Tu szefową jest Maryja

Miłosz Kluba, Paulina Smoroń

Gość Krakowski 34/2017 |

publikacja 31.08.2017 05:00

– Jan Paweł II wiedział, że jest miejsce, w którym cierpienie spotyka się z tajemnicą wiary, i że tym miejscem jest Lourdes – mówi dr Alessandro de Franciscis, lekarz kierujący specjalnym biurem, które bada tamtejsze uzdrowienia.

Do dyspozycji chorych są charakterystyczne wózki, ułatwiające poruszanie się. Do dyspozycji chorych są charakterystyczne wózki, ułatwiające poruszanie się.
Miłosz Kluba /Foto Gość

Od wiosny tego roku pielgrzymka do położonego u podnóża Pirenejów maryjnego sanktuarium jest dużo łatwiejsza. Jedna z tanich linii uruchomiła bezpośrednie loty z Krakowa właśnie do Lourdes. Podróż trwa nieco ponad dwie godziny. Z połączeń można skorzystać jeszcze do października. Nowy środek transportu to rewolucyjna zmiana, zwłaszcza dla osób chorych i niepełnosprawnych. – Bezpośrednie loty bardzo ułatwiły nam tę podróż – skróciły ją i pozwoliły uniknąć przesiadek, przez co są mniej męczące dla naszych podopiecznych – przekonuje Mateusz Marszalski, wolontariusz Fundacji HCPT, opiekującej się niepełnosprawnymi.

Wielkanoc w Lourdes

Podopieczni fundacji byli jedną z pierwszych grup, która skorzystała z bezpośrednich kursów z Krakowa do Lourdes. Jak co roku, lecieli do Francji, by tam spotkać się z chorymi i niepełnosprawnymi, którymi opiekują się oddziały HCPT m.in. z Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Włoch, Irlandii, Chorwacji czy Jamajki. Polacy podróżują tam już od 4 lat. – Pobyt tam daje niesamowitą radość naszym podopiecznym i ma bardzo dobry wpływ na ich zachowanie. Wracają stamtąd przemienieni – przekonuje M. Marszalski.

Do tej pory grupa pielgrzymów z Polski, aby dostać się do Lourdes, musiała lecieć do Tuluzy lub przesiadać się we Frankfurcie czy w Monachium. – To niepotrzebnie wydłużało podróż i zwiększało koszty. Teraz podróżujemy komfortowo. To była wręcz Boska interwencja, że po 3 latach naszego podróżowania uruchomiono takie połączenie – dodaje wolontariusz.

W pierwszym roku do Francji pojechało 10 osób z Polski, w tym troje niepełnosprawnych dzieci. Z czasem polski oddział HCPT rozwijał działalność i w ubiegłym roku pielgrzymów było już 60. Wtedy też po raz pierwszy fundacja zabrała w podróż zmagające się z rakiem dzieci ze szpitala w Prokocimiu. Tygodniowy pobyt w Lourdes ma pomóc choć na chwilę oderwać się od codziennych problemów i głębiej przeżyć Święta Wielkanocne. – To są dla nas wszystkich wspaniałe duchowe rekolekcje – mówi M. Marszalski.

Ścieżka specjalna

Lotniska, zarówno w Balicach, jak i w Lourdes, są przygotowane, by ułatwić chorym podróż na tyle, na ile jest to możliwe. To nie tylko kwestia przeszkolenia personelu portu, ale także m.in. wyznaczenia osobnej ścieżki wejścia do samolotu – tak, by uniknąć długiego stania w kolejkach chociażby do kontroli bezpieczeństwa. Potrzebny jest również odpowiedni sprzęt. Oba lotniska mają tzw. ambulifty, czyli specjalne pojazdy z dużą windą, umożliwiające przetransportowanie osoby na wózku wprost do samolotu. W ostatniej chwili przed wjazdem na pokład taka osoba przenoszona jest na specjalny, wąski wózek, mieszczący się w przejściu między fotelami. Podobnie wygląda wysiadanie z samolotu. Na lotnisku w Tarbes-Lourdes udogodnień jest jeszcze więcej. Niedawno wyremontowano np. dwie sale, w których nawet chorzy leżący mogą w komfortowych warunkach odpocząć przed lotem.

Jak wyjaśnia Betrand Bilger, dyrektor lotniska Tarbes-Lourdes-Pyrénées, w ciągu roku przyjmuje ono ok. 18 tys. chorych i niepełnosprawnych. W regularnych lotach jest to zwykle nie więcej niż kilka osób, ale zdarzają się loty czarterowe, gdzie jest ich nawet 80–90. – Cały personel lotniska jest odpowiednio przygotowany. Korzystamy też z pomocy wolontariuszy Hospitalité Notre-Dame de Lourdes – opowiada B. Bilger.

Pomoc jak wirus

Hospitalité to organizacja pomagająca tysiącom chorych i niepełnosprawnych przybywających do Lourdes. Wolontariusze są w różnym wieku i przyjeżdżają z całego świata. Sami pokrywają koszty swojego pobytu (wolontariat ma swoje noclegi, ale nie starcza ich dla wszystkich). Pracują na dworcu i na lotnisku, w sanktuarium są na procesjach, w grocie objawień, pomagają w kąpielach w łaźniach z wodą z tutejszego źródła. – To jest jak wirus – mówi jeden z nich. Ma 60 lat, na co dzień pracuje w okolicach Paryża. Do Lourdes przyjeżdża na dwutygodniowy urlop – z tym że zamiast odpoczywać czy zwiedzać, pomaga. – Kiedy już raz się tego spróbuje, czuje się potrzebę, by tu wrócić – dodaje.

Inny z wolontariuszy przyznaje, że bardzo długo nie znał Lourdes, choć jego żona przyjeżdżała tu od wielu lat. – Mówiła: „Kiedyś cię tam zabiorę”. Teraz też chcę wracać – mówi, a jego kolega dorzuca: – Złapał tego samego bakcyla. Zgodnie podkreślają, że ich praca to służba Maryi, a najlepszą nagrodą są uśmiech i wdzięczność podopiecznych. – Pomagamy chorym – nieważne, jakiego są wyznania, czy są ateistami. Dla nas to nie tylko praca, ale również modlitwa – tłumaczy Jean Buscail, kierujący Hospitalité Notre-Dame de Lourdes.

Z myślą o osobach chorych i niepełnosprawnych przygotowana jest także cała infrastruktura sanktuarium – podjazdy, szerokie przejścia, uchwyty, charakterystyczne wózki, z których mogą skorzystać. – Tam się każdy odnajdzie. Nawet autobusy mają specjalne windy dla wózków, a teren sanktuarium położony jest przy samej rzece, gdzie z reguły jest płasko – opowiada M. Marszalski.

Znakiem rozpoznawczym Lourdes są też hotele-szpitale, w tym największy – Accueil Notre-Dame, w którym Jan Paweł II mieszkał podczas pobytu w Lourdes w 2004 roku. Z tarasu budynku rozciąga się widok wprost na grotę, w której Bernadetcie Soubirous objawiła się Maryja. Do wyboru są tu pokoje jedno-, dwu – i sześcioosobowe (te ostatnie mają jednak zostać podzielone i przerobione na pokoje trzyosobowe). Każdy z nich jest wyposażony w podajnik tlenu.

Poszczególne piętra mają taki sam układ – restauracja zawsze umieszczona jest w środkowej części, by chorzy z każdego pokoju mieli do niej blisko. Na każdym piętrze jest także gabinet pielęgniarek, które służą pierwszą pomocą. Accueil Notre-Dame ma także podpisane umowy z okolicznymi szpitalami, gdzie mogą trafić goście potrzebujący bardziej skomplikowanej interwencji lekarzy.

69 cudów

Wszystkie te starania wynikają z faktu, że Lourdes to sanktuarium, do którego od samego początku wyjątkowo chętnie pielgrzymują chorzy. Dr de Franciscis podkreśla, że doskonale rozumiał to Ojciec Święty Jan Paweł II, który w 1992 roku ustanowił Światowy Dzień Chorego. – On wiedział, że jest miejsce, w którym cierpienie spotyka się z tajemnicą wiary i że tym miejscem jest Lourdes – mówi.

Dodaje, że działające od 130 lat Biuro Potwierdzeń Medycznych to jedyna taka instytucja na świecie. Specjalny komitet lekarski bada zgłoszone przez pielgrzymów uzdrowienia. Zwykle trwa to ok. 10 lat. W procedurze pomaga m.in. prowadzona „lista obecności”, na którą wpisują się wszyscy chętni pracownicy medyczni odwiedzający Lourdes (większość to lekarze i pielęgniarki). Tylko w 2016 roku znalazło się na niej 4,5 tys. osób. Dzięki temu po zgłoszeniu uzdrowienia członkowie biura wiedzą, kto był wtedy w sanktuarium i może swoimi zeznaniami uzupełnić dokumentację medyczną. – Rozmawiamy wyłącznie o medycynie – podkreśla A. de Franciscis.

Po dwóch głosowaniach w dwóch instancjach (pierwsze jest jawne, drugie, na którym obecny jest m.in. biskup Tarbes i Lourdes – tajne) lekarze ogłaszają werdykt. – Kolejni biskupi powtarzali nam, że Lourdes potrzebuje prawdy. Po tej całej procedurze możemy powiedzieć, że konkretna osoba na pewno była chora i na pewno doznała uzdrowienia, które było nagłe, całkowite i niewytłumaczalne medycznie – tłumaczy dr de Franciscis.

Uzdrowienie to jednak jeszcze nie cud. Dokumentacja trafia bowiem do biskupa miejsca, z którego pochodził chory. To on decyduje, czy zdarzenie było Bożą interwencją – bierze pod uwagę m.in. fakt, czy przyniosło ono lub może przynieść duchowy pożytek dla lokalnej wspólnoty wierzących. W ciągu 130 lat działania biura jako cuda zaklasyfikowanych zostało tylko 69 uzdrowień spośród aż 7,5 tys. uznanych przez lekarzy za niemożliwe do wytłumaczenia w świetle wiedzy medycznej. Dwie trzecie z nich były związane z użyciem wody ze źródła bijącego w grocie objawień. A to i tak prawdopodobnie tylko ułamek tego, co naprawdę dzieje się w Lourdes.

– Rozmawiam z różnymi ludźmi – hotelarzami, kierowcami. Myślę, że widzimy jakieś 10 proc. prawdy – zaznacza szef Biura Potwierdzeń Medycznych. Przyznaje, że Lourdes jako szpital, jako wielka klinika się nie sprawdziło. Nie jest to także miejsce magiczne. – To wszystko nie dzieje się ot, tak. Uzdrowienie to coś, co zaczyna się w sercu – zaznacza A. de Franciscis.

Obecnie do prowadzonego przez niego biura wpływa ok. 30–40 zgłoszeń o możliwych cudownych uzdrowieniach rocznie. Kiedyś było zupełnie inaczej. – Kiedy otwarto biuro, było to nawet 100 zgłoszeń dziennie. Ludzie stali w kolejkach, by opowiedzieć o swoim uzdrowieniu – opowiada lekarz. Wyjaśnia, że to kwestia także zmiany stylu życia na bardziej indywidualistyczny, nastawiony na przeżywanie takich rzeczy w samotności lub w niewielkim gronie. Nie kryje, że wielu uzdrowionych boi się, że nikt im nie uwierzy. – Dzwonią do mnie osoby, które mówią: „Mój ksiądz mi nie wierzy, mój biskup mi nie wierzy” – zaznacza A. De Franaciscis.

Nie oznacza to jednak, że takie rzeczy się nie zdarzają. Ostatni z 69 cudów został zatwierdzony w 2013 roku – samo uzdrowienie miało miejsce w roku 1989. Co ciekawe, więcej zgłoszeń o doznanych uzdrowieniach pochodzi od kobiet. – Przypominam, że pracujemy w miejscu, gdzie „szefową” jest kobieta – śmieje się A. de Franciscis.

Tekst powstał dzięki współpracy z liniami lotniczymi Ryanair, regionem Oksytania oraz partnerami lokalnymi – Tuluzą, Lourdes i departamentem Hautes--Pyrénées.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
TAGI: