Pójdą jak w dym!

GN 17/2017 |

publikacja 28.05.2017 06:00

Nie wolno się bać tego pokolenia! Młodym trzeba okazać serce – mówi bp Edward Dajczak.

Jeśli po rekolekcjach na hali zostanie w formacji choć kilkadziesiąt ludzi, to znaczy, że warto było zapłacić każdą cenę i należy to robić do upadłego – uważa bp Edward Dajczak. henryk przondziono /foto gość Jeśli po rekolekcjach na hali zostanie w formacji choć kilkadziesiąt ludzi, to znaczy, że warto było zapłacić każdą cenę i należy to robić do upadłego – uważa bp Edward Dajczak.

Marcin Jakimowicz: Zrobimy event. W ogromnej hali. A potem młodzi wrócą do domów i pojawi się problem: nie będą chcieli się formować.

Bp Edward Dajczak: A dlaczego nie będą chcieli się formować? Bo mają zawężoną gamę propozycji na ich poziomie i wedle ich potrzeb. Ciągle chcemy wpisywać ich w ramy i struktury, które według nas − dorosłych – są najwłaściwsze. Uznaliśmy wiele lat temu, że są dla nich najbardziej odpowiednie. A prawda jest taka, że nie potrafimy za nimi nadążyć. Nie potrafimy nadążyć za zmianami, za tym, co dokonuje się w ich głowach, w ich sercu, w ich mentalności, odbiorze rzeczywistości, i dlatego często pozostajemy bezradni na poziomie form czy metod. Pewne rzeczywistości są obiektywne, to jasne, ale moje pytanie brzmi: czy my za wszelką cenę nie chcemy, by wszystko było takie jak dotąd? Czy nie za bardzo chcemy, by „było, jak było”?

A co w tym było złego?

Nic. Ale to już nie działa. Dlatego Duch Święty podsuwa nowe rozwiązania. Takie wielkie eventy budzą wiarę. Jestem tego pewien, widziałem to na własne oczy. Mam prawo zapytać: czy lepiej zainwestować w młodych, czy nie robić nic i siedzieć z założonymi rękami? Jasne, takie wielkie spotkania nie rozwiążą problemu formacji. Ale czy jeśli ktoś doświadcza obecności żywego Boga, idzie do spowiedzi, czyli spotyka Go w sakramencie Kościoła, to źle? Czy to jego wina, że po spotkaniu nie ma go kto zgarnąć? Że nie ma wspólnot, które zaproponują jakąś sensowną propozycję na jego poziomie? Powtórzę: na jego poziomie, a nie wedle form, które sprawdzały się przed trzydziestu laty! Czy to wina młodego pokolenia, że parafie nie mają propozycji adekwatnych do jego oczekiwań?

Rekolekcje kończyły się w środę, a już tego samego dnia przygotowywaliśmy dla młodych wspólnoty! – słyszałem w Koszalinie.

Nie można czekać na młodych. Bo wystygną. Zapalą się i ostygną. Wrócą na duchowy poligon, do świata, który zacznie ich bombardować pogańskimi treściami, do rodzin, które nie są środowiskami żywej wiary. Zostaną sami, bezradni. Nikt im nie pomoże. Jeśli nie zaproponujemy im czegoś od razu, wsiąkną w ten świat. Jest zbyt mało ludzi, którzy ich zrozumieją...

…bo trzeba się zniżyć do ich poziomu?

A cóż w tym złego? Jan Paweł II nie miał wątpliwości; jeśli pójdziesz za młodymi ludźmi, jeśli pójdziesz za tym, na co czekają, to po jakimś czasie oni pójdą za tobą i za twoimi oczekiwaniami. Tak to działa. Nie wymagajmy od gimnazjalisty dojrzałości! Nie wymagajmy tego, by od razu poszedł na nieszpory. Może pójdzie. Ale nie teraz. Poza tym nie wiadomo, czy nieszpory się ostoją. Może trzeba będzie szukać nowych form? Duch Święty jest niezwykle kreatywny. Przywiązaliśmy się do pewnych form pobożności znanych przez lata i uznajemy je za dogmat wiary. Ale udział w nieszporach nie jest ani przykazaniem boskim, ani kościelnym. Pięknie diagnozował to Benedykt XVI w swych rozważaniach o zderzeniu z kulturą neopogańską. Pisał, parafrazując: „Kto powiedział, że człowiek od razu musi wejść na maksa w cały katolicyzm? Jak można oczekiwać dziś od wszystkich, że wejdą od razu w całą pełnię Kościoła?”. Pozwólmy tym ludziom dojrzeć, dorosnąć! Nasz błąd polega na tym, że przestaliśmy się cieszyć z tego, że ktoś „trochę chwycił z Ewangelii”, że uczynił kilka kroków w stronę wiary. Jeśli z każdych takich wielkich rekolekcji na hali zostanie choć kilkadziesiąt ludzi w formacji, to znaczy, że warto było zapłacić każdą cenę i należy to robić do upadłego.

Słyszałem zarzuty wobec takich spektakularnych eventów, że to granie na emocjach.

Oj, jak irytują mnie takie hasła! Jeśli istotą naszej wiary jest relacja z Bogiem miłości, to jak to można przeżyć bez emocji? Jak można przeżyć miłość bez emocji, bez poruszenia serca? Czy naszą wiarę musimy przeżywać śmiertelnie poważnie?

Stracimy to pokolenie?

Nie musimy stracić. Pod warunkiem, że nie zabraknie nam miłości. Jeśli ktoś ich kocha, to za nimi pobiegnie. I Jan Paweł II, i Benedykt XVI powtarzali: czasem pasterz musi pójść za owcami! Za owcami. Nie odwrotnie. Trzeba sobie to zapamiętać i nauczyć się na pamięć. Mam takie doświadczenie; jeśli otworzysz młodym serce, to oni pójdą za tobą jak w ogień. Dlaczego? Bo wokół nich niewiele osób okazuje im zainteresowanie. Gdy zobaczą, że naprawdę ci na nich zależy, zaufają ci. Doświadczyłem tego wielokrotnie. Nie wolno się bać tego pokolenia! Trzeba mu okazać serce. Młodzi spotykają się na co dzień z taką dawką obojętności, że gdy zobaczą, że okażesz im serce, pójdą za tym jak w dym.

Dostępne jest 19% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.