Głód w wielkim mieście

Jacek Dziedzina

publikacja 02.04.2017 06:00

W Londynie kościoły nie dzielą się na puste i pełne. W Londynie kościoły dzielą się na te, które nie robią kursów ALPHA, i te, które nie nadążają z ich organizacją.

W czasie gdy pół Londynu bawi się w klubach Soho, w anglikańskim kościele Holy Trinity Brompton od śpiewów uwielbienia zaczyna się kurs ALPHA. Roman Koszowski W czasie gdy pół Londynu bawi się w klubach Soho, w anglikańskim kościele Holy Trinity Brompton od śpiewów uwielbienia zaczyna się kurs ALPHA.

Jak zebrać 600–800 osób w kościele w środowy wieczór przez 10 tygodni z rzędu (powtarzając cykl 3 razy w roku), gdy pół Londynu bawi się w pubach i klubach dzielnicy Soho, część okupuje liczne teatry muzyczne, a w dzielnicy City do późna palą się światła w siedzibach międzynarodowych instytucji finansowych? Jak przyciągnąć 4500 ludzi do jednego kościoła w każdą niedzielę w mieście, które odsypia gorączkę sobotniej nocy, a wizytę w świątyni traktuje jako ostatnią rzecz, którą można w tym dniu zrobić? Odpowiedź ma 5 liter: ALPHA.

Najskuteczniejsza dziś metoda ewangelizacji zrodziła się w londyńskiej parafii anglikańskiej. W samym centrum świata, który dokonał radosnej apostazji, we wspólnocie wyznaniowej dotkniętej największym kryzysem w jednym kościele zapaliła się lampka, która do dziś oświetliła drogę prawie 30 mln ludzi w blisko 170 krajach na świecie z niemal wszystkich wyznań chrześcijańskich. Kościół Holy Trinity Brompton w londyńskim Kensington nie tylko przyciąga sławą kolebki Alfy i osobą jej współtwórcy, pastora Nicky’ego Gumbela. Promieniuje również na inne kościoły w Londynie i w całej Wielkiej Brytanii, które przed zamknięciem chroniła dotąd tylko obecność garstki ocalonych (ewentualnie chrześcijańskich imigrantów). Brytyjski „Daily Mail” w 1998 roku ogłosił „powtórne nawrócenie Anglii” za sprawą Alfy. Fenomen kursów pokazuje, że głód Boga i wspólnoty na ziemi niemal doszczętnie wyrugowanej z wiary jest ogromny.

Kościół jest relacją

– Co robią młodzi ludzie wieczorami? Idą coś zjeść, oglądają film i rozmawiają. To samo robimy na kursach. W sercu tego przedsięwzięcia jest doświadczenie Boga – mówi Nicky Gumbel. Spotykamy się w jego domu, na „probostwie” nieopodal kościoła HTB w Londynie. Rozkład zajęć pastora jest tak napięty, że umówienie spotkania zajęło nam parę ładnych miesięcy. To jego twarz i jego błyskotliwe, pełne humoru oraz przykładów z życia, ale przede wszystkim głęboko biblijne nauczanie znają na całym świecie uczestnicy kursów ALPHA, które korzystają z jego konferencji nagranych w HTB (niektóre korzystają ze swoich lokalnych mówców). Również nad Wisłą ta twarz, zupełnie nieobecna w mediach, tysiącom ludzi kojarzy się z drogą wiary, która zaczęła się przy stole w grupie, przy dobrej kolacji, kawie i ciastku podczas kursów.

Kluczowe są relacje, coś, czego ci ludzie często nie wynoszą z rodzin, ale też nie znają ze swoich kościołów. – To absolutnie podstawowa rzecz. Wspólnota. Ludzie szukają wspólnoty – potwierdza Nicky. – Można mieć ją w szkole, na uniwersytecie, w niektórych miejscach pracy, ale wielu ludzi nie ma żadnej wspólnoty. Żadnej. Nie rozmawiają nawet z sąsiadami. Są głodni relacji. I na Alfie często nawiązują najgłębsze relacje, jakich kiedykolwiek mogli doświadczyć. To nie jest tak, że najpierw stają się wierzącymi, a następnie włączają się do Kościoła. Oni poznają Kościół podczas Alfy i w Kościele właśnie odnajdują Jezusa – dodaje.

Najlepsza sukienka

W centrali ALPHA International przy Cromwell Road w londyńskim Kensington spotykamy się z osobami koordynującymi działanie kursów na całym świecie. Pracują tu wspólnie anglikanie, katolicy i protestanci. Emily Emmanuel odpowiada za anglikańskie edycje Alfy w Europie i na Bliskim Wschodzie. Sama przeszła wiele, zanim uwierzyła w Chrystusa.

Urodziła się w USA w Los Angeles. Jej ojciec jest amerykańskim Żydem, ale, jak mówi, niepraktykującym i niewierzącym. Matka, w połowie Angielka, w połowie Walijka, była ochrzczona, ale również uważa się za niewierzącą.

– Rodzice rozeszli się, gdy miałam 3 lata. Mama wróciła ze mną do Wielkiej Brytanii, więc dorastałam tutaj. Tylko moja babcia ze strony mamy była bardzo mocno wierzącą osobą, modliła się za mnie przez całe lata. Na studiach byłam bardzo zbuntowana. Alkohol, narkotyki i wszystkie możliwe złe rzeczy, które można sobie wyobrazić. Byłam też mocno zbuntowana przeciwko swojemu żydowskiemu pochodzeniu. Do tego zerwałam z chłopakiem, który bardzo mnie zranił. Szukałam sposobu, żeby się uwolnić od tego zranienia, chciałam mu przebaczyć. W internecie znalazłam stronę kościoła Holy Trinity Brompton. Włożyłam swoją najlepszą sukienkę i poszłam na nabożeństwo na 18.30 dla 20–30-latków. Nie było żadnego miejsca, żeby usiąść. Musiałam siedzieć na podłodze. I nagle poczułam w sercu coś, czego zawsze pragnęłam, ale nie miałam pojęcia, jak to dostać. Czułam, że chcę nawiązać relację z Bogiem, ale nie wiedziałam, jak to zrobić.

Wtedy usłyszałam o kursach ALPHA. Zabrałam ze sobą swoją koleżankę, towarzyszkę imprez – katoliczkę, ale zupełnie niereligijną. Podczas weekendu ALPHA (w połowie kursu) był czas na modlitwę. Lider mojej grupy zapytał, czy mam jakąś szczególną intencję, w której mają się za mnie modlić. Wcześniej, gdy pytano mnie o to, odpowiadałam: módlcie się za moje zranione serce, żeby wrócił do mnie mój chłopak itd. Ale tym razem powiedziałam: chciałabym poznać Jezusa. Gdy modlili się nade mną, zaczęłam płakać z radości, poczułam obecność Boga. Moje życie naprawdę zaczęło inaczej wyglądać. Pół roku później zostawiłam swoją pracę w domu mody. Wyjechałam na jakiś czas do Izraela, tam Bóg pokazał mi jeszcze więcej prawdy o mnie, odkryłam i zaakceptowałam moją tożsamość Żydówki. Czułam, jakbym zaczęła na nowo życie. A rok po moim kursie przyjęłam chrzest – opowiada Emily.

My nie z sekty

Jak to możliwe, że w Londynie udaje się zaprosić do jednego kościoła kilkaset osób na „tajemniczy” kurs? – Prowadzimy zawsze bardzo intensywną kampanię w mediach, na billboardach, na przystankach autobusowych, na portalach społecznościowych – tłumaczy Steve, prowadzący z żoną jedną z grup. Ma też duże doświadczenie w organizacji kursów ALPHA w angielskich więzieniach. – Robimy to w prawie 60 zakładach karnych, skazani przechodzą tam prawdziwą przemianę. To też odbija się później echem, ludzie szukają w internecie informacji o HTB, w którym wszystko się zaczęło – dodaje. Ale szeroka kampania promocyjna to tylko jeden z „haczyków”. – Mamy ok. 4500 ludzi przychodzących tu w każdą niedzielę. Jeśli każda osoba zaprosi jedną, a z tego jakaś część przyjdzie, to zrobią się tłumy – mówi Emily. – Ponadto ludzie przychodzą do HTB, bo słyszeli, że tutaj Alfa się zaczęła. Są zainteresowani, zabierają też swoich przyjaciół – mówi.

Zapraszanie gości jednak nie zawsze wygląda tak różowo. Michael Roche, odpowiedzialny za katolickie edycje kursu w Wielkiej Brytanii, widzi dwie zasadnicze trudności. – W katolickich parafiach w Wielkiej Brytanii – a podejrzewam, że w polskich jest podobnie – zapraszanie niewierzących znajomych, sąsiadów czy zupełnie obcych ludzi nie przychodzi nam naturalnie. Bo to coś, czego jako katolicy w zachodnim świecie właściwie nie robiliśmy przez bardzo długi czas. W efekcie kojarzy się to z jakąś sekciarską działalnością – mówi ­Michael. – Po drugie, nierzadko sami ochrzczeni potrzebują najpierw ewangelizacji, zanim zaproszą innych. Wielu pyta nas: dlaczego miałbym kogoś zapraszać, dlaczego nie mam zachować swojej wiary dla siebie? Ci, którzy są zewangelizowani, w sposób naturalny zapraszają innych. W mojej parafii w północno-zachodnim Londynie zaproponowaliśmy, żeby każdy zaczął modlić się za trzy osoby, które chciałby zobaczyć w kościele. Po paru tygodniach modlitwy wszyscy mieli te trzy osoby zaprosić. Jedna młoda matka, która wcześniej sama nie była w kościele od 20 lat, zaprosiła pięciu sąsiadów. Przywoziła ich i odwoziła co tydzień – mówi Michael. Dziś w jego parafii również – podobnie jak w anglikańskim HTB – odbywają się trzy edycje kursu rocznie.

„Postać religijna”

Nicky Gumbel podkreśla, że ma silne wsparcie ze strony biskupów anglikańskich. Na czele z arcybiskupem Canterbury, Justinem Welbym, który był członkiem parafii HTB i prowadził kursy ALPHA przez 20 lat, był tu nawet znany jako Mr. Alpha. Pionierzy Alfy czują także duże wsparcie ze strony wielu biskupów katolickich, w samej Wielkiej Brytanii i w innych krajach. Na ostatnim kongresie ALPHA w Londynie gośćmi byli m.in. kard. Christoph Schönborn z Wiednia i o. Raniero Cantalamessa, wieloletni kaznodzieja Domu Papieskiego, którego zdanie: „To, co nas łączy, jest większe od tego, co nas dzieli” jest często cytowane przez pastora Gumbela. – Myślę, że jesteśmy świadkami nowego poruszenia przez Ducha Świętego w tym kraju – mówi. – Na około 30 tys. kościołów w Wielkiej Brytanii w ponad połowie z nich odbyły się kursy ALPHA. Tylko w tym momencie ponad 9 tys. kościołów je organizuje – dodaje.

On sam nie prowadzi już, jak dawniej, wszystkich 10 spotkań w HTB. Tylko jedno, w czasie kursu, plus nauczanie podczas weekendu ALPHA. Prowadzi jednak nadal grupy w czasie kursu. Gdy większość stolików kończy swoje spotkania, Nicky i jego żona Pippa długo jeszcze zostają i rozmawiają z uczestnikami. Widzę, jak z nieukrywanym zainteresowaniem słucha chłopaka pokazującego mu swoje tatuaże.

Człowiek, który mógł być wziętym londyńskim adwokatem, poświęcił się bez reszty głoszeniu ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Jezusa. Mamy szczęście, bo akurat w czasie naszego pobytu w Londynie słuchamy jego jedynego w bieżącej edycji nauczania. Mówi o Biblii. – Jak to możliwe, że jej autorem jest w 100 proc. Bóg, skoro wiemy, że jest w 100 proc. napisana przez konkretnych ludzi? – rzuca pytanie. I odpowiada: – Christopher Wren zaprojektował katedrę św. Pawła w Londynie. Nazywają go budowniczym tej świątyni, chociaż on sam nie położył tam ani jednej cegły. Zrobiły to setki robotników, za którymi jednak stał jeden umysł, jeden architekt, jedna inspiracja. Tak samo jest z Biblią – mówi przy całkowitej ciszy w kościele.

Uczestnicy są już po wspólnej kolacji, czeka ich jeszcze kawa i ciastko. Ale prawdziwy głód – widzę po reakcjach – zaspokajają słowa Nicky’ego, który obficie cytuje i objaśnia Biblię.

Dzień wcześniej opowiadam mu o zdarzeniu sprzed paru godzin. Zanim spotkaliśmy się z dyrektorami w centrali ALPHA, weszliśmy do sąsiadującej z nią przez ścianę kafejki. Właściciel nawet nie wiedział, że wiszący na ścianie obraz przedstawia Jezusa Zmartwychwstałego (trochę „udziwnionego” przez zielone buty na nogach). Zdziwiony (bardziej niż ja?) wyszukał obraz w internecie, porównał ze swoim i wrócił do mnie z zapewnieniem, że nie miał pojęcia, że to „postać religijna”. Po chwili mówię o tym za ścianą międzynarodowym koordynatorom ALPHA. I że warto sąsiada zaprosić na kurs. W domu Nicky’ego zaś pytam, jak to możliwe, że pewne symbole, kody kulturowe są dla niektórych zupełnie obce.

– Mnie to w ogóle nie dziwi – odpowiada. – Mamy na kursie ludzi, którzy nigdy nie słyszeli, że Jezus umarł na krzyżu. Poziom niewiedzy religijnej i braku świadomości dotyczącej najbardziej podstawowych zagadnień chrześcijańskich jest w Wielkiej Brytanii ogromny – mówi współtwórca Alfy.

Dziewczyny z centrali obiecały, że właściciela kafejki zaproszą na kurs...