Wiosna, wróble i nadzieja

Ks. Tomasz Horak

I żadne „jakoś to będzie”. Bo będzie Boża wiosna, która wracała i wracać będzie nawet w czas trudny i straszny

Wiosna, wróble i nadzieja

Mój 632 felieton. Felieton jest oczywiście komentarzem – ale nie tu miejsce na roztrząsanie literackich gatunków. O czym można jeszcze napisać? Co skomentować. Przeglądnąłem przed chwilą kilka portali internetowych – od prawa do lewa. Niektórymi tematami już od dawna się odbija, jak po nieświeżej sałatce rybnej. Niektóre są nudne, inne namolne, wszystkie wyglądają na odzwierciedlenie toczącego się życia. Ale jakby powiedział Józek Tischner to gatunek „tyz prowda”. Wyszedłem przed drzwi, psa wpuścić, bo szczekał głośno. Jasne, jego ulubiony kot chciał wejść, pies wtedy robi za dzwonek. I to działa.

Na pobliskim modrzewiu drozd-śpiewak próbuje pierwsze tegoroczne melodie. Frazy krótkie, proste, nieco skrzekliwe, powtarzane tylko dwa razy i to bez kadencji. Początek sezonu, nie rozśpiewał się jeszcze. Przekrzykują go wróble i mazurki – porządkują gniazda. To znaczy najpierw walczą o lepszą kwaterę, a dopiero potem czyszczą, wyrzucają stare klamory. To jeszcze potrwa kilka dni. Potem jajka i spokojnie siedzieć, aż wykluje się nowe pokolenie.

Tak obserwuję ten zoologiczny świat i zaczyna mnie mierzić ludzki światek. W kółko to samo, tak często z uporem maniaka – i płytkie, i prymitywne, i powtarzane w kółko. Czasem obrzydliwe. Na tle tego błyśnie nieraz temat ważny, nawet głęboki – ale ginie w gąszczu chwastów. I nie każdy potrafi rozróżnić, co ważne i prawdziwe, a co miałkie i wykrzywione. A poza tym, jaki procent naszej populacji czyta te wszystkie (i ważne, i miałkie) komentarze, relacje, posty, doniesienia... Czyżby tym całym przemysłem informacyjno-dezinformacyjnym pasjonowała się mała grupka zapaleńców? I jeszcze mniejsza oszołomów? Elity oderwały się od narodu. Nie wiem, ale obawiam się tego. A poza tym – czy to są elity? Pewnie tak, ale... Nasze elity zostały wręcz unicestwione. Katyń, Lwów, Kraków, Syberia... Takich strat nie odbudowuje się w jedno stulecie, a i ono jeszcze nie minęło.

Tymczasem wróble i mazurki, drozdy i kosy, czaple i kruki przygotowują się na przyjęcie nowego pokolenia! Ludzkiego następstwa pokoleń prawie że nie ma. Miałem już 10 pogrzebów od początku roku, a urodził się i ochrzciłem tylko małego Kacpra. Jednego. Wiem, jedni okładają się twittami i postami, innym wiosna zgasła i niewiele ich obchodzi. Ale gdyby tak krzykacze i pieniacze wzięli się za organiczną pracę u podstaw... Mój Boże, cóż mi się marzy, takie niedzisiejsze hasła wypisuję. Ale przecież wiosna też niedzisiejsza. Od wieków ciągle ta sama w rocznych nawrotach. Ver erat aeternum, placidique tepentibus auris... Rozpędziłeś się, Horak, niewielu to zrozumie, a któż jeszcze Owidiusza wspomina. Choć pewnie warto.

Zawsze chciałem i starałem się być felietonistą nadziei. Czasem jest to tylko zaduma, czasem tęsknota za nadzieją. Ale przecież chrześcijanin to z natury rzeczy człowiek nadziei. Nawet wtedy, gdy bezmyślność otoczenia staje się beznadziejna. Idźcie na podwórko, do lasu, do parku i na skwerek przypatrzyć się wróblom i kotom. Potem powtórzcie słowa apostoła Pawła „nadzieja zawieść nie może”. I żadne „jakoś to będzie”. Bo będzie Boża wiosna, która wracała i wracać będzie nawet w czas trudny i straszny. Bo – druga część zdania św. Pawła – „miłość Boża rozlana jest w naszych sercach”.