Podręcznik dla klauna

ks. Tomasz Jaklewicz

GN 25/2017 |

publikacja 21.07.2017 06:00

Dokładnie 50 lat temu 40-letni prof. Ratzinger dawał w Tybindze cykl wykładów, które wydał w formie książki. Okazała się bestsellerem. Doczekała się 30 wydań i przekładów na 23 języki. W czym tkwi fenomen tego teologicznego dzieła?

Prof. Ratzinger zaczyna swoją książkę od porównania sytuacji teologa do klowna, który krzyczy, że cyrk się pali, ale nikt go nie bierze na poważnie. HAYOUNG JEON /epa/pap Prof. Ratzinger zaczyna swoją książkę od porównania sytuacji teologa do klowna, który krzyczy, że cyrk się pali, ale nikt go nie bierze na poważnie.

Joseph Ratzinger, Opera omnia, t. IV, Wprowadzenie do chrześcijaństwa, Wyd KUL , Lublin 2017, s. 889   Joseph Ratzinger, Opera omnia, t. IV, Wprowadzenie do chrześcijaństwa, Wyd KUL , Lublin 2017, s. 889
Właśnie ukazało się następne polskie wydanie „Wprowadzenia do chrześcijaństwa”, które znalazło się obok innych teksów w najnowszym, IV tomie „Opera omnia” Josepha Ratzingera. To dobra okazja, by raz jeszcze sięgnąć po książkę, która się nie starzeje. Papież senior we wstępie do obecnego wydania wyraża radość, że „Wprowadzenie” pomogło wielu ludziom wierzyć mimo „przerażających zmian świata”, do których doszło w ciągu ostatniego półwiecza. We wstępie do wydania koreańskiego autor wspomina, że impuls do powstania dzieła dała mu dyskusja z perskim studentem medycyny, który chciał się dowiedzieć, o co właściwie chodzi w wierze chrześcijańskiej. „Wobec tego pytania odczułem zaraz całą nędzę naszej zachodniej teologii” – pisze ­Ra­tzinger. Po co komu teologia, której uczona zawiłość nie pozwala na przekaz wiary tym, którzy chcą ją poznać? Chciał temu zaradzić.

Cyrk płonie

Dając cykl wykładów wprowadzających w chrześcijaństwo dla studentów wszystkich fakultetów uniwersytetu w Tybindze, młody, ale już uznany profesor teologii wyczuwał, jak sam wspomina, „ciche szemranie”. Rok później zamieniło się ono w gwałtowny protest, rewoltę studencką 1968 roku. Profesor Ratzinger zdawał sobie już wtedy sprawę z zagrożenia, które wielu ludzi Kościoła zlekceważyło. Dostrzegał, że Europa rozpoczęła właśnie wielkie „wyprowadzanie się” z chrześcijaństwa, ruszyła lawina sekularyzacji, która radykalnie zmieniła zachodnie społeczeństwa. Posoborowe wrzenie w Kościele zamiast powstrzymywać ów proces zniszczenia, paradoksalnie, sprzyjało mu. Wielu duszpasterzy akademickich i teologów soborowych stanęło ramię w ramię z rewoltą studencką ’68 roku. Ratzinger widział, że trzeba się temu przeciwstawić. Głosząc swoje „wprowadzenie do chrześcijaństwa”, miał świadomość, że mówi do tych, którzy mają wielką ochotę definitywnie „wyprowadzić się z chrześcijaństwa”. Swoją teologią walczył o ich wiarę.

Książka zaczyna się od anegdoty o klaunie i pożarze w cyrku. Otóż gdy w cyrku wybuchł ogień, klaun pobiegł do wsi prosić o pomoc w gaszeniu ognia, który mógł ławo się przenieść także do wsi. Mieszkańcy wzięli to za dobry chwyt reklamujący występy cyrkowe i nie potraktowali prośby poważnie. Spłonął cyrk i spłonęła także owa wieś. Co to ma wspólnego z teologią, z Bogiem? Otóż – jak pisze Ratzinger – ów błazen jest obrazem teologa. Nikt dziś nie bierze go na serio. „Cokolwiek by mówił – rola jego nadaje mu etykietę i w pewien sposób go klasyfikuje. Jakkolwiek się on zachowuje i jakkolwiek usiłuje ukazać powagę sytuacji, wie się zawsze z góry, że to jest tylko błazen. (…) W obrazie tym uchwycono bez wątpienia coś z trudnej rzeczywistości, w jakiej znajduje się teologia i teologiczne mówienie: jakaś przygniatająca niemożność przełamania szablonów myślenia i przemawiania oraz niemożność ukazania, że sprawy teologii są sprawami ważnymi dla życia ludzkiego”. Niemożność przekonania do wiary. Gdy po raz pierwszy czytałem tę książkę w seminarium, rozumiałem z niej może ze 20 proc., ale obraz klauna utkwił mi w głowie. Rozumiałem, że mówi do mnie ktoś, kto podejmuje także moje własne problemy.

Zastanawiam się, czy właśnie tu nie leży sekret powodzenia tej książki. Tu, to znaczy w tym, że autor tak realistycznie ocenia sytuację, w której znajduje się on sam i każdy głoszący dziś wiarę. Owej „niemożności” doświadcza każdy katecheta, rekolekcjonista czy spowiednik, ale także rodzic, który usiłuje przekazać dziecku prawdy wiary i reguły moralności. Ratzinger zwraca uwagę, że nie chodzi tu tylko o problem ludzi wierzących skonfrontowanych ze współczesną niewiarą. Także sami ludzie wierzący mają swoje zwątpienia, obszary niepewności. „Nikt nie może drugiemu wyłożyć na stół Boga i Jego Królestwa: także wierzący nie potrafi tego uczynić dla siebie” – pisze przyszły papież. I wyjaśnia, że wiara może istnieć przeciwko wątpieniu, ale czasem istnieje także przez wątpienie i w formie wątpienia.

Aggiornamento i teologia wyzwolenia

Wróćmy na moment do teologa – klauna i jego dramatu. Skoro nikt nie traktuje go poważnie, może wystarczy zmyć szminkę, porzucić śmieszne stroje, założyć krawat i próbować bardziej po świecku głosić Ewangelię? „Czy wystarczy duchowa zmiana ubrania, by ludzie przybiegali z radością i pomagali gasić ogień, który jak twierdzi teolog, płonie i nam wszystkim zagraża?” – pyta ­Ra­tzinger, czyniąc aluzję do soborowego aggiornamento. Dodajmy, aluzję wyraźnie krytyczną. Dziś widzimy to wyraźniej niż 50 lat temu, że soborowe hasło „uwspółcześnienia” chrześcijaństwa okazało się dwuznaczne, przyniosło wiele tragicznych konsekwencji. Przyjęte bezkrytycznie przez wielu pasterzy Kościoła doprowadziło w minionym półwieczu nie tylko do sekularyzacji form głoszenia wiary, ale także do sekularyzacji samej wiary. Widać to może najmocniej w nurcie teologii wyzwolenia, która w jakimś sensie była dzieckiem 1968 roku. Rozwinęła się najbardziej w Ameryce Łacińskiej, bo tam ze względu na skandaliczne nierówności społeczne znalazła podatny grunt. Był to jednak swoisty melanż marksizmu i Ewangelii wypracowany przez zachodnich teologów i wyeksportowany do Ameryki Południowej. Była to teologia, która odsunęła Boga na dalszy plan w imię naprawy świata przez działalność polityczną i gospodarczą. Jezus, owszem, nadal istniał, ale już nie jako Chrystus (Bóg i Zbawiciel), ale jako ucieleśnienie wszystkich cierpiących i uciśnionych oraz jako ich głos wzywający do przełomu, do wielkiej zmiany, w gruncie rzeczy do rewolucji.

Ratzinger widział w tych dwóch próbach odpowiedzi na „dramat klauna” (bezkrytyczne uwspółcześnianie i teologia wyzwolenia) błędne drogi. Jako teolog, biskup i papież konsekwentnie, przez ponad 50 lat, głosił, że w centrum przepowiadania Kościoła należy postawić na nowo i z całą mocą kwestię Boga i kwestię Chrystusa. „Wprowadzenie w chrześcijaństwo” jest dziełem, które wyznaczyło ten zasadniczy kierunek jego myśli, nauczania, posługi, świadectwa, życia. Ponowna lektura „Wprowadzenia do chrześcijaństwa”, będącego w istocie komentarzem do Credo, wydaje się rzeczą konieczną, zwłaszcza dla pasterzy i świeckich zdezorientowanych obecną sytuacją Kościoła, w której elementy posoborowego zamętu na nowo dały o sobie znać.

Skok, sens, miłość

Nie sposób streszczać, omawiać „Wprowadzenia”. Wybieram trzy myśli, która mnie osobiście pomagają wierzyć.

1) Wiara jako skok. Ratzinger analizuje najpierw samo słowo „wierzę”. Zanim przejdziemy do treści wiary, musimy bowiem zrozumieć, czym jest sam akt wiary. Autor powiada, że jest to „skok przez bezdenną przepaść”, ponieważ Bóg znajduje się zawsze poza polem bezpośredniego widzenia. Wiara jest decyzją egzystencjalną, jest wyborem postawy życiowej, nie jest tylko aktem rozumu. Jeśli mówię „wierzę”, to znaczy godzę się z tym, że istnieje rzeczywistość większa, której nie ogarniam swoimi zmysłami, rozumem, narzędziami. „Z natury swej ciąży człowiek ku temu, co widzialne, co można wziąć do ręki i po co można sięgnąć jako swoją własność”. Bez pokonania tego ciążenia nie ma wiary. W tym sensie wiara jest nawróceniem, „w którym człowiek odkrywa, że się łudzi, gdy idzie jedynie za tym, co uchwytne. Jest to zarazem najgłębszy powód, dlaczego wiary nie da się udowodnić”.

2) Wiara jest zarazem czymś racjonalnym. Jest w gruncie rzeczy opowiedzeniem się za rozumnością wpisaną w rzeczywistość. Nauki przyrodnicze zajmują się właśnie tym – odkrywaniem prawd, które rządzą światem materialnym. Ale taka fragmentaryczna wiedza nie daje jeszcze rozumienia całości, nie spaja wszystkiego w jeden, wielki sens. Odkrycie sensu jest aktem wiary. Słowo „sens” wiąże Ratzinger konsekwentnie ze słowem „Logos” (Słowo). „Na początku było Słowo”. Bóg uczynił świat, ponieważ go pomyślał. „Jego myśl jest stwarzaniem. Rzeczy istnieją, ponieważ zostały pomyślane”. Człowiek, poznając świat, odnajduje ową stwórczą pra-myśl Boga. Jest to możliwe, ponieważ nasz ludzki rozum nie jest tylko funkcją mózgu, ale jest odbiciem Logosu, myśli samego Boga. Wiara jest odkrywaniem Sensu świata, który jest także sensem mojego życia. Przy czym, co mocno podkreśla ­Ra­tzinger, wiara nie jest tylko kwestią poprawnego rozumowania. Człowiek nie wymyśla sensu, ale go przyjmuje, odkrywa. Ostatecznie mu się powierza. Ponieważ ów Sens jest Kimś, a nie czymś. Dlatego mówimy nie „wierzę w coś”, ale „wierzę w Ciebie”. Sensem świata jest „TY”, jest Osoba, ku której się zwracam, której się powierzam.

3) Bóg wiary jest jednocześnie Bogiem filozofów. To jedna z kluczowych myśli „Wprowadzenia”. Ratzinger odwołuje się do biblijnego imienia Boga – „Jahwe”, które oznacza „Jestem”. Odsłania ono coś z tajemnicy Boga filozofów – Boga Absolutu, źródła istnienia. Tak bywało ono interpretowane m.in. przez św. Tomasza. Niejako w reakcji na taką interpretację, genialny matematyk i fizyk Pascal pisał po swoim nawróceniu, że spotkał Boga Abrahama, Izaaka, Jakuba, nie Boga filozofów, ale Boga-Ogień, Boga żywego, bliskiego, kochającego. Papież senior podkreśla, że tych dwóch aspektów tajemnicy Boga nie wolno od siebie oddzielać. Oba są prawdziwe. „Bóg filozofów jest zupełnie inny, niż wymyślili Go filozofowie” – podkreśla Ratzinger. I natychmiast dodaje: „chociaż nie przestaje On być tym, do czego oni doszli”. Czyli jest Prawdą, Logosem, Myślą będącą podstawą wszelkiego istnienia. Najwyższa Istota nie jest jednak tylko czystą myślą. Jest jednocześnie miłością. „Podstawą jest tu przekonanie: kochać jest rzeczą boską. Logos całego świata, pra-myśl stwórcza, jest zarazem miłością. (…) Ukazuje się tutaj pra-tożsamość miłości i prawdy”. To połączenie jest odzwierciedlone w Credo, kiedy nazywamy Boga „Ojcem” i zarazem „Wszechmogącym”. Ta „ojcowska” moc Boga objawiła się najpełniej jako bezbronna miłość przy żłóbku i przy krzyżu.

Te trzy elementy stanowią swego rodzaju wprowadzanie do bardziej szczegółowych rozważań wokół tajemnicy Trójcy i Wcielenia.

„Mgła niepewności bardziej niż kiedykolwiek okrywa dziś pytanie o właściwą treść i sens wiary chrześcijańskiej” – tak zaczyna się wstęp do pierwszego wydania książki w 1968 roku. Dziś, po 49 latach od napisania tego zdania, wydaje się, że owa mgła niepewności zgęstniała i obejmuje coraz to nowe obszary życia Kościoła (np. małżeństwa). Tym bardziej warto wsłuchiwać się i zagłębiać w klarowne nauczanie „skromnego pracownika winnicy Pana”, którego życie i posługa były jedną wielką służbą „wprowadzania do chrześcijaństwa”. 

 

Dostępne jest 8% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.