Mamo, nie wierzę

Marcin Jakimowicz

publikacja 05.11.2017 04:45

Niedaleko pada jabłko od jabłoni – powtarzamy. A jeśli spadnie daleko? I zbuntowane dziecko pobożnych rodziców zacznie omijać kościół szerokim łukiem, reagować alergicznie na słowo „modlitwa”? Co zrobić? Dyskutować? Walczyć? Przeczekać?

Mamo, nie wierzę Święta Monika ze swiętym augustynem, Ary Scheffer, olej na płótnie, 1854, The National Gallery, Londyn

Wiara nie jest dziedziczna – zaczęło się od tego prostego stwierdzenia, które usłyszeliśmy od ks. Wojciecha Węgrzyniaka na redakcyjnych rekolekcjach „Gościa Niedzielnego”. Hasło niby znane, a jednak wywołało na korytarzu gorącą dyskusję. Nie przekazujemy wiary?

Wzrok wbity w ziemię

Pamiętam scenę z jednego z nowicjatów zakonnych. Mistrz nowicjatu pyta dwudziestu chłopaków: „Słuchajcie, kto z was miał w miarę dobrą relację z ojcem? Podnoszą się… trzy dłonie. Siedemnastu facetów czerwieni się i spuszcza głowy, patrząc w ziemię. 17:3 – ta smutna statystyka zrobiła na mnie wrażenie. Bezdyskusyjnie najczęstszą przyczyną decydującą o wyborach nastolatków porzucających Kościół jest brak relacji w rodzinie, w której wyrośli. Potwierdzają to i duszpasterze, i psychologowie.

Wiara nie jest dziedziczna. To prawda. A jednak, jak wyraźnie wskazują statystyki, to właśnie rodzice mają największy wpływ na wychowanie nastolatków w wierze. Nawet w epoce galopującego indywidualizmu, gdy niemal każda wypowiedź zaczyna się od słów „moim zdaniem”. – Statystyki pokazują, że w Stanach Zjednoczonych jedynie 16 proc. zasad moralnych przekazuje dzieciom Kościół, a aż 57 proc. religijnego przekazu pochodzi od rodziców ­– przypomina ewangelizator Josh McDowell, który bada ten proces od lat. – Co to oznacza w praktyce? Rodzice mają trzy razy większy wpływ na wiarę swoich dzieci niż Kościół. A zatem nici z odsyłania pociech z hasłem: „Nie wiem. Zapytaj księdza na religii”.

Łaski bez

Co zrobić, gdy w domach, w których więzi rodzinne są silne, dzieci buntują się i nie chcą słyszeć słów „Msza” czy „sakrament”, a na wzmiankę o wierze reagują alergicznie? W ubiegłym roku życie pokazało mi, że nie jest to teoretyczne rozważanie. Moje najstarsze dziecko (druga klasa gimnazjum) przeżywało „okres buntu i oporu”. Dotyczyło to również sfery wiary. Córka nie pojechała na ŚDM, nie chciała uczestniczyć w rekolekcjach, na które chcieliśmy ją zaciągnąć. Zaczęła myśleć samodzielnie, zadawać mnóstwo pytań, nie oczekując już od nas odpowiedzi. Latem (nie bez oporów) trafiła na obóz organizowany przez chrześcijan. Na miejscu zobaczyła mnóstwo młodych z całej Polski, którzy z pasją opowiadali o Bogu i nie wstydzili się modlitwy. Efekt? Została na drugi turnus, a na swym facebookowym profilu napisała: „Jezus jest Panem”. I weszła do wspólnoty.

Na własnej skórze przekonaliśmy się, że na pewnym etapie wiara rodziców nie wystarcza. Co mogą zrobić, widząc swe dzieci z wypisanym na czole hasłem: „Grunt to bunt”? Modlić się. Tylko tyle? Aż tyle…

Nikt nie odbierze im pamięci

Pamiętam telewizyjny wywiad Jadwigi Basińskiej, gdy zapytana przez Alicję Resich-Modlińską o to, jak poznała męża, bez owijania w bawełnę odpowiedziała: „Wymodliłam go”. – Wierzę w moc modlitwy – opowiada aktorka z popularnego Mumio. – Czy boję się, że dzieci odwrócą się od Boga i pójdą swoją drogą? Codziennie się za nie modlę. Proszę przede wszystkim o to, by nigdy nie zapomniały o jednej sprawie: że Bóg je kocha. Robimy wszystko, by miały do Kogo wrócić. Przede wszystkim, by wiedziały, że zawsze mogą wrócić.

– Modlimy się wspólnie codziennie – opowiadał mi przed kliku laty lider Armii Tomasz Budzyński. – Dzieci nas tylko obserwują. My odmawiamy brewiarz, one rozmawiają z Bogiem własnymi słowami. Czasem Staś przychodzi do mnie i z błyskiem w oku mówi: „Wiesz, tato, wczoraj wieczorem się modliłem do Pana Boga i dzisiaj On mnie wysłuchał!”. Nie wiem, co czeka moje dzieci. Ale nawet jeśli się zagubią (żyją przecież w bardzo nachalnej, agresywnej kulturze), nikt im nie odbierze pamięci. Nikt im tego nie wykasuje! Będą miały do Kogo wrócić. Pamięć – to słowo klucz. Możesz zabrać ludziom wiele, ale nie odbierzesz im pamięci.

– Przymykam oczy i widzę, jak matka z ojcem modlili się z nami. Z tym się nie dyskutuje. To można albo naśladować, albo odrzucić. Ale nikt ci tego nie wydrze – wspomina ks. Antoni Bartoszek, dziekan Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego.

– Jestem przekonany, że jeżeli małżeństwo jest blisko siebie i jest wzajemne pragnienie „bycia dla siebie”, to dzieci będą się prawidłowo rozwijały. To znaczy będą doprowadzane do podjęcia samodzielnych życiowych decyzji – opowiada piłkarski trener Marek Wleciałowski. – To wiara granicząca z pewnością. Nie będę im niczego załatwiał, nie poprowadzę ich za rączkę. One same muszą się nauczyć wybierać.

– Jeśli dzieci wychowują się w domu, w którym mama z tatą się lubią, a one też są lubiane, nie za osiągnięcia, ale nawet gdy coś zawalą w szkole, to wierzę, że na tym się nie przejadą – dopowiada aktor Lech Dyblik. – Mając takie doświadczenia, potrafią dokonywać wyborów. Naprawdę wierzę, że tak to działa – dodaje.

Nie do wiary

– „Mamo, ja nie wierzę” – ileż razy słyszałem podobne stwierdzenie. Opowiadali o nim zrozpaczeni rodzice, którzy wysłuchawszy podobnych deklaracji, zadawali sobie pytanie: „Co poszło nie tak?” – opowiada Bohdan Dutko, saletyn, prezbiter na Drodze Neokatechumenalnej, wieloletni duszpasterz. – Co mamy teraz robić? – pytają. Odpowiadam: okazać dziecku miłość, nie osądzać, nie wchodzić w przepychanki, kto ma rację, i przede wszystkim gorąco się modlić! To okazja, by rodzice zrobili sobie rachunek sumienia. Ich zadaniem jest przekazanie wiary dzieciom, a taki domowy kryzys pokazuje jak na dłoni, czy ich wiara była szczera i dojrzała. To papierek lakmusowy tego, czy wierzyłem Kościołowi, czy uczestniczyłem w jego życiu na pół gwizdka, okazjonalnie, powierzchownie, z przyzwyczajenia. Dzisiaj przekazanie samej tradycji nie wystarcza. W rozpędzonym świecie, nastawionym na robienie kariery, niezależność, zabawę, brak stałych form, wiara tradycyjna przegrywa. Dlaczego? Bo nie ma w sobie mocy.

– Dzieci odrzucające wiarę ojców to zjawisko, które narasta. Zastanawiam się od lat, skąd ten problem się bierze – opowiada o. Rafał Kogut, franciszkanin z Cieszyna, zaangażowany nie tylko w pracę duszpasterską, ale i tworzenie poradni, w których można otrzymać fachową pomoc psychologa. – W ogromnej większości przypadków, jakie znam (a posługuję i w miastach, i na terenach wiejskich), obserwuję to samo zjawisko: rodzice przekazywali dzieciom jedynie wiarę tradycyjną, opartą na poleceniach, nakazach: „musisz iść do kościoła”. Ten system w czasach dostępu do internetu, kultu indywidualizmu i zalewu treści neopogańskich, którymi bombardowani są młodzi, przestał działać. Obserwuję takie sytuacje nawet w najbliższej rodzinie. Gdy dzieci widziały rodziców, którzy nie żyli na co dzień Ewangelią, wybierały „po swojemu”. Małżeństwo sakramentalne nie było dla nich wartością, nie tęskniły za sakramentami i w efekcie, co przykre, odrzucały Boga. Widzę jednak wyraźnie, że w tych rodzinach, w których rodzice rozmawiają z dziećmi o Bogu (nie teoretycznie, ale bardzo konkretnie: „Bóg nam pomógł”, „Bóg uzdrowił”, „Bóg dał nam pieniądze na życie”), doprowadzają je do żywej wiary, do osobistego spotkania z Jezusem. W takich rodzinach odejścia od wiary zdarzają się rzadko. Co wcale nie znaczy, że dzieci nie przeżywają w pewnym momencie buntu i kryzysu. I bardzo dobrze! To naturalny stan, gdy dziecko zaczyna samodzielnie myśleć, odpowiadać na pytania, a nie wisieć na fartuszku mamy. Przecież sam Jezus doprowadzał swych uczniów do kryzysu! I wyszło im to na dobre. Ojciec Raniero Cantalamessa w „Życiu w Chrystusie” używa sformułowania, że miłość wzajemna rodziców jest pierwszym obrazem Boga kochającego. To absolutna podstawa. Pamiętaj: dziecko nie jest twoją własnością. Masz zrobić wszystko, by przekazać mu świat twoich wartości, dać to, co masz najlepszego, ale potem musisz je zostawić, by samo mogło dokonać wyboru. I co ważne: powinieneś uszanować ten wybór.

– W pewnym momencie trzeba zostawić dzieci i pozwolić im wybrać drogę – dopowiada paulin Maksymilian Stępień, duszpasterz pracujący przez wiele lat z rodzinami. – To bolesne doświadczenie, ale przecież na tym polegała bar micwa! Dwunastoletni Jezus mówi do Maryi: „Powinienem być w tym, co należy do mojego Ojca”. Odkrywa karty: moim Ojcem jest Bóg. To kwintesencja bar micwy. Rytuał nakazuje ojcu, by odsunął się i… przestał być odpowiedzialny za wychowanie religijne syna. Odtąd – podkreślają rabini – za jego życie duchowe jest odpowiedzialny sam Bóg. On się będzie troszczył. To zwolnienie ojca z odpowiedzialności za syna i przerzucenie tej zależności na Boga. Biblia pokazuje tę chwilę jako niezwykle bolesną dla rodziców. W kontekście Maryi użyte jest greckie słowo oznaczające ból. Pojawia się ono jedynie trzykrotnie w Nowym Testamencie. Oznacza całkowitą utratę. Brzmi to porażająco. Tak jakby Maryja na te trzy dni utraciła Boga. Ojcowie Kościoła widzieli w tym proroczą zapowiedź męki.

Come back

– Widziałem wiele sytuacji, gdy zbuntowane dzieci po latach wracały do Kościoła – opowiada ks. Bohdan Dutko. – Dlaczego? Bo widziały miłość rodziców, którzy wysyłali im znaki wiary. Przebaczali, modlili się, żyli w jedności. To dziś towar deficytowy. Młodzi nie znajdą w świecie wielu takich przykładów i na pewnym etapie zadadzą sobie pytanie: „Skąd oni to mają? Dlaczego tak reagują? Skąd mają siłę, by mimo swych charakterków i temperamentów przebaczać sobie?”. Zadaniem rodziców jest pokazanie: „Masz Ojca w niebie. Możesz do Niego wrócić. Zawsze. Nawet jeśli pójdziesz swoją drogą, jak syn marnotrawny, zawsze możesz wrócić do domu”. Dla nastolatków kluczowe jest spotkanie wierzących rówieśników. To podpowiedź dla rodziców: szukajcie takich środowisk i wysyłajcie tam dzieci… I módlcie się. Modlitwa czyni cuda!

– Zbuntowany nastolatek odrzuca często wszystko, co kojarzy mu się z rodzicami. Robi im na złość. Manifestując swą niezależność, nie odrzuca konkretnie wiary, ale system wartości rodziców. Wiara jest w pakiecie… Jeśli dla rodziców była ona czymś istotnym, prawdopodobnie dziecko odrzuci ten system wartości – dopowiada dominikanin o. Szymon Popławski. – W jednym z naszych duszpasterstw ksiądz na kursie przed bierzmowaniem zapytał chłopaka: „Czy twoi rodzice są wierzący?”. „Nie”. „To dlaczego tu przychodzisz?”. „Bo rodzice tego nie chcą”.

Grzegorz Wacław Dziki, którego świadectwo w „Radykalnych” wywołało prawdziwy duchowy ferment, opowiada: „Często się zastanawiam, jak będzie wyglądało życie moich dzieci i co zrobić, by im oszczędzić moich doświadczeń. Ale z drugiej strony: kim jestem, by projektować ich życie i mówić Panu Bogu, co mają robić, a czego nie? Mam lepszy od Niego pomysł na ich życie? Gorąco modlę się, by miały wiarę. Czy nie chciałbym oszczędzić dzieciom zawirowań, które sam przeżyłem? Z jednej strony tak, bo wiem, czym to pachnie. Ale z drugiej strony, jeśli moje dzieci nie doświadczą cierpienia i tego, że w tym cierpieniu Pan Bóg jest z nimi, to ich życie nie będzie pełnowartościowe. Mam pięcioro dzieci. Dwoje z nich jest we wspólnocie. Kuba, który ma 16 lat, nie wszedł do wspólnoty dlatego, że mu kazaliśmy. To nie działa. Wspólnota w pierwszy weekend września pielgrzymowała na Jasną Górę. Była to forma podziękowania za cały rok, za wszystkie łaski, których doświadczyliśmy. Pojechaliśmy. I tam Kuba poznał rówieśnika z rodziny polsko-irlandzkiej, która sprzedała dom w Anglii i wróciła do Polski z trójką dzieci. Ich syn poszedł na katechezy, a Kuba poszedł z nim… dla towarzystwa. Jak wiozłem go na pierwszą konwiwencję, to okazało się, że jest na niej mnóstwo moich znajomych, którzy również przywieźli swe dzieci. Mój syn chodził na katechezy, potem wszedł do wspólnoty, chodzi na liturgię, na Eucharystię. Dla mnie to jest radość ogromna. Bo generalnie młodzież, jak przychodzi do domu, zalega na tapczanie z komórką i »do widzenia«. Pytasz: »A co w szkole?«. »Dobrze«. »Masz coś zadane? «. »Nie«. Ale jeżeli taki nastolatek widzi młodych ludzi, którzy wchodzą w życie Kościoła, czytają Biblię, to dostrzega, że nie jest sam, i nie jest to dla niego obciachem. Dlatego tak ważne są takie imprezy, jak na przykład Dębowiec, FSM w Kalwarii Pacławskiej, Golgota Młodych, Wołczyn, Góra św. Anny, Exodus. To naprawdę szeroka oferta. Młodzi mogą się wytańczyć, wyszumieć, spotkają ciekawych ludzi, którzy mówią w sposób arcyciekawy o swoim doświadczeniu Pana Boga”.

– Módlcie się gorąco, ale uszanujcie wybór pełnoletniego dziecka. Te słowa budzą w rodzicach ogromny opór – podsumowuje ks. Bohdan Dutko. – Odpowiadam im: sytuacja, w której się znaleźliście, jest święta. Jest potrzebna. Nie ma sytuacji, których Bóg nie mógłby obrócić w dobro. Mówię rodzicom, których dzieci odwróciły się od Kościoła: „Nie wchodźcie w rozpacz, w samooskarżenie! Nigdy nie traćcie nadziei”. Jak znakomicie zauważył Václav Havel, nadzieja nie oznacza, że wszystko skończy się dobrze. Oznacza, że to, co cię spotyka, ma sens.

Modlitwa do św. Moniki o nawrócenie dziecka

Święta Moniko, Ty wytrwale walczyłaś o swego zbłąkanego syna Augustyna, zanosząc swoje modlitwy do Boga. Wstawiaj się za moim dzieckiem, które porzuciło wiarę, i uproś dla niego łaskę szczerego i prawdziwego nawrócenia do Chrystusa, naszego Pana. Proszę Cię pokornie, wstawiaj się również za mną, abym umiała tak jak Ty cierpliwie i wytrwale modlić się za moje dziecko, kochać je i być blisko niego, nawet teraz, kiedy pobłądziło. Przez Chrystusa, naszego Pana. Amen.

TAGI: