Plagiat rzeczą normalną???

publikacja 30.08.2017 07:57

Z ojcem Szymonem Hiżyckim OSB rozmawia Jacek Zelek.

Plagiat rzeczą normalną??? Eloquence Trzeba pamiętać o tym, że cały czas jesteśmy w czasach rękopisów, więc musimy zrozumieć ówczesne rozumienie słów "podpisał" i "napisał"

Szymon Hiżycki OSB: Wychodzi na to, że Filokalię, według naszych domysłów, otwiera tekst niechrześcijański, którego autorem jest jakiś filozof, określony w rękopisie jako św. Antoni Wielki. Ponieważ z pewnością Ojciec Mnichów i autor wydanego dziełka to dwie różne osoby, dlatego dodano „pseudo”.

Jacek Zelek: Jak rozumieć takie „oszustwo”?

W takim przypadku musimy się wczuć w myślenie autorów starożytnych. Jeżeli dzisiaj ktoś kradnie tekst sztuki Mrożka, podpisuje ją swoim imieniem i zbiera pochwały. W starożytności było odwrotnie, anonimowy autor pisał tekst i podpisywał go, dajmy na to, „Platon”.

Dlaczego?

Żeby ludzie to przeczytali. Autorom chodziło o jedno: aby tekst zyskał renomę i odbił się szerokim echem. W przypadku Antoniego Wielkiego wystarczy wziąć do ręki 35. tom Źródeł monastycznych, gdzie mamy szereg tekstów mu przypisywanych, a które powstawały mniej więcej aż do X wieku. Jesteśmy niemal pewni, że siedem listów napisał rzeczywiście św. Antoni Wielki, reszta wyszła jednak spod pióra innych autorów. Ale tak to już było: ludzie upubliczniali pod imieniem znanego autora doktrynę duchową, według myśli człowieka, pod którego się podszywali. I potem, aby nadać powagę takiemu dziełu, nie podpisywali go swoim prawdziwym imieniem, tylko sygnowali tekst jako Antoniego Wielkiego, dzięki czemu mieli gwarancję, że wszyscy to przeczytają. Przecież nikt nie będzie dyskutował z Antonim.

Podobna sytuacja jest ze św. Makarym Wielkim. Spuścizna duchowa, zebrana na kilkuset stronicach, w dużej mierze nie pochodzi bezpośrednio od niego; domyślamy się, że jedynie króciutki list Ad filios suos może być jego autorstwa, ale i to nie jest pewne. Jednak autorytet autora był tak wielki, że w ciągu lat przypisywano mu kolejne teksty…

W jaki sposób tłumacz i redaktor poznają takie nieścisłości?

Pierwsza sprawa, która tutaj jest istotna, to sama doktryna. Czy możemy założyć podczas lektury danego tekstu, że prezentowana doktryna jest tożsama z autorem, który widnieje w podpisie dzieła? Czy niewykształcony Egipcjanin był w stanie napisać tekst iskrzący się aluzjami do pism Platona? Mało prawdopodobne. Czy Antoni Wielki nieustannie mówiący o Bogu i nawróceniu w Żywocie, może w innym tekście, na ponad sto rozdziałów, wspomnieć Trójcę Świętą tylko raz i to tylko na siłę? Wątpliwości rodzą wydarzenia historyczne, które, opisane w tekście, wydarzyły się po śmierci podanego autora. Dotyczy to również kształtu teologii. Przykładowo tekst św. Justyna (który został zamęczony w ok. 165 r.), w którym są aluzje do sporów trynitarnych, wskazuje raczej na autorstwo kogoś, kogo nazwiemy Pseudo-Justynem.

Wychodzi na to, że plagiat był rzeczą normalną?

Nie myślmy źle o ludziach tamtych czasów. Oni nie znali pojęcia plagiatu. W Filokalii Pseudo-Antoni to nie odosobniony przypadek, podobnie jest w przypadku tekstów pism Nila z Ancyry, za którymi tak naprawdę kryje się Ewagriusz z Pontu. Dlaczego tak się stało? Ponieważ w pewnym momencie Ewagriusz został oskarżony o herezję, dlatego, aby zachować dobre teksty, kopista podpisał je jako Nil z Ancyry.

Kolejnym rozróżnieniem, które trzeba tutaj wyjaśnić, jest to dotyczące słów „podpisał” i „napisał”…

Trzeba pamiętać o tym, że cały czas jesteśmy w czasach rękopisów. A więc biorę sobie kawałek papirusu i zapisuję na nim swoje przemyślenia o życiu, podpisuję je swoim imieniem i rozdaję swoim kolegom, koleżankom. Znajomi to czytają i wymieniają się tym tekstem, i na jakimś etapie to dziełko trafia w ręce osoby, której ja nie znam, a sama treść bardzo jej się spodobała; skopiowała ją i pomyślała, że tekst przyda się mnichom. A więc co robi, żeby mnisi to przeczytali? Podpisuje go imieniem znanego i sławnego mnicha, ogłaszając, że oto odnalazł zaginione dzieło Antoniego Wielkiego.

I takie historie zdarzały się bardzo często, co jest wyjaśnieniem różnicy pomiędzy „napisał” a „podpisał”. Starożytność wypracowała również metodę tzw. skrótów i wyciągów. Mam jakieś dzieło, ale nie posiadam papieru czy też czasu, a więc przepisuję tylko najważniejsze rzeczy – te, które mnie najbardziej interesują. Chodzi o to, by zobaczyć w całym procesie historycznym, jak tekst żyje.

Czy można określić, kiedy nasz pierwszy tekst z Filokalii – dzieło Pseudo-Antoniego Wielkiego – został przypisany temu świętemu?

Na chwilę obecną na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć. Być może ten, który to napisał, nie podpisał tego dzieła w imieniu Antoniego, ale uczynił to dopiero późniejszy kopista, aby nadać chrześcijański charakter całemu dziełu. Być może wrzucił jedno zdanie na temat Trójcy Świętej i podpisał to jako tekst Antoniego Wielkiego.

Oprócz wspomnianego fragmentu o Trójcy Świętej, wielokrotnie można spotkać słowo „Bóg”. A więc jak je rozumieć?

Bóg u Pseudo-Antoniego jest rozumiany w duchu filozofii stoickiej i neoplatońskiej jako najwyższy byt, źródło świata, ale raczej nie jako osoba, z którą można wejść w relację. Sam fakt nawiązań do różnych filozofii potwierdza tylko, że nasz anonimowy autor był bardzo oczytany i z pewnością należał do kręgu stoików i neoplatoników. Jednocześnie to tylko zbliża nas do potwierdzenia tego, że tekst otwierający Filokalię jest niechrześcijański, choć czytając go uważnie, dostrzeżemy wiele analogii z Ewangelią, co zresztą zostało zaznaczone w najważniejszych miejscach w przypisach.

Skoro tak, to dlaczego Makary z Koryntu i Nikodem Hagioryta umieścili taki tekst, na dodatek na samym początku Filokalii?

Z bardzo prostego powodu. Antoni Wielki jest ojcem monastycyzmu, wielkim autorytetem pośród mnichów, dlatego też Makary i Nikodem podjęli taką decyzję. A ponieważ chcieli publikować i udostępniać te teksty, które były trudno dostępne, Pseudo-Antoni Wielki, jako ten jedyny w swoim rodzaju, trafił na pierwsze strony antologii. Nie gorszyłbym się tym, a raczej podziwiał otwartość obydwu świętych. Warto się od nich uczyć. To w końcu św. Paweł Apostoł radzi: Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie (1 Tes 5,21).

W jednym z przypisów do tekstu Pseudo-Antoniego Wielkiego pojawia się ciekawa kwestia: okrutny Bóg Starego Testamentu a jego beznamiętność.

Musimy pamiętać o tym, że jest to pewien mit, jakoby Bóg w Starym Testamencie był ukazany jako okrutny – taki, który nie potrafi opanować swojego gniewu. Paradoksalnie więcej jest tekstów starotestamentalnych, które pokazują Boga jako tego łagodnego i czułego. Patrząc na najstarszą tradycję komentarzy do kwestii Boga jako okrutnika, już Orygenes zastanawiał się np. nad tym, dlaczego Bóg utopił faraona w Morzu Czerwonym. Doszedł do zaskakujących wniosków.

Dlaczego go utopił?

Bo go kochał.

Nie rozumiem…

U podstaw rozumienia Pisma Świętego u Orygenesa jest pogląd, że Bóg nic nie czyni na zgubę, tylko na ratunek. To jest zupełnie inny poziom pojmowania, wykraczający poza strefę doczesną. Tłumacząc ten fragment o utopieniu faraona, Orygenes mówi, że Bóg uczynił to z miłości, ponieważ powstrzymał jego szał grzechu, którym pałał wobec Izraelitów. Wspomnieć należy również, że Orygenes sądził, iż wszystko, co się wydarza, dzieje się po to, aby człowiek mógł odpokutować za swoje winy.

Wiele razy u Pseudo-Antoniego jest użyte określenie „pobożność”. W jakim znaczeniu?

Oznacza pewien etos życia, czyli zachowanie prawidłowego i prawego myślenia o przyczynach istnienia świata, o Bogu – jaki jest, o tym, czego chce; o poprawie naszego życia, o czci oddawanej Bogu. Wszystko zaczyna się od „prawidłowego myślenia o…”. Starożytnych zresztą bardzo frapował temat prawdziwej pobożności. Wystarczy sobie poczytać Eutyfrona Platona.

Dlatego trzeba czytać, szukać i badać.

Dlatego u filozofów cały czas wraca idea paidei, pewnego stylu wychowania. Pobożność u Pseudo-Antoniego to nie tylko akty kultu, ale także harmonijne życie w zgodzie z tym światem, w którym funkcjonuję. W skrócie: oddaję każdemu to, co się mu należy, czczę ojca i matkę, zachowuję obyczaje przodków, czczę bogów. Nie wyskakuję przed szereg, jestem porządnym człowiekiem. I tak kształtuje się pewien ideał obywatela.

Pobożna dusza to ta, która jest towarzyska…

I w tym przypadku trzeba sięgnąć do kultury starożytnej. Mizantrop, odludek był kimś postrzeganym negatywnie. Człowiek dobrze wychowany, znający kulturę, spędza czas z ludźmi ze swej warstwy społecznej. Świadczy to o pewnym formacie ducha.

Mamy pewien rys „pobożności” w ujęciu filozoficznym. A w chrześcijaństwie?

Pobożność w Filokalii u autorów chrześcijańskich nie występuje tak często, co można wytłumaczyć konotacjami z filozofią pogańską. Wydaje mi się, że ojcowie filokaliczni zastąpili tutaj słowo „pobożność” określeniem „bojaźń Boża”, która jest formą miłości wobec Boga, pełną czci, liczącą się z Nim w każdej sytuacji. Zawsze uważa Go za obecnego. Pojawia się pewna więź, emocje i relacja, której brak w ujęciu filozoficznym, wspominanym wyżej.

*

Wstęp Pseudo-Antoni Wielki, Izajasz Anachoreta. Wybór z I tomu Filokalii Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC