Przyjaciel w drodze do nieba

publikacja 22.05.2017 06:00

O budowaniu relacji z uczniami mówi Sebastian Jokiel, katecheta w Zespole Szkół Zawodowych w Oleśnie i zdobywca tytułu Bohater Katechezy.

Pan Sebastian – katecheta z gitarą. Anna Kwaśnicka /Foto Gość Pan Sebastian – katecheta z gitarą.

Anna Kwaśnicka: Jak przyjął Pan tytuł Bohatera Katechezy?

Sebastian Jokiel: Bohater Katechezy jest jeden. Jest nim Jezus. Staram się, by na każdej lekcji to On był z nami w klasie. A sama wygrana w plebiscycie jest budującym i dowartościowującym doświadczeniem, ale przede wszystkim mobilizującym do wkładania jeszcze większego wysiłku w pracę. Staram się do tej wygranej podchodzić zdroworozsądkowo, bo przecież słowo „bohater” to wielkie słowo, wybitne. Tymczasem w codzienności chcę być dla młodzieży nie tyle bohaterem, co przyjacielem w drodze do nieba.

Jest to możliwe w rzeczywistości szkolnej?

Będąc katechetą, stopniowo dochodziłem do przekonania, że w spotkaniu w szkole uczeń musi odczuć, że go kocham jak brata czy siostrę. Nie mogę ograniczać się do surowej relacji uczeń–nauczyciel. Niemniej to, co robimy w szkole na lekcjach, to dopiero pierwsza część bycia katechetą. Druga część dzieje się w duszpasterstwie parafialnym. Przy parafii działam od 17 lat. Gram w zespole muzycznym, jestem w Odnowie w Duchu Świętym. Właściwie to w parafii uczyłem się takiej przyjacielskiej relacji. Najpierw sam byłem młody i doświadczałem, jaką więź budują ze mną i z rówieśnikami księża i świeccy.

Jak budować relację przyjacielską z uczniami, stojąc przy tablicy z dziennikiem w ręku?

Najpierw buduję swój szacunek. To pierwszy krok – konieczny, by stawiać następne. Wielu młodych ludzi, których uczę, znam też z wyjazdów pozaszkolnych. W duszpasterstwie parafialnym oni nie mówią do mnie na „pan”, ale w szkole tego wymagam. Obok budowania szacunku szukam też z uczniami wspólnej płaszczyzny zainteresowań czy wspólnych tematów, wśród których na pierwszym miejscu stawiam wiarę. Chcę stawać się dla nich świadkiem. Dlatego pokazuję im, że nad sobą pracuję, że sam staram się być dobrym człowiekiem. Zwłaszcza teraz, po zwycięstwie w plebiscycie, mówię im wprost, że to nie oznacza, że jestem lepszy od innych katechetów. Wygrałem z ludźmi, którzy na pewno prowadzą kapitalne lekcje, a wygrałem, bo mam tylu uczniów, którzy chcieli na mnie zagłosować i zachęcili do tego znajomych.

Zatem buduje Pan szacunek i daje świadectwo wiary. A jak dalej rozwija się ta relacja?

Zapraszam młodych do czegoś wspólnego poza szkołą, m.in. na wyjazdy w ramach Duszpasterstwa Oleskiej Młodzieży, którym kieruje ks. Łukasz Żaba. W młodości starsi koledzy byli dla mnie przykładem tego, jakim chcę stać się mężczyzną, i teraz taki przykład chcę dawać swoim wychowankom. Wyzwaniem jest być z drugim człowiekiem, towarzyszyć mu. Sam do Kościoła nie przyszedłem za Panem Jezusem, ale za dziewczyną. A nawróciłem się dzięki konkretnemu człowiekowi, który ze mną usiadł i opowiedział mi, jak czuje obecność Boga, jak z Nim rozmawia. Ja miałem z takimi prostymi rzeczami problem. Dlatego chcę być dla młodych świadkiem. Wielkim skarbem jest dla mnie to, że żona doskonale rozumie tę potrzebę. Nawet w czasie wakacji na jeden z takich wyjazdów pojedzie ze mną i z naszą córeczką Sarą. Zdrowe podejście do katechezy jest związane z poświęceniem. Może to, co powiem, będzie kontrowersyjne, ale nie boję wyprowadzenia katechezy ze szkoły. Myślę, że wtedy prawdopodobnie okazałoby się, kto naprawdę chce pracować z młodymi, a kto chce tylko zarabiać pieniądze.

Dlaczego został Pan katechetą?

W młodości przez myśl nie przeszło mi, że zostanę katechetą. Po maturze wyjechałem na studia ścisłe do Niemiec. Tam też podjąłem pierwszą pracę. Pracowałem m.in. na tokarce. Po 2 latach przerwałem studia i pracę. Wróciłem do Polski ze względu na sprawy rodzinne. Decyzję o teologii podjąłem w rozmowach z moim przyjacielem ks. Romanem Smolarzem i ojcem duchowym ks. Damianem Cebullą. Jeden z nich zapytał mnie wprost, czy chciałbym być księdzem. Zgłosiłem się do seminarium, mając długie włosy i nosząc glany. Po 2 tygodniach od zdanych egzaminów doszło do mnie, że to nie jest droga dla mnie. Wtedy ksiądz rektor Joachim Waloszek powiedział mi, że z testu psychologicznego wynika, że byłbym świetnym nauczycielem. Nie wyobrażałem sobie tego, uważałem, że nie nadaję się do szkoły. Ale studia teologiczne okazały się dobrą decyzją. Po ich ukończeniu nie od razu miałem pracę, dlatego na rok wróciłem za granicę. Później dostałem propozycję rocznego zastępstwa w Zespole Szkół Zawodowych w Oleśnie, w szkole, której jestem absolwentem. To zastępstwo spowodowało, że katechetą jestem do dziś.

Z wypowiedzi uczniów wynika, że często sięga Pan po gitarę? Dlaczego?

Gitara to moja trzecia miłość, po żonie i córce. Gra na gitarze to mój sposób wyrażania emocji, to moja modlitwa. Jak gram z chłopakami z diakonii muzycznej Odnowy w Duchu Świętym, to są takie momenty, kiedy już nie modlimy się słowami, ale czuję, że nasze muzykowanie jest modlitwą. Pan Bóg dał mi talent, który jest niesamowitą pomocą w katechezie.

Jak wygląda lekcja religii?

Na początku i na końcu jest modlitwa, często śpiewana. Rozmawiam z młodymi, pytam ich o ich samopoczucie, o to, co robili, jak przeżyli święta. Jeżeli temat katechezy jest trudny, to przechodzę do konfrontacji. Stawiam przed uczniami problem i zapraszam ich do rozmowy, do wspólnego wypracowania rozwiązania. Wiem, że trzeba znać uczniów, ich rodziny, parafie. Trzeba wiedzieć, co się dzieje w ich codzienności. Bo Jezus zawsze przychodzi do konkretnego człowieka i pyta o jego sprawy, radości, smutki. Katecheta musi postępować tak samo. Często zdarza się, że klasy mają dwie lekcje religii pod rząd. By skupić uwagę młodych, często wychodzę z nimi ze szkoły. Idziemy do kościoła czy w miejsce związane z kultem. Ale nawet jeśli idziemy do parku, to zabieram cały zasób materiałów, które wykorzystuję do przeprowadzenia katechezy. Zabieram gitarę, by wspólnie się pomodlić. Zabieram książkę, którą ostatnio przeczytałem i o której chcę pogadać z uczniami. Zabieram Pismo Święte. Ważne jest również, żeby wchodzić w przestrzeń internetową: Facebook, WhatsApp. To są kapitalne miejsca zarówno dla ewangelizacji, jak i katechizacji. Młodzi po prostu tam są. A skoro Chrystus przyszedł w konkretną rzeczywistość, to i my musimy tak samo jak Pan Jezus wchodzić w konkretne, współczesne realia.