Edukacja i Ewangelia

Miłosz Kluba

publikacja 05.04.2017 06:00

O „drażnieniu” innych chrześcijańską tożsamością i szansie dla wychowanków przedszkoli katolickich mówi abp Marek Jędraszewski, metropolita krakowski i członek Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski.

– Chodzi o to, by w szkole katolickiej znaczące miejsce zajmowało to, co nazwałbym „autoprezentacją” czy ukazywaniem własnej, katolickiej tożsamości – mówi abp Marek Jędraszewski Henryk Przondziono /Foto Gość – Chodzi o to, by w szkole katolickiej znaczące miejsce zajmowało to, co nazwałbym „autoprezentacją” czy ukazywaniem własnej, katolickiej tożsamości – mówi abp Marek Jędraszewski

Miłosz Kluba: Jaką rolę mają do spełnienia szkoły katolickie? Nie chodzi przecież wyłącznie o zapewnienie dobrej edukacji.

Abp Marek Jędraszewski: Pojawia się bardzo ważne pytanie: co to znaczy „szkoła katolicka”? Czy chodzi w niej tylko o to, że śrubuje się tam wysoki poziom nauczania i osiąga się bardzo dobre wyniki, a ci, którzy taką szkołę kończą, otrzymują przepustkę na dalsze poziomy nauczania, czy – w przypadku uniwersytetów – do dobrej pracy? Zdajemy sobie sprawę, ze to zdecydowanie za mało. Chodzi o to, by w szkole katolickiej znaczące miejsce zajmowało to, co nazwałbym „autoprezentacją” czy ukazywaniem własnej, katolickiej tożsamości.

Profil szkoły czy też uczelni katolickiej musi wynikać z chrześcijańskiej tożsamości, z tego, jak Kościół rozumie człowieka i jego powołanie, jak rozumie życie społeczne kształtowane w duchu Ewangelii, rodzinę, małżeństwo. To trzeba przybliżać i głosić. Co zrobią z tym uczniowie i studenci, to kwestia ich wolności. Nie można jednak już na starcie sobie powiedzieć: „Żeby nikogo nie drażnić, to my otwarcie nie będziemy mówić, kim jesteśmy”. Dziś często się głosi, że takiej właśnie postawy „niedrażnienia” innych swoją chrześcijańską tożsamością wymaga tolerancja. Tymczasem jest to zakłamywanie siebie samego i zacieranie prawdy o sobie.

Drugi człowiek ma prawo wiedzieć, kim jestem, bo dopiero wtedy otwiera się przestrzeń dla uczciwego dialogu między nami. Jeżeli partnerzy dialogu zacierają własną tożsamość, z dialogu tworzą zwykłą grę pozorów. Dojść do takiego rozumienia szkoły katolickiej, która otwarcie mówi o własnej tożsamości – zwłaszcza w naszej części Europy, w Polsce – nie jest łatwo, ale jest to możliwe, a wręcz konieczne. Bez tego nie ma mowy o prawdziwej edukacji.

To zadanie tylko dla nauczycieli i dyrektorów czy także dla rodziców?

Udział rodziców w kształtowaniu programu szkoły, a zwłaszcza programu szkoły katolickiej powinien być bardzo duży i w pełni odpowiedzialny. Także rodzice są zobowiązani do tego, by otwarcie stawiać sobie i innym pytanie, czy szkoła, do której uczęszczają ich dzieci, rzeczywiście realizuje program edukacyjny zgodny z chrześcijańską antropologią. Co więcej, na miarę swoich możliwości i osobistego przygotowania powinni dbać o to, aby ten program wzbogacał się o coraz to nowe, prawdziwie inspirujące elementy. Dla mnie pozostaje otwarte także pytanie, jak katolickość jest realizowana w szkołach noszących imię Jana Pawła II. Wiemy, że w Polsce jest ich bardzo dużo. To imię zobowiązuje do bardzo konkretnej antropologii i pedagogiki.

W jakiej sytuacji szkoły katolickie znalazły się teraz, w przededniu reformy edukacji likwidującej gimnazja?

Pojawiła się możliwość, żeby przekształcić gimnazja katolickie w szkoły podstawowe. Uważam to, przy wszystkich trudnościach, także finansowych, za wielką szansę. Mówię to bardziej na podstawie sytuacji w diecezji łódzkiej. Tam było sporo przedszkoli katolickich, brakowało jednak szkół podstawowych. Przed rodzicami stawał problem, do jakiej szkoły posłać dzieci, które już wychodziły z przedszkoli. Dochodziło do pewnego wstrząsu, kiedy dzieci, wychowywane od najmłodszych lat w bardzo określonej atmosferze przedszkola katolickiego, trafiały do szkół, gdzie wartości chrześcijańskie, o których jest mowa w preambule ciągle obowiązującej Ustawy o oświacie, były w praktyce stawiane pod wielkim znakiem zapytania. Teraz ten problem przestanie istnieć, jeśli gimnazja katolickie staną się szkołami podstawowymi. Będą one naturalnym środowiskiem dla tych dzieci, które ukończyły katolickie przedszkola. Tutaj właśnie widzę szansę. Jak ona będzie wykorzystana, zwłaszcza w skali całej Polski, tego nie umiem powiedzieć.