O starych ludziach nikt nie myślał

Monika Łącka

Gość Krakowski 35/2017 |

publikacja 11.09.2017 04:30

Jak to się stało, że skrzyżowały się drogi Sergiusza Tovkesa i Piotra Gajdy? To Pan Bóg ma swoje sposoby na łączenie ludzi, którzy chcą dla Niego pracować.

Ci, których odnaleźli żołnierze, mieli sporo szczęścia, bo nie umarli z głodu, jednak wciąż walczą o swoje jutro. Archiwum Sergiusza Tovkesa Ci, których odnaleźli żołnierze, mieli sporo szczęścia, bo nie umarli z głodu, jednak wciąż walczą o swoje jutro.

Na Ukrainie wojna trwa od 3 lat i choć temat zniknął już z czołówek gazet, są miejsca, gdzie wciąż słychać strzały i giną ludzie. Kto mógł, już dawno stamtąd wyjechał. Zostali najsłabsi, najstarsi, najbardziej schorowani, samotni, którzy – pozostawieni bez jakiejkolwiek opieki – byli skazani na śmierć. – I to śmierć głodową. Nasz przyjaciel Valery Timakov opowiadał, że często zdarzało się, iż ukraińscy żołnierze w opuszczonych domach w Doniecku znajdowali martwych staruszków, leżących w swoich łóżkach. Zmarli z wycieńczenia – mówi P. Gajda, a S. Tovkes dodaje, że w mediach dobrze sprzedaje się pomoc dzieciom z terenów objętych wojną, ale o starych ludziach nikt nie myśli. Nikt, oprócz Valerego. Problem w tym, że on sam też potrzebuje pomocy.

Dzieje się dramat

– Valery jest niepełnosprawnym pastorem, ma żonę i dwoje dzieci. Kiedyś sporo przeszedł w życiu, był nawet narkomanem. W końcu jednak spotkał Boga, który dotknął go tak mocno, że przeżył nawrócenie i to właśnie dzięki temu miał siłę zerwać z nałogiem. Związał się z Kościołem baptystów, który był w jego rodzinnej miejscowości. A skoro dostał od Boga tak wiele, postanowił, że będzie pomagał innym, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji. I nie przeszkadza mu w tym fakt, że jeździ na wózku inwalidzkim – przekonuje Sergiusz, który pochodzi z Ukrainy, a Valerego poznał 5 lat temu. Od roku mieszka w Krakowie, gdzie przyprowadziły go interesy (prowadzi małą firmę z branży IT) i w biznesowym środowisku spotkał Piotra Gajdę.

Piotr należy do neokatechumenatu i jest specjalistą od znajdowania pieniędzy na ciekawe Boże pomysły (to na jego głowie spoczywa m.in. logistyka projektu budowania szkoły muzycznej w Afryce, firmowanej przez br. Benka Pączkę OFMCap). Szybko się dogadali. Dziś śmieją się, że to Pan Bóg przeciął ich ścieżki, bo przecież jest ekspertem od łączenia ludzi, którzy chcą dla Niego pracować i zrobić coś dobrego. A skoro tak, to trzeba było zacząć wspólnie działać, bo w położonym 90 km od Doniecka Mariupolu (strzały na linii frontu słychać tu bardzo dobrze) dzieje się dramat.

– Valeremu pomagam od dawna, przeznaczając na hospicjum domowe, w jakie zamienił się jego dom, część swojej dziesięciny. Ale to wciąż za mało, by pastor mógł dalej opiekować się swoimi podopiecznymi – pod swój skromny dach przyjął już 12 osób – wyjaśnia S. Tovkes. – On ich nie tylko pielęgnuje, bo chce, by godnie spędzili ostatnią prostą swojego życia i równie godnie umarli, ale przede wszystkim niesie im Ewangelię, by ci chorzy mogli poznać Jezusa przed spotkaniem z Nim. Daje im pokarm dla ciała i duszy – tłumaczy.

Pomóżmy i my

Z pokarmem dla ciała poważnego problemu jeszcze nie ma, choć i luksusów też nie ma. Po prostu – ukraińscy żołnierze dzielą się żywnością z rodziną Valerego i sąsiedzi wspierają, jak tylko mogą, bo o tym, że robi coś bardzo ważnego, wiedzą już wszyscy. Kiedyś trafiła do niego nawet kobieta, którą syn wyrzucił z domu i przez 6 lat mieszkała... pod drzewem. A syn mijał ją każdego dnia, gdy szedł do pracy. Do pastora dzwonią też lekarze ze szpitali, gdy jakiś staruszek powinien być wypisany do domu, ale nie ma się gdzie podziać. – Może więc u Valerego znajdzie się dla niego jakiś kąt? – pytają.

Kąt się znajduje, dużo rodzinnego ciepła też, ale brakuje środków czystości, a zwłaszcza pieluch, bo większość chorych nie wstaje już z łóżka. Potrzebne są też proszki, płyny do sprzątania czy różne produkty do higieny osobistej.

– Miesięczny koszt utrzymania jednego chorego to zaledwie 400 zł (leki nie są w to wliczone). Dzięki zbiórce na portalu zrzutka.pl (https://zrzutka.pl/hospicjum) chcemy zebrać 50 tys. zł, które pozwolą na roczne działanie hospicjum. A jeśli uda się zdobyć więcej pieniędzy, kupimy też pralkę (800 zł) i opłacimy utrzymanie osoby, która będzie pomagać Valeremu i jego żonie (750 zł/miesiąc). Ważnym wydatkiem jest też pogrzeb zmarłego staruszka (200 zł) – wyjaśnia P. Gajda.

Co ważne, jest on zaprzyjaźniony z wieloma instytucjami, którym bliskie są miłosierdzie i miłość bliźniego. Jedną z nich jest krakowska Fundacja „Ziarnko Maku”, współpracująca ze zmartwychwstańcami, prowadząca szkoły Montessori i budująca Centrum Edukacji, Diagnozy i Rehabilitacji dla dzieci niepełnosprawnych i z różnymi dysfunkcjami. Fundacja wsparcie obiecała, a i młodzież o sprawie się dowie i zapewne obojętna nie będzie.

W akcję włącza się również „Gość Krakowski” i do pomocy zaprasza swoich Czytelników. Informacji można szukać na naszym facebookowym profilu.

Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: