Kościół musi słuchać

Nie będzie przesadą gdy zauważymy, że wysłuchanie i usłyszenie jest trudniejsze niż przygotowanie pięknej liturgii czy dobrego kazania.

ks. Włodzimierz Lewandowski xwl ks. Włodzimierz Lewandowski

Przybywający do Taizé młodzi, oprócz wspólnej modlitwy i spotkań w grupach, otrzymują propozycję skorzystania z tak zwanej posługi słuchania. Po wieczornej modlitwie bracia czekają w zakątkach Kościoła Pojednania, a każdy, kto odczuwa taką potrzebę, może podejść i podzielić się swoimi bólami, radościami, pytaniami czy nawet swoim buntem. Przy czym nie chodzi – mówił przed laty brat Roger – o udzielanie dobrych rad. Raczej o szansę. By młody człowiek został wysłuchany i usłyszany.

Do tej propozycji nawiązał w 2011 roku następca założyciela wspólnoty. W Liście do młodych pisał: „Kiedy Kościół niestrudzenie słucha, leczy, niesie pojednanie – staje się tym, co w nim najjaśniejsze, komunią miłości, współodczuwania, pocieszenia, przejrzystym odblaskiem Zmartwychwstałego Chrystusa. Zawsze bliski, nigdy nie zajmujący pozycji obronnych, wolny od surowości, promienieje pokorną ufnością wiary, która dociera aż do naszych ludzkich serc.” A w przypisie dodał: „Wszędzie w Kościele mogłaby istnieć posługa słuchania innych, gdyby znaleźli się mężczyźni i kobiety, którzy by się temu poświęcili. Świeccy zdolni do takiej służby nie zastępowaliby posługi kapłańskiej, lecz ją wspierali.”

Kiedy Kościół słucha… Nie będzie przesadą gdy zauważymy, że wysłuchanie i usłyszenie (młodego, chorego, staruszka, marudy, zbuntowanego) jest trudniejsze niż przygotowanie pięknej liturgii czy dobrego kazania. Choćby z tego powodu, że prośba o wysłuchanie nie zawsze wyrażana jest za pomocą pięknego języka i w kulturalnej debacie, gdzie jest wyraźnie odczuwalny podział ról na zadających pytania i mających gotowe odpowiedzi. Taka rozmowa zresztą nie ma najmniejszego sensu. Bo gotową odpowiedź można znaleźć w jednym z tysięcy poradników.

Najczęściej prośbą o wysłuchanie jest prowokacja. Często mylona ze złośliwością a nawet brakiem kultury. Tymczasem jest ona wołaniem o poważne traktowanie, zwrócenie uwagi, poświęcenie odrobiny czasu. Ta odrobina niekiedy przeradza się we wspólnie spędzone godziny. Bywa początkiem wspólnej drogi. Jeśli nie, pozostaje trwałym śladem.

Posługa słuchania ważna jest także dla samego słuchającego. Zatem i dla Kościoła. Były już przeor wspólnoty w Bose przed kilkoma dniami pisał na Twitterze:

Na wysłuchanie liczyć może tylko ten, kto sam potrafi słuchać. Kościół nie potrafiący słuchać nie będzie wysłuchany. To droga Ewangelii. Droga Jezusa, zadającego pytania, wsłuchującego się w opowieść tych, którzy „byli jak owce bez pasterza”, wykrzykujących swój ból w drodze de Emaus. Bo Ewangelia tylko wtedy jest Dobrą Nowiną gdy postrzegana jest jako odpowiedź Boga na wołanie człowieka, jako wspólna droga Boga i człowieka.

Dlatego „Kościół musi słuchać”. Zapowiedź wielkopostnego spotkania młodych w Rzymie przez jednych została przyjęta z entuzjazmem, inni starali się nie zauważyć. Znalazła się też grupa krytyków, postrzegających to wydarzenie jako kolejny krok w kierunku „rozmiękczania” nauki Kościoła. Co ciekawe, ostatni zarzut najczęściej stawiany jest przez środowiska traktujące nauczanie Kościoła wybiórczo.

Na marginesie zapowiedzi spotkania w Rzymie warto przywołać inne wydarzenie. W 1986 roku święty Jan Paweł II spotkał się z młodymi w Lyonie. Dziś prawdopodobnie pamiętają o tym wydarzeniu jedynie miłośnicy muzyki Jean Michel Jarre’a. Ale nie o muzykę chodzi. Zanim przemówił papież zabrał głos przedstawiciel młodych. „Wykrzyczał” cały ból swojego pokolenia, zadawał „niewygodne” pytania. Jan Paweł II odłożył na bok przygotowany tekst i wygłosił improwizowane przemówienie. Ale i nie dał za wygraną. Zaprosił młodego człowieka do Rzymu. Tam chłopak miał zalać się łzami i przepraszać za to, że „nie mówił swoim głosem”. Jego wypowiedź miała być przygotowana przez odpowiedzialnych za organizację spotkania. Wydawało się im, że w ten sposób wyrażą oczekiwania młodych.

Czekając na spotkanie w Rzymie odkrywamy zatem dwie pokusy, przed którymi stają odpowiedzialni za duszpasterstwo młodych. Są nimi z jednej strony pokusa lekceważenia tego co można byłoby od nich usłyszeć, z drugiej podsuwania im pytań, jakich nie zadają. Tymczasem chodzi o to, by usiąść na jednej podłodze i słuchać nie wiedząc, co z tego wyniknie. Dać młodym szansę, by przemówili „swoim głosem”.

Na koniec trzeba postawić pytanie o małe – przynajmniej w odczuciu piszącego – zainteresowanie w Polsce przyszłorocznym Synodem. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że nasze duszpasterstwo młodych koncentruje się na przedziale wiekowym 14 – 17 lat. Czyli okresie przygotowania do bierzmowania. Tymczasem synodalna ankieta i trwające przygotowania skierowane są do nieco starszych, mających 18 – 29 lat. Ci, jeśli już w Polsce są, to ciągle na marginesie duszpasterstwa młodych. Ale to temat na inny komentarz.