Zawsze z nami

Agata Puścikowska

publikacja 20.07.2017 06:00

Był koniec czerwca. Justynka zobaczyła Matkę Bożą. A potem zobaczyła Ją też Basia. Od tego czasu mija 140 lat.

Pielgrzymi przychodzą  do źródełka znajdującego się kilkaset kroków  od miejsca objawień. Łukasz czechyra /foto gość Pielgrzymi przychodzą do źródełka znajdującego się kilkaset kroków od miejsca objawień.

Justynka Szafryńska zdawała właśnie egzaminy dopuszczające do Pierwszej Komunii Świętej. Mimo że w szkole postępy w nauce miała mizerne, egzamin u proboszcza poszedł jej bardzo dobrze. „Jeszcze więcej byłabym umiała, gdyby mnie więcej był się pytał” – mówiła. Był 27 czerwca 1877 roku. W powrotnej drodze do domu dziewczynka zobaczyła Ją: piękną dziewicę w bieli, z długimi jasnymi włosami. Maryi siedzącej na tronie towarzyszyło Dzieciątko. Wkrótce okazało się, że Madonnę widzi też nieco młodsza Basia Samulowska. Matka Boża, która przedstawiła się jako Niepokalanie Poczęta, do prostych, ubogich dziewczynek przychodziła jeszcze wiele razy aż do 16 września. A Jej przesłanie, mimo upływu lat, jest wciąż aktualne i coraz mocniej przemawia do tysięcy pielgrzymów, zmierzających co roku do Gietrzwałdu. Gietrzwałd na Warmii to jedyne w Polsce, a jedno z 9 na świecie, miejsce objawień Maryjnych oficjalnie zatwierdzonych przez Kościół.

Niewiele się zmieniło...

„Położenie wioski tej (...) jest piękne. Do koła otoczona wieńcem pagórków okalających jezioro Rentyńskie; środkiem doliny bieży strumyk Gilbing, a po obu jego brzegach wśród ogrodów i kłąbów drzew wznoszą się, jak w wiosce góralskiej jedna ponad drugą schludne chatki i zabudowania gospodarcze jej mieszkańców” – pisał (pisownia oryginalna) blisko 140 lat temu o Gietrzwałdzie ówczesny proboszcz, świadek objawień, ks. Augustyn Weichsel.

Dziś niewiele tu się zmieniło. Domeczki murowane, schludne, teren pagórkowaty i tylko rzeczka nosi już polską nazwę – Giłwa. Ponad wioską i okolicą, zarówno wtedy, jak i obecnie, góruje gotycki kościół pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Tuż obok kapliczka postawiona w miejscu, gdzie dziewczynkom objawiała się Maryja. Kilkaset kroków dalej przepiękna bukowa aleja prowadząca do źródełka. Ktoś przyzwyczajony do monumentalnych sanktuariów, wielkich budowli sakralnych i przepychu, może... czuć się zawiedziony.

Kiedyś przyjechała do Gietrzwałdu pielgrzymka gimnazjalistów. Młodzi wysiedli z autokaru, a jedna z dziewcząt, rozglądając się wokół, oświadczyła: „Ale tu nic nie ma!”. – Czasami ludzie się nastawiają: „idziemy do cudownego miejsca” i wyobrażają sobie wielkie zabudowania, tłumy ludzi. U nas jest skromnie i cisza – opowiada przeor kanonii i proboszcz gietrzwałdzkiej parafii ks. Marcin Chodorowski CRL. Kanonicy regularni laterańscy są kustoszami sanktuarium od lat 40. XX wieku. – Jednak już po chwili pielgrzymi są zachwyceni spokojem, czystym pięknem tego miejsca. Mówią, że tu łatwiej się modlić. I nie modlić „po coś” i „o coś”, tylko po prostu rozmawiać z Matką. Tu łatwiej o oczyszczenie naszych intencji...

Z roku na rok pielgrzymów gietrzwałdzkich przybywa. Obecnie w ciągu roku sanktuarium nawiedza ok. 300 tys. osób. – Człowiek ma w sobie tęsknotę za głębszą relacją z Panem Bogiem i to jest najważniejsza motywacja do poszukiwania, pielgrzymowania. Jest w nas też chęć zobaczenia miejsca cudownego, w którym działy się wydarzenia nadprzyrodzone – tłumaczy ks. Chodorowski. – Ta ostatnia motywacja może nie jest bardzo dojrzała, jednak prowadzi do spotkania najpierw z Maryją, a potem z Jezusem.

Objawienia gietrzwałdzkie, gdy się je przemyśli, mimo upływającego czasu nie straciły na ważności. Maryja wzywała do modlitwy różańcowej. Wtedy prości ludzie nie mieli dostępu do Pisma Świętego. Modlitwa przybliżała ich do prawd wiary. – Obecnie traktujemy Różaniec jako modlitwę wstawienniczą. Pomijamy natomiast czasem aspekt poznawania Jezusa właśnie przez tajemnice różańcowe. A Maryja chce, byśmy razem z Nią patrzyli na Jezusa i poznawali Go, nawiązywali z Nim relacje – mówi ks. Chodorowski. – Tamta prośba Maryi o Różaniec nie straciła więc na ważności.

Czas objawień w Gietrzwałdzie to okres zaborów. – Maryja przyszła do dzieci w momencie największego uciemiężenia Polaków. Przyszła do polskich dzieci, mówiła do nich po polsku, niejako wbrew wielkim tego świata. To też jest symboliczne: przyszła do ludzi uciemiężonych. Staje przy nich i mówi: „Ja jestem z wami” – opowiada ks. Marcin. – Do zasmuconych dziewczynek, którym było przykro, że czas objawień się kończy, powiedziała: „nie smućcie się, bo ja zawsze będę przy was”. My, posługujący w tym miejscu, widzimy, że Maryja takie słowa wypowiada do każdego pielgrzyma.

Ważnym wątkiem jest też ostrzeżenie przed pijaństwem. Matka Boża w Gietrzwałdzie upominała pijących. O jej przesłaniu pamiętał Jan Paweł II, bo gdy Stowarzyszenie Rodzin Katolickich z Problemem Alkoholowym zwróciło się do niego z pytaniem, gdzie mają się spotykać, papież skierował ich właśnie do Gietrzwałdu. Już więc od 20 lat przyjeżdżają tu na rekolekcje trzeźwościowe.

– Obecnie prócz alkoholizmu są dopalacze, narkotyki, czy... media społecznościowe. Słowa Maryi dotyczące jednego uzależnienia można więc rozszerzyć na te współczesne. I w Jej opiece szukać wsparcia – mówi ks. Chodorowski.

Nowe pokolenia

Ksiądz Stefan Porossa CRL po raz pierwszy przybył do Gietrzwałdu w 1962 roku. Był wtedy w nowicjacie. Potem pracował na warmińskiej wsi przez 25 lat. – Gdy pierwszy raz tu przyjechałem, Gietrzwałd nie był jeszcze mocno znany. Wynikało to z naszej historii: najpierw zaborcy walczyli z rodzącym się tutaj maryjnym kultem, potem przez kraj przetoczyły się wojny światowe, a w końcu komunie zależało, by objawienia były w Polsce i na świecie zapomniane – opowiada ks. Stefan.

Lud jednak pamiętał. Przekaz o Gietrzwałdzie pozostawał w rodzinach. Gdy ks. Stefan poszedł do seminarium, podczas rozmów z matką okazało się, że jego prababcia pielgrzymowała do Gietrzwałdu jeszcze w czasach objawień. – W czwartym pokoleniu wróciłem więc do tego świętego miejsca – dodaje .

W latach 60. przyjeżdżały już regularne pielgrzymki, choć było ich – porównując obecne lata – niewiele. – Wszyscy my, klerycy i młodzi księża, musieliśmy znać historię objawień i oprowadzaliśmy pielgrzymki – wspomina ks. Stefan. – Momentem przełomowym była 90. rocznica objawień i koronacja obrazu Matki Bożej. Przyjechało wielu biskupów z kard. Stefanem Wyszyńskim na czele. Obecny był też kard. Karol Wojtyła. Wiernych przybyło 100 tysięcy. Oczywiście w tłum wmieszały się tzw. służby. „Pilnowały porządku”, inwigilując wiernych. Zresztą też na co dzień przed kościołem regularnie parkował czerwony fiat 125. – Wiadomo było wtedy, że nasi „patronowie” obserwują nas z wozu – śmieje się ks. Stefan. – Kiedyś bp Glemp (ówczesny ordynariusz warmiński) zapowiedział, że przybędzie do Gietrzwałdu z delegacją Episkopatu Francji. Spóźniał się i myśleliśmy, że już nie dojadą. Wyszedłem na plac. Kiedy podjechał czerwony fiat, wiedziałem, że delegacja jest już w drodze. I tak było.

I to... tyle z zabawnych anegdotek. Bo władze bardzo negatywnie wpływały na funkcjonowanie sanktuarium. – Przez 50 lat nikomu nie wolno było się tu budować. W ten sposób chciano zniszczyć to miejsce. Wokół nawet nie było drogowskazów. Natomiast wieś Wiśniewo celowo przemianowano na... Gierzwałd. Do Gierzwałdu prowadziły drogowskazy. Pielgrzymi błądzili i trafiali właśnie tam. Dobrze, że tamtejszy pastor informował ich i wskazywał do nas drogę – opowiada ks. Stanisław Chojnacki CRL. – Przez lata również nie mogliśmy np. budować kapliczek z tajemnicami różańcowymi, bo, władze natychmiast je usuwały.

Mimo trudności 11 września 1977 r. odbyły się uroczystości 100. rocznicy objawień Matki Bożej. Wtedy właśnie biskup warmiński Józef Drzazga uroczyście zatwierdził kult objawień Matki Bożej w Gietrzwałdzie.

Cuda?

Matka Boża pojawiała się wielokrotnie na klonie, który rósł między plebanią a kościołem. Klon został powalony przez burzę w latach 80. XIX wieku. Obecnie kawałek pamiątkowego konara jest wbudowany w kapliczkę na miejscu objawień.Inną pamiątką jest źródełko położone kilkaset metrów od kościoła. Było tam od zawsze. Jednak podczas objawień proboszcz poprosił przez widzące, by Matka Boża pobłogosławiła źródło. – Matka Boża od razu tego nie zrobiła. Jakby wskazując, że co innego jest ważne. Pobłogosławiła je dopiero 8 września. Dziewczęta opisywały ten moment tak, że zrobiła to jak „ksiądz na koniec Mszy św.”. To dla nas nauka, że najważniejsze są sakramenty, modlitwa, relacja z Jezusem, a do innych znaków, jak owe źródełko, należy podchodzić spokojnie – opowiada ks. Stefan.

Przy źródełku modli się rodzina Bilińskich z Wielkopolski. Mama Katarzyna opowiada, że do Gietrzwałdu przyjeżdżają regularnie. – To przecież jedyne uznane polskie objawienia Maryjne. A ja osobiście zawdzięczam Maryi zdrowie i życie całej rodziny i czwórki dzieci. Należymy do Szkoły Życia i Ewangelizacji Świętej Maryi z Nazaretu Matki Kościoła. W tej szkole codziennie uczymy się, jak być dobrym uczniem Chrystusa na wzór Matki Bożej. Tym razem też modlimy się do gietrzwałdzkiej Maryi za naszych przyjaciół, którzy utracili dzieciątko. Matka Boża pomoże im przeżyć ten dramat. Jestem tego pewna.

Czy współcześnie zdarzają się uzdrowienia? – O niektórych cudach słyszałem, innych byłem świadkiem – opowiada ks. Stanisław. Jeszcze w latach 60. ówczesny proboszcz widział jak do kościoła przyszła matka z kalekim dzieckiem. Miało epilepsję i powykręcane nóżki. Matka postawiła Maryi ultimatum: „Matko Boża, ja się stąd nie ruszę, póki mego dziecka nie uzdrowisz”. W tej samej chwili dziecko straciło przytomność, a matka zaczęła odmawiać Różaniec. Potem poszła z nim do źródełka. Tam dziecko ocknęło się i powiedziało pierwsze słowo: „mamo”. Potem ustąpiła epilepsja, dziecko zaczęło chodzić.

Ksiądz Stanisław: – Byłem naocznym świadkiem innego cudu. Był rok 2004. Dokładnie 28 lutego. Do Gietrzwałdu przyjechał 16-latek z Mazowsza. Cierpiał na nowotwór złośliwy, już z przerzutami. Był z matką, prosili o cud. Wrócili do hospicjum. Kiedy kilka dni potem pojechał do Warszawy, do Centrum Onkologii, a miał mieć amputację nogi, profesor, która go badała, nie była w stanie uwierzyć: nie było śladu choroby. Otworzyli mu jednak nogę, by to sprawdzić. Wszystko się goiło, zmiany znikały. Pierwsze słowa lekarki, która wyszła z sali operacyjnej, brzmiały: „Proszę pani, stał się cud”. Matka odpowiedziała, że o ten cud modlili się na Różańcu w Gietrzwałdzie. Chłopak potem przyjechał i ofiarował Maryi bukiet białych róż.

Ale wiele cudów dzieje się w sposób niezauważalny. W sercach. Lata 80. Po majowym podchodzi do ks. Stefana mężczyzna. Mówi, że często tu przyjeżdża. Dlaczego? Bo przez wiele lat był po drugiej stronie... – Piastował wysokie stanowisko, walczył z Kościołem. Człowiek dawnego reżimu. Jednak jego żona regularnie odwiedzała Gietrzwałd. „Dewotka” – myślał sobie. Kiedyś jednak z ciekawości pojechał wraz z nią. Wtedy jeszcze obraz Maryi w ołtarzu był zasłaniany i odsłaniany na każdej Mszy św. Mężczyzna patrzył na wszystko wokół jak na cyrk i zabobon. Obraz się odsłania, ludzie płaczą, on niemal się śmieje. Aż nagle usłyszał wewnętrzny głos: „czego ty się boisz?!” Spojrzał na Maryję. Postać, jak mówił, jakby ożyła. Jakby wyciągnęła ręce i powiedziała: „zmień swoje życie”! Mężczyzna upadł na kolana i płakał jak dziecko. Odmienił całkowicie swoje życie. – Bywa, że ktoś przyjeżdża jako turysta, a wyjeżdża odmieniony – dodaje ks. Stefan. – Wiele prawdziwych cudów dzieje się w konfesjonale.

Tomasz Kowara z Dobrego Miasta, wraz z rodziną, również regularnie przyjeżdża do Gietrzwałdu. – Dlaczego? W dwóch słowach to nawet trudno powiedzieć. W naszych domach zawsze Kościół i wiara są w pierwszym miejscu. Chcielibyśmy też, by wiarę przejęły nasze dzieci. Dlatego pokazujemy im Gietrzwałd. Przesłanie Maryi to nie jakieś starodawne zapiski, ale nasza rzeczywistość. Modlimy się na różańcu, ale też staramy się żyć bez używek. Starszy z moich dzieci, Kacper, jest już nastolatkiem. Wśród młodych widzi różne zachowania. Wierzę, że Maryja i Jej słowa go ochronią. 

TAGI: