Idą jak burza

Marcin Jakimowicz

publikacja 13.10.2017 04:45

W ciągu 7 lat założyli już 110 dynamicznych wspólnot, w których modli się aż 8,5 tys. osób. Jaka jest tajemnica ich sukcesu?

Lublin. „Centrum dowodzenia” wspólnoty. roman koszowski /foto gość Lublin. „Centrum dowodzenia” wspólnoty.

Nie ma w Polsce wspólnoty, która rozrastałaby się w takim tempie. Przyglądam się im od kilku lat. Właściwie przejęli ścianę wschodnią. W Białymstoku w ciągu 4 lat powstało 30 wspólnot Przyjaciół Oblubieńca, w Lublinie kilkanaście, w diecezji zamojskiej 7, a właśnie kiełkuje kolejna siódemka.

– Po tym jak ks. Krzysz­tof Kralka SAC prowadził wielkopostne rekolekcje ewangelizacyjne w białostockiej parafii MB Fatimskiej, na Seminarium Odnowy Wiary przyszło prawie pół tysiąca osób – opowiadał mi niedawno ks. Mateusz Bajena, zaangażowany od lat w ewangelizację na Podlasiu. – Po tym doświadczeniu powstała pierwsza wielka dynamiczna wspólnota. Potem przyszedł czas na inne parafie: św. Stanisława (200-osobowa wspólnota), Chrystusa Króla… Co mnie zachwyca w tych wspólnotach? Ich eklezjalność, to, że nastawione są przede wszystkim na ożywienie parafii. Odczytuję w tym intuicje ks. Franciszka Blachnickiego, który marzył o mocnym osadzeniu wspólnot w parafii.

Wielkie pomnożenie

– Czy zakładając pierwszą wspólnotę, liczył ksiądz na to, że niebawem jej filie zaczną wyrastać jak grzyby po deszczu? – pytam pallotyna Krzysztofa Kralkę. – Powiem szczerze: to nie jest mój pomysł. Gdy powstawała pierwsza wspólnota w Ożarowie, Bóg dał nam słowo o tym, że to dzieło się rozrośnie. Nikt wówczas nie przypuszczał jednak, że nastąpi to w tak ekspresowym tempie. Dzięki Bogu, bo pewnie zwialibyśmy i nie podjęlibyśmy ryzyka. Pan Bóg sam zaczął dokładać kolejne puzzle. Dwie wspólnoty matki (Ożarów, Lublin) zaczęły tworzyć nowe filie. I tak poszło… Każdego roku obserwowaliśmy stuprocentowy przyrost. Statystyki robią wrażenie. Pokusa polega na tym, że możesz spojrzeć w lustro i powiedzieć: „Nieźle to robisz. Ma się te zdolności”. Mam doświadczenie, że to nie jest „ze mnie”. Bóg oczyszcza, kładzie cię na łopatki, dopuszcza stany, gdy stajesz z opuszczonymi rękami i wołasz: „Przyjdź! Bez Ciebie nie mam żadnych szans!” – odpowiada bez owijania w bawełnę pallotyn. – To ważne chwile, bo doświadczasz wówczas, że jedyną rzeczą, którą możesz ofiarować, jest słabość. W zamian przyjmujesz Jego moc.

– Raz w roku staramy się organizować święto wspólnoty. Jak się czuję, gdy wychodzę na scenę i widzę wielotysięczny tłum? Łapię się za głowę i mówię: „Panie Jezu, gdybyśmy wiedzieli, że tak to będzie wyglądać, to chyba ze strachu nikt z nas by się na to nie zdecydował” – wybucha śmiechem ks. Kralka. Pierwszy wielki przełom? Tysiąc osób. „O matko, jak to ogarnąć?”. Podobne pytanie zadawałem sobie, gdy we wspólnotach formowało się 3 tys. osób, potem 5. I tak stopniowo Bóg łamał we mnie bariery i rozwiewał moje wątpliwości. Właśnie dochodzimy do kolejnego przełomu. Na czym polega sukces gwałtownego wzrostu wspólnot? Co ludzi do nich przyciąga? – Polacy odczuwają wielki głód Boga. Widzę to wyraźnie. Nie chcą teorii na Jego temat czy mądrych konferencji. Pragną doświadczenia tego, że On jest w stanie przemienić ich życie – nie ma wątpliwości pallotyn. – Co trzeba robić? Wystarczy głosić kerygmat o zbawieniu. Nie trzeba opowiadać o rzeczach wielkich, ale o zwyczajnych, codziennych. O drobinkach. To ludzi dotyka, bo odkrywają wówczas w Ewangelii swoje historie. Mówią: „Ooo, to jest o mnie!”. Formacja w naszej wspólnocie opiera się na codziennym, wiernym medytowaniu słowa Bożego.

Logistyka katolika

Siedzimy przy stole w lubelskim „centrum dowodzenia”. To stąd młodziutka ekipa Pallotyńskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji koordynuje działania, które prowadzi wspólnota. Odbiera telefony, odpowiada na pytania, odpisuje na e-maile, wysyła książki i materiały formacyjne, umawia się na terminy, wyznacza ewangelizacyjne ekipy, organizuje Seminaria Odnowy Wiary, koncerty.

– To nie praca – to styl życia. Nie można ewangelizować od 8.00 do 16.00 z przerwą na kawę – uśmiecha się Marta Mendrek, wicedyrektor Pallotyńskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji, odpowiedzialna za prowincję białostocką. – Zatrudniamy na etacie 6 osób. Jak widać, mamy ręce pełne roboty. Parafia Wieczerzy Pańskiej – to miejsce dla nas niezwykle ważne. To tu przed 7 laty wystartowało pionierskie Seminarium Odnowy Wiary.

– W jaki sposób zakłada się wspólnotę Przyjaciół Oblubieńca? Organizujemy w parafii, która nas zaprosi, Seminarium Odnowy Wiary. Prowadzi je nasza pallotyńska ekipa (nic dziwnego, że połowę życia spędzamy w samochodach) – śmieje się Marta. – Mniej więcej w połowie seminarium ludzie sami zaczynają pytać: „Co dalej? Czy nas nie zostawicie?”. Odkrywają w sobie naturalne pragnienie wzrastania, formacji. Wtedy zaczynamy opowiadać o wspólnocie. Zapraszamy ich do niej. Seminarium kończymy uroczystą Mszą św. (jeśli to możliwe, zapraszamy na nią biskupa miejsca). Dokonuje się zawiązanie wspólnoty. Nie ma formalnego przymierza, deklaracji. Wszystko odbywa się w absolutnej wolności. Największe seminarium prowadziliśmy niedawno w Chełmie. Modliło się z nami 450 osób. Bardzo ważne jest towarzyszenie tym ludziom. Nie można po założeniu wspólnoty pozostawić ich samym sobie. Dlatego musimy być dyspozycyjni…

– Mamy pół roku na formowanie animatorów. To lekcja zaufania – dopowiada ks. Kralka. – Musimy zaufać ludziom, którym powierzamy rolę animatora. Zachwyca mnie św. Bernard z Clairvaux. Przecież reforma klasztorów, której dokonał, była tak rewolucyjna, że w ciągu roku zakładał kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt nowych fundacji. Każdego roku Bernard wysyłał w świat sztab nowych opatów. Jak wielkie musiał mieć zaufanie do tych braci!

Lekcja dojrzewania

Zaczęło się jak zwykle niewinnie. Przed siedmiu laty pod koniec lutego w Nałęczowie ks. Kralka prowadził rekolekcje dla charyzmatycznej wspólnoty z Ożarowa Mazowieckiego. W czasie spotkania przyszło rozeznanie, by przekształcić tę grupę w pierwszą wspólnotę Przyjaciół Oblubieńca. 13 kwietnia 2010 r. nadano jej nazwę, a już dwa miesiące później jej filia powstała w Kutnie. Potem poszło jak burza… Kraśnik, Lublin, Rogoźno, Kłodzko, Białystok.

Zerkam na zegar tykający nad naszymi głowami. Na cyferblacie czytam: „Właśnie jest godzina formacji…”. – Charyzmatem naszej wspólnoty jest formowanie chrześcijan do dojrzałej wiary i aktywnego zaangażowania w ewangelizację – opowiadają młodzi.

– Każdą wspólnotą dowodzą administrator i pasterz. Pasterz stoi na straży ortodoksyjności grupy, a administrator zajmuje się logistyką i jest strażnikiem charyzmatu wspólnoty. Ile osób należy do takich wspólnot? Przeciętnie koło setki, choć są i grupy 300-osobowe i wspólnoty, które mają kilkanaście osób – słyszę w Lublinie. – Struktura? Moderator generalny, trzech zastępców (odpowiedzialnych za prowincje: białostocką, warszawską i lubelską). Następnym szczeblem są regiony. Jesteśmy zbudowani na strukturze Kościoła. Jedna wspólnota to obraz parafii, kilka – dekanatu, a parę regionów – diecezji.

Zbliża się wesele

Dlaczego Przyjaciele Oblubieńca? – To prorocza nazwa, nie wymyślaliśmy jej – odpowiada ks. Kralka. – Przyjaciel Oblubieńca to starotestamentalny urząd. Człowiek, który przygotowuje wesele. Abraham miał sługę, którego zadaniem było znalezienie żony dla Izaaka. To on przygotowywał wesele, był na nim drużbą… Jesteśmy jak swatka. Chcemy przygotować ludzi na Gody Baranka, rozkochać ich w Jezusie. Naszym mistrzem jest Jan Chrzciciel, który zapytany o to, czy jest Mesjaszem, czy prorokiem, odpowiedział: „Jestem Przyjacielem Oblubieńca”. Tak jak on pragniemy iść przed Panem, aby przygotować Mu drogi.

„Przez wytrwałość i cierpliwość stajemy się dziedzicami obietnic” – te słowa wracają do mnie nieustannie i kojarzą mi się z wierną formacją. Dlaczego jest taka ważna?

– Jan Kowalski przeżywa Seminarium Odnowy Wiary, w czasie którego doświadcza obecności żywego Boga, jest napełniony Duchem Świętym, wyznaje Jezusa Pana – opowiada pallotyn. – I teraz ten Jan Kowalski słyszy pytanie: „Chcesz, by dalej twoje życie się zmieniało? Tak? To zacznij się formować”. Najważniejsze rzeczy dokonują się na osobistej medytacji, na rozważaniu słowa. Czy wspólnoty z Zamościa i Białegostoku przeżywają tę samą formację? Tak. Choć mają autonomię, idą wedle tego samego klucza. Nie wpraszamy się do parafii, czekamy zawsze na zaproszenie ze strony proboszcza.

Dlaczego proboszczowie mają do was zaufanie? – pytam ks. Kralkę. – Przecież często mają obawy przed charyzmatycznymi grupami.

– Może dlatego, że widzą naszą normalność? Ukochanie tradycji Kościoła, adoracji, kontemplacji, ciszy? A może dlatego, że pielęgnujemy „parafialność” wspólnot? Zakładamy wspólnotę dla parafii i osadzamy ją mocno w jej rzeczywistości. Wspólnota spotyka się w kościele, jest osadzona na sakramentach. Naszym celem jest to, by letniego parafianina zachwycić tym, co proponuje mu parafia, a czego być może wcześniej nie dostrzegał.

– Dlaczego nasze propozycje spotykają się z tak dobrym przyjęciem? Myślę, że brakuje miejsc, w których wiara może wzrastać – nie ma wątpliwości Wiktor Sałek, lublinianin, jeden z pracowników tutejszego „centrum dowodzenia”. – Widziałem to jak na dłoni tu, na miejscu. Ks. Krzysztof w kościele, który widać za oknem, rzucił przed siedmiu laty ziarno, które – jak widać – padło na dobry grunt. 

TAGI: