Chcę wolnej niedzieli!

Skoro otwarte są sklepy, to czemu nie urzędy, szkoły, banki i sądy?

Chcę wolnej niedzieli!

To ważna informacja: polscy biskupi wsparli obywatelski projekt ograniczenia handlu w niedzielę. Ogromnej rzeszy Polaków dałoby to znów szansę, by tego dnia mogli oderwać się od codziennych obowiązków.  Co na to politycy?

„Niedziela jest Boża i nasza!” – słyszałem w czasach komunizmu i systemu czterobrygadowego w Piekarach Śląskich z ust ówczesnego biskupa katowickiego, Herberta Bednorza. Wtedy niedziele zabierali nam „oni”. „My” protestowaliśmy. Nie, nie dlatego, że ta niedziela potrzebna jest Bogu. Chcieliśmy wolnej niedzieli, by móc raz w tygodniu oderwać się od codzienności. By móc spotkać się z rodziną, znajomymi, coś poczytać, czy obejrzeć jakiś dobry film. No i móc myśli skierować też ku czemu innemu niż praca. Także ku Bogu i wieczności. „Oni” wiedzieli, że szlachetne ideały bledną wobec Mamony i możliwości kupowania w „giewexach”. Więc kupowali „naszych” specjalnymi niedzielnymi stawkami za pracę...

Potem na fali zachłyśnięcia się wolnością gospodarczą, lekceważąc Boże przykazanie i stawiając Mamonę ponad człowieka, sami zrezygnowaliśmy z wolnej niedzieli. Uwiedzeni pieniądzem daliśmy się kolejnym „onym” przekonać, że tak trzeba; że jeszcze jesteśmy za biedni i za mało produktywni, by z pracy w niedzielę zrezygnować....

Sęk w tym, że większość z nas z wolnej niedzieli korzysta. Nie pracują nauczyciele, nie pracuje armia urzędników, nie pracują banki, nie pracują sądy. I wiele firm. Pracować muszą sprzedawcy. Bo jaśnie panowie i jaśnie panie mają kaprys, by w niedzielę wybrać się do supermarketu. I dlatego wierzą w bajdurzenie o spadających zyskach, zwolnieniach i w ogóle gospodarczej klęsce.

Tak, bajdurzeniach. Przecież nie o mniejszą wydajność pracy chodzi, bo sklepy niczego nie produkują. Od niedzielnej pracy sprzedawcy nie przybędzie ani jednego traktora, metra drogi, piętra domu czy tony węgla. A że ludzie pieniędzy mają ile mają, nie ma też co się obawiać, że spadną wpływy z handlu. Przecież to nie jest tak, że w niedzielę uruchamia się jakiś sterowany przez Chińczyków czy kosmitów odkurzacz, wysysający zasoby z bankowych kont Polaków. Gdzieś te pieniądze ludzie przecież wydadzą. Jak nie w sklepie w niedzielę, to w tym czy innym sklepie w czwartek albo sobotę. Albo wydadzą na inne usługi. Stracić mogą konkretne, najchętniej odwiedzane w niedzielę sklepy. Ale czy to powód, by ogromną rzeszę Polaków i Polek traktować jak niewolników?

Tak, jak niewolników. Wybierający się niedzielę na zakupy sami przecież korzystają z dnia wolnego. Wiem, złośliwy jestem, ale... Jeśli to tak nieistotne, by niedziele była dniem wolnym od pracy, to może odbierzmy ją wszystkim? O ile mądrzejsze byłby dzieci, gdyby uczyły się nie 5, a 6 czy 7 dni w tygodniu? Ile spraw można by załatwić, papierów przełożyć i rekordów w bazach danych wypełnić w bankach czy urzędach, gdyby były one czynne też w niedziele? Może gdyby i sądy pracowały w niedzielę udałoby się przyspieszyć ich ślimacze tempo pracy? Która grupa zawodowa pierwsza na ochotnika do pracy w niedzielę? Dlaczego tylko sprzedawcy mają brać na swoje barki stan naszej gospodarki i wygodę obywateli?

Nie, nie chodzi o to, żeby było jak Kościół chce. Chodzi o to, by szanować drugiego człowieka. Inaczej to całe nasze gadanie o ludzkich prawach to pic na wodę i fotomontaż. O chrześcijaństwie już nawet nie mówiąc.