Ogień przed katedrą

Andrzej Kerner

publikacja 22.07.2017 06:00

Cristina, śpiewaj, bo dotykasz naszych serc.

Siostra Cristina Scuccia na scenie przed katedrą w Opolu. Andrzej Kerner /Foto Gość Siostra Cristina Scuccia na scenie przed katedrą w Opolu.

Kiedy zapytałem siostrę Cristinę, co ją tak bardzo zachwyciło w Chrystusie, że zdecydowała się wstąpić do zakonu, a nie iść dalej ścieżką kariery muzycznej, wydawała się nieco zdziwiona pytaniem. – Odpowiedź jest prosta! Jest nią miłość, jakiej nikt inny mi nie dał. Miłość, jakiej nigdy dotąd nie poznałam – powiedziała najsłynniejsza włoska zakonnica. 28-letnia s. Cristina Scuccia, zwyciężczyni drugiej edycji „The Voice of Italy” (w 2014 r.), od momentu zwycięstwa w telewizyjnym talent show stała się szeroko znana w świecie. 30 czerwca wystąpiła podczas koncertu charytatywnego na rzecz odnowy katedry opolskiej. Do stolicy diecezji po dwóch latach starań ściągnął ją ks. Jerzy Kostorz, kapelan opolskich sportowców i organizator kilku masowych imprez z udziałem gwiazd sportu i estrady.

Czułam się ograniczona

Z jednej strony młoda, drobna Sycylijka o dużych, ciemnych oczach, wstępując do zakonu, pożegnała się z karierą muzyczną, a z drugiej – właśnie w habicie sióstr urszulanek Świętej Rodziny swoim śpiewem zachwyca miliony ludzi na całym świecie. To nie pobożna przesada. W serwisie YouTube piosenki w jej wykonaniu mają ogromną liczbę słuchaczy: najpopularniejsza prawie 90 milionów. – Już jako mała dziewczynka lubiłam śpiewać i tańczyć. Często występowałam w szkole czy w chórze parafialnym. To była nieodłączna część mojego życia. Chodziłam do szkoły muzycznej. Wychowałam się w chrześcijańskiej rodzinie, bardzo wierzącej. Może nawet rodzina niemal narzucała mi wiarę. W pewnym momencie parafia była moim drugim domem – opowiadała na placu katedralnym w Opolu kilku tysiącom ludzi, którzy przyjechali na jej koncert. „Koncert” to może nie najwłaściwsze słowo. Siostra Cristina na scenie (ufundowanej przez ECO SA) oczywiście śpiewała, ale niemal przez tyle samo czasu opowiadała o swoim życiu i Bogu. A także o swoim młodzieńczym buncie. – Gdy byłam nastolatką, wydawało mi się, że Bóg jest kimś, kto narzuca swoje normy, ogranicza moje życie i nie pozwala na robienie tego, co nastolatki lubią robić najbardziej, i co ja tak bardzo lubiłam: tańczyć i śpiewać. Czułam się w jakiś sposób ograniczona. To nie był Bóg, którego chciałabym spotkać. Moim bogiem stał się wtedy śpiew – mówiła siostra.

Powołana na scenie

Podczas konferencji prasowej dla opolskich mediów wspomniała też dość oględnie, że jednym z motywów „obrażenia się na Boga” były smutne wydarzenia w rodzinie. Ale nie wdawała się w osobiste, intymne szczegóły tej historii. Kiedy mama zaproponowała utalentowanej muzycznie córce udział w musicalu z okazji stulecia Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Świętej Rodziny (OSF), jej pierwsza reakcja była dość oczywista. – Żadnego Kościoła, żadnych księży i sióstr! – zareagowała Cristina. Ostatecznie jednak zgodziła się. – Pomyślałam, że zrobię to dla siebie – mówiła. Dostała w musicalu główną rolę – matki Rosy, założycielki zgromadzenia. W spektaklu jako odważna, mocna kobieta i zakonnica zadawała dziewczynom pytania: „Czy miałabyś odwagę pójść za Chrystusem, oddać swoje życie dla Niego?”.

– Te pytania w pewnym momencie przestały być dla mnie pytaniami scenicznymi i zaczęły być skierowane już do mnie. Kiedy sama odpowiedziałam: „Tak” na pytanie: „Czy masz odwagę pójść za Chrystusem?”, wtedy zamiast tysięcy pytań i wątpliwości w moim życiu wszystko stało się proste i oczywiste – mówiła uczestnikom koncertu. Na scenie musicalu, równolegle do scenariusza, odbywała się niewidzialna dla widzów rozmowa między Cristiną a Bogiem. – Gdy powołanie przychodzi, ono po prostu jest. Jest tajemnicą, misterium. Nie wiemy, skąd ono się bierze. Nie umiesz sobie z nim poradzić, przejść obok. Tego się do końca wytłumaczyć nie da – mówiła s. Cristina. Ta niewytłumaczalność jest wiarygodna: Cristina Scuccia wstąpiła nie do jakiegoś zyskującego liczne nowe kandydatki, „popularnego” klasztoru, ale do zgromadzenia, w którym od 15 lat nie było ani jednej dziewczyny chętnej do podjęcia drogi zakonnej.

Nie kariera

Wstępując do urszulanek, chciała porzucić śpiewanie. – Scena, światła, spektakle – to wydawało mi się zbyt zewnętrzne i trudne do pogodzenia z pragnieniem poświęcenia się Jezusowi – mówiła. Jednak w czasie nowicjatu, który odbywała wśród ubogich ludzi na przedmieściach brazylijskiego São Paulo, często spotykała się z ich prośbami: „Cristina, śpiewaj, bo kiedy śpiewasz, to dotykasz naszych serc”. Po powrocie do Italii spotkała się z prośbą o wiele bardziej zaskakującą. Szefowie programu „The Voice of Italy” zobaczyli jej nagranie na YouTubie i zwrócili się do zgromadzenia o zgodę na jej występ w talent show. Pierwszą reakcją przełożonej była wielka obawa. Potem przyszła refleksja nad słowami papieża Franciszka o tym, że Kościół musi wyjść na peryferie, do ludzi, którzy sami nie przychodzą do kościoła. Telewizyjny program był doskonałą okazją. – Tym bardziej że to nie my się zgłosiliśmy do nich, ale oni do nas – mówiła s. Cristina. Zrobiła furorę, wprawiła jurorów w zachwyt i zdziwienie. – Ale to nie kariera, lecz ewangelizacja – podkreśliła w pierwszych słowach w czasie konferencji prasowej.

Koncert

– Nie widać w niej żadnego gwiazdorstwa, zachowań typu: „Jestem sławna i traktujcie mnie z należytą atencją”. Bardzo sympatyczna, skromna dziewczyna. Przesiedzieliśmy przy kolacji sporo czasu i rozmawialiśmy wcale nie o piosenkach, ale o życiu sióstr w klasztorze, o przedszkolu, które prowadzą. Zupełnie zwyczajna, naturalna, a przy tym bardzo interesująca osoba, z pasją i przekonaniem mówiąca o swej miłości do Jezusa – opisuje swoje wrażenia ze spotkania z s. Cristiną ks. Marek Lis, który był jej tłumaczem w czasie pobytu w Opolu (podczas koncertu tłumaczeniem służyła także s. Amata Eckert). W oczy rzucała się również żywiołowość i radość emanująca z drobnej postaci s. Cristiny i słów, które wypowiadała. Być może to typowo włoskie? W każdym razie ze sceny przed katedrą zachwycała tym słuchaczy. – To wielkie wydarzenie. Katedra od lat jest nam bliska i jesteśmy bardzo zadowoleni, że możemy być na tym koncercie – mówili Jarosław i Małgorzata Siwakowie z Kluczborka. – Super! To jedno z piękniejszych przeżyć w moim życiu – komentowała Dominika Wójcik. – Jest w nas ogień, któremu czasem nie pozwalamy zapłonąć. Nigdy nie przestawajcie marzyć! Kiedy uświadamiamy sobie, że przestajemy marzyć, to jest dzwonek alarmowy, że w środku umieramy, że przestajemy żyć. Nie przestawajcie marzyć i kochajcie, kochajcie, kochajcie… – zwróciła się do młodych siostra Cristina na zakończenie swojego występu. Sama była jak ogień, który przemknął przez Opole w dwóch ostatnich dniach czerwca, budząc tęsknotę za radością życia, za pełnią.