Pan Bóg postawił na mojej drodze boks

Agnieszka Gieroba

publikacja 04.11.2017 04:45

Pierwszy raz rękawice bokserskie założyła, gdy miała 20 lat. Wszyscy myśleli, że to tak dla żartu, choć dziewczyna zawsze lubiła się bić. Jakież było zdumienie, gdy po roku treningu została wicemistrzynią Europy.

Karolina Michalczuk z trenerem Władysławem Maciejewskim osiągnęła spore sukcesy w boksie kobiet. Agnieszka Gieroba /Foto Gość Karolina Michalczuk z trenerem Władysławem Maciejewskim osiągnęła spore sukcesy w boksie kobiet.

Pracowitość, ambicja i pokora to cechy, które trener Władysław Maciejewski ceni w niej najbardziej. To on uwierzył w możliwości Karoliny Michalczuk, gdy inni pukali się w głowę, dziwiąc się, że zajmuje się dwudziestoletnią dziewczyną, która zaczyna uczyć się boksu. – Optymalny wiek, by zacząć boksować, to 8–12 lat. Karolina miała 20 i według wszystkich reguł była za stara. Miała jednak w sobie pasję, wielką pracowitość, determinację i marzenie, by być najlepszą. Pracowała więcej od chłopaków, których miałem pod swoją opieką, i była zwyczajnie od nich lepsza. To talent, jaki rzadko się zdarza – mówił Władysław Maciejewski podczas spotkania na KUL, na które wraz z Karoliną został zaproszony w ramach Festiwalu Nauki.

Zwykła dziewczyna

Karolina mówi o sobie, że jest dziewczyną ze wsi, gdzie wychowywała się w gospodarstwie wśród braci. Była dzieckiem „zwierconym”, z którym ciągle były kłopoty. – Z dzisiejszej perspektywy mogę powiedzieć, że współczuję moim rodzicom i nauczycielom, ale wtedy to, co robiłam, wydawało mi się normalne. Ciągłe bójki z braćmi lub innymi chłopakami, wspinanie się po drzewach, pływanie w rzece, gdy rodzice kazali iść w pole lub oporządzać zwierzęta, bieganie po łąkach i ciągnięcie koleżanek za warkocze. Jakoś nie mogłam się powstrzymać, gdy widziałam ich piękne fryzury, by trzymać ręce przy sobie. Gdy wchodziłam do sklepu, częstowałam się bez pytania cukierkami. No i uczyć też mi się nie chciało. Mimo to moja mama mówi, że byłam dobrym dzieckiem – opowiada Karolina.

Kiedy zdecydowała się uczyć w technikum mechanicznym w Piaskach, nauczyciele mówili, że szybciej im kaktus wyrośnie, niż Karolina skończy szkołę. – Łatwo nie było. Popalałam papierosy, chodziłam na wagary i niemal na każdej dyskotece z kimś się biłam. Byłam w tym tak dobra, że ci, którzy mnie znali, starali się nie popadać ze mną w konflikt. W szkole mi nie szło. Któregoś razu miałam siedem zagrożeń. Wszyscy mówili, że nie mam szans, i ja sama pogodziłam się z tym, że nie zdam. Kiedyś wróciłam do domu i zobaczyłam, że moja mama płacze. Powiedziała, że ludzie będą się na wsi z niej śmiać, jak nie zdam do kolejnej klasy. Wtedy powiedziałam sobie: „Karola, ty nie dasz rady? Pokażesz im wszystkim, że się mylą”. Ambicje zawsze miałam duże i jeśli mi na czymś zależało, potrafiłam być konsekwentna. Zaliczyłam wszystko, zdałam spokojnie, a ludziom szczęki opadły ze zdumienia – wspomina Karolina.

Ciężka praca i wiara

Mając 20 lat, pracowała w mleczarni w Piaskach, ale trafiła też na zajęcia z boksu do Władysława Maciejewskiego, który był zaprzyjaźniony z jej rodziną. – Chciałam spróbować boksu, żeby nie bić się ze wszystkimi bezsensownie, a do bicia cały czas mnie ciągnęło. Tak zaczęły się treningi. Ciężka praca każdego dnia, trzymanie wagi, no i zmiana stylu życia. O używkach nie mogło być mowy. Papierosy w odstawkę, dyscyplina, odpowiednia dieta, ćwiczenia. Tak mnie to wciągnęło, że całe moje życie podporządkowałam treningom. Gdy było mi ciężko, wołałam: „Boże, dopomóż!”, bo wiadomo, że jak trwoga, to do Boga. I zawsze mi pomagał – mówi Karolina.

Szybko przyszły sukcesy. Wielki talent i tytaniczna praca dziewczyny przynosiły owoce. – Wszystko się zmieniło. Wiem, że mogłam źle skończyć, zrobić komuś krzywdę, stoczyć się na dno. Pan Bóg jednak postawił na mojej drodze boks i wspaniałego trenera, któremu wszystko zawdzięczam. Nie wstydzę się przyznać, że zawsze przed zawodami gorąco się modliłam. Chodzę do lubelskiej katedry przed obraz Matki Bożej i proszę Ją o pomoc i opiekę. Wiara to ważna część mojego życia – przyznaje Karolina.

Przypomina sobie też jedne z pierwszych zawodów, gdzie w pierwszej rundzie przegrywała 4 punktami. – Byłam załamana. Stoję w narożniku i modlę się, a raczej gorączkowo wołam w sercu: „Boże, pomóż!”. Przychodzi wtedy spokój, przypominają mi się słowa trenera, że jak nie wiem, co robić, mam się uspokoić, zamieszać rękami i walić. Wychodzę na ring, tak robię, walę na oślep i patrzę, a moja przeciwniczka leży. Wygrywam tę walkę. Jak tu nie dziękować Matce Bożej? – pyta Karolina.

Sukces nie przewrócił jej w głowie. Czy walkę wygrała, czy przegrała, zawsze następnego dnia stawiała się na treningu. Karierę zakończyła po nieudanym dla niej wystąpieniu na olimpiadzie w Londynie. – Nie udało się, ale spełniło się moje marzenie – byłam na olimpiadzie jako pierwsza Polka w boksie. Całkiem przypadkiem przeszłam do historii sportu – śmieje się dziewczyna.

Karolina Michalczuk zdobyła 6 medali mistrzostw Europy, 4 medale na mistrzostwach świata i 13 razy z rzędu była mistrzynią Polski w boksie.