Pasterz w jądrze ciemności

Jakub Jałowiczor

publikacja 04.05.2017 06:00

Do dziś nie beatyfikowano ani jednego męczennika urodzonego w Stanach Zjednoczonych. We wrześniu na ołtarze trafi jednak ksiądz, który wrócił na misję, choć znajdował się na liście celów szwadronów śmierci.

Dekret stwierdzający męczeństwo ks. Stanleya Rothera papież Franciszek podpisał w ubiegłym roku. Archdiocese of Oklahoma City Dekret stwierdzający męczeństwo ks. Stanleya Rothera papież Franciszek podpisał w ubiegłym roku.

Ksiądz Stanley Rother wiedział, że jest przeznaczony na śmierć. Od pewnego czasu ludzie z jego parafii znikali bez śladu. Gdy pojechał do swoich rodzinnych Stanów Zjednoczonych, zachęcano go, żeby został. – Pasterz nie może uciekać na pierwszy sygnał o zagrożeniu – odpowiedział. Wrócił do Gwatemali i zginął.

Front zimnej wojny

Stanley Rother nie był pierwszą ani ostatnią ofiarą wojny domowej rozdzierającej Gwatemalę. W trwającym od 1960 do 1996 r. konflikcie zginęło łącznie 200 tys. ludzi. Majowie, rdzenna ludność tego środkowoamerykańskiego państwa, od zawsze byli dyskryminowani przez władze. Po zakończeniu II wojny światowej zaczęli stopniowo domagać się coraz większych praw. Amerykanie mający w Gwatemali wpływy i interesy (dotyczące głównie handlu owocami) obawiali się infiltracji indiańskich ruchów przez komunistów. Wspierali zatem miejscowe reżimy, które w brutalny sposób rozprawiały się z rdzenną ludnością. Początkiem wojny stał się nieudany pucz lewicowych oficerów. Później przez lata dochodziło do zamachów stanu i starć. Po jednej stronie walczyła lewicowa partyzantka, po drugiej armia, ale też wysyłane przez wojskowy rząd organizacje paramilitarne i szwadrony śmierci. Ludność wiejska ucierpiała najbardziej w latach 1981–1982. Uznawana za naturalne zaplecze rebeliantów, była bezlitośnie pacyfikowana. To właśnie wśród niej mieszkał amerykański ksiądz.

Rolnik zostaje księdzem

Urodził się w 1935 r. w Oklahomie, w rodzinie pochodzących z Niemiec rolników Franza i Gertrude Rotherów. Na chrzcie dostał imię po ojcu, ale nazywano go Stanleyem. Średniego wzrostu, zdrowy i silny, mógłby przejąć farmę po rodzicach. Pociągnął go jednak przykład księży, których spotykał w swojej rodzinnej parafii. Po skończeniu liceum poszedł do Seminarium Wniebowstąpienia w San Antonio w Teksasie. Okazało się, że nauka nie jest jego mocną stroną. Podczas studiów zawalał kolejne przedmioty. Po blisko 6 latach przełożeni zasugerowali mu, żeby wracał do domu. Był to cios dla przekonanego o swoim powołaniu Rothera. Jedna z jego nauczycielek, s. Clarissa Tenbrick, przypomniała mu, że św. Jan Maria Vianney też był wyrzucany z seminarium, bo nie dawał sobie rady z nauką. Stanleyowi udało się porozmawiać z bp. Victorem Reedem z Maryland. Ten przyjął go w seminarium u siebie, a w 1963 r. wyświęcił Stanleya Rothera na księdza diecezji w Oklahoma City.

Gringo wśród dzikich plemion

Młody ksiądz spędził w parafii w Oklahomie 5 lat. W tym czasie jego diecezja rozpoczynała misję w Santiago Atitlán w Gwatemali. W ten sposób odpowiadała na prośbę papieża Jana XXIII, który kilka lat wcześniej wezwał kościół ze Stanów Zjednoczonych do pomocy w ewangelizacji Ameryki Środkowej. W 1968 r. ks. Stanley Rother zaakceptował zaproszenie do pracy w Santiago. Spędził tam, jak się okazało, ostatnie 13 lat życia.

„Miasto w Gwatemali, w departamencie Sololá. Leży nad brzegiem jeziora Atitlán, pomiędzy dwoma wulkanami Tolimán (3144 m n.p.m.) i San Pedro (3020 m n.p.m.). Przemysł spożywczy, włókienniczy” – tyle na temat Santiago Atitlán mówi polska Wikipedia. Ten opis niezupełnie oddaje warunki, w jakich znalazł się wychowany w USA kapłan.

Region Sololá jest położony na wysokości ponad 2 tys. m n.p.m., czyli wyżej niż spora część Tatr. Niemal cały jest górzysty i lesisty. Jezioro, o którym wspomina Wikipedia, ma 130 km kwadratowych. Klimat jest, jak na tę część globu, dość chłodny. Temperatura może spaść do 9 st. C, a od czerwca do września trwa pora deszczowa. Ludność wyznaje katolicyzm, ale nie przeszkadza jej to czcić duchów przodków czy istoty nazywanej władcą świata. Oprócz księży są tu obecni szamani. W niedużych miastach można znaleźć piękne budynki z czasów kolonialnych. Ksiądz Stanley trafił jednak na wieś. Jego parafianami byli należący do Majów Indianie Tz’utujil. Ubodzy, bez dostępu do edukacji, przede wszystkim jednak mówiący językiem uznawanym za jeden z najtrudniejszych na świecie. Jako że imię Stanley nie miało tutejszego odpowiednika, amerykańskiego księdza nazywano padre Francisco.

Biały rudobrody ksiądz rozpoczął posługę wśród rdzennych Gwatemalczyków. Tłumaczył na język tz’utujil Pismo Święte. Oprócz wykonywania kapłańskich czynności pomagał Indianom w codziennym życiu. Założył z nimi spółdzielnię rolniczą. Zbudował szkołę i szpital. Uruchomił pierwszą katolicką rozgłośnię radiową, dzięki której mógł docierać z katechezami do odległych wiosek. Pomagał przy pracach w polu. Był wzywany, kiedy zepsuła się ciężarówka. Dzieci go uwielbiały. Zachowało się mnóstwo zdjęć pokazujących padre Francisco wśród indiańskich maluchów. Po pewnym czasie inni księża opuścili misję. Od 1975 r. kapłan z Oklahomy posługiwał w Santiago Atitlán sam.

Uderz pasterza

Tymczasem w kraju narastała fala przemocy. Na wsiach dochodziło do zabójstw hiszpańskich księży, a o sprawstwo podejrzewano powszechnie siły prorządowe. W styczniu 1980 r. indiańscy aktywiści zajęli ambasadę Hiszpanii, na której pomoc liczyli. Pomimo protestów przedstawiciela Madrytu gwatemalska policja wtargnęła na teren ambasady. Przy użyciu fosforu spalono budynek razem z 36 znajdującymi się wewnątrz Indianami. Od tego momentu wojna przybrała na sile. Także w parafii ks. Rothera ludzie zaczęli znikać bez śladu. Wiadomo było, że to sprawka szwadronów śmierci. „Rzeczywistość jest taka, że jesteśmy w niebezpieczeństwie – pisał kapłan do wiernych z Oklahomy w liście wysłanym z okazji Bożego Narodzenia. – Ale nie wiemy, kiedy i jakich represji dopuści się rząd wobec Kościoła. (...) Nie jestem jeszcze gotowy, żeby odejść, (...) ale jeśli moim przeznaczeniem jest oddać tu życie, to niech tak będzie. (...) Nie chcę zdezerterować od tych ludzi”.

Mocnych słów użył na zakończenie listu. „Pasterz nie może uciekać na pierwszy sygnał o zagrożeniu. Módlcie się, żebyśmy mogli być znakiem miłości Chrystusa dla tych ludzi, żeby nasza obecność między nimi ich wzmacniała w znoszeniu tych cierpień przygotowujących na nadejście Królestwa” – napisał.

Niedługo potem, w styczniu 1981 r., proboszcz z Santiago Atitlán znalazł się na liście osób przeznaczonych do likwidacji. Gdy się o tym dowiedział, wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Spędził tam kilka miesięcy. Choć zagrożenie nie minęło, wrócił do Indian, aby spędzić z nimi Wielkanoc. Trzej zamaskowani zabójcy przyszli 28 lipca o 1.30 w nocy. Ksiądz Rother stawił opór, ale nie wzywał pomocy, nie chcąc narażać kolejnych osób. Po 15 minutach został zastrzelony na miejscu.

Wojna w Gwatemali trwała jeszcze długo. Oprócz ks. Rothera w 1981 r. zginęło 9 innych kapłanów. W 1983 r. papież Jan Paweł II publicznie zażądał od reżimu zaprzestania prześladowań Indian. Proces pokojowy rozpoczął się w 1987 r., gdy do władzy doszli cywile. Trwał blisko dekadę.

Proces beatyfikacyjny ks. Stan­leya Rothera prowadzony był w diecezji w Oklahomie. W 2016 r. papież Franciszek podpisał dekret stwierdzający męczeństwo amerykańskiego księdza. W marcu 2017 r. ogłoszono, że bea­tyfikacja pierwszego męczennika urodzonego w USA odbędzie się 23 września w Oklahoma City.