Ja - człowiek, chrześcijanin, Polak

Dokładnie w tej kolejności. Inaczej wszystko nam się pokiełbasi.

Ja - człowiek, chrześcijanin, Polak

To świetny dokument. Tak brzmi moja opinia o opublikowanym parę dni temu przez polskich biskupów dokumencie „Chrześcijański kształt patriotyzmu”. Wielopłaszczyznowy w spojrzeniu na sprawę, a jednocześnie bardzo konkretny. Tych parę dni temu – jak wyjaśniła to już we wczorajszym komentarzu Joanna Kociszewska – jego publikację przyćmiły nam w redakcji wydarzenia związane z papieską pielgrzymką do Egiptu. Teraz jesteśmy w samym środku świąt początku maja. Dziś święto flagi, jutro Królowej Polski i wspomnienie trzeciomajowej konstytucji. To bardzo dobry czas by mówić o patriotyzmie. I dorzucić do tematu swoje trzy grosze.

Grosz pierwszy (;-)). Bardzo ważnym wydaje mi się zawarte w dokumencie przypomnienie, że dla chrześcijan ojczyzną jest niebo. Patriotyzm w wymiarze ziemskim jest zaś po prostu praktycznym wymiarem miłości bliźniego. Tak, dla chrześcijanina jego naród nigdy nie może być ważniejszy niż królestwo Boże. I wcale nie jest to wezwanie do nielojalności wobec swojego kraju. „Prawdziwy patriota – mówił Jan Paweł II, a przypomnieli w dokumencie biskupi – nie zabiega nigdy o dobro własnego narodu kosztem innych. To bowiem przyniosłoby ostatecznie szkody także jego własnemu krajowi, prowadząc do negatywnych konsekwencji zarówno dla napastnika, jak i dla ofiary”.

Grosz drugi. Pozwolę sobie znów zacytować fragment dokumentu. „Patriotyzm różni się więc od ideologii nacjonalizmu, która ponad żywe, codzienne relacje z konkretnymi ludźmi, w rodzinie, w szkole, w pracy czy miejscu zamieszkania, przedkłada, często nacechowane niechęcią wobec obcych, sztywne diagnozy i programy polityczne. Różnorodność zaś kulturową, regionalną czy polityczną usiłuje zmieścić w jednolitym i uproszczonym schemacie ideologicznym”. Dlaczego zwracam na to uwagę? Dość często spotykam się ze stwierdzeniami w stylu „prawdziwy Polak, to...”. Niestety, bardzo często nie mieszczę się w zasadach wyznaczanych przez owo stwierdzenie. I pewnie dlatego że jestem ze Śląska nie bardzo odnajduje się w gloryfikowaniu wszystkiego co niby polskie, a podejrzliwym patrzeniu na to, co polskie nie jest. „Polak z rodowodem” może jest i łatwiejszą do przyjęcia konstrukcją myślową, ale nie wolno zapominać – jak to przypomnieli biskupi – że Polsce dobrze przysłużyło się też wielu takich, którzy owych rodowodów nie mieli. Nie rozumiem więc panicznego strachu przed wszystkim, co obce. Powinniśmy się bać raczej tego co złe, prawda? Niezależnie od tego, czy jest obcym czy rodzimym wynalazkiem.

Grosz trzeci...  Znów zacytuję. „Pierwszym krokiem, który w tej patriotycznej posłudze trzeba uczynić, jest refleksja nad językiem jakim opisujemy naszą ojczyznę, współobywateli i nas samych. Wszędzie bowiem, w rozmowach prywatnych, w wystąpieniach oficjalnych, w debatach, w mediach tradycyjnych i społecznościowych obowiązuje nas przykazanie miłości bliźniego. Dlatego miarą chrześcijańskiej i patriotycznej wrażliwości staje się dziś wyrażanie własnych opinii oraz przekonań z szacunkiem dla – także inaczej myślących – współobywateli, w duchu życzliwości i odpowiedzialności, bez uproszczeń i krzywdzących porównań”.

Komentarz? Chyba nie trzeba. To wyraźny sprzeciw wobec „potopu” słownej agresji, jaki w ostatnich latach zalał nasz kraj. Przypomnienie, że przykazanie miłości bliźniego obowiązuje chrześcijanina w każdej bez wyjątku sytuacji, także gdy chodzi o dyskusje dotyczące katastrofy smoleńskiej czy bieżącej polityki  wydaje mi się arcyważne. I dobrze, że te słowa padły. Bo niestety, czasem takie złe słowa padały nawet z ambon.

Tak, „Chrześcijański kształt patriotyzmu” to bardzo ważny dokument. Tyle że trzeba jeszcze wskazania biskupów wziąć sobie do serca. I nie dyspensować się od podanych w nim wskazań w imię żadnych, nawet najważniejszy spraw.