Nie chcemy być gettem

publikacja 27.07.2017 04:30

Biskup Borys Gudziak, ordynariusz diecezji św. Włodzimierza Wielkiego w Paryżu, opowiada o tworzeniu Kościoła greckokatolickiego na Zachodzie.

Biskup Borys Gudziak prowadzi procesję w Paryżu. W 2012 r. Benedykt XVI mianował go egzarchą apostolskim Francji, a rok później pierwszym greckokatolickim biskupem w Paryżu. zasoby internetu Biskup Borys Gudziak prowadzi procesję w Paryżu. W 2012 r. Benedykt XVI mianował go egzarchą apostolskim Francji, a rok później pierwszym greckokatolickim biskupem w Paryżu.

Andrzej Grajewski: Jak liczna jest wspólnota, w której Ksiądz Biskup posługuje?

Bp Borys Gudziak: Diecezja z siedzibą w Paryżu obejmuje teren Francji, Holandii, Belgii, Luksemburga oraz Szwajcarii. Szacuję, że obecnie we Francji mieszka ok. 80 tys. Ukraińców, w Belgii – 15 tys., tyle samo w Holandii i 8 tys. w Szwajcarii. Myślę więc, że w tych krajach mieszka ok. 120 tys. Ukraińców.

Nie wszyscy są grekokatolikami.

To prawda, na Ukrainie jedynie 8–10 proc. mieszkańców należy do Kościoła greckokatolickiego. Jednak specyfiką naszej emigracji na Zachodzie jest to, że znaczna jej część pochodzi z zachodniej Ukrainy, a więc z terenów, gdzie Kościół greckokatolicki jest najliczniejszy. Dlatego sądzę, że w tych pięciu państwach, o których mówimy, żyje ok. 35 tys. grekokatolików. Przywołam przykład małego miasteczka Łanczyn, położonego nieopodal Iwano-Frankiwska, czyli byłego Stanisławowa. W Łanczynie mieszka oficjalnie ok. 8 tys. osób, ale faktycznie 1,5 tys. mieszkańców żyje w Antwerpii. Ci, którzy wyjechali i jakoś się urządzili na nowym miejscu, ściągają krewnych, sąsiadów i w ten sposób tworzą się skupiska ukraińskie na Zachodzie.

Czy we wszystkich miastach, gdzie są większe skupiska Ukraińców, są greckokatolickie parafie?

Nie, parafie są jedynie w kilku miastach, w pozostałych mamy punkty misyjne. Gdy przyjechałem tutaj w 2013 r., mieliśmy 15 parafii bądź punktów misyjnych. W ciągu tych 4 lat otwarliśmy 20 nowych, z czego połowa powstała we Francji. Było 9 kapłanów, a obecnie jest ich 24. We Francji pracuje 15.

Z jakich świątyń korzystacie?

Mamy 6 własnych kościołów, a właściwie kaplic, zbudowanych zaraz po wojnie dla ukraińskiej emigracji. Przeważnie liturgię odprawiamy w kościołach rzymskokatolickich.

Nie ma z tym problemu?

Żadnego, zarówno we Francji, jak i w Belgii wiele kościołów stoi pustych. Nasza greckokatolicka wspólnota znów wypełnia je modlitwą. Jestem bardzo wdzięczny miejscowym ordynariuszom rzymskokatolickim, którzy z wielką otwartością odpowiedzieli na nasze prośby.

A jak jest w innych krajach na Zachodzie?

Różnie to wygląda. We Francji, Anglii i Niemczech diecezje greckokatolickie funkcjonują już od lat 60. Katedry są w Paryżu, Londynie i Monachium. Znacznie gorsza jest sytuacja we Włoszech, gdzie wcześniej nie było Ukraińców, poza grupą sióstr zakonnych oraz seminarzystów. Dzisiaj Włochy są jednym z głównych punktów tej emigracji i może tam mieszkać nawet 600 tys. Ukraińców. Konferencja Episkopatu Włoch nie zgodziła się na stworzenie dla nich odrębnej diecezji greckokatolickiej. Działa tam jednak ok. 140 punktów misyjnych. Podobnie jest w Hiszpanii, gdzie żyje ok. 200 tys. Ukraińców. Nie mamy jednak zgody episkopatu rzymskokatolickiego na stworzenie dla nich odrębnej diecezji greckokatolickiej. Nasze parafie podporządkowane są miejscowym biskupom.

Jaka jest rola biskupa w tak nietypowej strukturze?

Zaczynaliśmy bardzo skromnie. Gdy przyjechałem tutaj przed czterema laty, w Holandii i Luksemburgu w ogóle nie było greckokatolickiego duszpasterstwa, a w Szwajcarii odprawiano dwie liturgie na rok. Teraz odprawiamy 150 liturgii w ciągu roku w różnych miejscach Szwajcarii. Kiedy przyjechałem, roczny budżet diecezji na pięć krajów wynosił 35 tys. euro. Z tego należało pokryć wszystkie wydatki i utrzymać biskupa. To była najbiedniejsza diecezja greckokatolicka na świecie.

Teraz budżet jest większy?

Oczywiście, gdyż rozszerza się nasza działalność duszpasterska. Było 9 kapłanów, a teraz jest ich 24. Było 15 parafii i misji, a teraz jest 35. Mamy znacznie więcej wiernych. W Paryżu w naszej katedrze pw. św. Włodzimierza w Saint-Germain-des-Prés podczas Świąt Wielkanocnych było ponad 3 tys. wiernych.

Katedra jest własnością Kościoła greckokatolickiego?

My ją użytkujemy, właścicielem jest francuskie państwo.

Czy można powiedzieć, że Ukraińcy praktykują bardziej niż Francuzi?

Nie chciałbym stawiać sprawy tak kategorycznie. Poziom praktyk religijnych w poszczególnych regionach Francji jest różny. W Paryżu szacunki mówią o tym, że regularnie praktykuje ok. 4 proc. katolików. Jak na Francję, jest to dość wysoki poziom praktyk religijnych.

Wysoki?

W innych regionach jest 2 lub 1 proc. albo jeszcze mniej. Nie wiemy, ilu dokładnie jest Ukraińców w Paryżu. Szacuję, że może ich być ok. 15 tys. W niedzielę jest u nas w katedrze ok. 700–800 wiernych, czyli ok. 5 proc. Na Ukrainie chodzi regularnie do kościoła średnio ok. 3 proc. w miastach i 18 proc. na wsi.

Czy poza katedrą w Saint-Germain-des-Prés jest jeszcze inne greckokatolickie duszpasterstwo w Paryżu?

Mamy jeszcze dwa punkty misyjne, a wkrótce otworzymy trzeci w Vencennes. Szczególnie ważny jest dla nas punkt w Senlis. Tam w średniowieczu żyła królowa Francji Anna. Była żoną króla Henryka I, ale pochodziła z Kijowa. Była również córką władcy Rusi Kijowskiej Jarosława Mądrego. W historii Francji jest znana jako Anne de Kiev. Jej wujkami byli Borys i Gleb, męczennicy i święci. W Senlis kupiliśmy duży zabytkowy kościół, który był już dawno zamknięty i znajdował się w rękach prywatnego dewelopera. Tworzymy tam ukraińskie centrum kulturalne Anny Jarosławówny i mamy parafię pod wezwaniem Świętych Borysa i Gleba. Tworzymy również Bractwo Borysa i Gleba. Na Ukrainie jest wiele przemocy wokół władzy i przez refleksję nad życiem tych świętych męczenników miłości, którzy wyrzekli się przemocy podczas rozwiązywania konfliktów politycznych, chcemy wziąć udział w debacie publicznej o chrześcijańskich wartościach w naszym społeczeństwie. Przypominamy ideały, jakie przyświecały początkom kijowskiego chrześcijaństwa. Mam nadzieję, że wkrótce to miejsce odwiedzi prezydent Ukrainy Petro Poroszenko. To będzie ważna wizyta, ponieważ niedawno w Paryżu był prezydent Putin, który mówił tam, że królowa Anna Jarosławówna należy do rosyjskiej tradycji, a to nieprawda.

Rosyjskie prawosławie jest znacząco obecne w Paryżu, niedawno otwarto Prawosławne Centrum Duchowe.

Na jego budowę Kreml wyłożył 174 mln euro. To pokazuje skalę tych inwestycji oraz rosyjskich interesów we Francji.

A Ksiądz Biskup otrzymuje jakąś pomoc ze strony państwa?

Nie mam żadnej.

Co jest największym problemem wspólnoty greckokatolickiej na Zachodzie?

Myślę, że wielkim problemem – nie tylko naszej wspólnoty – jest wykorzenienie, zacieranie wspólnej pamięci kulturowej i religijnej. Ukraińcy żyją tutaj w obcym otoczeniu, często bez dokumentów. 80 proc. naszych ludzi jest w Paryżu nielegalnie. Najczęściej nie znają języka francuskiego ani miejscowych zwyczajów. Ci ludzie żyją w ciągłym strachu, często są wyzyskiwani przez miejscowych. Sporą część zarobionych pieniędzy posyłają rodzinom na Ukrainę. Żyją bardzo skromnie, a jednocześnie hojnie wspierają potrzebujących na Ukrainie. Są to także ludzie, do których Kościół nie zawsze potrafił dotrzeć na Ukrainie. Wielu urodziło się jeszcze w Związku Sowieckim, gdzie katecheza była niemożliwa. Musimy więc nadrabiać te zaległości. Oni wszyscy przychodzą do kościoła, bo tu drzwi są zawsze dla nich otwarte. Przychodzą całymi rodzinami. W naszej sobotniej szkole katedralnej mamy 260 dzieci. Podobne prowadzimy w Lille, Lyonie i Brukseli. Nasza wspólnota jest emocjonalnie związana ze swym Kościołem.

Czy ukraińskie Kościoły prawosławne prowadzą podobną działalność?

Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Moskiewskiego nie ma własnych parafii we Francji. Wszystkie parafie zagraniczne Patriarchatu Moskiewskiego podlegają bezpośredniej jurysdykcji Moskwy. Patriarchat Kijowski dopiero zaczyna organizować duszpasterstwo wśród ukraińskiej emigracji. Działają natomiast parafie Ukraińskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Jedna jest w Paryżu. Regularnie przychodzi tam około 50 osób.

A do Was przychodzą prawosławni?

Przychodzą, mówiący po rosyjsku Ukraińcy również. Z nimi wszystkimi staramy się dzielić Bożym słowem.

A Francuzi?

Przychodzą, wcale nie tak rzadko. Dlatego staramy się coraz częściej używać podczas liturgii języka francuskiego. Wstęp do liturgii, kazanie oraz modlitwa „Ojcze nasz” odbywają się w języku francuskim. Nie chcemy być etnicznym gettem. Chcemy wspierać Ukraińców, skupiać ich, ale chcemy być także częścią Kościoła powszechnego. W aglomeracji Paryża żyje ponad 9,5 mln ludzi, którzy nie chodzą do żadnego kościoła. Ktoś musi wyciągnąć do nich rękę, nie tylko w obrządku łacińskim. Stale stawiamy sobie pytanie: czym jest ukraińska, bizantyjska, greckokatolicka diecezja w Paryżu? Nigdy nie miałem ambicji posługiwania w Paryżu, słabo znam język francuski. Kiedy zapadła decyzja, że mam tutaj przyjść, zadałem sobie pytanie: jakie mam szanse w Paryżu – kulturalnej stolicy Europy, z przekonaniem o własnej wartości, a może nawet wyższości w stosunku do innych? Wtedy pomyślałem o wyborze, przed którym stanął apostoł Piotr, kiedy musiał iść do Rzymu. Nie znał języka, nie miał właściwego pochodzenia ani dyplomu. Nie miał budżetu, nawet tych 35 tys. euro, które ja miałem. Te pytania zadałem sobie w czasie kazania w bazylice św. Piotra w Watykanie. W tym kontekście pomyślałem sobie, że mam lepszy start od Niego. Nie mówię, że w Paryżu będzie kiedyś bazylika Borysa Paryskiego (śmiech), ale jestem przekonany, że nie chcemy pracować jedynie dla niewielkiej, ukraińskiej wspólnoty.