A On jedzie i błogosławi

publikacja 01.10.2017 06:00

Kiedyś jedno z biur podróży zasugerowało Majewskim, żeby zanim wyślą swój autobus z turystami do Wiednia, zasłonili czymś wizerunek Jezusa Miłosiernego namalowany na tyle wozu. – Mówili, że będzie złościł tamtejszych muzułmanów. Nie zgodziliśmy się, a biuro uległo. Pojechaliśmy – opowiada pani Małgorzata.

Obraz wzbudza wielkie zainteresowanie kierowców. Roman Tomczak /Foto Gość Obraz wzbudza wielkie zainteresowanie kierowców.

Obraz jest duży. Zajmuje cały tył turystycznego autokaru. Na pierwszym planie – postać Jezusa Miłosiernego. Tego, który ukazał się św. Faustynie. Obok – Matka Boża, św. Jan Paweł II i św. o. Pio. Całość jest dokładną kopią obrazu z bocznego ołtarza kościoła w Tihalinie.

– Zrobiliśmy mu zdjęcie dwa lata temu, podczas naszej pierwszej pielgrzymki do Medziugorje. Nie mieliśmy wtedy jeszcze ani firmy transportowej, ani tego autobusu. To właśnie w Medziugorju „dostaliśmy światło”. Odtąd wiedzieliśmy, że musimy kupić autobus i na nim umieścić wizerunek Jezusa, Maryi i obu świętych. I tym autobusem jeździć po świecie i nawracać. Po to go mamy – opowiada Małgorzata Majewska.

Może chcieli nas wypróbować

Od tego czasu autobus przejechał setki tysięcy kilometrów po drogach całej Europy. Najwięcej z pielgrzymkami – do Łagiewnik, Krzeszowa, Torunia, Lichenia czy Wilna. Ale także z turystami – do europejskich stolic. Podczas jednej z podróży do Torunia za autobusem Majewskich jechał inny Majewski – Szymon. Zrobił zdjęcie tyłu autokaru. Po kilku godzinach na Facebooku zaroiło się od komentarzy. – Było ich chyba kilkaset. Pozytywnych i negatywnych. Wtedy chyba pierwszy raz stało się o nas głośno – podejrzewa Piotr Majewski, właściciel firmy i mąż pani Małgorzaty. Negatywnych reakcji nie było za to wcale podczas wspomnianego wyjazdu do Wiednia, przed którym biuro podróży sugerowało zasłonięcie obrazu. Autokar Majewskich, owszem, wzbudzał zaciekawienie, ale zawsze przychylne. Tak samo było w Berlinie.

– Pojechałem tam z wycieczką tydzień przed zamachem, którego dokonał muzułmański ekstremista. Najpierw zamordował polskiego kierowcę, a potem odwiedzających bożonarodzeniowy jarmark. Prawie w tym samym miejscu Niemcy robili zdjęcia naszemu autokarowi, komentowali obraz, pytali, skąd jesteśmy. Wówczas nikt nawet nie przypuszczał, że wkrótce dojdzie tu do takiej tragedii – opowiada pan Piotr. – Później kręciłem się jeszcze po Berlinie, ludzie mi gratulowali. Mówili, że jestem odważny – przypomina sobie. Przygoda z biurem podróży, sugerującym zasłonienie obrazu w drodze do Wiednia, dała im do myślenia. „Może chcieli nas wypróbować, czy wozimy ten obraz dla rozgłosu czy z głębokiej wiary? I kiedy się zorientowali, że to na poważnie, więcej nie nalegali?” – zastanawiają się.

Amerykański sen o obrazie

Majewscy są pewni, że wożenie tego obrazu po Europie to rodzaj misji, którą mają do spełnienia. – To fajne, że ktoś jedzie za nami, czasami dziesiątki kilometrów, i widzi ten obraz. A Pan Jezus mu błogosławi – mówią z satysfakcją. Żałują tylko, że autobusów takich jak ten ich, jest mało. Czasem za granicą widzą tiry z ozdobionymi kabinami i naczepami. Niektóre nawet zwracają uwagę mediów. Tak jak słynna ciężarówka pomalowana w hołdzie polskiemu Dywizjonowi 303, walczącemu podczas II wojny światowej w Wielkiej Brytanii.

Fantazyjne malowanie ciężarówek najbardziej popularne jest w USA, gdzie prawie każdy właściciel wielkiego trucka za punkt honoru bierze sobie wyróżnienie go spośród innych oryginalnym obrazkiem. Rzadko jednak są to wizerunki świętych. No chyba, że mowa o Włoszech. Ale tam to prawie wyłącznie obrazy ze św. o. Pio. Dużo skromniejsze niż obraz z autobusu Majewskich. Mimo to zawsze budzą żywe zainteresowanie innych kierowców. – Często widzę w lusterku, że kiedy jakiś kierowca chce nas wyprzedzić, najpierw zwalnia i robi zdjęcie naszemu obrazowi – śmieje się Piotr Majewski. – Także droga obok naszego domu, zwykle pusta, zapełniła się samochodami. Każdy chciał zobaczyć to dzieło na autobusie – wspomina z rozbawieniem pani Małgorzata.

Ostatecznie wieś pogodziła się z pomysłem Majewskich i chyba go zaakceptowała. Na pewno nie mają z tym problemu firmy wynajmujące autokar na pielgrzymki, wesela, wyjazdy turystyczne. – Ostatnio mamy sporo zamówień na wożenie gości weselnych. Zamawiający wyraźnie podkreślają, że ma to być ten autobus, a nie inny – śmieje się właściciel.

Pociągają przykładem

Zleceń przybywa i trzeba pomyśleć o drugim autokarze. Majewscy zapewniają, że też będzie oklejony. – Tym razem będzie to wizerunek św. Jana Pawła II, Maryi i Jezusa Miłosiernego – pan Piotr pokazuje w telefonie zdjęcie, na wzór którego ozdobi tył kolejnego autobusu. Chce, żeby był w Polsce jeszcze jeden taki „misjonarski” pojazd. – W Polsce nigdzie nie widziałem czegoś podobnego – twierdzi. No chyba żeby brać pod uwagę jego ciężarówkę z naczepą, którą jeździ syn Majewskich. Tam na kabinie jest wizerunek Matki Bożej i symbol różańca. – Jedni wożą reklamy swoich firm, różne logotypy, a nawet rozebrane panienki. My postawiliśmy na coś innego – tłumaczą Majewscy.

Dobre przyjęcie ich pomysłu wśród kierowców i turystów utwierdza ich w przekonaniu, że ten przykład może pociągnąć innych. – Bardzo byśmy chcieli, żeby takich autokarów i ciężarówek było na naszych drogach coraz więcej. Niejeden kierowca pomyśli, że skoro my możemy, może i on. Dla niezdecydowanych może to być rodzaj zachęty. A tu krytyków nie ma albo ukrywają się pod internetowymi pseudonimami. Za to zwolenników, sympatyków nastawionych życzliwie jest bardzo dużo – zapewniają Majewscy.

Autobus z Jezusem Miłosiernym tylko przez chwilę parkował pod ich domem. Wkrótce wyjechał w nową podróż. Ewangelizacyjną.