Ratunek w Ewangelii

Tu nie ma innego wyjścia, innej drogi niż Ewangelia. Ale uwaga: Ewangelia, nie jej wygodna atrapa. Ewangelia, nie wartości i to wszystko, co pod nią podciągamy, by nie musieć zaryzykować.

Ratunek w Ewangelii

Do tego komentarza bezpośrednio sprowokował mnie film „The Square” w reżyserii Rubena Östlunda, który w ostatni piątek wszedł do polskich kin. Nie, w żadnym wypadku nie jest to film chrześcijański. Słowo Bóg czy Ewangelia w nim nie pada. Powiedziałabym: wręcz przeciwnie...

Patrzyłam na obrazki z naszego, cywilizowanego świata. Patrzyłam na ludzi, na kulturę, na miłość, na życie... I pomyślałam, że tu nie ma innego wyjścia, innej drogi niż Ewangelia. Ale uwaga: Ewangelia, nie jej wygodna atrapa. Ewangelia, nie wartości i to wszystko, co pod nią podciągamy, by nie musieć zaryzykować. By zachować to, co posiadamy i w czym nam wygodnie.

Klucz leży właśnie w podjęciu ryzyka życia inaczej. Dostrzegania człowieka obok mnie. Wychodzenia do niego. Nawiązywania więzi, które kosztują. Nie tych pozornych, gdy mijamy się codziennie nic o sobie nie wiedząc, nic do siebie nie mając, pozostając sobie nawzajem doskonale obojętnymi. Tak, można na to znaleźć pięknie brzmiące słowa. To, co puste, często pięknie brzęczy.

Trzeba wyjścia nie do mitycznych ludzi na odległych i niedostępnych peryferiach świata, ale na peryferie człowieka żyjącego obok mnie. Może za ścianą. Trzeba wyjść, to znaczy trzeba się zaangażować. Nie, nie da się tego przeprowadzić bezkosztowo. I nie mam na myśli pieniędzy, to koszt najmniejszy.

Podczas piątkowej konferencji Veritatis Splendor w Krakowie patriarcha Grzegorz III Laham mówił, że Kościół w Syrii, Kościół na Bliskim Wschodzie jest DLA ISLAMU. To znaczy: jest tam po to, by żyjący tam ludzie mogli poznać Ewangelię. Tę prawdziwą, która każe wyjść do drugiego, uważając go za brata, która każe nieść mu pomoc nie patrząc na to, czy jest „nasz” czy „obcy”. Dla chrześcijanina żyjącego Ewangelią nie istnieją przecież obcy. Istnieją bracia.

Wszyscy jesteśmy braćmi. Jednego mamy Ojca.

Biskup pomocniczy Patriarchatu Łacińskiego Jerozolimy Giacinto Marcuzzo mówił (również podczas wspomnianej konferencji), że na Bliskim Wschodzie przetrwały tylko te Kościoły, które zachowując własną tożsamość potrafiły wejść w dialog ze społeczeństwem, w którym żyły. Tylko tam przetrwało chrześcijaństwo. I słusznie: po co komu sól skamieniała w solniczce? Choćby nawet ciągle była słona? Po co komu światło za wysokim murem? Kto z niego skorzysta? Czyje życie oświeci?

Jeśli Kościół ma nieść ludziom, wśród których żyje, Ewangelię, musi żyć DLA NICH. Dla tych, którzy Dobrej Nowiny potrzebują najbardziej. Dla tych, których świat nienawidzi. Także dlatego, że są sprawcami zła. W końcu nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, co się źle mają.

Ty bowiem mówisz: "Jestem bogaty", i "wzbogaciłem się", i "niczego mi nie potrzeba", a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny i ślepy, i nagi. Radzę ci kupić u mnie złota w ogniu oczyszczonego, abyś się wzbogacił, i białe szaty, abyś się oblókł, a nie ujawniła się haniebna twa nagość, i balsamu do namaszczenia twych oczu, byś widział. [Ap 3,17-18]

Jeśli nie będziemy naprawdę żyć Ewangelią, żyć nią nie dla siebie, ale dla ludzi wokół nas, na nic się nikomu nie przydamy. Tylko na podeptanie przez ludzi.

 

  • Relacja z konferencji TUTAJ