Dobrze, bracie, że jesteś!

Karolina Pawłowska

publikacja 24.07.2017 05:30

Dla Artura Grochowskiego z grupy szczecineckiej urlop spędzony w drodze niewiele się różni od pracy. A mimo to nie wyobraża sobie, że mógłby odpoczywać inaczej.

Czy wędruje na Jasną Górę, czy na Górę Polanowską – dla Artura pielgrzymowanie to służba drugiemu człowiekowi. Karolina Pawłowska /Foto Gość Czy wędruje na Jasną Górę, czy na Górę Polanowską – dla Artura pielgrzymowanie to służba drugiemu człowiekowi.

Karolina Pawłowska: To będzie Twoja 6. pielgrzymka na Jasną Górę. Za każdym razem jesteś na służbie?

Artur Grochowski: Tylko pierwszy raz szedłem jak „normalny” pielgrzym. Miałem 16 lat. Niosłem flagę. I bardzo się cieszę, że już od następnej pielgrzymki mogłem być medycznym i pomagać.

Co było pierwsze? Pomaganie czy pielgrzymowanie?

Pomaganie. Ale pielgrzymka uświadomiła mi, że chcę się tym na poważnie zajmować. Dodała mi „powera” do działania. Bo medycznych było mało, a byli bardzo potrzebni. Można więc powiedzieć, że na pielgrzymce odkryłem swoje powołanie do służby drugim.

Wydeptałeś sobie ścieżkę życia?

Oprócz omodlenia rodzinnych intencji i tych, które dostajemy po drodze od goszczących nas ludzi, pielgrzymuję, żeby Pan Bóg podpowiadał mi, co mam zrobić, którą drogę wybrać. Jest tyle świadectw pielgrzymów, którzy mówią o tym, co wymodlili po drodze! Ja wymodliłem sobie to, że dzisiaj jestem ratownikiem kwalifikowanym pierwszej pomocy. Działam w Szczecinku w grupie zajmującej się zabezpieczaniem imprez masowych czy pielgrzymek. Jestem też wolontariuszem w szpitalu, współpracuję ze Stowarzyszeniem „Itaka”. To niesamowite doświadczenia.

Ale to znaczy, że po całym roku pracy na urlopie znów jesteś w pracy!

Ale to zupełnie inna praca! (śmiech). Mam takie rodziny na pielgrzymim szlaku, które wyczekują mnie za każdym razem, nie wyobrażają sobie, że mógłbym do nich nie zajrzeć, nie zanocować. Zresztą pamiętamy o sobie także w ciągu roku. Dzwonimy czy piszemy życzenia. Są też ludzie, którzy szykują dla nas jedzenie, częstują pysznościami. Pielgrzymka wyzwala mnóstwo dobra. A więc to duchowy odpoczynek.

Nawet kiedy zamiast spać do późna trzeba ratować pielgrzymie nogi?

Trzeci, czwarty dzień jest trudny dla pielgrzymów, a co za tym idzie – także dla służb medycznych. Bywa, że cisza nocna jest ogłoszona na 22.00, a kolejka potrzebujących ciągnie się do wpół do drugiej. Ale chyba nigdy nie narzekałem. Nawet jak zdarzało mi się zostać w pojedynkę. A ile jest wtedy czasu na rozmowy! Tak pięknie opowiadają, co przeżyli. Świadectwo innych pielgrzymów bardzo mnie wzmacnia.

I ich uśmiech?

To niesamowite usłyszeć: „Dobrze, bracie, że jesteś!”. Bo widzimy się już któryś rok z rzędu, bo pielgrzymi mają zaufanie, powierzając się naszej opiece. To sprawia, że chce się tam wracać, dodatkowo motywuje, żeby dzielić się sobą.

Jakieś wskazówki od medycznego, żeby pielgrzymkę przetrwać w dobrej kondycji fizycznej?

Woda to podstawa. Warto wspomagać się wapnem i magnezem. No i trzeba jeść. Nawet jeśli się nie chce, bo zmęczenie, bo za wcześnie. Pilnujemy pielgrzymów, żeby jedli. Najczęściej dziewczyn, które wykorzystują pielgrzymkę, żeby schudnąć. Zamiast chudnąć, wcześniej czy później padają na trasie, bo wędrowanie po kilkadziesiąt kilometrów dziennie to duże obciążenie dla organizmu, zwłaszcza niedożywionego i odwodnionego. Kiedy jest słońce, dobrze mieć czapkę na głowie, chociaż aż trudno uwierzyć, jak wiele osób się przed nią broni! Kiedy pada, cierpią z kolei nogi: bo otarcia, pęcherze. Ale przecież pielgrzymka ma charakter pokutny, trzeba się trochę pomęczyć. A medyczni zrobią wszystko, żeby pielgrzymować było chociaż trochę lżej.