Sól zwietrzała

Chrześcijaństwo skulone i przerażone, chrześcijaństwo które chowa się za murami i zakopuje pod kołdrą, to sól zwietrzała. Na nic się nie przyda.

Sól zwietrzała

To było wczoraj. Zesłanie Ducha Świętego. Dzień, w którym Apostołowie przestali się lękać. Nic nie zmieniło się w ich sytuacji. Dokładnie tak samo groziło im prześladowanie i śmierć. W końcu przecież tylko jeden z nich nie został zamordowany, umarł na zesłaniu. A jednak przestali się lękać. Wyszli na cały świat. Dzięki temu chrześcijaństwo dotarło także do nas.

To było wczoraj. Londyn. Kolejne akty nienawiści. Absurdalnej, jak każda nienawiść. Kolejna bezsensowna śmierć ludzi, którzy chcieli świętować. Turyn. Półtora tysiąca rannych, niektórzy ciężko, bo uciekający w przerażeniu ludzie zaczęli się tratować. W Londynie zginęło 7 osób, ale rannych jest znacznie mniej. Nie można się oprzeć wrażeniu, że terroryści za chwilę nie będą musieli nas zabijać. Wystarczy że nas przestraszą. Pozabijamy się we własnym zakresie.

Słyszę komentarze o polskiej "wsi spokojnej, wsi wesołej". Bezpiecznej. To, niestety, złudzenie ludzi przerażonych, wzmacniane dla uzasadnienia konkretnych politycznych decyzji. Mam nadzieję, że nie zamiast konkretnych działań dla zapewnienia bezpieczeństwa. Nie, nie jesteśmy oazą spokoju. Człowiek z brytyjskim czy zachodnioeuropejskim paszportem wjedzie do nas bez najmniejszego problemu. A zamachów dokonują zradykalizowani ludzie urodzeni w Europie.

Być może nie mają powodu dokonywać zamachów akurat u nas. Terroryzm to działanie obliczone na wzbudzenie strachu, a my przecież boimy się już wystarczająco, choć nas jeszcze palcem nie tknięto. A jeśli jeszcze można bardziej, to za terrorystów załatwią to nasi politycy.

Jednym z darów Ducha Świętego jest dar męstwa. Męstwo nie polega na tym, żeby się chować za murami, ale żeby zaryzykować i wyjść. Do ludzi. Także do tych, którzy mogą nas zabić. Męstwo polega na tym, że podejmuje się decyzje ze względu na strach, ale na to, co dobre. Na to, co zrobić trzeba. Na to, na co wskazuje miłość Boga i bliźniego. Owszem, mądrze. Owszem, jeśli można ograniczyć ryzyko, należy to zrobić. Ale to już nie jest pytanie o to, czy coś robić, ale jak to zrobić najlepiej.

Na razie robimy wszystko, by nie robić.

Chrześcijaństwo skulone i przerażone, chrześcijaństwo które chowa się za murami i zakopuje pod kołdrą, niezdolne do wyjścia, niezdolne do głoszenia Ewangelii słowem i życiem, niezdolne do czynów miłości Boga i bliźniego to sól zwietrzała. Na nic się nie przyda. I nie ma się co łudzić, że nie zostanie podeptana.

Niekoniecznie przez islamistów. Wystarczą nasze dzieci i wnuki.