Miłość za cenę życia

Agnieszka Gieroba

publikacja 03.04.2017 03:30

„Pragnę być świętym kapłanem. Muszę być świętym kapłanem! Na większą chwałę Chrystusa i Maryi i na pożytek bliźnich!” – zapisał ks. Stanisław Zieliński w notatkach z rekolekcji. Jego życie i męczeńska śmierć to dla wielu ludzi spełnienie marzeń młodego księdza o świętości.

Pamiątkowe zdjęcie z grupą dzieci, które ks. Stanisław katechizował Reprodukcje Agnieszka Gieroba /Foto Gość Pamiątkowe zdjęcie z grupą dzieci, które ks. Stanisław katechizował

Marta Nowak historię ks. Stanisława Zielińskiego zna od swojej babci Wandy, która była jedną z jego uczennic.

– Musiał to być niezwykły człowiek, skoro na młodej dziewczynie, która miała wtedy 12 lat, zrobił takie wrażenie. Babcia wspominała, że wszystkie dzieci w Kraśniku garnęły się do niego. Miał w sobie tyle ciepła i potrafił w tamtych bardzo trudnych czasach dawać ludziom otuchę – opowiada pani Marta. Dziś cała jej rodzina, gdy ma jakieś trudności, prosi o pomoc i wstawiennictwo ks. Zielińskiego.

– Tego też nauczyła mnie babcia, która była przekonana o świętości ks. Stanisława – żeby zwracać się do niego o pomoc. Tak robimy i zawsze otrzymujemy rozwiązanie sprawy, którą mu polecamy – mówi. Takich rodzin w Kraśniku jest więcej. Kilka lat temu w mieście powstało Bractwo ks. Stanisława Zielińskiego, które podejmuje działania zmierzające do beatyfikacji kapłana. O tym, jak ważna to postać w Kraśniku, świadczą też coroczne uroczystości w rocznicę jego śmierci. Uczestniczą w nich nie tylko wierni kraśnickich parafii, ale i lokalne władze.

Kocham ich więcej niż wszystkich

„Od dzieciństwa miałem wiele serca dla biednych i cierpiących. I najwyższym moim ideałem było i jest – poświęcić się dla nich całkowicie, nieść im pociechę, ukojenie, pomoc. Jeżeli Bóg mi pozwoli zostać kapłanem, pójdę do nich. Ukażę, że są mi specjalnie drodzy, że ich kocham więcej niż wszystkich innych” –  zanotował kleryk Stanisław Zieliński podczas rekolekcji przed subdiakonatem. Pan Bóg pozwolił mu zostać kapłanem, posłał go do ludzi, których tak bardzo kochał. Ksiądz Zieliński zapłacił za to najwyższą cenę – cenę swojego życia.

Urodził się w 1911 r. w Pełczynie, w parafii Biskupice. Na kapłana został wyświęcony 20 czerwca 1937 roku. Po święceniach pracował jako wikariusz w Tarnogórze i Krzczonowie, a od 1941 r. w Kraśniku, gdzie został rektorem kościoła Ducha Świętego. W czasie okupacji stał się dla mieszkańców Kraśnika przewodnikiem, który nie bał się mówić o umiłowaniu ojczyzny, prawie do wolności i życia. Potrafił najbardziej opornych przekonać do wartości, które cenił, bo nie tylko odważnie o nich mówił, ale na co dzień nimi żył. Powszechnie znano jego dobroć i wrażliwość na potrzeby innych. Troszczył się o rodziny wielodzietne, wysiedleńców, których w Kraśniku nie brakowało, rodziny żydowskie. Namawiał innych, by włączali się do akcji wspierania potrzebujących.

Do tego był człowiekiem modlitwy. O różnych porach można go było spotkać klęczącego przed Najświętszym Sakramentem. Jego kazania i posługa w konfesjonale przyciągały do kościoła Ducha Świętego tłumy. – Już w poniedziałek miał naszkicowane kazanie, które głosił w niedzielę. Jednak nigdy z ambony nie czytał. Mówił to, co miał przemodlone i przemyślane. Podkreślał miłość Boga do człowieka, i to miłość silniejszą niż śmierć – wspomina s. Zofia Zdybicka, która była uczennicą ks. Zielińskiego.

Po stronie prawdy do końca

Musieli tego głosu nie tyle słuchać, ile podsłuchiwać przedstawiciele nowej ideologii. Zaczęły się wezwania do UB, przesłuchania, szantaże, groźby.

– Na początku marca 1945 r. przyszedł do naszego rodzinnego domu prosto z przesłuchania UB, by złożyć mojej mamie Helenie życzenia imieninowe. Był spokojny, ale jego twarz wyrażała wielkie cierpienie. Był głęboko przekonany, że nie może zmienić swoich poglądów ani zamilknąć, gdy prawda, dobro człowieka i Polski są zagrożone. Wtedy widziałam go po raz ostatni – wspomina s. Zdybicka.

Pani Danuta Obszańska mieszkała w tej samej kamienicy w Kraśniku, w której ks. Stanisław wynajmował mieszkanie. – 10 marca 1945 r. moi rodzice i brat już spali. Rozwiązywałam zadania, kiedy piętro wyżej w pokoju ks. Zielińskiego rozległy się hałasy, suwanie krzeseł i w końcu strzały. Spojrzałam na zegar – było po 21.00. Wszyscy się obudzili. Wiedzieliśmy, że stało się coś strasznego. Usłyszeliśmy, jak ktoś zbiega po schodach i ostry męski głos nakazuje, by nikt nie wychodził z domu. Mój brat jednak pobiegł do pokoju ks. Stanisława, gdzie zastał wszystko poprzewracane, a ks. Zieliński leżał martwy na podłodze – wspomina pani Danuta.

Ksiądz Stanisław Zieliński miał 33 lata. Sprawców morderstwa nigdy nie złapano i chyba nigdy ich nie szukano. Ślady zostały zatarte, a zbrodnia do dziś jest niewyjaśniona.