciała nam przekazać właśnie to, że obok warstwy dotyczącej doczesnej historii, mówiącej o tym, co się wydarzy, czy będzie wojna, kiedy itd. (co zwykle tak przykuwa uwagę), jest druga warstwa, o wiele ważniejsza – wezwanie, apel do ludzi. Maryja przyszła, aby zaapelować właściwie o jedną rzecz. Można to ująć tak: „Uważajcie, bo coraz więcej moich ukochanych dzieci Bożych idzie do piekła. Zróbcie coś, aby zostały zbawione”.

Czy można powiedzieć, że apel o to, byśmy przejęli się sprawą zbawienia swojego i innych, jest sednem orędzia fatimskiego?

Tak, to jest najważniejsze. Jeśli Maryja mówi w Fatimie o Różańcu i przedstawia się jako Matka Boża Różańcowa, to nie chodzi tylko o jakąś formę pobożności, ale o moje zbawienie. W Różańcu są obecne tajemnice, które przyniosły nam zbawienie. Mam wejść w te tajemnice, aby otworzyć się na Bożą łaskę. Misją Kościoła jest prowadzenie mnie do zbawienia. A Maryja, która jest też cząstką Kościoła, najwierniejszą uczennicą swojego Syna, ma to samo pragnienie.

Wydaje się, że ten cel, jakim jest prowadzenie ludzi do zbawienia wiecznego, został przesłonięty również w Kościele przez inne, bardziej przyziemne sprawy. Może właśnie dlatego fatimskie orędzie jest nadal tak bardzo potrzebne?

Fatima jest lekarstwem dla Kościoła. Przypomina najbardziej podstawowe elementy jego tradycji. Zwraca uwagę na sprawy ostateczne, każe nam pomyśleć o naszym wiecznym losie. Matka Boża nie mówi nic nowego. Ewangelia mówi dokładnie to samo: „uważajcie, bo nie znacie dnia ani godziny”. Fatima przypomina o tym, że w świecie trwa duchowa walka. Apokalipsa zapowiada walkę Niewiasty ze smokiem, czyli zmagania Kościoła z szatanem. Jan Paweł II podczas beatyfikacji pastuszków w 2000 r. porównał ich do Mojżesza. Powiedział, że Kościół chce postawić na świecznikach te dwa płomyki, które Bóg zapalił, aby przyświecały ludzkości w jej ciemnych i niespokojnych godzinach. Apelował też wtedy, aby nie być na służbie u „smoka”, ale nawrócić się. Nie wolno nam nazywać zła dobrem. Nie wolno mówić, że się nie da żyć po Bożemu, bo taki jest dziś świat i musimy się z tym pogodzić.

Maryja prosi dzieci nie tylko o modlitwę, ale także o to, aby zgodziły się cierpieć za grzeszników.

Fatima jest radykalna. To jest trudne dla wielu, nie chcemy o tym słyszeć.

Dlaczego dzieci mają cierpieć za innych? Przecież Chrystus umarł za nas na krzyżu.

Chrystus przed pójściem na krzyż mówił do uczniów: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem”. Dlaczego nowe? Bo miarą miłości nie jest już miłość do siebie samego, lecz miłość Chrystusa. Najwyższa poprzeczka – masz miłować tak jak Jezus. A On poszedł na krzyż. Więc jeśli ktoś pyta: „Jakim prawem Matka Boża prosiła dzieci o coś takiego?”, to odpowiadam: „Pan Jezus w Wielki Czwartek prosił nas wszystkich o to samo”. Maryja pyta dzieci: „Czy chcecie?”. Jest to apel do wolności. Dzieci zawołały: „Chcemy”. A Maryja odpowiedziała: „Będziecie cierpieć, ale łaska Boża będzie wam umocnieniem i pociechą”. Czyli będziecie w tym szczęśliwi. I tak było. Dzieci cierpią, ale z radością.

Czy taki rodzaj powołania, czyli tak duży udział w krzyżu Chrystusa, to jest zadanie dla wszystkich chrześcijan, czy tylko dla wybranych?

Sobór Watykański II mówi o różnych kręgach przynależności do Kościoła. Można tę matrycę odnieść do fatimskiego orędzia. Ten najszerszy krąg to jest wezwanie najbardziej podstawowe: „Żyj Ewangelią w duchu tradycji Kościoła, czyli praktykując drogę zwyczajnej pobożności”. Ale istnieje także węższy krąg ludzi zaproszonych przez Boga do czegoś więcej. Historia Kościoła pokazuje, że tak jest. Na przykład 100 ludzi słucha tego samego kazania, a jeden powie: „Ja idę” i podejmuje jakiś radykalny krok. Reszta odpowiada na to samo słowo mniej radykalnie. Więc tego jednego dotknęła jakaś szczególna łaska. Jest grupa dusz zapalonych od tego ognia, którym płonęli pastuszkowie.

Chodzi o ludzi, którzy podejmują dobrowolne cierpienie w intencji zbawienia innych.

Możemy mówić o żertwach ofiarnych, czyli o ludziach, którzy zgłaszają Bogu gotowość do przyjęcia cierpienia, aby ratować grzeszników. Pan Bóg nie musi na wszystkie takie deklaracje odpowiadać, wystarczy Mu gotowość, ale czasem odpowiada konkretnie. Kiedy zaczęły się pierwsze aresztowania w Niepokalanowie, ojciec Maksymilian zebrał wszystkich braci i powiedział: „Może wszystkich nas będą chcieli zabić, dlatego pytam was, czy jesteście gotowi na taką ofiarę. Powiedzmy to Niepokalanej”. Są świadectwa, że absolutna większość powiedziała na kolanach Bogu: „Jestem gotowy”. Zginął tylko Maksymilian i kilku innych braci. To położenie życia na ołtarzu jest ważne. Najwęższy krąg osób, które podejmują cierpienie, dotyczy szczególnie Polski.

Co łączy Polskę z Fatimą?

Łucja nie pisała nic o Polsce. Ale polskie wątki są. Najdoskonalszym interpretatorem Fatimy jest Polak – św. Jan Paweł II. Siostra Łucja miała go za swego najbliższego brata. Oni się rozumieli bez słów. Korespondencję między nimi woził ks. Mirosław Drozdek, inny „Boży wariat”. Kiedy przypadła 15. rocznica pontyfikatu, papież był w Brazylii, składano mu życzenia, a on przerwał i powiedział: „Mój pontyfikat trwał tylko 3 lata, reszta jest darem Matki Bożej”. W 2000 r. Jan Paweł II na figurze Maryi Fatimskiej zawiesił jako wotum pierścień z wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej, który w dniu wyboru otrzymał od kard. Wyszyńskiego. Może w tym geście jest jakiś ważny znak dla Polaków...

Ludzie, którzy byli na jubileuszowych pielgrzymkach do Fatimy, mówią, że obok portugalskiego słychać tam przede wszystkim polski.

Należę do Światowego Apostolatu Fatimskiego i z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że to my, Polacy, jesteśmy narodem, który właściwie celebrował tę rocznicę. W Polsce jest potężny ruch fatimski. Maryja jest jedna, ale można tak obrazowo powiedzieć, że Polska ma dwie Madonny: czarną i białą. Czarna Madonna to cała nasza piękna tradycja, to trudna historia, codzienność, nasze rany. A biała – fatimska – obrazuje naszą nadzieję, bo w Fatimie Maryja mówi o zwycięstwie. W czasach komuny, gdy kult fatimski był zakazany przez władze, ludzie mówili o Maryi Fatimskiej jako o nadziei na zwycięstwo. Komuniści się bali, a myśmy do Niej biegli. I tak nam zostało.

Czy można dostrzec jakąś łączność między duchowością Bożego Miłosierdzia a Fatimą?

Pan Bóg nie jest wewnętrznie sprzeczny. Więc jeśli oba objawienia pochodzą od Niego, to nie może być między nimi sprzeczności. Oczywiście objawienia zawsze wymagają interpretacji. Może być tak, że nie dostrzegamy czegoś w pierwszej chwili. Każde orędzie musi być, że tak powiem, przetrawione przez Kościół. Ale wystarczy porównać tekst Koronki do Bożego Miłosierdzia ze słowami anioła, którego zobaczyły dzieci w 1916 r., i odkryjemy, że to są prawie identyczne słowa.

„Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci…”

Ta zbieżność nie jest przypadkowa. Treść orędzia fatimskiego trzeba zinterpretować w kluczu orędzia o Bożym miłosierdziu. I odwrotnie. Te dwa objawienia wyjaśniają się nawzajem.

Nasuwa mi się jeszcze jeden wspólny wątek. W obu przypadkach pojawia się motyw „ratowania grzeszników”. Święta Faustyna wciąż słyszy to wezwanie.

Dlaczego kult Bożego Miłosierdzia stał się tak popularny na świecie? Obawiam się, że wielu ludzi uważa, że Boże miłosierdzie przykryje wszystkie grzechy, całkowicie je usprawiedliwi. I w ten sposób będę zbawiony. Jeśli przyłożymy do takiej interpretacji klucz fatimski, to coś nie będzie się zgadzać. Jan Paweł II, dzięki któremu orędzie Bożego miłosierdzia stało się znane, nigdy nie nauczał o nim w taki sposób: „Nie płacz, Pan Bóg i tak cię zbawi”. On nauczał inaczej: „Płacz nad swoimi grzechami, Bóg cię przyjmie jako grzesznika po to, abyś porzucił swoje grzechy i zmienił życie. Niezależnie od tego, co zrobiłeś, Bóg ci przebaczy, ale musisz zostawić to, co jest złem”. To fatimska interpretacja orędzia Bożego miłosierdzia.

Wciąż pojawiają się głosy, które kwestionują ważność aktu poświęcenia Rosji i świata Niepokalanemu Sercu Maryi, którego dokonał w 1984 r. Jan Paweł II. Pojawia się zarzut, że nie padło słowo „Rosja”.

Są takie ruchy, które głoszą, że niecała tajemnica fatimska została ujawniona przez Kościół, że papież nie użył słowa „Rosja”, że są jeszcze jakieś inne nieodkryte „tajemnice” itd. Siostra Łucja odcięła się od tych wszystkich spekulacji. To prawda, że papież nie użył z różnych względów słowa „Rosja”. Ale kiedy w tym samym dniu jeden z biskupów dziękował papieżowi za poświęcenie Sercu Maryi świata, Jan Paweł II dodał: „i Rosji”. Więc taka była jego intencja, którą miał w sercu. W ostatnich listach s. Łucji nie ma już prośby o poświęcenie Rosji, ale jest prośba o poświęcenie świata.

W Rosji upadł komunizm, ale Rosja nadal budzi lęk. Więc owoce są, ale nie takie, jakich oczekiwaliśmy.

Wezwanie z Fatimy nie jest jednorazowe. Siostra Łucja powiedziała, że poświęcenie jest czymś, czym trzeba żyć. Dopóki nie żyjemy nim w pełni, owoce też będą cząstkowe. Papież w modlitwie w 1984 r. użył dwóch słów: „zawierzamy” i „poświęcamy”. Dlaczego? Otóż poświęcenie dotyczy tylko tych, którzy są gotowi wejść na tę drogę. Ale jeśli ktoś tego nie chce, to ja dla niego mogę zrobić jedno: mogę go zawierzyć opiece Maryi. Niech Ona go otuli swym opiekuńczym płaszczem. Niech go poprowadzi do momentu, w którym będzie chciał poświęcenia. W 1984 r. dokonało się bardziej zawierzenie niż poświęcenie świata i Rosji.

Dobiega końca jubileusz 100. rocznicy Fatimy. Czy są jakieś owoce tego roku?

W ubiegłym roku na spotkaniu Apostolatu Fatimskiego przedstawiano program obchodów w Fatimie. Usłyszałem, że będzie 156 eventów, np. warsztaty rysunku dla dzieci, koncerty, tańce na cześć cudu słońca... Żałuję, że nie zapytałem, kiedy będzie dzień pokuty, Różańca, adoracji. Została tylko feta. Smutne to. Słowo „jubileusz” to wezwanie do radości, ale nie mamy się z czego cieszyć, bo mija 100 lat od objawień, a wezwania Matki Bożej nie doczekały się adekwatnej odpowiedzi. Więc powinniśmy raczej pokutować. Natomiast za cud uważam to, co stało się 7 października, kiedy tylu Polaków podjęło modlitwę różańcową i pokutę. Jestem pewny, że to zaowocuje wielkim dobrem. Dostałem mnóstwo listów od znajomych z zagranicy. Pisali mi, że u nich coś takiego by się nie udało. Francja, w której było tyle objawień, zgubiła maryjność, Belgia zgubiła, nawet Włochy. A my, Polacy, z dziada pradziada tę naszą maryjność ciągniemy. Kiedyś byliśmy w środku peletonu w Europie, ale dziś zostaliśmy w tym peletonie prawie sami. Zostajemy dla Maryi jedynym portem, w którym może wylądować ze swoją łaską.

Czy nie grozi nam narodowa pycha?

Jeśli będziemy mieli autentycznego ducha maryjnego, to nam nie grozi. Bo Maryja mówi w Magnificat dosłownie, że jest „niczym”. Ona dała całe swoje serce Bogu. I to jest istota kultu Jej Niepokalanego Serca: dać Bogu miejsce w swoim sercu tak jak Ona. 

Wincenty Łaszewski - ur. w 1956 r. doktor teologii, mariolog, przedstawiciel Polski w Światowym Apostolacie Fatimskim, mąż, ojciec trojga dzieci.

Dostępne jest 4% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.